12


Pov Viviane

- Jestem tak beznadziejna, że nawet uciec nie umiem - mówię do ojca jak jedziemy do jego domu. Zgaduję, że właśnie tam, bo nigdzie indziej by mnie nie zwiózł. - Mam tylko nadzieję, że nic nie zrobiłeś temu chłopakowi co mnie pilnował, bo ja jedynie wykorzystałam jego chwilową nieuwagę.

Nie chcę by Ashton przeze mnie oberwał. Wydawał się miły.

- Na razie dostał jedynie reprymendę i podejrzewam, że właśnie na tym się skończy. Szybko udało mi się cię odnaleźć, a poza tym mam nadzieję, że zrozumiałaś iż żadne ucieczki nie mają sensu. Zawsze cię odnajdę, a jak nie ja to Harry i wtedy poniesiesz konsekwencje - jego ostatnie słowa sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz.

- To co zamierzasz mi zrobić? - po tym jak mierzył pistoletem do mojej mamy to naprawdę się go boję.

- Viv przestań mnie traktować jak jakiegoś potwora. Ja nie zamierzam ci nic teraz robić. Owszem postąpiłaś źle, ale w twojej sytuacji to nawet zrozumiałe. Obyś tylko wyciągnęła wnioski z tego co się dziś stało. A o swojej matce możesz już zapomnieć, ja też jestem twoim rodzicem i pogódź się z faktem, że tylko ja ci pozostałem - jeśli tak jest to już mogę się załamać. Świadomość, że mam tylko ojca, który był gotowy mnie sprzedać wcale nie jest pocieszająca.

Została sama na tym świecie.

Wchodzę do domu, a następnie przechodzę przez salon dostrzegam tam siedzącego na kanapie Harry'ego. Popija sobie jakiś alkohol o bursztynowej barwie.

- Jak drugim razem będziesz miała ochotę na przejażdżkę to wystarczy jedno twoje słowa, a pójdziemy razem. Nie chciałbym byś się przypadkowo gdzieś zgubiła - jego głos aż ocieka kpiną. On doskonale wie, że uciekłam. A teraz naigrywa się, że się to nie udało.

- Kolejnego razu nie będzie, bo Viviane zrozumiała swój błąd - dołącza do nas mój tata. - I nie zrobi wiecej niczego głupiego. Prawda skarbie - oczy ich obojga są we mnie wpatrzone. Czekają na moją odpowiedź.

- Ja w odróżnieniu od niektórych nie składam obietnic bez pokrycia - komunikuje nim obu, a następnie idę na górę do swojego tymczasowego pokoju.

***
Chociaż w duchu modliłam się by ten dzień nie nastąpił to i tak się stało. Dziś zniszczę sobie życie i wyjadę za mąż za Harry'ego Stylesa. Człowieka, na którego nawet patrzeć nie mogę.

Powinnam się już pogodzić z losem, ale im dłużej o tym myślę tym bardziej wszystko we mnie się buntuje. Mam tylko podpisać papiery w gabinecie mojego ojca przy urzędniku, którego mój tata pewnie już przekupił, lecz czuję, że ręka mi odmówi posłuszeństwa.

Im dłużej ojciec mnie zapewnia, że to nie będzie nic strasznego i bardzo dobrze na tym wyjdę tym bardziej się boję.

I teraz już jestem pewna jednego, mam tylko jedno życie i nie zamierzam go podporządkowywać woli mojego ojca, który do tej pory miał mnie gdzieś. Nie uda im się zmusić mnie do tej całej farys. Nie złożę podpisu na akcie małżeńskim.

Postarajcie się, a dodam następny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top