59. Cud

Theo miał rację – Liam wytrzymał kolejne dwa dni, choć nie było to najłatwiejsze. Szczególnie jeśli mowa o jakiejkolwiek konfrontacji z państwem Geyer. Dunbar od tamtego wieczoru, kiedy okazało się, że ściany w domu jednak nie są dźwiękoszczelne, nie potrafił spojrzeć rodzicom w oczy bez rumieńca wstydu, co stało się przedmiotem wielu aluzji doktora Geyera, które tylko zawstydzały chłopaka jeszcze bardziej. W prawdzie Jenna starała się powstrzymać trochę zapędy swojego męża, ale kiedy do zabawy dołączył Theo, nie mogła już nic poradzić. Raeken, w przeciwieństwie do Liama, nie wydawał się szczególnie zawstydzony. Szybko podłapał żarciki i aluzje Davida, a widząc, jak działają na jego chłopaka, sam do nich dołączył i przez kolejne dwa dni oboje robili Dunbarowi na złość. Theo co prawda przestał na chwilę, kiedy młodszy zagroził mu, że wygoni go na kanapę, gdy już wyjadą do Davis, ale szybko zdał sobie sprawę, że chłopak i tak jest jeszcze bardziej napalony, niż on i nie da rady wytrwać w tej obietnicy, więc wrócił do żartowania i doprowadzania Liama do szału.

W końcu jednak nadszedł dzień wyjazdu – niestety pociągiem, bo w tym krótkim czasie, kiedy skupiali się raczej na przeżyciu, nikt nie myślał o zakupie dla nich nowego auta. Raeken zamierzał załatwić to jak najszybciej. Za pieniądze Doktorów mógł sobie pozwolić na nawet lepszy samochód, niż ten, który mieli poprzednio, a jeszcze i tak coś by mu zostało. Część musiał oddać Lydii za telefon (to znaczy, nikt go do tego nie zmuszał, ale sam się uparł), część na bieżące wydatki, aby nie polegać tylko na państwu Geyer, a część... Na bycie po prostu młodym człowiekiem z marzeniami i planami. Z taką sumą i wsparciem od rodziców, on i Liam byli ustawieni, więc mogli sobie czasem pozwolić na jakąś niekoniecznie potrzebną przyjemność. Planowali po ukończeniu pierwszego roku wybrać się na wakacje. Nie wiedzieli jeszcze, dokąd konkretnie. Po prostu chcieli wyjechać, pozwiedzać, odciąć się od świata i pobyć jedynie we dwoje. Przez ostatnie pół roku niewiele mieli na to okazji, więc teraz zamierzali nadrobić jak tylko się da. Z resztą... Było po nich widać. Pod koniec podróży Dunbar miał wrażenie, że pasażerowie wokół nich albo uważają ich za najsłodszą parę na świecie, albo nienawidzą z całego serca. Ani na chwilę nie puścili swoich rąk i bez przerwy szukali możliwości kontaktu fizycznego. Nie byli nachalni ani nietaktowni, po prostu... Bardzo spragnieni siebie nawzajem. Niestety sytuacja im w tym wypadku nie sprzyjała, ale jakoś sobie poradzili. Bez szwanku dotarli do celu swojej podróży – mieszkania, które teraz w końcu było ich wspólne. Mieszkania, do którego kluczy przyczepili sobie breloczki, które Dunbar kupił im w te święta... Byli na swoim miejscu. Pierwsze pół roku nie wyszło zupełnie tak, jak powinno, ale teraz oboje czuli, że zaczyna się ten etap ich życia, na który niecierpliwie czekali.

Theo był raczej tym typem człowieka, który załatwia ważne rzeczy przed tymi przyjemnymi. Jego zwyczajowy plan działania po przyjeździe gdzieś był jasny – rozpakować się, zachować jakieś pozory porządku i ogarnięcia, a potem przejść do porządku dziennego. Tym razem jednak po przyjeździe nie było to jego priorytetem... Właściwie nie wiedział, jaki ma priorytet. Liczyło się tylko to, że w końcu znalazł się z Liamem w ich mieszkaniu, wracał na wymarzone studia i jego życie w końcu zaczynało być takie, jakie sobie wymarzył. Nie było idealnie, oczywiście. Widmo przeszłych wydarzeń chodziło za nim krok w krok, ale z każdym dniem wydawało się mniej nachalne... Oczywiście zasługi w tym względzie chłopak przypisywał głównie Dunbarowi, ale nie mógł też umniejszać roli państwa Geyer, stada i oczywiście Morrell, z którą miał spotkać się jeszcze niejeden raz. Gdyby powiedział o tym na głos, zapewne każdą bliska mu osoba dorzuciła do tej listy jeszcze kogoś najważniejszego – jego samego. Theo jednak chyba jeszcze nie był w tym momencie, aby przypisywać sobie jakiekolwiek zasługi. Czas miał to zmienić... Trzeba było tylko poczekać.

Tym razem to Liam miał bardziej określone plany na spędzenie wieczoru. W przeciwieństwie do Raekena nie miał się za bardzo czym rozpraszać – znał już to mieszkanie jak własną kieszeń. Co prawda przebywanie tu z Theo było czymś cudownie nowym, ale to tylko oznaczało, że tym bardziej należy ten fakt wykorzystać. Z tym nastawieniem podszedł do starszego, który właśnie rozglądał się po ich sypialni i objął go od tyłu, opierając czoło na jego ramieniu.

– Obiecałeś mi coś, gdy tu dojedziemy – przypomniał. Starszy prychnął, dając znać, że od razu zrozumiał, o co chodzi.

– Aż tak ci się śpieszy?

– Czekałem pół roku – zauważył młodszy, a na to Theo już nie miał sensownej odpowiedzi. Zazwyczaj lubił przeciągać grę wstępną i doprowadzać Liama do białej gorączki, ale teraz faktycznie za długo zmuszał go już do czekania. Bez ostrzeżenia odwrócił się i zabrał się za pozbawianie Dunbara górnych części garderoby. Chłopak nie pozostał mu dłużny i chwilę później ich bluzy leżały już na podłodze, a Raeken jak raz nie tracił czasu, właściwie rzucając młodszego na łóżko i zabierając się do wytyczania gwałtownymi pocałunkami własnego szlaku na jego ciele. Liam przez chwilę wydawał się być cały szczęśliwy z tego powodu, zaraz jednak stracił cierpliwość. Theo tym razem nie pogrywał z nim tak, jak zwykle, ale mimo to wydawało mu się, że czeka wieczność. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną...

– Ociągasz się – wymamrotał, sugestywnie poruszając biodrami. Raeken uśmiechnął się pobłażliwie. I tak był szybki jak na siebie, widząc poziom frustracji Liama, a jemu jeszcze było za wolno.

– Cierpliwości, to nie maraton – odparł, ale posłusznie zaczął odpinać spodnie młodszego. Dunbar uśmiechnął się zwycięsko. Theo mógł gadać co chce, ale ostatecznie i tak zawsze robił to, czego pragnął młodszy. Taki już był... Nie żeby Liamowi to przeszkadzało. I nie żeby sam był inny. On też zrobiłby dla Raekena wszystko. Może poza cierpliwym czekaniem, ale trudno się temu dziwić, kiedy problem, który pojawił się w jego spodniach wymagał rozwiązania natychmiast.

– Ktoś tu nie może się doczekać – droczył się Theo, kiedy młodszy niecierpliwie zaczął szarpać za pasek przy jego spodniach, dając mu znać, że ma przestać z nim pogrywać. Raeken na złość poczekał jeszcze chwilę, zanim zsunął najpierw jeansy Dunbara, a zaraz potem swoje własne. Teraz zostali oboje w samych bokserkach i frustracja Liama osiągnęła taki poziom, jakiego nie spodziewałby się nawet po samym sobie. Bez zbędnego przedłużania szarpnął za bieliznę starszego, zsuwając ją jednym ruchem z jego bioder. Theo uniósł brwi.

– Jesteś niemożliwy – westchnął, ale posłusznie ściągnął bokserki do końca, aby następnie, już bez przeciągania, pozbawić bielizny również Dunbara. Dopiero wtedy już musiał na chwilę się zatrzymać... Dać sobie chociaż parę sekund na podziwianie tego, jaki cud mu się trafił. Bo właśnie za to uważał młodszego. Obecność Liama w jego życiu była cudem, zwłaszcza zważywszy na to, ile musieli przejść od samego początku. Tyle razy mogli zginąć, tyle razy wisiało nad nimi widmo rozstania... Na dobrą sprawę Dunbar w ogóle nie powinien był nigdy zwrócić uwagi na Theo w jakikolwiek sposób inny niż pełen nienawiści. Raeken omal nie zmanipulował go do zabicia własnego alfy... A jednak byli tutaj. Razem. Szczęśliwi. I jeśli to nie był cud, to Theo nie wierzył w żadne inne.

Liam tym razem musiał zrozumieć, o co starszemu chodzi, bo wyjątkowo nie przerywał. Pozwolił mu się na siebie napatrzeć, a gdy starszy położył dłoń na jego policzku, odwrócił głowę tak, aby móc pocałować jej wnętrze. To chyba zdołało trochę wyrwać Raekena ze zdumienia, bo jedynie uśmiechnął się w sposób, który był w stanie roztopić Liama, aby następnie pochylić się i jeszcze raz powoli i leniwie go pocałować. Dopiero potem uświadomił sobie, że jeśli chce iść dalej, to musi jeszcze sięgnąć do torby... Ech, nie żeby cieszyło go opuszczanie tej sytuacji, ale żeby dać młodszemu to, czego się domagał, musiał się dokopać do tubki z lubrykantem. Na szczęście, w przeciwieństwie do swojego chłopaka, był dobrze zorganizowany, więc nie musiał przekopywać całej torby podróżnej. Od razu znalazł co trzeba i wrócił do Liama, który ponowie zaczynał się niecierpliwić.

– Słowo daję, jeśli każesz mi czekać jeszcze sekundę, to... Ahh...

Młodszy syknął, kiedy palec jego chłopaka musnął jego wejście, jednak to by było na tyle. Liczył, że Theo skończył już z tą całą zabawą, ale widocznie nie doceniał złośliwości swojego chłopaka. Pozostało mu jedynie spojrzeć na niego z wyrzutem.

– Nie jęcz tak, na to przyjdzie czas później – odezwał się nonszalanckim tonem Raeken, a następnie, zanim Dunbar zdążył nawet pomyśleć o odpowiedzi, w końcu zabrał się do pracy. A wtedy Liam już nawet zapomniał, że miał być oburzony. Jedyne dźwięki, jakie był w stanie z siebie wydać, to zgaszone jęki i przytłumione przekleństwa. Bądź co bądź miał jeszcze z tyłu głowy sytuację z rodzicami...

Do jednego palca dołączył drugi, potem trzeci i przez cały ten czas młodszy dawał radę nie być bardzo głośno. Ale kiedy Theo w końcu zabrał rękę, aby następnie spojrzeć na Liama z całą miłością w oczach, pocałować go jeszcze raz, a potem w końcu płynnym ruchem wsunąć się w niego, Dunbar nie był w stanie się kontrolować. Na tym etapie sąsiedzi już ewidentnie ich nienawidzili.

– Okej? – upewnił się starszy, a Liam potrzebował dobrej chwili, aby zarejestrować jego pytanie. To był cały Theo... Zawsze się troszczył. Nawet, gdy robili coś tak wspaniałego, zawsze upewniał się, że przypadkiem go nie skrzywdzi. Dunbar poczuł, że chce mu się płakać. Nie był pewien, czy ze wzruszenia, czy bardzej frustracji.

– Nie pytaj, tylko rusz się – nakazał, a starszy nie potrzebował żadnej więcej zachęty. Tym razem Liam jęknął naprawdę głośno, a z każdym kolejnym ruchem starszego dochodziły do tego coraz mniej cenzuralne reakcje. Gdyby jego mama dowiedziała się, jakiego słownictwa używa, pewnie miałby szlaban na Theo do końca życia, jednak kiedy starszy poruszał się dokładnie tak, jak było trzeba i z każdym kolejnym pchnięciem doprowadzał ich obu coraz bliżej orgazmu... Trudno było myśleć o cenzurze.

Palce Liama odruchowo zacisnęły się na ramionach starszego. Z całej siły usiłował nie wysunąć pazurów, aby nie zranić chłopaka, jednak nie było to wcale takie łatwe. Miał wrażenie, że trzyma tak mocno, że nawet same jego palce pozostawią siniaki, ale nie mógł o tym myśleć, kiedy w końcu, po tylu miesiącach... Miał to wszystko.

– Kurwa... Theo... – jęknął kolejny raz, czując, że jest już bardzo blisko – Zaraz... Uhh...

Theo nie zareagował, ale zrozumiał doskonale. Sam był w bardzo podobnym stanie. Dyszał ciężko, samemu nie tłumiąc już nawet wszystkich tych dźwięków, które opuszczały jego usta. Poruszał się rytmicznie, obserwując wijącego się pod nim Liama, który zdawał się ledwo przytomny z rozkoszy. Nie żeby starszy wyglądał inaczej...

Dunbar doszedł jako pierwszy, Theo zaraz po nim. Po wszystkim ledwo znalazł w sobie siłę, aby się obrócić i opaść na łóżko, a nie na równie wykończonego Liama. Oboje dyszeli ciężko, obejmując się, wpatrując się w sufit i nie mogąc nawet wydobyć z siebie głosu. Dostali to, czego tak bardzo im brakowało... Słowa nie wydawały się potrzebne.

Leżeli tak przez dłuższą chwilę, dopóki Raeken nie poczuł wszechogarniającej senności. Wiedział, że jeśli jemu zamykają się oczy, to Dunbar najpewniej już smacznie śpi, a jedno spojrzenie tylko utwierdziło go w tym przekonaniu. Uśmiechnął się czule, podnosząc się na łokciu i całując młodszego w czoło. Nie zamierzał go budzić, więc po cichu podszedł do łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Chwilę później wrócił z ręcznikiem, aby wytrzeć również Liama. Dopiero, gdy oboje byli już w miarę czyści, narzucił na młodszego koc, wyłączył światło i sam wślizgnął się do łóżka, przytulając się do swojego chłopaka. Mógłby pewnie długo myśleć, jakie mimo wszystko spotkało go szczęście, że po tym, przez co przeszedł, jest teraz tutaj z Dunbarem, ale nawet na to był zbyt zmęczony. Na wdzięczność przyjdzie pora. Teraz pozostało mu tylko zamknąć oczy i zasnąć z przeświadczeniem, że od teraz już musi być dobrze.

KONIEC


Wszyscy wyczekiwali, więc musiałam napisać ten rozdział, choć lekko nie było😅 Taki wygląd mój podczas pisania:


No więc... Tak jak było wiadomo. Czas się pożegnać z tą historią, a wraz z nią z pewnym etapem. Pozwolę sobie powiedzieć, że Rules i Promises największym przedsięwzięciem mojego życia, jeżeli chodzi o pisanie. Historia z Theo i Liamem w roli głównej towarzyszyła mi prawie 2 lata, pozwoliła mi się rozwinąć w kwestii pisania jak nic innego, podarowała mi nową przyjaźń, można powiedzieć, że była też moją kotwicą. Dziwnie jest się rozstawać z taką dużą częścią ostatnich lat, ale nic nie może trwać wiecznie.

Zaczynając pisać widziałam to raczej jako próbę dla siebie samej - czy podołam napisaniu czegoś większego? Szybko jednak okazało się, że to nie było dla mnie, bo zebrało się tu więcej ludzi, niż bym mogła przypuszczać. To chyba jest odpowiedni moment, aby powiedzieć, jak bardzo się cieszę z Waszej obecności tutaj i jak bardzo dziękuję za docenienie mojej pracy💜 Tutaj również chciałabym przeprosić za wszystkie wywołane zawały serca, łzy i nerwico-kurwice😅 Mam nadzieję, że mimo to myślicie ciepło o tej historii (i o autorce również).

Na zakończenie dodam tylko małą prośbę – nie bądźcie Theo. Pozwólcie innym sobie pomagać, uczcie się poznawać własną wartość i traktujcie siebie jak najlepszego przyjaciela, bo każdy zasługuje na dobre rzeczy💜

Do zobaczenia (mam nadzieję) w innych historiach💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top