37
Pov Viviane
- Idź już - poganiam Aidena. - Pamiętaj, że masz powiedzieć, że straciłam przytomność i mnie tu przyniosłeś.
- Dobrze, tylko postaraj się by ci uwierzył, bo kilka dni które moglibyśmy by spędzić tylko razem brzmią bardzo kusząco - zbliża się do drzwi i na chwilę odwraca. - Pamiętaj, że cię kocham.
- Ja ciebie też - wychodzi, a na pocieram twarz dłońmi, muszę wyglądać na zmęczoną. Oby to wystarczyło.
Dopiero po jakichś dwudziestu minutach pojawiają się Harry i tata.
- Słońce Aiden powiedział mi, że się źle poczułaś - ojciec zbliża się do mnie. Styles na razie zachowuje pewną odległość. - Jeśli chcesz to możesz tu jeszcze trochę u mnie zostać. Zaopiekuje się tobą.
- Nie ma takiej potrzeby, wezmę Viviane ze sobą i zadbam o to by się lepiej poczuła - Kurwa, czemu on nie może sobie mnie odpuścić. Dużo bardziej wolałabym zostać w tym domu, z Aidenem gdy nie musielibyśmy niczego udawać.
- Tak dbasz o moje dziecko, że ona czuję się coraz gorzej, a nie raz ci mówiłem, że nie masz prawa dręczyć Vivi. A ty widocznie nic sobie z tego nie robisz. Dlatego zabieram ci na trochę moją córkę, będziesz mógł ją odzyskać dopiero jak nabierzesz rozumu i uświadomisz sobie, że Viviane nie jest twoją zabawką - jestem naprawdę zdziwiona słowami mojego ojca. Chyba pierwszy raz wziął otwarcie moją stronę.
Harry także nie wygląda na zadowolonego tym atakiem w jego osobę.
- Szkoda, że się nią tak nie przejmowałeś gdy mi ją sprzedawałeś. A teraz już nie ma odwrotu - zbliża się do łóżka i wyciąga rękę w moją stronę. - Kochanie wstań, w domu sobie odpoczniesz - chociaż stara się mówić miło to wiem, że jest wściekły. I tą złość przeleje na mnie.
To jednak była zła decyzja.
Podnoszę się do pozycji siedzącej. Robię to powoli, bo nie chcę by zauważył, że udawałam.
- Dobrze, niedługo Adrian mnie zawiezie do domu, będę najdalej za dwie godziny.
- Nie, jedziesz teraz ze mną - mówi i ciągnie mnie za sobą.
***
- Twój tatuś ostatnio na za dużo sobie pozwala - mówi do mnie Harry jak wchodzimy do domu. - Nie ma prawa mi rozkazywać i wtrącać się do naszego małżeństwa.
Nic do niego nie mówię, liczę na to, że sobie pogada i da mi spokój.
- A ty też masz przestać ciągle do niego jeździć, wcześniej nie widziałaś go tyle lat to teraz też dasz radę wytrzymać bez tatusia. - po moim dalszym milczeniu mówi wyraźnie zirytowny. - Może byś wreszcie coś powiedziała?
- Raz na zawsze się ode mnie odczep - wymijam go i idę w stronę schodów.
- Naprawdę jestem dla ciebie za dobry skoro na tak wiele sobie pozwalasz, ale to da się zmienić - szybko mnie dogania i łapię mnie za nadgarstek. Jego uścisk jest bardzo mocny. - Dziś będę cię tak pieprzył, że jutro nie wstaniesz z łóżka. Zaraz poczujesz co to jest prawdziwy ból.
- Nie masz prawa mnie krzywdzić!
- Oczywiście, że mam, a ty zrobiłaś się za bardzo odważna. I to mi się nie podoba - teraz to on zaczyna mnie ciągnąć na górę.
Nie chcę by wziął mnie siłą, szybko się rozglądam i zauważam wazon. Chytam go i zdzielam Harry'ego po głowie. Dość skutecznie, bo on upada.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top