9. Granatowe auto
– Nie możesz się na niego złościć za poznawanie nowych ludzi – tłumaczyła Sarah poirytowanym, choć cichym głosem, kiedy wraz z Rossem i Theo wracała spacerem do auta, tradycyjnie zaparkowanego trochę dalej od ich wydziałów, co dawało im więcej czasu na rozmowy – Ma prawo zawierać przyjaźnie, już i tak mu ciężko, może dobrze mu to zrobi.
– Wiem – mruknął Raeken w odpowiedzi, ale jego ton mówił wyraźnie, że zupełnie się z tym nie zgadza.
– Daj spokój – wtrącił Ross – Nie mów, że traktujesz tę laskę jak jakieś zagrożenie.
Theo zatrzymał się gwałtownie, spoglądając na drugiego chłopaka piorunującym wzrokiem.
– Jakbyś zapomniał, Liam lubi też dziewczyny – zaczął – Jest członkiem drużyny lacrosse, a sportowcy zawsze mają największe powodzenie. W dodatku jest cholernie atrakcyjny, inteligentny, zabawny i ze złamanym sercem, więc również zdesperowany. Więc tak, traktuję ją jak zagrożenie. Dosłownie każdy jego nowy znajomy może być potencjalnym zagrożeniem.
Jego przyjaciele spojrzeli po sobie z załamaniem w oczach, jakby próbując wzrokiem przekazać sobie, kto powinien się odezwać. W tym wypadku żadne z nich nie było do tego specjalnie chętne, ponieważ wiedzieli doskonale, że nic to w tej chwili nie da. Raeken był tak podminowany i, co ważniejsze, zazdrosny o Liama, że żadne słowa by do niego nie dotarły. Wiedzieli jednak, że jeśli zostawią go bez odpowiedzi to poirytuje się jeszcze bardziej, w dodatku zacznie się nakręcać i prawdopodobnie będzie nie do zniesienia, dlatego po dłuższym wahaniu Ross ponownie się odezwał.
– Sam z nim zerwałeś – przypomniał, ale Theo przerwał mu, zanim był w stanie dokończyć myśl.
– Żeby go chronić – syknął takim tonem, jakby miał zaraz rzucić się na drugiego chłopaka. Ten uniósł ręce w geście kapitulacji, nie chcąc doprowadzić do większej kłótni, zwłaszcza wśród innych ludzi.
– Wiem, ale on nie wie – wyjaśnił spokojnie – I ma złamane serce, bo myśli, że już go nie kochasz. Ale on ciebie tak. Myślisz, że w takiej sytuacji w głowie mu będzie romansowanie z nowopoznaną dziewczyną?
– Ludzie różnie przechodzą zawód miłosny – odparł Raeken – Niektórzy szukają po prostu pocieszenia. A Liam jest... Porywczy. I wściekły na mnie. Trudno stwierdzić, co zrobi.
– Ale nie zapobiegniesz temu będąc zazdrosnym – wtrąciła Sarah – Jeżeli będzie chciał, to to zrobi. Nie dlatego, że cię nie kocha, ale dlatego, że nie potrafi o tobie zapomnieć. Bo nie wierzę, żeby przez najbliższe miesiące, a może nawet dłużej, był w stanie się z ciebie wyleczyć. I naprawdę przykro mi to mówić, bo wiem, że wszystko co robisz, robisz dla niego, ale Ross ma rację. Sam z nim zerwałeś, a on nie ma pojęcia, dlaczego. Nie chcę nic sugerować, ale zastanów się, jaka jest szansa, że jeszcze do niego wrócisz, a dopiero potem przemyśl, czy warto stawać mu na przeszkodzie w czymkolwiek.
Nie mówiła zupełnie wprost, ale Theo zrozumiał, o co jej chodzi. Ich życie w teorii było już skończone. Nawet, jeżeli Raeken znajdzie dla Liama lek (o którym nawet nie wspominał swoim nowym znajomym), to i tak trudno będzie uciec od Doktorów. Tych potworów nawet śmierć nie jest w stanie powstrzymać... Ani na tym świecie, ani na tamtym nie istnieje więzienie tak bezpieczne, żeby ich tam trzymać. Uwolnienie się było praktycznie niemożliwe, tak samo powrót do Dunbara. Faktycznie pozwolenie mu na zaleczenie ran i ruszenie do przodu wydawało się najlepszą opcją, najbardziej dojrzałą... Ale Theo dość już wycierpiał i szczerze miał po dziurki w nosie tego męczeństwa. Dopóki żył, dopóki tlił się w nim chociaż wątły płomyk nadziei i dopóki zimny metal naszyjnika pod koszulką przypominał mu o złożonej obietnicy, nie zamierzał się poddać. Będzie walczył do końca i jeśli się uda, to wszystko z powrotem będzie dobrze, a jeśli nie, to dołoży wszelkich starań, aby ocalić jedynie Liama, a sam umrze ze świadomością, że zrobił wszystko, co w jego mocy. Dlatego właśnie teraz spojrzał z wyższością najpierw na Sarah, a potem na Rossa, zanim odezwał się pewnym siebie, choć bardzo cichym tonem.
– Wiem, że do niego wrócę – oznajmił – Więc nie ma szans, że po prostu zaakceptuję, jeśli zacznie kręcić z kimś innym.
Po tych słowach ruszył w stronę auta tak szybko, że pozostała dwójka ledwo dotrzymywała mu kroku. Wiedział, że nie powinien być na nich zły, w końcu sami przeżywali koszmar i wydawało im się po prostu, że już nie ma dla nich nadziei, jednak nie mógł nic poradzić na to, że dał radę się do nich odezwać bez warczenia dopiero następnego dnia.
***
Piątek był dla Liama bardzo podobny do poprzedniego dnia – spokojny i stabilny. Rano pojechał z Hayden na uczelnię, przerwę spędził z nią i z Hikari na dziedzińcu, wypatrując bezskutecznie Theo (który swoją drogą zdołał już zauważyć, że Dunbar zazwyczaj przesiaduje w tym samym miejscu i przez cały czas obserwował go z ukrycia), a po południu przyszedł czas na powrót do domu. Tym razem jednak nie mógł jechać z Romero, która ten weekend miała spędzić u siostry. Jako że dziewczyna nie miała samochodu, musiała jechać pociągiem, a Liam miał udać się do Beacon Hills swoim autem. Miał... I naprawdę spodziewał się, że to zrobi, dopóki nie usiadł za kierownicą bez nikogo obok. I nagle uderzyły go te cholerne wspomnienia, które przez ostatnie dni tak dobrze udawało mu się tłumić...
Theo na siedzeniu pasażera w jego starej ciężarówce, krzyczący na Liama, że ma patrzeć na drogę, a nie na niego.
Theo naśmiewający się z jego zdolności parkowania i z ciągłego dopytywania, czy na pewno stanął równo.
Theo zaciągający ręczny w ostatniej chwili zanim Dunbar wjechał do rowu podczas ich pierwszej wspólnej jazdy, jeszcze zanim młodszy zaczął robić prawko.
Tym autem też mieli jeździć razem... Sami je wybierali i oglądali, żeby było idealne dla nich obu. Granatowe, tak jak życzył sobie Liam. Za resztę odpowiadał Raeken, który zdecydowanie bardziej znał się na samochodach. Oboje byli nim tak cholernie podekscytowani i tylko czekali, aż je dostaną, żeby móc się wspólnie przejechać. A teraz Dunbar miał jechać nim zupełnie sam prawie trzy godziny aż do Beacon Hills... I nie wydawało mu się, że da radę to zrobić.
Prawo jazdy zrobił na początku lipca, chwilę przed urodzinami i do tej pory tylko raz jechał gdzieś sam – do domu w tę noc, kiedy Theo zniknął. Zanim wybłagał od rodziców pozwolenie na robienie prawa jazdy, obiecał im dwie rzeczy: że przez pierwsze dwa miesiące będzie jeździł tylko z kimś innym obok i że nie wsiądzie za kółko, kiedy będzie wściekły. W tym momencie oba warunki były spełnione. Była połowa października, więc dwa miesiące dawno już minęły. Liam nie był również zły, a przynajmniej nie w takim stopniu, jaki sprawiał, że robił głupie rzeczy. Droga była prosta, miał GPS, pogoda była ładna i jeśli wyjechałby od razu, dałby radę dojechać na miejsce zanim zrobi się ciemno. Nie istniały żadne logiczne przeszkody, jednak Dunbar wiedział, że nie da rady... Może gdyby Hayden jechała z nim, zgodziłby się prowadzić, ale w tej sytuacji nie było opcji... Nie tak daleko, nie tak długo. Dawało mu to zdecydowanie za dużo czasu na niebezpieczne przemyślenia, które mogłyby doprowadzić do jakiejś naprawdę nieprzyjemnej sytuacji. Wolał nie ryzykować... Nie na taką trasę.
Podjął decyzję obiecując sobie, że w przyszłym tygodniu to on będzie prowadził, kiedy Hayden będzie jechała z nim. Może w ten sposób przyzwyczai się do długiej jazdy... Na razie jednak musiał z niej zrezygnować, dlatego odpalił silnik i zamiast do Beacon Hills, skierował się w stronę dworca. Ta trasa była dość krótka, aby wierzył, że jej podoła, a jednak pod sam koniec wspomnienia i przemyślenia zaczęły go powoli przytłaczać, przez co nawet te dziesięć minut za kółkiem wydawało mu się trwać wieczność. Odetchnął z ulgą, kiedy zaparkował samochód pod dworcem i poszedł kupić bilet na najbliższy pociąg do Beacon Hills, na który i tak musiał czekać ponad godzinę. Wciąż jednak była to wiele lepsza opcja niż narażenie się na wypadek.
Theo również dużo rozmyślał tego popołudnia, jednak nie bez powodu. Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie, od kawy, a raczej jej braku, ponieważ okazało się, że właśnie się skończyła i nikt do tej pory tego nie zauważył. Raeken wiedział, że jako jedyny rano nie będzie w stanie bez niej funkcjonować, dlatego przeklinając na czym świat stoi, udał się do najbliższego sklepu. Na szczęście znajdował się on przy ich ulicy, więc droga nie była szczególnie długa, a jakoś w połowie uznał nawet, że samotny spacer dobrze mu zrobi. Nie spodziewał się jednak, że docierając już niemal na miejsce, na parkingu po drugiej stronie ulicy zobaczy kogoś, kto zajmował jego myśli przez ostatnie miesiące...
Jako pierwsze jego uwagę zwróciło znajome, granatowe auto, jednak usiłował wmówić sobie, że to tylko zbieg okoliczności. Coś jednak kazało mu zostać jeszcze chwilę i przyjrzeć się dokładnie. Tylko dlatego mógł zobaczyć wychodzącego z bloku Liama, który wsiadł do samochodu i długo siedział na miejscu kierowcy bez ruchu, myśląc dokładnie o tym samym, co Raeken, a następnie w końcu odjechał, jednak nie w stronę Beacon Hills, jak Theo się spodziewał, ale do centrum miasta. Szybko jednak przestał myśleć o jego celu, bo coś innego było w tym momencie o wiele ważniejsze. Fakt, że Dunbar mieszka tak blisko niego... Cholera, jeszcze tego mu brakowało, żeby wpadał na niego nie tylko na uczelni, ale też w sklepie czy na ulicy... Czy naprawdę w całym tym wielkim mieście nie było innego mieszkania, do którego mógłby się wprowadzić?
Z tego wszystkiego Raeken prawie zapomniał, że miał kupić kawę. Prawie. Bo przecież bez niej nie był w stanie funkcjonować. I coś podpowiadało mu, że kolejnego poranka będzie mu szczególnie potrzebna...
***
Weekend minął Liamowi bardzo szybko. W domu głównie spędzał czas z rodzicami, którzy wiedzieli, że mają kategoryczny zakaz wspominania o Theo, więc rozmawiali z nim głównie o studiach i o tym, co się dzieje w Beacon Hills. Dzięki temu chłopak miał trochę mniej czasu na myślenie o Raekenie. To znaczy przynajmniej za dnia, ponieważ noce nie były dla niego tak łaskawe... Nawet jeśli pani Geyer w ubiegłym tygodniu pochowała wszystkie rzeczy starszego chłopaka do kartonów, a David zagrzebał je gdzieś w garażu, nie mając serca ich wyrzucić, pokój nadal przypominał o nim Liamowi. Zapach Theo wciąż się w nim unosił, a wspomnienia wspólnych nocy uderzały z każdej strony sprawiając, że Dunbar nie był w stanie spokojnie zasnąć. W swoim mieszkaniu w Davis sypiał o wiele lepiej i uważał to za bardzo niesprawiedliwe – w końcu w weekend powinien odpoczywać, a tymczasem nie było mu nawet dane porządnie się wyspać.
Spotkanie stada również przebiegło spokojnie, ponieważ wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że nie powinni wspominać o Raekenie w obecności Liama. Dlatego też rozmawiali głównie o studiach, a chłopak nawet kilka razy zabrał głos, między innymi aby powiedzieć im o Hikari, którą Kira szczerze chciała poznać przy najbliższej okazji. Nie zdecydował się jednak wspomnieć im jeszcze o Raekenie... Zamiast tego następnego dnia zaprosił do siebie Masona i Coreya, aby opowiedzieć im na osobności wszystkie wydarzenia z tego tygodnia, a także wtajemniczyć ich w plan udawania, że Theo go nie interesuje. Oczywiście chłopcy wiedzieli, że to tylko gra ze strony Liama i że jakkolwiek by się nie starał, nie zmieni faktu, że nadal cały czas myśli o Raekenie, ale nic o tym nie mówili. W końcu on też zdawał sobie z tego sprawę... Po prostu dobrze było czasami poudawać.
Dzięki spotkaniom i spędzaniu czasu z innymi ludźmi, czas minął mu bardzo szybko i zanim się obejrzał była już niedziela wieczorem – czas powrotu do Davis. Doktor Geyer miał akurat wolne, więc odwiózł syna na dworzec, ale kiedy tylko Liam wszedł do pociągu, ogarnęło go poczucie samotności. Przyszedł czas rozmyślań... I pewnie gdyby nie usnął i nie przespał ponad połowy drogi, zupełnie by go pokonały. Na szczęście w pociągu nie było mu trudno się zdrzemnąć, więc na miejsce przyjechał trochę bardziej wypoczęty i trochę mniej przytłoczony. Tylko dzięki temu był w stanie utrzymać myśli na wodzy jadąc do mieszkania, a kiedy już tam dotarł wszystko poza wygodnym łóżkiem straciło znaczenie. Ledwo wszedł do środka, położył się i zapadł w sen, nie zauważając nawet momentu, w którym Hayden wróciła do mieszkania.
***
Liam uważał że to jakiś wredny żart, jeśli po weekendzie czuł się o wiele gorzej fizycznie i psychicznie niż po całym tygodniu w Davis. Sobota i niedziela były po to, żeby odpocząć i wrócić do nauki i dorosłego życia z nowymi siłami, a nie żeby przeżywać od nowa załamanie nerwowe, które pod natłokiem zajęć udawało się tłumić przez pozostałe pięć dni. A tak właśnie było w jego wypadku, więc trudno się dziwić, że w poniedziałek udał się na uczelnię w zdecydowanie gorszym humorze i mimo swojego piątkowego postanowienia nie chciał nawet prowadzić auta. Jego nastrój dodatkowo pogarszał fakt, że przez cały dzień miał padać deszcz, więc nie było szans na tradycyjne pogaduszki na dziedzińcu, które zawsze poprawiały mu humor. Na szczęście nie była to jedyna opcja do spotkań, dlatego z samego rana ustalił z Hayden, że tym razem spotkają się obok biblioteki, w specjalnie wydzielonym pomieszczeniu, które miało stanowić swego rodzaju świetlicę – nic szczególnego, po prostu duża sala z kanapami, pufami i dywanami do siedzenia i rozmawiania, ale zdecydowanie przydatna podczas kiepskiej pogody. Dziewczyna natomiast od razu napisała do Hikari, aby również ją poinformować o zmianie miejsca spotkania i zdawać by się mogło, że wszystko już w porządku. Niestety, cały spokój został szybko zaburzony przez zadanie od jednego z wykładowców Liama, do którego wykonania potrzebował książki z biblioteki oraz przez trzy chimery, które ze wszystkich możliwych miejsc spędzenia przerwy musiały wybrać akurat to najbardziej niewskazane...
Zaraz po wyjściu z ostatnich zajęć, Dunbar napisał do Hayden, aby poinformować ją, że skoczy szybko wypożyczyć książkę i zaraz dołączy do dziewczyn w świetlicy, a następnie skierował się w stronę ogromnej biblioteki, która, tak jak przypuszczał, była okropnie zatłoczona. Ludzie gromadzili się przy stolikach, pracując nad pierwszymi w tym semestrze zadaniami i prezentacjami, inni siedzieli przy komputerach, a jeszcze inni kręcili się między półkami poszukując przydatnych książek. Liam dołączył do nich z podniesionym ciśnieniem, kiedy w końcu udało mu się zwrócić uwagę bibliotekarki, która jakby za karę wskazała mu drogę do regałów z książkami dotyczącymi historii. Dunbar musiał wysilić całą swoją wolę, aby na nią nie warknąć.
Spodziewał się, że poszukiwania będą mozolne, ale nie przypuszczał, że aż tak. Zdążył już nawet otrzymać od Hayden wiadomość z pytaniem, gdzie się podziewa, a po poszukiwanej przez niego książce nadal nie było śladu. Przetrząsał już trzeci regał i zaczynał naprawdę się denerwować. Czuł, że dzieje się coś złego. Z największym trudem powstrzymywał swoje kły i pazury przed pojawieniem się, tłumił w gardle wściekły warkot, a kiedy wyciagnął telefon, aby zobaczyć swoje odbicie odkrył, że jego oczy są żółte, jak się spodziewał. Nie miał pojęcia, czemu taka głupia sytuacja aż tak na niego działa, ale nie potrafił nad tym zapanować, jednak zaledwie chwilę przed tym, jak zupełnie poddał się przemianie, coś go przed tym powstrzymało. Zapach, który bardzo dobrze znał... Dochodził z drugiej strony regału i przez tą małą odległość był tak intensywny, że Liam poczuł, jak jego puls gwałtownie przyśpiesza. A kiedy usłyszał ciche parsknięcie, a następnie doskonale znajomy głos, który jednak tym razem wydał mu się obcy, zrozumiał już, że ta przerwa nie będzie w żadnym stopniu tak spokojna i komfortowa, jak to sobie wyobrażał...
– No i czym się tak podniecasz, co? Nie wiem, czy warto ryzykować przemianę w zatłoczonej bibliotece przez głupią książkę.
W tym tygodniu tylko jeden rozdział, ponieważ złapał mnie taki zastój, że boję się, że narobię sobie zaległości. Nie jestem pewna jak będzie w tym, ale też nic nie obiecuję, zależy jak tam moja wena. Z góry dziękuję za cierpliwość💜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top