58. Przed oczami

Theo wpadł do domu jak rakieta, ledwo wymijając Jennę i kierując się od razu do sypialni, w której spodziewał się zastać Liama. Pani Geyer miała mnóstwo pytań, ale oczywiście nie była w stanie ich zadać, gdy chłopak pędził tak, że ledwo wyrobił zakręt. Miała nadzieję, że David powie jej coś więcej, ale gdy mężczyzna wszedł do domu i spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, było jasne, że wie równie mało. Pozostało im jedynie czekać, aż Raeken sam zdecyduje się coś im wyjaśnić. Najpierw jednak było jasne, że ma coś do załatwienia z Liamem, a państwo Geyer nie zamierzali im w tym przeszkadzać.

Theo faktycznie miał z młodszym coś do załatwienia, jednak nie był do końca pewien, co takiego. Nagła fala zrozumienia i motywacji do działania, która uderzyła w niego u Morrell dalej jednak trzymała, więc chłopak nawet się nie zastanowił. Wiedział jedynie, że musi po prostu znaleźć się przy Liamie, a co zrobi potem... To się zobaczy. Będzie wiedział.

Z takim nastawieniem wbiegł jak burza do pokoju, gdzie Dunbar właśnie stał przy biurku i szukał czegoś w swojej zagraconej szufladzie. Podskoczył z zaskoczenia, gdy Theo wpadł do środka tak gwałtownie, że mało nie wyrwał drzwi z zawiasów i spojrzał na niego podejrzliwie.

– Tak szybko skończyliście? – zapytał, zerkając jeszcze kontrolnie na zegarek, aby się upewnić, że nie stracił poczucia czasu i faktycznie Raeken jest w domu podejrzanie szybko. Starszy właśnie tego momentu potrzebował, by zrobić to, co powinien... Bo gdy tylko zobaczył przed sobą młodszego, tak samo cudownego, jak zwykle, już wiedział, jak musi zacząć... Wykorzystując moment nieuwagi Liama, podszedł do niego w długich krokach, aby następnie ująć jego twarz w dłonie i złączyć ich usta, zanim Dunbar był w stanie w ogóle zarejestrować, co się dzieje. 

Wargi Liama były miękkie, ciepłe i słodkie – takie, jak Theo zapamiętał. I chociaż minęło trochę czasu od ich ostatniego w pełni świadomego pocałunku (ponieważ ciężko w ten sposób określić to, co stało się w Motelu California), nie zapomniał ani jednego szczegółu. Pamiętał, jak miękka jest skóra Liama pod jego dłońmi, jak jego ciało idealnie pasuje do starszego, jak jego zapach staje się wręcz obezwładniający, gdy są tak blisko siebie... A najważniejsze, że nie było nic poza tym. Żadnych zwłok, które pojawiały się do tej pory w wyobraźni Raekena. Żadnej trucizny. Żadnego chłodu. Tylko Liam... Wtedy dopiero dotarło do niego, że tak naprawdę bał się siebie i swojej fantazji, a nie czegokolwiek, co rzeczywiście im zagraża... Okazało się to wyjątkowo pocieszającą myślą. Świadomość, że zrobił to, co tak go przerażało i nic się nie stało sprawiła, że strach znacznie się zmniejszył. Może nie zniknął, ale się zmniejszył. Skoro bał się, że Liamowi stanie się krzywda, gdy pozwoli sobie na bliskość, ale dowody wskazały na coś zupełnie innego... To chyba nie trzeba się aż tak obawiać.

Powiedzieć, że Liam był zdezorientowany, to jak nie powiedzieć nic. Przez ostatnie dni próbował przyzwyczaić się do faktu, że Theo z jakiegoś powodu unika z nim bliskiego kontaktu i przerobić wszystkie powiązane z tym możliwe scenariusze. Nie doszedł do żadnego sensownego wniosku, zdołał jedynie wyjść z siebie już kilka razy i przeżyć całą gamę różnych emocji, zanim dotarło do niego, że jeśli ma poznać powody zachowania Theo, to musi go zapytać, a tego zdecydowanie nie chciał robić. Bał się, że jeśli zacznie naciskać, to osiągnie efekt odwrotny od zamierzonego, jednak obawiał się również, że jeżeli nic się nie dowie, to w końcu wybuchnie w bardzo nieprzyjemny sposób. Jego dylemat jednak rozwiązał się sam, kiedy Theo wrócił do domu i po prostu zrobił to, czego ostatnio tak unikał. Trudno się więc dziwić Liamowi, że nie do końca rozumiał, co się dzieje i zamiast zareagować stał jak sparaliżowany, nie wykonując żadnego ruchu. Raeken widocznie też musiał to zrozumieć, gdy pierwsze uniesienie nieco opadło, bo powoli odsunął się odrobinę, dając młodszemu czas na przetworzenie sytuacji. Dunbar jednak nie zamierzał myśleć, a na pewno jeszcze nie teraz, gdy Theo po raz pierwszy od dawna był tak blisko w każdym możliwym sensie. Gdy tylko się odsunął, bez zawahania podążył za nim i po chwili całowali się znowu. Tym razem Liam odzyskał zdolność poruszania i desperacko przyciągnął starszego bliżej, trzymając go tak mocno, jakby miał się rozpłynąć, gdy go puści.

Theo oczywiście nie zamierzał rozpływać się w sensie dosłownym, ale niewiele brakowało, aby zrobił to w sensie przenośnym. Liam przyczepiony do niego jak rzep był tak uroczy, że po prostu nie dało się inaczej. Chociaż jak się nad tym dłużej zastanowić, to Raeken nie był w najlepszej pozycji do komentowania, skoro sam wciąż trzymał policzki Dunbara w taki sposób, jakby miał w dłoniach cały świat.

Żaden z nich nie miał pojęcia, ile czasu minęło, zanim ponownie odsunęli się od siebie, aby nabrać powietrza. Nawet wówczas starali się jednak ograniczyć przestrzeń między nimi do minimum. Liam dalej wciskał się w starszego, jakby miał się w niego wtopić, zaciskając pięści na tyle jego bluzy. Ich czoła stykały się ze sobą, nosy trącały o siebie przy każdym najmniejszym ruchu. I chociaż Dunbar na co dzień nie potrafił tak po prostu stać spokojnie, teraz wydawało mu się, że mógłby nie poruszyć się przez resztę życia, byle tylko zostać tak na zawsze. Theo jednak widocznie miał inne plany... Nie mógł tak po prostu pocałować Liama po tym, jak starał się tego uniknąć przez ostatnie dni, a potem przejść do porządku dziennego, jakby nic ważnego się nie wydarzyło. Nie chciał jednak psuć nastroju, dlatego usiłował zrobić to w spokojny sposób. Przede wszystkim zauważył, że Dunbar dalej jest dość zszokowany, więc na dobry początek zaczął głaskać go kciukiem po policzku, starając się zwrócić na siebie uwagę. Wiedział, że podziałało, kiedy spojrzenie tych niesamowicie niebieskich oczu spotkało się z jego własnym. Uśmiechnął się lekko.

– Hej – mruknął bezmyślnie, nie wiedząc, co innego ma powiedzieć. Przywitanie się po powrocie było chyba bezpiecznym pomysłem.

– Hej – odpowiedział Liam, równie bezmyślnie, nadal próbując ogarnąć, co takiego przed chwilą się zdarzyło. Theo nie mógł nic poradzić na to, że uważał jego konsternację za coś bardzo uroczego.

– Stęskniłem się – przyznał Raeken. Młodszy uniósł brwi.

– Nie było cię ledwo godzinę...

Theo przewrócił oczami. Rozumiał, że Dunbar wciąż jest zdezorientowany, ale nadal było to trochę zabawne.

– Nie o tym mówię – wyjaśnił, pochylając się i jeszcze raz krótko całując chłopaka – Tak ogólnie...

Dopiero teraz Liam zrozumiał, o co chodzi. Jego oczy rozszerzyły się nagle w wyrazie zrozumienia. Skinął głową, nadal przetwarzając docierające do niego chaotyczne informacje.

– Ja też – przyznał – Ale... Mam wiele pytań.

– Dawaj – zachęcił Theo, zdziwiony, jak łatwo mu to przyszło. Nie cieszył się, że będzie musiał na nie odpowiedzieć, ale wiedział, że będzie warto. Dla nich... Dla tego, co mieli i co nadal mogą odzyskać.

– Co się stało, że właśnie teraz...? Że tak znikąd... Trochę nie rozumiem. Wydawało mi się, że potrzebujesz trochę przestrzeni, ale teraz tu jesteś i mnie całujesz i nagle wszystko jest inaczej, niż myślałem...

– Dobra, zwolnij – wtrącił z pobłażliwym uśmiechem Theo. To był właśnie Liam, jakiego pamiętał. Czysty chaos. I to właśnie w nim uwielbiał, nawet jeśli czasami równocześnie doprowadzało go do szału – Pogadałem z Morrell i coś do mnie dotarło... Długa historia.

– Mamy czas – zapewnił Liam. Starszy skinął głową, puszczając jego policzki i łapiąc go za nadgarstek, aby pokierować ich na łóżko. Skoro już musieli o tym porozmawiać, to chociaż niech usiądą.

Dał sobie chwilę, aby zebrać myśli. Dunbar w żaden sposób mu w tym nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, siedział cicho jak myszka i nawet na niego nie patrzył, nie chcąc przypadkiem wywierać presji. Tylko bezmyślne bawienie się palcami i potrząsanie nogą zdradzało jego przejęcie całą sytuacją. Theo oczywiście nie byłaby sobą, gdyby tego nie zauważył i nie podsunął młodszemu swojej dłoni. Liam spojrzał na niego z wdzięcznością. Nie było tajemnicą, że Raeken był jego najlepszą zabawką antystresową.

– Okej, przede wszystkim muszę cię przeprosić – zaczął Theo, sprawiając, że Dunbar zmarszczył brwi, wyglądając, jakby chciał coś powiedzieć. Starszy jednak nie pozwolił mu dojść do głosu – Nie przerywaj mi. Muszę. Ignorowałem cię.

– Tak jak ja ciebie – wtrącił Liam. Raeken westchnął.

– Ty przeprosiłeś – zauważył.

– A ty powiedziałeś, że nie chcesz moich przeprosin, więc ja nie chcę twoich, bo to nie była twoja wina – nie dawał za wygraną Dunbar. Theo, mimo wszystko, uśmiechnął się.

– Ani twoja – zapewnił, a następnie przewrócił oczami z pobłażliwym uśmiechem – Dobra, to bez przepraszania. Ale wyjaśnienie jestem ci winien i tu już nie zaprzeczysz.

Liam nic nie odpowiedział, więc starszy dał sobie chwilę na poukładanie myśli, zanim zaczął mówić dalej.

– Wiem, że zauważyłeś. Trudno, żeby było inaczej. Byłeś w końcu sobą. Tym cudownym, cholernie namolnym i atencyjnym szczeniakiem, który szuka każdej okazji, aby się do mnie przykleić. A ja udawałem, że tego nie widzę i pewnie miałeś już w głowie tysiąc scenariuszy, co takiego się stało, co zrobiłeś źle, że już cię nie chce, ale na wypadek, gdybyś jeszcze się nie domyślił, to gówno prawda. Ja... To nie tak, że chciałem cię unikać. Wkurzało mnie to okropnie, ale nie mogłem inaczej, bo byłem przerażony. Nie wiedziałem, dlaczego, ale dziś do mnie dotarło... Bałem się, że jeśli się do ciebie zbliżę, to ściągnę na ciebie nieszczęście. Znowu.

Liam zmarszczył brwi, próbując przetworzyć to, co właśnie usłyszał. Nie wychodziło mu za dobrze. Ucieszyło go co prawda, że mimo wszystko nie sprawił, że Theo przestał go chcieć, ale jego wyjaśnienie było... Trudne do pojęcia.

– Wiem, że to skomplikowane – zapewnił starszy, tafnie odgadując jego myśli – Ale po prostu chodzi o to, że od zawsze ciągnę za sobą nieszczęścia. Po Doktorach dotarło do mnie, że nigdy nie byłeś ze mną bezpieczny, że zawsze ci, którzy polują na mnie, będą też polować na ciebie. Wcześniej to nie było takie silne, bo i tak się unikaliśmy, a teraz ty nagle chciałeś kontaktu, a ja... Nie mogłem. Na samą myśl o tym miałem przed oczami... Widziałem...

Zająknął się. To była najtrudniejsza część historii. Ta, o której nie potrafił mówić, która do tego wszystkiego doprowadziła. Przez chwilę znów miał przed oczami ten cholerny obraz. Zacisnął powieki, próbując się go pozbyć, aby nie poddać się zupełnie przerażeniu. Czuł, że nie da rady tego powiedzieć... Dopóki dłoń Liama nie zacisnęła się mocno na jego własnej. Ciepła i silna... Żywa. Dunbar tu był. Cały i zdrowy. Reszta stanowiła tylko wytwór jego wyobraźni.

Westchnął głęboko, próbując zebrać myśli, zdeterminowany, aby mówić dalej.

– Widziałem ciebie po truciźnie, tylko że w mojej głowie byłeś wtedy...

– Martwy – dokończył Liam, widząc, że Theo nie jest w stanie wypowiedzieć tego słowa na głos. Starszy pokiwał głową, przecierając oczy, w których powoli zaczęły gromadzić się łzy. Sama myśl o tym wszystkim sprawiła, że przeszedł go dreszcz... Mimo że Dunbar tu był i Theo wiedział, że jest cały i zdrowy, to nadal nie było mu łatwo wracać myślami do momentu, w którym sądził, że jest inaczej.

– Przez chwilę byłem pewien, że lek nie zadziałał – wymamrotał pod nosem, ledwo dając radę o tym mówić. Uścisk na jego dłoni stał się silniejszy, dokładnie tak, jak ten w jego gardle – Tuż po tym, jak David ci go podał... Zacząłeś krzyczeć. Strasznie krzyczeć. Myślałem, że...

Z trudem przełknął gulę w gardle. Miał wrażenie, że go dusi, że zaraz albo zemdleje, albo zwymiotuje. Aby uniknąć którejkolwiek z tych opcji spróbował skupić się na Liamie, uczepić się silnego bicia jego serca, ciepła bijącego od jego ciała, miękkości jego skóry... Czegokolwiek, co nie pozwoli mu oszaleć. Młodszy musiał zrozumieć to natychmiast, bo przysunął się jeszcze trochę bliżej, niepewnie obejmując Raekena ramieniem i szepcząc mu do ucha ciche, uspokajające "już dobrze" i "jestem tutaj". Zadziałało. Oczywiście, że zadziałało. W końcu to był Liam i to mu wystarczyło. Po kilku chwilach trochę się uspokoił, na tyle, że był w stanie zebrać myśli i mówić dalej, nie odsuwając się od młodszego ani odrobinę. Dunbar wyjątkowo nie wtrącał się. Wiedział chyba, że w tej sytuacji przerywanie jest niewskazane. Patrzenie na Theo w tym stanie było trudne, ale oboje wiedzieli, że pewne rzeczy muszą w końcu zostać powiedziane.

– To by była moja wina... – kontynuował Raeken – Gdybym nie był w stanie cię uratować... To by była moja wina. Ściągnąłem na ciebie zagrożenie samym faktem, że byłem blisko. I to chyba zostało ze mną bardziej, niż myślałem...

Odetchnął z ulgą. W końcu to powiedział i mimo że cały czas czuł się, jakby ktoś zaciskał mu dłoń na gardle, równocześnie kamień spadł mu z serca. Nie czuł się jeszcze, jakby powiedział wszystko, co powinien, ale to był dobry początek. Reszta przyjdzie z czasem.

Przez chwilę panowała cisza i to było naprawdę dziwne. Theo spodziewał się impulsywnej reakcji na swoje słowa, jak to z resztą zwykle bywało, zwłaszcza gdy próbował wskazać na swoją winę. Niemal czuł, jak w młodszym wszystko buzuje, ale mimo to reakcja nie była natychmiastowa. Dopiero po paru sekundach Liam odezwał się w sposób, który w zamyśle miał być spokojny, jednak wyszło to bardzo średnio.

– Spójrz na mnie – polecił, a Raeken nie mógł zrobić nic innego, jak tylko posłuchać. Nawet, jeśli widok smutku w oczach Dunbara był ostatnią rzeczą, którą chciał zobaczyć. Młodszy ujął jego twarz w dłonie – Wiem, że nie dasz sobie przemówić, ale muszę ci to powiedzieć. To nie była twoja wina. Jedynymi winnymi byli oni. Skrzywdzili i mnie, i ciebie. A ty robiłeś wszystko, żeby mnie chronić.

– Nie dałem rady – upierał się Theo. Liam pokręcił głową.

– Gdybyś nie dał rady, nie byłoby mnie tu – odpowiedział z całą pewnością, na jaką było go stać.

– Ale... Nie zdążyłem. Cierpiałeś...

– A ty nie? – zapytał Dunbar i starszy nie miał na to odpowiedzi. Oczywiście, że cierpiał... To było jasne. Znosił ból gorszy, niż kiedykolwiek w życiu. Nawet piekło z tej perspektywy nie wydawało się gorsze, bo wówczas przynajmniej nie miał do czego wracać. Pogodził się ze swoim losem. Teraz nie potrafił... I ta nadzieja równocześnie dodawała mu sił i powoli niszczyła.

– Też ciągle mam coś przed oczami... – westchnął Liam z zawahaniem, zwracając na siebie uwagę starszego – Puste łóżko...

Nie musiał mówić więcej. Theo zrozumiał doskonale i oboje zdawali sobie z tego sprawę. Było jasne, jak jego nagłe zniknięcie tej nocy, której o mało nie wykończył się na dobre wpłynęło na młodszego. Oczywiście, że dalej o tym pamiętał, mimo że już o wiele lepiej sobie radził.

– Najpierw ty o mało nie straciłeś mnie, potem ja ciebie... – kontynuował – Ale, Theo... Jesteśmy tu teraz. Oboje.

– Wiem – zapewnił Raeken, uśmiechając się słabo – Tylko... Nie chcę, żeby to się kiedykolwiek powtórzyło. Nie wytrzymałbym.

– Ja też nie chcę – zgodził się Liam – Ale jeśli coś złego ma nas spotkać, to spotka tak czy inaczej. Więc chyba lepiej już przejść przez to razem...

Tym razem uśmiech starszego wyglądał na nieco bardziej szczery i może rzeczywiście taki był.

– Kiedy zmądrzałeś, co?

Liam prychnął z rozbawieniem.

– To nie mądrość, to trauma – odpowiedział bez zastanowienia. Theo przewrócił oczami, ale poza tym puścił to mimo uszu. On jeszcze bardziej żartował ze wszystkich nieszczęść, które go w życiu spotkały. Nie był w odpowiedniej pozycji, aby upominać Dunbara. Zamiast tego jedynie przysunął się do niego jeszcze bliżej, łącząc ich usta, tym razem powoli i z wyczuciem. Poczuł się, jakby robił właśnie coś o wręcz religijnej wartości. To była jego świętość... Ten mały raj, który stworzył sobie na ziemi z Liamem. Nie potrafił zrozumieć, jak mógł choć na chwilę odpuścić sobie walkę o niego.

Odsunął się odrobinę po zdecydowanie za krótkiej chwili, jednak nawet wówczas pilnował, aby odległość między nimi była minimalna... Nie miał tego przez tyle czasu, a przez moment wydawało mu się, że nigdy tego nie odzyska... Musiał się cały czas upewniać, że nie śni. A nie było lepszego sposobu, niż bliskość Dunbara.

– Między nami w porządku? – upewnił się. Musiał to usłyszeć, bo inaczej by oszalał z niepewności – Wracamy do tego, co było...?

Liam uśmiechnął się z pobłażaniem.

– Czy to jeszcze nie jest dość oczywiste? – odpowiedział pytaniem, ale znając Raekena, po chwili dodał – Tak, w porządku. I nie, nie "wracamy" do tego, co było, bo to się tak naprawdę nigdy nie skończyło. Musieliśmy się rozejść, ale... Kochałem cię i kocham cały czas tak samo. Nawet, gdy byłeś dupkiem i upartym osłem, który nie dawał sobie pomóc. Więc nie ma do czego wracać.

Theo chciał jakoś sensownie zareagować na to wyznanie, ale jego plany legły w gruzach, gdy tylko usłyszał to jedno słowo, które sprawiło, że nic po nim już nie zarejestrował. Kochałem... Nigdy nie mówili o tym wprost. Zawsze były to gesty, półsłówka, aluzje... Nigdy żaden z nich nie powiedział o tym, co ich łączyło tak bardzo wprost. To było duże słowo. Poważne. Znaczące. A mimo to, przeciwnie do wielu innych silnych uczuć, nie wydawało mu się straszne. Wręcz przeciwnie. Było jak otulenie kocem w mroźny dzień, jak łyk wody po maratonie, jak tarcza przed kulą... Miał wrażenie że niesie ze sobą ochronę, ulgę, ciepło... Że wprowadza go w kompletnie nowy rodzaj poczucia bezpieczeństwa, którego od dawna nie doświadczył. Ale mimo tej obcości równocześnie wydawało mu się dziwnie znajome... W końcu sam powtarzał je sobie w głowie przez tyle czasu...

– Ja ciebie też... – powiedział bez zastanowienia, a następnie, zanim zdążył stchórzyć, dodał – Kocham... Tak samo, jak przez cały czas.

Wiedział, że Liam równie dobrze zrozumiałby po pierwszych trzech słowach, ale jemu by to nie wystarczyło. Musiał to powiedzieć. Musiał w końcu posmakować tego słowa, które wprost błagało go, aby zostać wypowiedziane przez ostatnie miesiące. Przeszło mu przez gardło zaskakująco łatwo, jakby dokładnie tak miało być. A gdyby to jeszcze mu nie wystarczyło, reakcja Dunbara, który dosłownie się na niego rzucił, stanowiła dostateczne zapewnienie, że wszystko jest na swoim miejscu.

Ten pocałunek dla odmiany był gwałtowny, niechlujny i mokry, ale w niczym nie ustępował poprzednim. Był po prostu inny. Ani lepszy, ani gorszy. Bo z Liamem wszystko było idealne... Chociaż, kiedy młodszy bezceremonialnie wdrapał się Raekenowi na kolana, a place wczepił w jego włosy, Theo stwierdził, że teraz jest chyba jeszcze lepiej, niż wcześniej. Choć może to była po części zasługa faktu, że w końcu usłyszał i powiedział to, co chodziło mu po głowie od miesięcy. To musiało coś zmienić... Oczywiście na ich korzyść.

Ledwo zauważył, kiedy Liam popchnął go w tył i pokierował, aby położył się na plecach. Sam natomiast pochylił się nad nim, niemal się na nim kładąc. Przerwał pocałunek tylko po to, aby zjechać ustami w dół, po szczęce i szyi starszego. Raeken natychmiast odchylił głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp. Nie tak dawno jeszcze nie przeszłoby mu przez myśl, aby obnażyć przed kimś gardło, ale to był Liam, więc wiedział, że jest bezpieczny.

– Za dużo ubrań – wymamrotał młodszy, gdy bluza Theo zaczęła mu przeszkadzać. Chłopak zaśmiał się tak słodko i szczerze, że Dunbar prawie zapomniał, jak bardzo jest na niego napalony. Zbyt mocno się zachwycił tym prostym przejawem spokoju i szczęścia. Niemal... Nie przeszkodziło mu to podnieść się i szybko zdjąć z siebie koszulkę. Raeken uśmiechnął się i szybko poszedł w jego ślady, siadając i wyplątując się za jednym zamachem z bluzy i koszulki (oczywiście z drobną pomocą Liama). Chwilę później leżał ponownie na plecach, pozwalając młodszemu chwilę się sobą nacieszyć, zanim gwałtownie nie obrócił ich w taki sposób, że to Dunbar leżał pod nim. Uśmiechnął się, spoglądając na zaskoczony wyraz twarzy młodszego.

– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? – zapytał – To że cię kocham nie znaczy, że pozwolę ci pchać się na górę.

Młodszy przewrócił oczami, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, starszy skutecznie uciszył go pocałunkiem. W takich warunkach Liam nawet był w stanie się zamknąć. A kiedy Raeken zabrał się za zostawienie mu na szyi malinki, chłopak już nawet zapomniał, że miał na coś narzekać. Zamiast tego jedynie wczepił palce we włosy Theo, pociągając za nie i otrzymując w odpowiedzi jęk, od którego przeszedł go dreszcz podniecania. Co jak co, ale on też wiedział, co najlepiej działa na starszego. Powtórzył to jeszcze raz.

– Kurwa, Liam – sapnął starszy – Wstrzymaj się, bo się skończy, zanim się zacznie.

– Nie trzeba kończyć na jednym razie – zauważył młodszy, ale posłusznie odpuścił na chwilę. Theo nie musiał mu wspominać o swoim... Problemie w spodniach. Liam sam go czuł. Nie żeby w jego wypadku było inaczej.

Idylla trwała jeszcze przez dobrą chwilę. Raeken celowo przeciągał strunę, nie śpiesząc się z wytyczaniem ustami własnego szlaku po ciele Dunbara, a młodszy robił się coraz bardziej sfrustrowany. Starszy uwielbiał w ten sposób igrać z ogniem... Ale Liam też miał swojego asa w rękawie. Kiedy Theo odrobinę za długo bawił się gumką od jego dresów, Dunbar nie wytrzymał. Oplótł go nogami w pasie i zakołysał biodrami. Raeken jęknął głośno i przeciągle.

– Rusz się trochę – sapnął młodszy – Nie będę czekać cały dzień.

Z jednej strony opłacało się. Liam osiągnął zamierzony cel, bo starszy w końcu posłusznie zabrał się za zdejmowanie mu spodni. Z drugiej jednak jęk starszego musiał być trochę zbyt głośny, lub przynajmniej trafić się w kiepskim momencie, bo w tej samej chwili dobiegł ich głos Davida, a choć jego słowa wcale nie były skierowane do nich, sprawiły, że nastój prysł jak bańka mydlana.

– Nie chciałem tego słyszeć... – westchnął mężczyzna. A potem zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie, bo zawtórował mu śmiech jego żony.

– Lepiej tak, niż gdyby mieli się dalej włóczyć jak cienie. Udawaj, że nie słyszysz. Albo nie stawaj pod schodami to nie będzie problemu. My nie mamy super słuchu.

Liam i Theo spojrzeli na siebie z bardzo znaczącym wyrazem twarzy. Dunbar wydawał się wręcz przerażony. Całą jego twarz oblał rumieniec, tym razem ze wstydu. Spośród wszystkich żenujących rzeczy, jakie mogłyby mu się przytrafić, ta była zdecydowanie na podium... Kompletnie zapomniał o tym, że jego rodzice są w domu, a on i Raeken przecież potrafią być bardzo głośni. Na tyle, żeby nawet zwykli ludzie byli w stanie usłyszeć...

Starszy natomiast dobrą chwilę patrzył na niego w osłupieniu, zanim wybuchnął głośnym śmiechem, chyba z braku jakiegokolwiek lepszego rozwiązania. Z seksu na zgodę i tak już nic nie pozostało, skoro oboje wiedzieli, że państwo Geyer mogą ich usłyszeć. Trzeba było jakoś rozluźnić atmosferę.

– Nie śmiej się, to jest straszne – wymamrotał Dunbar, zasłaniając twarz dłońmi. Theo zaśmiał się jeszcze głośniej, obracając się na plecy, aby położyć się obok młodszego.

– To jest w cholerę zabawne – nie zgodził się. Liam pokręcił głową.

– Co w tym zabawnego? Już nigdy nie będę mógł spojrzeć w oczy własnym rodzicom, a do tego jeszcze nam przerwali – zaczął lamentować jak prawdziwa królowa dramatu. Starszy przewrócił oczami, podnosząc się na łokciu, a następnie pochylając, aby dać młodszemu krótkiego całusa.

– Za dwa dni jedziemy do Davis – przypomniał – I mamy całe mieszkanie tylko dla nas.

Liam spojrzał na niego z rozmarzeniem i uśmiechnął się.

– Sąsiedzi nad znienawidzą – zauważył. Theo prychnął.

– Nikogo to nie obchodzi – zadecydował, a następnie podniósł się z łóżka i ruszył w stronę drzwi. Dunbar jęknął boleśnie.

– Dokąd idziesz?

– Potrzebuję prysznica – wyjaśnił – Nastrój prysł, problem w spodniach pozostał.

Liam westchnął cierpiętniczo, zdając sobie sprawę, że w takim razie ze wspólnego mycia nici.

– Pośpiesz się – polecił zamiast tego – Pójdę po tobie. Nic lepszego mi nie zostało.

Theo zaśmiał się na ten dramatyzm.

– Dwa dni – przypomniał – Wytrzymasz.

Liam przewrócił oczami. Oj, wcale nie był tego taki pewien.

Oficjalnie dotarliśmy do przedostatniego rozdziału... Przed nami jeszcze tylko jeden, który pojawi się jak tylko go napiszę (nie wiem kiedy)(sesja nie wybacza). Oj, coś czuję, że nie będzie mi łatwo się z tym rozstać😅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top