VII
- W Twoim domu? - zapytałam zdziwiona jak i podekscytowana. Jaehee pewnie by mnie udusiła jagby to usłyszała, ale jagby się tak zastanowić... Chyba nie musi mieć do tego więcej powodów niż same moje istnieje.
- Tak, skoro nie ma tutaj tych darmozjadów moge wcześniej zacząć pracę w domu. Idziesz czy wolisz zostać tutaj? - Zapytał trzymając już klamkę od drzwi.
- Ide, idę. - Zebrałam pośpiesznie swoje rzeczy i wyszłam za Juminem z biura.
Niezbyt zdziwił mnie morderczy wzrok asystentki Kang, kiedy szlam z Juminem przez korytarz. Postanowiłam tym razem zignorować zachowanie kobiety, nie było potrzeby, aby mężczyzna zobaczył, że mamy ze sobą jakiś problem.
Idąc dalej korytarzem na naszej drodze spotkaliśmy dwóch mężczyzn: blondyna i wyższego o jakieś dwie głowy niebiesko włosego. Wyglądali dość znajomo... Chyba też wylądowali wczoraj na dywaniku u dyrektora.
- A wy co tu robicie? Podobno robicie strajk. - zaczął Jumin kiedy cała nasza czwórka nawiązała kontakt wzrokowy.
- Seven z Ray'em potrzebują paru teczek by dokończyć program. - Odpowiedział niebiesko włosy na co Jumin tylko skinął głową, dając V pozwolenie na odejście.
- A co z tobą? - zwrócił się do blondyna.
- X się wkurzyła i przypadkowo rozwaliła prawie wszystkie kopie projektów, więc ktoś musiał przyjść po original.
- To czemu on sam nie przyszedł?
- Bo Hyun złamał sobie kostkę, a z naszej dwójki tylko ona ma prawo jazdy, więc go zabrała do szpitala.
- Mam nadzieję, że ma zamiar dalej pracować. Takiego typu złamania nie przeszkadzają w pracy. - Stwierdził beznamiętnie Jumin poprawiając krawat.
- Oh... Z trafiła do szpitala? Jak mi przykro - Jaehee.
- Teoretycznie, ktoś musiał tam zabrać Hyuna.
- TO TO HYUN JEST W SZPITALU?! - krzyknęła asystentka na te wiadomość.
- Długo tam nie będzie, więc nie musisz się tak martwić asystentko Kang. - Zganił ją Jumin. - Lepiej wracaj do roboty, a nie słuchaj rozmów, które ciebie nie dotyczą.
- Tak Panie Han... - wycedziła przez zęby i wróciła do swojej papierkowej roboty.
- Nie chce widzieć od was żadnych zwolnień lekarskich. Wyrażam się jasno?
- Jak słońce Panie Han. - Yoosung pokiwał szybko głową i popędził w stronę biura wydziału zajmującego się reklamami.
- Banda idiotów... No coż, chodźmy dalej. - Jumin wznowił nasz marsz w stronę wyjścia.
Teraz nie zatrzynalismy się ani razu przez całą drogę pogrążeni w ciszy, która na całe szczęście nie była niezręczna. Wręcz przeciwnie, była dość przyjemna. Samochód do którego wsiedliśmy też był niczego sobie, a penthouse przed którym się zatrzynalismy... Poprostu marzenie! Nic dziwnego, że firma prosperuje tak dobrze i na tak wysokim poziomie! To była klasa na którą nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mnie stać. Sama ta dzielnica wydawała się jakaś taka lepsza, niż inne znajdujące się w okolicy.
Jak można się było spodziewać wnętrze budynku było równie oszałamiające i drogo wyglądające, z pewnością musiałabym sprzedać nerkę i płuco, aby chociaż pomyśleć o chwilowym wynajmnie mieszkania tutaj.
- Masz kota! - krzyknęłam zaraz po przekroczeniu progu drzwi, kiedy moje oczy spotkały na podłodze białą kule sierści.
- Tak... Dostałem Elizabeth Trzecią parę lat temu od przyjaciela.
- Twój przyjaciel z pewnością ma gust co do kotów, Elly jest śliczna! - powiedziałam klękając obok kota. Jumin chrząknął.
- Jej imię to Elizabeth Trzecia, a nie Elly.
- Oh, dobrze... Przepraszam. - Podniosłam się z podłogi i zwróciłam w stronę mężczyzny. - To gdzie są te wszystkie papiery?
- Te, którymi ty mogłabyś się zająć leżą na stoliku
Skinęłam głową i podeszłam do stolika w salonie. Ilość leżących na nim papierów mnie przeraziła. PRZECIEŻ TEGO JEST DWA RAZY WIĘCEJ NIŻ WYPELNIAM NORNALNIE. Wzięłam do ręki jedną kartkę i dokładnie ją obejrzałam. Wygląda na to, że czeka mnie zabawa przy fakturach... Super, pewnie spędzę przy tym parę godzin. Ociągle usiadłam na kanapie i zabrałam się za wypełnianie papierów.
Minęła pierwsza godzina, druga, trzecia, czwarta, a na zegarze wybiła już dziewietnasta. Jumin nadal się nie pojawił w salonie, tak w sumie to nawet nie wiem gdzie on poszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu raz jeszcze bedąc dotkliwie uderzona faktem, że moje mieszkanie przy tym to jakaś uboga chata.
- Meow. - Elizabeth skoczyła na miejsce obok mnie i zaczęła obserwować co robię.
- Przyszłaś mi pomóc? Akurat już skończyłam, więc trochę się spóźniłaś. - Zaśmiałam się kiedy Elly popatrzyła na mnie jagby chciała zrozumieć co powiedziałam. - Albo może szukasz Jumina... W takim razie ja ci pomogę.
Wstałam z kanapy, a kotka zeskoczyła z niej zaraz za mną i razem zaczęłyśmy poszukiwanie mężczyzny. Przejrzałyśmy większość pomieszczeń jednak bruneta nigdzie nie było. W końcu Elly stanęła przy jakiś drzwiach i zaczęła je drapać, podeszłam do niej, aby jej je otworzyć I przy okazji samej tam wejść, jednak osoba, która obecnie znajdowała się w tamtym pomieszczeniu chyba wpadła na ten sam pomysł bo kiedy otwierałam drzwi to usłyszałam syknięcie, co uświadomiło mi, że uderzyłam kogoś drzwiami.
- Jumin! O mój Boże, przepraszam! - Krzyknęłam zpanikowana, kiedy zaważyłam za drzwiami mężczyznę patrzące na swoje palce na których znajdowała się krew z jego nosa.
Brunet nic mi nie odpowiedział tylko szybko mnie ominął i wszedł do łazienki. Co jeśli złamałam mu nos? Jak tak dalej pójdzie to napewno wylecę z tej roboty! Powinnam mu pójść pomóc? Nie, nie, lepiej abym już go nie dotykała, poprostu poczekam, aż wyjdzie.
Robiłam niespokojne kółka po korytarzu w głowie już układając 5527527517 scenariusz co usłyszę jak Jumin zatamuje swoje krwawienie z nosa. W końcu brunet wyszedł z łazienki trzymając w ręku zakrwawioną chusteczkę.
- Wszystko w porządku??
- Tak myślę. - Możliwe, że to tylko moje urojenia, ale jego głos brzmiał jakoś chłodniej, czyżby był na mnie zły? //aut: No shit Sherlock, przed chwilą przyjebałaś mu drzwiami//
- To dobrze... Ja już skończyłam robo- znaczy się pracę, więc pójdę już. - obróciłam się szybko i zabrałam kurtkę z wieszaka. - Dowiedzenia. - wycedziłam zanim otworzyłam drzwi.
- Dowidzenia. - Jego bezemocjonalny głos był dla mnie jak strzała w serce. Że wszystkich przypałów jakie miałam, ten jest chyba najgorszy! Jak mogłam przywalić szefowi drzwiami w twarz, tyle dobrze, że nie złamałam mu nosa, ale jednak!
Szłam przed siebie nawet nie patrząc dokąd idę. Miałam wrażenie, że się zgubiłam, a na dodatek zaczęło padać! Poprostu świetnie, super dzień, naprawdę.
Tak się pogrążyłam w myślach, przeklinając ten dzień, że nawet nie poczułam, że ktoś za mną idzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top