1


Pov Viviane

- Niech oni się kurwa nauczą jeździć - warczę podczas jazdy. Nie mam pojęcia jakim cudem niektórym udaję się zdobyć prawo jazdy. Może i ja też nie zdałam za pierwszym razem, ale mam przynajmniej jakieś pojęcie o przepisach ruchu drogowego. To naprawdę nie jest takie trudne.

Wreszcie udaję mi się dotrzeć na szkolny parking. Wkurzona wysiadam i biorę do ręki torbę. Gdybym nie miała pięciu kilometrów z domu do szkoły to pewnie wolałbym iść na piechotę. Dużo mniej bym się denerwowała.

- Na pierwszy rzut oka widać, że ktoś albo coś cię zirytowało mój śliczny rudzielcu - mówi na mój widok mój chłopak Aiden. Czasem się zastanawiam czy on posiada coś takiego jak instynkt samozachowawczy. Nie powinien mi mówić takich rzeczy. A już na pewno nie wtedy jak spędziłam czterdzieści minut w korku.

- Masz rację i zaraz na tobie się wyżyje, bo nie mam nikogo innego pod ręką - mówię do blondyna. Aiden jest ode mnie dwa lata starszym przystojnym blondynem. Nie należy do najpopularniejszych chłopaków, ale to mnie właśnie w nim urzekło. Nigdy nie lubiłam i pewnie nie polubię życia, w którym ktoś mnie ciągle obserwuję.

- A przeprowadziłabyś się do mnie to nie byłoby takiego problemu. Niecałe dziesięć minut spaceru i już byś była na miejscu. Zaczęłabyś się wysypiać i mniej denerwować, wszystkim by to wyszło na zdrowie.

- Wszystkim poza moją mamą, która by przestała się do mnie odzywać. A ja nie rozumiem jak ci się udało namówić twoich rodziców by kupili ci mieszkanie i prawie w ogóle do ciebie nie zaglądali. A ty nie tęsknisz za nimi czasem? - pytam jak wchodzimy do budynku. Ja tam mam takie momenty, że chciałabym chociaż porozmawiać z moim ojcem. On niestety nie kwapi się by utrzymywać ze mną kontakt.

- Nigdy nie ukrywali, że byłem wpadką. Mam ponad dziesięć lat starsze rodzeństwo. Które zresztą zawsze traktowało mnie jak intruza, ale ja też mam ich gdzieś - komunikuje, a następnie się rozchodzimy. Ja do swoje klasy, a on do swojej.

***
Tak jak zawsze w dni, w które kończymy zajęcia o tej samej porze jedziemy na miasto. Tym razem wybieramy się do kina. Na szczęście nie trafiam już na żaden korek.

- Tylko żadnych horrorów ani romansów - mówi na samym początku Aiden. - Chodźmy jak normalni ludzie na film akcji.

Oszem też nie przepadam za ckliwymi komediami, ale ostatnio ciągle wybieramy się na te strzlanki. Powoli zaczyna mi się to nudzić.

- Zapomnij, idziemy na komedie, a jak mnie jeszcze trochę podenerwujesz to wybiorę komedie romantyczną i wtedy to będziesz miał powód do tej smętnej miny - komunikuje mu, a następnie chytam za rękę i prowadzę do sali kinowej.

Nagle jednak się zatrzymuje.

- To może ja pojadę po pop corn i colę, zajmij miejsce - mówi i idzie w stronę bufetu.

Ten jest taki przejsciowy i dopiero w następny zacznie się coś dziać. I kogo wolicie na ojca Viviane Harry'ego czy Louisa?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top