6. Szaleństwo
Jeżeli Hayden miała nadzieję, że po powrocie do mieszkania będzie w stanie porozmawiać z Liamem, to się grubo myliła. Przez kolejne godziny praktycznie nie było z nim kontaktu. Gdy tylko wrócili, chłopak zamknął się w pokoju i praktycznie rzucił się na łóżko, nie zmieniając nawet eleganckich spodni ani niewygodnej koszuli. Romero na początku postanowiła pozwolić mu po prostu chwilę poprzeżywać w samotności i tylko co jakiś czas zaglądała do niego, aby upewnić się, czy niczego nie potrzebuje, jednak kiedy wieczorem Dunbar nadal nie reagował w żaden sposób na jej obecność, zaczęła się trochę niepokoić. Usiłowała z nim porozmawiać, nawet niekoniecznie o Theo, ale tak po prostu, żeby wyciągnąć go z odrętwienia, jednak chłopak uparcie milczał pogrążony w swoich rozmyślaniach. Dlatego zrobiła jedyną słuszną rzecz, jaka przyszła jej do głowy... Postanowiła zapytać kogoś, kto może poradzić sobie lepiej, niż ona.
Świruska sportowa
Potrzebuję twojej pomocy
Świruska sportowa
Jest bardzo źle
Spodziewała się, że po tej wiadomości odpowiedź przyjdzie natychmiast, jednak nie pojawiała się zaskakująco długo, a Hayden powoli zaczynała tracić cierpliwość.
Świruska sportowa
Mason, do cholery, tutaj się kryzys dzieje!
Musiało minąć jeszcze kolejne dwadzieścia minut, w czasie których dziewczyna co chwilę nerwowo zerkała na telefon, zanim w końcu otrzymała wyczekiwaną wiadomość.
Świr fizyczny
Ktoś umarł?
Świruska sportowa
Gorzej, ktoś ożył
Tym razem była pewna, że zdobyła uwagę przyjaciela, tym bardziej, że zaledwie po kilku sekundach otrzymała bardzo wymowną wiadomość.
Świr fizyczny
???
Świruska sportowa
Liam spotkał dzisiaj Theo...
Świr fizyczny
CO???
Świruska sportowa
To co piszę. Nic więcej nie wiem, nie chce się do mnie odezwać. Widać, że ledwo daje radę. Może ty coś z niego wyciągniesz
Świr fizyczny
Postaram się, zadzwonię do niego
Nie minęła minuta zanim dziewczyna usłyszała dzwonek telefonu z sąsiedniego pokoju i zrozumiała, że Mason dotrzymał słowa. To jednak był dopiero początek, ponieważ Liam nie wydawał się specjalnie chętny, żeby z nim rozmawiać... Kiedy jednak połączenie powtórzyło się jeszcze trzy razy i nic nie wskazywało na to, że Hewitt się podda, Dunbar w końcu ugiął się i ze wściekłym warknięciem odebrał. Hayden była mu za to nieopisanie wdzięczna. Ją samą zaczynał już irytować ten dzwonek...
– Czego, do cholery? – odezwał się wściekłym tonem Liam i natychmiast poczuł się z tego powodu głupio. Nie tak powinien zaczynać rozmowę z najlepszym przyjacielem...
– Hej, ciebie też miło słyszeć – odpowiedział Mason, nie wydając się ani trochę obrażony – Jak tam rozpoczęcie roku?
– Ujdzie – mruknął Dunbar, zastanawiając się, czy powinien mówić coś więcej. Mason był jedną z jego najbliższych osób i w sumie powinien wiedzieć wszystko, ale... Czy Liam na pewno chciał w to dalej brnąć?
Zaledwie po paru sekundach miał się dowiedzieć, że sytuacja już została rozwiązana.
– Ujdzie, tak...? – powtórzył Hewitt i było jasne, że wie więcej, niż jego przyjaciel podejrzewał – I nic ciekawego się nie zdarzyło? Żadnych dziwnych sytuacji? Czy może... Spotkań?
W tym momencie Dunbar już zdołał połączyć kropki i szczerze mówiąc nie był pewien, czy chce teraz podziękować Hayden za troskę, czy przywalić jej za wtrącanie się w nie swoje sprawy.
– Powiedziała ci – bardziej stwierdził, niż zapytał.
– Tak – potwierdził Hewitt – A teraz liczę, że ty powiesz mi trochę więcej.
Liam westchnął ciężko, chowając głowę jeszcze bardziej w poduszki.
– A co, jeśli nie chcę o tym gadać? – zapytał, chociaż doskonale wiedział, że już jest na przegranej pozycji. Mason miał w sobie po prostu to coś, co sprawiało, że był w stanie powiedzieć mu wszystko.
– Nie wierzę – stwierdził chłopak – Znam cię, zawsze musisz się wygadać, gdy coś się stanie. Inaczej się kompletnie rozsypiesz.
Dunbar przygryzł wargę. Nie podobało mu się to sformułowanie, ale równocześnie zdawał sobie sprawę, że jest ono bardzo słuszne. Faktycznie rozsypywał się, jeśli nikomu nie zwierzał się ze swoich problemów. Zwykle po pewnym czasie nawarstwiały się one tak bardzo, że zupełnie tracił kontrolę nad wszystkim. Chyba że Theo był przy nim... Jemu nie musiał wiele mówić. W końcu chłopak był jego kotwicą, więc zwykle wystarczyła sama jego obecność, aby Liam czuł się o wiele spokojniejszy. Ale teraz to on stał się przyczyną, dla którego Dunbar zaczął się rozsypywać. Dlatego, jeśli nie chciał, żeby to wszystko skończyło się naprawdę źle, musiał skorzystać z pomocy kogoś innego...
– Zawołam tylko Hayden – zadecydował w końcu – I tak będzie podsłuchiwać pod drzwiami, więc co to za różnica.
Fragment o podsłuchiwaniu specjalnie wypowiedział trochę głośniej. Tak jak się spodziewał, chwilę później drzwi do sypialni się otworzyły i stanęła w nich wspomniana dziewczyna.
– No dobra, masz mnie – uznała, zbliżając się i siadając obok niego na łóżku – Ale dla usprawiedliwienia, to ja tu będę z tobą mieszkać i muszę wiedzieć, co się dzieje.
– Wiem – odparł Liam już bez cienia złości, włączając tryb głośnomówiący, aby cała trójka mogła brać udział w rozmowie. Zanim jednak zaczął opowiadać, usłyszał poruszenie po drugiej stronie słuchawki, a zaraz potem dotarł do niego głos Coreya. Nie pozostało im więc już nic innego, jak tylko wprowadzić go w temat (na który zareagował stosownym zdziwieniem) i pozwolić mu uczestniczyć w dalszej części rozmowy. Dopiero wtedy Dunbar mógł zacząć opowiadać...
Streszczenie całego spotkania z Theo zajęło mu więcej czasu, niż się spodziewał, ponieważ co chwilę robił się emocjonalny, jednak jego przyjaciele po drugiej stronie słuchawki czekali cierpliwie, a Hayden do tego przyniosła mu nawet chusteczki, bo oczywiście chłopak nie miał żadnych w pokoju. I chociaż od samego początku całą trójkę zalewała krew, to jednak praktycznie nie odezwali się, dopóki Liam nie skończył. Dopiero potem dali upust swojemu oburzeniu.
– A to szmaciarz – mruknął Hewitt, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
– Jeśli tylko go spotkam, to przysięgam, że rozjebię mu tę śliczną buźkę – dodała Hayden wyglądając, jakby tylko czekała na taką okazję. Dunbar jednak szybko przerwał im zanim jeszcze zdążyli się rozkręcić.
– Przestańcie – nakazał ostro – Nie mówcie tak. Ja... Wiem, że to wszystko brzmi strasznie i w ogóle, też jestem wściekły, ale... Nie wiem, musimy najpierw porządnie się zastanowić, co się stało.
– To chyba jasne, sam ci to powiedział – uznała Romero, jednak Liam pokręcił głową z takim wyrazem twarzy, że postanowiła jednak wysłuchać go do końca.
– Niby powiedział... Ale to kompletnie nie ma sensu. Ja... Nie jestem w stanie uwierzyć, że przez cały ten czas mnie okłamywał. Nawet on nie jest aż taki dobry, żeby udawać coś takiego... Żeby odegrać to, co między nami było.
Na chwilę zapadła cisza, ponieważ wszyscy potrzebowali trochę czasu na przemyślenie sytuacji, aż w końcu odezwał się Mason.
– Chyba, że byłeś w nim tak zakochany, że nie mogłeś tego zauważyć...
Liam już zamierzał zaprotestować, jednak wyprzedził go Corey.
– Uwierzyliśmy mu wszyscy – zauważył – Poza tym, gdyby chciał tylko wkraść się w łaski i jakoś przeżyć do końca szkoły, to nie musiałby chodzić z Liamem, wystarczyło się z nim przyjaźnić i wyszłoby na to samo. Nie mógł kłamać od początku, nie wierzę w to za bardzo.
– Może i tak... – odpowiedziała z wahaniem Hayden – Ale w takim razie co mu tak nagle odbiło? I dlaczego zrobił się taki wredny, nie mógłby po prostu zerwać kontaktu i dać wszystkim żyć, zamiast zachowywać się jak świnia?
– Nie mam pojęcia – jęknął Liam – Nie wiem, cały czas zastanawiam się, co zrobiłem źle, ale nic mi nie przychodzi do głowy...
– Bo pewnie nic nie zrobiłeś – wtrącił Mason – To jemu coś odwaliło. Jakby obraził się na ciebie, to przecież nie musiałby zrywać kontaktu ze wszystkimi, tak? Tym bardziej, że sam widziałeś jak przyjaźnił się ze Stilesem i Scottem, a potem potraktował ich tak, jak ciebie.
Liam zastanowił się przez chwilę nad słowami przyjaciela.
– To wszystko ma sens – potwierdził – Ale nadal nie daje mi żadnej podpowiedzi, co się mogło stać.
– Nie sądzę, czy sami do tego dojdziemy – uznał Corey – To zbyt skomplikowane. Tylko on to wie i dopóki nie będzie chciał sam czegoś z tym zrobić, my mamy związane ręce. Nie zmusimy go do rozmowy.
Co do tego akurat wszyscy byli zgodni. Nie było szans, żeby sami doszli do tego, co skłoniło Theo do podjęcia takiej decyzji. A on wyraźnie nie wydawał się zbyt chętny do współpracy... Oni chyba też nie, bo swoim zachowaniem wobec Liama, na ten moment mocno zmienił ich nastawienie do siebie. Tylko Dunbar wciąż wierzył... Był wściekły, jasne, ale nadal liczył, że wszystko się jakoś logicznie wyjaśni, chociaż momentami sam siebie z tego powodu uważał za głupka. Ale... Po prostu był zakochany. A czym to się niby różni od szaleństwa...?
***
Idąc tym tokiem myślenia, Theo również był szalony, i to chyba jeszcze bardziej. Sam nie wiedział, jak udało mu się przetrwać cały dzień po tym, co stało się przed rozpoczęciem roku. W gruncie rzeczy niewiele z niego pamiętał... Po powrocie do mieszkania od razu zamknął się w swoim pokoju i rzucił się na łóżko, nie zamierzając zamienić nawet słowa z Rossem i Sarah, chociaż ci cały czas przekonywali go, że może z nimi pogadać. Nie to, że nie chciał, wręcz przeciwnie – przez ostatani rok nauczył się, że rozmowa dużo daje i razem łatwiej znaleźć rozwiązanie problemu. Po prostu wiedział, że to nie jest dobre miejsce i czas... Nie teraz, kiedy byli obserwowani z każdej strony.
Resztę dnia oraz całą noc przeleżał w pokoju, wychodząc tylko do łazienki. Nie miał nawet ochoty na jedzenie, ale Sarah wspaniałomyślnie przyniosła mu kolację, więc ostatecznie zmusił się do wzięcia paru kęsów. Zdawał sobie sprawę, że oddawanie się rozmyślaniom jedynie mu zaszkodzi, ale nie mógł nic na to poradzić. Wiedział, że zranił Liama, i to bardzo, ale to było najlepsze wyjście... Co nie zmieniało faktu, że bolało cholernie.
Następnego poranka czuł się dokładnie tak, jak po każdej nieprzespanej nocy po piekle. Tym razem nie było koszmarów, ale co z tego skoro zastąpiły je myśli, których nikt nie mógł mu pomóc poukładać? Nawet, jeśli w teorii byli przy nim ludzie, którym chyba mógł zaufać, bo w końcu cierpieli podobne katusze i mieli tego samego wroga, to okoliczności do zwierzeń nie były szczególnie sprzyjające. A jednak przez bezsenną noc zdołał wymyślić, jak obejść te ograniczenia...
Na szczęście zaczynali wszyscy zajęcia o tej samej porze, więc podjechali razem pod budynek uniwersytetu, jednak Theo zaparkował dość daleko od ich sąsiadujących ze sobą wydziałów, nawet nie próbując szukać miejsc bliżej. Kiedy Sarah go o to zapytała, zbył ją mówiąc, że po prostu nie chce się później cofać w razie, gdyby bliżej nie było miejsc i że tyle chyba mogą się przejść. Dopiero po odejściu dobry kawałek od pojazdu, odwrócił się do towarzyszy i odezwał się do nich z napięciem w głosie.
– Musimy się śpieszyć na zajęcia, ale spotkajmy się tu na przerwie w południe. Mam wam do powiedzenia coś bardzo ważnego.
Po tych słowach praktycznie od razu odwrócił się na pięcie i oddalił, nie dając pozostałej dwójce szansy choćby na zadanie jakiegokolwiek pytania. Pozostało im więc jedynie spojrzeć na siebie ze zdezorientowaniem, a następnie udać się na zajęcia, na których i tak nie byli w stanie się skupić. Z resztą trudno im się dziwić po czymś takim... Theo wydawał się straszliwie tajemniczy ustalając ich miejsce spotkania, dlatego nie mogli przestać się zastanawiać, o co do cholery mu chodziło. Może właśnie z tego powodu czas do godzinnej przerwy w zajęciach w południe dłużył im się niemiłosiernie... W końcu jednak nadszedł moment wyjścia na dziedziniec, na którym zebrała się chyba połowa uniwersytetu. Sarah i Ross szybko się znaleźli, ale wypatrzenie Theo zajęło im więcej czasu. W końcu jednak dostrzegli go stojącego pod ścianą i rozmawiającego z kilkoma innymi osobami, zapewne z jego wydziału. Na widok pozostałych chimer przeprosił towarzystwo i podszedł do nich z tak swobodnym wyrazem twarzy, jakby przez ostatnie tygodnie nie wydarzyło się w jego życiu nic złego.
– Mówcie cicho – polecił na sam początek – I nie róbcie min jakbyście szli na skazanie.
Mimo że właściwie szeptał, pozostała dwójka słyszała go bardzo wyraźnie, jeśli tylko się skupiła. Nadal trudno było im się przyzwyczaić do nieprzeciętnie wyostrzonych zmysłów, ale rozumieli już, że bywa to bardzo przydatne.
– Powiesz nam wreszcie, o co z tym wszystkim chodzi? – zniecierpliwił się Ross – Po co ta szopka?
– Do tego zmierzam – odparł spokojnie Theo – Nic, co dostaliśmy od Doktorów nie jest bezpieczne. W aucie i mieszkaniu są kamery. Kontrolują nasze telefony, widzą wiadomości i podsłuchują rozmowy. Już raz to przechodziłem i nie było za ciekawie, ale nie mają pojęcia, że o tym wiem, więc lepiej dla nas. W dodatku często się gdzieś czają i podsłuchują. Nie da się spokojnie rozmawiać, chyba że w takim miejscu jak tutaj. Tu jest za dużo ludzi, za dużo dźwięków... Trudniej im podsłuchiwać, więc jeśli chcecie gadać o czymś prywatnym, to tylko w taki sposób.
Oboje otworzyli szeroko oczy w zdumieniu, ale szybko dotarło do nich, że wszystko to ma sens. W zatłoczonym miejscu, Doktorzy nie mieli jak się ukryć i dowiedzieć się, o czym rozmawiają. Ludzie wokół nie mogli natomiast usłyszeć ich szeptów w tym gwarze. Paradoksalnie tylko w tłumie mieli odrobinę prywatności...
– Czyli w miejscach publicznych jesteśmy bezpieczni? – upewniła się Sarah.
– Bezpieczniejsi – poprawił Theo – Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, ale jest dużo mniejsza szansa, że tu nas będą obserwować.
Dziewczyna skinęła głową. Nie była to szczególnie zadowalająca odpowiedź, ale w tych warunkach należało cieszyć się tym, co mają.
Po krótkiej chwili ciszy, podczas której młodsze chimery przetwarzały uzyskane informacje, Raeken odezwał się ponownie.
– Chcieliście wczoraj gadać o Liamie, ale nie mogłem wam nic powiedzieć – zaczął – Nie mogę go w to mieszać i ryzykować, że dowiedzą się o nim za dużo. Dlatego jeśli chcecie o niego pytać, to tylko tutaj, ale i tak nie obiecuję, że odpowiem. I tak samo ze wszystkimi innymi sprawami, o których nie mogą się dowiedzieć.
– Dobra. Jasne – odparł Ross – Będziemy się tu spotykać codziennie o tej porze?
– Raczej tak, dopóki jest ciepło – zadecydował Theo – Jest godzina przerwy między zajęciami, więc zawsze będzie tu pełno ludzi. Możemy też chodzić na jedzenie po drugiej stronie ulicy. Też duży tłok. Ewentualnie czytelnia lub ta niby świetlica, czy jak to nazwać. Od biedy korytarze też ujdą. Tylko trzeba to ustalać wcześniej. Jeśli użyjemy do tego telefonów, to będą wiedzieć jeszcze przed nami, gdzie nas szukać.
Pozostała dwójka pokiwała głowami i było jasne, że ten temat się zakończył. Czas w takim razie przejść do praktycznego wykorzystania szansy na rozmowę.
– Skoro już możemy rozmawiać – zaczęła Sarah – To może teraz będziesz chciał się trochę wygadać? Wiem, że słabo się znamy, ale siedzimy w tym razem, więc... Jakbyś tylko potrzebował, to chętnie wysłuchamy.
Theo uśmiechnął się z rozczuleniem. Taką troskę okazywało mu do tej pory tylko stado... Miło było wiedzieć, że wciąż ma z kim porozmawiać, nawet jeśli stracił przyjaciół, ale nie był pewien, czy w tej chwili właśnie tego chce.
– Dzięki, ale nie wiem, czy jest sens to rozdmuchiwać. Po prostu musiałem go tak potraktować. Nie chcę, żeby się do mnie zbliżał i się narażał.
– Co zamierzasz dalej z tym zrobić? – zapytał Ross, na co Raeken wzruszył ramionami ze zrezygnowanym wyrazem twarzy.
– Jeszcze nie wiem... Nie mam nawet pojęcia, co mu wstrzyknęli. Na razie poczekam. Dopóki mnie potrzebują, Liam jest w miarę bezpieczny.
Nie zawahał się skłamać. Doskonale wiedział, co chce zrobić dalej – poznać skład trucizny i opracować antidotum. Ale o tym nikt się nie mógł na razie dowiedzieć. To już i tak było zbyt duże ryzyko. Dlatego po krótkiej ciszy zdecydował się zrobić najlepszą rzecz z możliwych. Zmienić temat.
– Nie znam waszych nazwisk – rzucił jakby od niechcenia – Nigdy nie było okazji się nawet przedstawić.
– Rzeczywiście – potwierdziła Sarah, dopiero zdając sobie z tego sprawę, a następnie zażartowała – Mama by mnie zabiła, gdy wiedziała, że mieszkam z dwójką obcych facetów i nawet nie wiem, jak się nazywają.
Wszyscy się zaśmiali, chociaż na wspomnienie o rodzinie poczuli cholerny ból. Ross również od razu pomyślał o swojej mamie, a myśli Theo powędrowały w stronę Jenny Geyer... Aby się od nich odciąć, uśmiechnął się i wyciągnął do Sarah rękę.
– Theo Raeken – przedstawił się – Już nie jestem obcy.
– Sarah Brooks – odparła dziewczyna z uśmiechem, ściskając jego dłoń.
– Ross Underwood – wtrącił ostatni chłopak, podając rękę najpierw Sarah, a potem Theo i zastanawiając się, po co im wszystkim ta pozorna uprzejmość. Raeken jednak po przeżyciu dziesięciu lat u Doktorów wiedział doskonale, że tylko poprzez zachowanie wszystkich możliwych pozorów normalności można uchronić się przed całkowitym szaleństwem.
– Skoro już się znamy, to może pójdziemy coś zjeść? – zaproponował. W odpowiedzi Ross niemal natychmiast pokiwał głową, ale zanim Raeken zdążył obrócić się w stronę wyjścia, wtrąciła się Sarah.
– Poczekaj, nie odwracaj się...
Chłopak z największym trudem zastygł w bezruchu, wpatrując się w dziewczynę z wyczekiwaniem.
– Liam stoi kawałek za nami. I się patrzy.
Po tych słowach nie zwracała już na niego uwagi, dlatego też nie mogła zauważyć, jak chłopak szybko wyjął telefon i zaczął udawać, że do kogoś pisze. Theo jednak domyślił się, że usłyszał całą tę wypowiedź... W prawdzie nie mógł winić za to Sarah, bo skąd mogła wiedzieć, że Dunbar jest wilkołakiem i też ma nieprzeciętnie dobry słuch? A jednak to on musiał teraz to odkręcać, dlatego szybko odpowiedział ostrym jak brzytwa głosem:
– Nie obchodzi mnie, co robi i gdzie jest, jasne? – zaczął, a Sarah aż podskoczyła na tę nagłą reakcję – Powiedziałem wam o nim tylko dlatego, że pytaliście. Mówiłem, że nie chcę mieć z nim już nic wspólnego. Chodźcie lepiej jeść.
Tym razem bez zawahania odwrócił się i odszedł kawałek, a dwie pozostałe chimery podążyły za nim z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach. Dopiero pod znajdującym się po drugiej stronie ulicy KFC wyjaśnił im, że Liam jest wilkołakiem i zapewne słyszał wypowiedź dziewczyny, a następnie ostrzegł, że powinni uważać, czy przypadkiem nie ma go w okolicy, zanim poruszą temat Doktorów lub jego samego. Oczywiście nie mieli z tym problemu i zdawać by się mogło, że temat już skończony, jednak Theo przez cały dzień nie był w stanie myśleć o niczym innym. Zastanawiał się, jak długo Liam stał za nimi i czy przypadkiem nie usłyszał nic, czego nie powinien...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top