3

- Jestem w drużynie, bro! - krzyknął Stiles, kiedy otworzyłem mu drzwi. Wszedł do mojego mieszkania, uśmiechając się szeroko.

- Naprawdę? - zapytałem cicho, czując jak moje serce za zaczęło szybciej bić ze zdenerwowania. Cieszyłem  się, że chłopak nie był wilkołakiem i nie mógł tego usłyszeć.

Jackson pewnie chciał, abym zrobił to dziś.

Usiedliśmy razem na kanapie. Spojrzałem mu w oczy, zastanawiając się czy dobrze zrobię okłamując go.

- Spotkałem trenera na mieście i powiedział mi, że brakuje mu jednej osoby i że ja się do tego nadaje! - wyjaśnił szybko, machając rękami. Uśmiechnąłem się do niego. - Nawet nie wiem skąd ta zmiana. Przecież niedawno chciał mnie zabić za to, że nie mogłem trafić do bramki.

Pokiwałem głową, czekając na odpowiednią chwilę, by go pocałować. Cały czas mówił, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch, ponieważ jego ręce latały dookoła jego ciała.

Złapałem jego dłoń i przytrzymałem chwilę, zaczynając się przybliżać. Siedział, patrząc na mnie zdezorienowany, a kiedy złączyłem nasze usta pisnął zaskoczony.

Stiles chwilę się nie ruszał, ale później pogłębił pocałunek. Nie wiedział dlaczego to zrobił, ale musiało mu się to podobać.

Polizałem jego podniebienie, kładąc rękę na jego talii. Serce nadal strasznie mi waliło, ale czułem się dobrze - Stilinski świetnie całował. Poczułem bliskość, czułem się kochany. Po śmierci Allison dawno nie doświadczyłem takiego uczucia. Brunet sprawiał, że moje serce miękło od jego ciepłych i przyjemnych ust.

Oderwaliśmy się od siebie po chwili. Stykaliśmy się czołami, niezdolni do jakiegokolwiek ruchu.

- Kocham cię - wyszeptałem po chwili, uśmiechając się lekko. Nie wiedziałem już czy było to kłamstwem, ale poczułem do niego coś więcej niż przyjaźń.

- Ja ciebie też.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top