56. Imperium rzymskie
Po spotkaniu stada zaczęło się robić naprawdę intensywnie. Do powrotu na uczelnie pozostał niecały tydzień, a choć David zapewniał, że tym razem będzie w stanie przymknąć oko na naciągnięcia i wystawić im lewe zwolnienia lekarskie, wszyscy zgodnie zadecydowali, że wolą wrócić na studia od razu. Uważali to za osobisty cud, że w swoim ówczesnym stanie psychicznym pozdawali wszystkie egzaminy i nie chcieli kusić losu. Tym razem zamierzali się przyłożyć... Poza tym zamierzali dać sobie czas na przeprowadzki i załatwić to jeszcze w okresie przerwy, aby potem nie dokładać sobie zadań. Zaczęli jednak od rzeczy ich zdaniem ważniejszej, czyli od telefonów do rodzin Rossa i Sarah... Tak jak się spodziewali, rozmowy okazały się dość skomplikowane i w międzyczasie polało się sporo łez, wybrzmiało sporo krzyków i doszło do dużej liczby rozłączeń, zanim sytuacja została w miarę ustabilizowana. Ponieważ bliscy chimer mieszkali dość daleko, ustalili wszyscy, że powinni spotkać się w Davis, gdy Ross i Sarah pojadą pomóc Theo w przeprowadzce i doprowadzić mieszkanie do stanu używalności. Z pieniędzmi Doktorów, które faktycznie znaleźli w kanałach, było to możliwe. Wiedzieli, że nic jeszcze nie zostało wyjaśnione, że ich bliscy tak naprawdę znają urywki całej historii, ale nie mogli od razu zrzucić na nich wszystkiego, aby ich nie odstraszyć. Będą mieli dużo do omówienia, gdy się zobaczą, ale teraz chimery naprawdę wierzyły, że dadzą sobie z tym radę i jeszcze wszystko będzie dobrze. Z tym nastawieniem byli gotowi jechać do Davis...
Theo ekscytował się wraz z nimi. Cieszył się ich szczęściem... On sam nie miał szansy wrócić do rodziny za pierwszym razem, ale teraz mu się to udało i rozumiał już, jakie to cudowne uczucie. David i Jenna zdawali się wobec niego jeszcze bardziej czuli i kochający, niż kiedykolwiek wcześniej, a on w końcu mógł przyznać, że chyba wie, dlaczego. On też po tym, jak na pewien czas ich stracił, zaczął doceniać ich obecność jeszcze bardziej, mimo że wcześniej nie sądził, że to będzie możliwe. Cieszył się z powrotu na studia, do swojej kochanej biotechnologii, która o dziwo mu nie zbrzydła, ale fascynowała go chyba jeszcze bardziej, ale z drugiej strony nie chciał wyjeżdżać i ponownie się z nimi rozstawać. Powinno pocieszać go, że będzie miał przy sobie Liama, ale jeśli miał być szczery, to zamiast oparcia, była to jego największa obawa. Bo przez te trzy dni, które dali sobie na odpoczynek przed jednodniowym wyjazdem w celu pojednania Rossa i Sarah z bliskimi oraz załatwienia wszystkich przeprowadzek, nic między nimi nie zmieniło się na lepsze. Wydawało się wręcz, że jest jeszcze gorzej. Liam dalej uciekał w swój świat i za nic nie zamierzał porozmawiać z Theo, mimo że widać było, że trzymanie wszystkiego w sobie go wyniszcza. Wiedział, że może odezwać się również do kogoś innego, ale nie sądził, żeby mu to pomogło. W tej sytuacji tylko Raeken mógł coś zdziałać, ale był on równocześnie osobą, z którą Dunbar najbardziej nie chciał rozmawiać. Nie rozumiał, jak mógłby żalić się na swoje okropne samopoczucie związane z tym wszystkim, co się zdarzyło, podczas gdy tak naprawdę uważał, że była to trauma Theo, a nie jego. Jakaś jego część po prostu mówiła mu, że nie ma prawa żalić się na coś, co wcale nie powinno wpłynąć na niego aż tak źle. Na pewno nie gorzej, niż na starszego... Ale to właśnie Raeken zdawał się robić co może, aby dojść do siebie. Miał umówioną kolejną wizytę u Morrell, a Liam nie mógł zmusić się nawet do rozważenia takiej formy pomocy. W razie kłopotów Theo odzywał się do Scotta lub Hayden, którzy jak nikt potrafili go wesprzeć, a Dunbar za każdym razem odczuwał wręcz zwierzęcą furię, skierowaną w stronę samego siebie. To on powinien być tym, który potrafi pocieszyć Theo, nie ktoś inny, a tymczasem nie był w stanie nawet przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, bo zaraz nachodziły go te wszystkie mroczne rozmyślania. A im bardziej próbował je stłumić, tym bardziej stawały się widoczne. Wiedział, że starszy je wyczuwa i się martwi i szczerze się za to nienawidził...
Raeken natomiast nie mógł powiedzieć, że nienawidzi się za swoją postawę w tej sytuacji (głównie dlatego, że pewnie zostałby za to okrzyczany do granic możliwości), ale miał do siebie żal. Denerwowało go niezmiernie, że nie potrafi zmusić Liama do rozmowy, że tak łatwo mu odpuszcza i zbywa jego kłamstwa na temat samopoczucia. Gdyby się postarał, pewnie udałoby mu się go w końcu złamać i dojść do tego, co jest nie w porządku, ale wiedział, że żeby to zrobić, musiałby sam się otworzyć. Jedynie szczerość mogła polepszyć ich relację, a Theo równie mocno, jak Dunbar, nie miał odwagi być szczerym. Nie znaczy to, że nie chciał – niczego bardziej nie pragnął. Ale coś go blokowało... Świadomość, o czym będzie musiał mówić. Sama myśl o tej okropnej nocy sprawiała, że miał wrażenie, że zaczyna się dusić, a co dopiero powiedzenie o niej. Przed oczami zaraz stawiał mu obraz Liama krzyczącego z bólu na łóżku. A najgorszy był fakt, że nawet, jeżeli to już się zdarzyło, Theo nie potrafił myśleć o tym, jako o przeszłości. Ilekroć wchodził do pokoju miał wrażenie, że zobaczy tę scenę ponownie. I to skutecznie powstrzymywało go przed wchodzeniem w sytuację, w której musiałby o niej pomyśleć. Nawet, jeśli sytuacją miała być rozmowa z Liamem.
Kolejne dni minęły im w gorszej ciszy, niż kiedykolwiek. Była tak niezręczna, że oboje w pewnym momencie zaczęli po prostu unikać zostawania we dwójkę i oboje byli z tego powodu smutni i sfrustrowani. Nie spodziewali się jednak, że w końcu zostaną na siebie skazani... W dzień wyjazdu do Davis, doktor Geyer pożyczył Theo swój samochód, a Hikari miała jechać własnym razem z Hayden. Raeken był święcie przekonany, że Ross i Sarah pojadą z nim i z Liamem, jednak w ostatniej chwili okazało się, że chimery postanowiły z niewyjaśnionych przyczyn dołączyć do dziewczyn, przez co on i Dunbar musieli jechać we dwójkę. Nietrudno było się domyślić, że w tej sytuacji maczała palce Hayden, której Theo nieraz żalił się na problem w komunikacji z Liamem... Wiedział, że będzie musiał z nią o tym porozmawiać, ale w drodze się przekona, czy wówczas jej podziękuje, czy raczej się obrazi. Wszystko zależy od rezultatu...
Przez pierwsze pół godziny był właściwie pewien, że Romero czeka solidna reprymenda. Zarówno on, jak i Dunbar siedzieli w ciszy i gdyby nie radio, Theo na pewno by już zwariował. Liam wpatrywał się uparcie w szybę, nawet na niego nie spoglądając, a atmosfera z każdą chwilą robiła się coraz cięższa. Raeken zaciskał ręce na kierownicy z taką siłą, że pobielały mu kostki i coraz poważniej zaczynał myśleć nad wjechaniem do najbliższego rowu, żeby tylko uciec od tej sytuacji. Nie wydawało mu się jednak, żeby to było najmądrzejsze wyjście, jednak nie mógł również nie zrobić nic, bo nie sądził, że będzie w stanie wytrzymać w takich warunkach do końca podróży. Pozostawało mu dokładnie jedno rozwiązanie... Poczuł się przyparty do muru i dopiero wtedy zrozumiał, jaki był cel umieszczenia ich samych w jednym aucie na długą trasę. Przewrócił oczami, gdy dotarło do niego, że dał się wrobić jak małe dziecko, ale postanowił skorzystać z okazji. Co innego mu pozostało?
– Wiesz, że kiedyś będziemy musieli się znowu do siebie odezwać, prawda? – zapytał, sprawiając, że Liam podskoczył na swoim miejscu. Przez chwilę zdawał się przetwarzać usłyszane słowa, zanim powoli odwrócił głowę i w końcu spojrzał na Theo bardzo niepewnie. Zdecydowanie za długo zajęło mu szukanie języka w gębie, ale w końcu odezwał się cicho, mówiąc ostatnią rzecz, jaką Raeken chciał od niego usłyszeć.
– Przepraszam.
Widać było, że chce mówić dalej, ale zanim zdążył ubrać swoje myśli w słowa, starszy ostro mu przerwał.
– Przestań – nakazał – Nie chce twoich przeprosin. Nie chce twojego poczucia winy ani wysilania się, żeby było mi dobrze. Ja też nie jestem gotowy... Żeby wracać do tego, co się stało, ale nawet, jeśli nie możemy rozmawiać o tym... To chyba nie musimy milczeć cały czas, prawda? Jest tyle innych tematów...
Z każdym słowem jego ton stawał się coraz mniej poirytowany i coraz bardziej błagalny. Ostatnie zdanie wypowiedział cicho i niepewnie, już bez cienia złości. Była w nim jedynie prośba... Błagalna prośba o dowód, że mimo wszystko jeszcze umieją rozmawiać.
– Może być nawet imperium rzymskie – westchnął – Czy cokolwiek tam chcesz. Ale... Cholera, mów coś po prostu.
Cisza przeciągała się jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak w momencie, gdy Theo sądził, że jego starania nie przyniosły żadnego efektu, Liam nareszcie się odezwał.
– Jesteś pewien? – zapytał z wahaniem. Raeken już miał mu ostro odpowiedzieć, jednak zanim zdążył się odezwać, młodszy kontynuował – W sensie... Długa droga przed nami. Naprawdę chcesz przez cały ten czas słuchać o imperium rzymskim?
Theo potrzebował dłuższej chwili, żeby przetworzyć to, co właśnie usłyszał. Dopiero, kiedy upewnił się, że słuch nie płata mu figli, odważył się odwrócić głowę w stronie Liama, aby zobaczyć, jak nieśmiało się uśmiecha. Natychmiast poczuł niesamowite ciepło otaczające go całego... Tak niewiele wystarczyło, żeby wszystko stało się lepsze.
– W razie czego odwdzięczę ci się biologicznymi nazwami, których nie będziesz potrafił wymówić – odpowiedział lekkim tonem. Dunbar prychnął cicho.
– Dobra, wchodzę w to. Powiedz jakąś trudną, biologiczną rzecz, gdy będziesz miał dość rzymskiego imperium.
Theo zgodził się, jednak wiedział doskonale, że nie skorzysta z tego. A kiedy Liam zaczął mówić, kompletnie zapomniał o tej całej umowie. Bo w końcu, po raz pierwszy od paru dni, nie było cicho. Dunbar widocznie potrzebował tylko tej wyraźnej zachęty, bo przez kolejną godzinę praktycznie nie zamilknął. W pewnym momencie zaschło mu w gardle, więc wykorzystał ten fakt, aby nakłonić Theo do zjechania na najbliższą stacje benzynową, aby zaopatrzyć się w przekąski i słodkie napoje, ponieważ stwierdził, że skoro już tak wysila struny głosowe, to nie będzie pił samej wody jak jakiś koń. I nawet, jeśli Raekena szlag trafiał, kiedy okruszki zaczęły wyściełać całą podłogę w samochodzie Davida, to nic na ten temat nie mówił. Oglądanie podekscytowanego Dunbara, który pomiędzy gryzami opowiada historie z błyskiem w oczach było zbyt przyjemne. A kiedy Liam zaczął wspaniałomyślnie podsuwać Theo przekąski, chłopak już przestał jakkolwiek przejmować się bałaganem.
Starszy praktycznie się nie odzywał, ale głównie dlatego, że jadąc wolał skupiać się na drodze, niż na mówieniu. Z resztą paplanina Liama była zbyt przyjemna dla ucha, aby ją przerywać. Kiedy indziej odwdzięczy się biologiczno-chemicznymi faktami... Na razie imperium rzymskie zdecydowanie wystarczyło.
Przez to, że Dunbar znów stał się jako-tako sobą, sama podróż przestała przebiegać tak gładko. Trasa nie była długa, ale nie licząc przerwy na zakupy, musieli jeszcze dwa razy dodatkowo się zatrzymać, ponieważ pęcherz chłopaka nie radził sobie z taką ilością wypitych napojów. Tym razem jednak Raekenowi to zupełnie nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wcale się nie spieszył. Siedzenie z Liamem w aucie stało się zbyt miłe, aby z własnej woli się tego pozbawić.
Na miejsce dotarli trochę później, niż pozostali (ale niewiele – Ross też okazał się trudnym pasażerem) i na dobry początek powitały ich znaczące uśmiechy. Hayden zrobiła bardzo sugestywną minę, widząc, jak Dunbar wysiada z samochodu uśmiechnięty i rozgadany, a do tego podchodzi do Theo i idzie z nim ramię w ramię, a nie dwa metry z tyłu. Sam Raeken natomiast nie potrzebował słów. Sama jego mina przekazywała dziewczynie wszystko.
– To co, najpierw wielkie sprzątanie, potem Ross i Sarah uciekają na spotkanie, a ja się pakuję i przenoszę do Liama, a potem Hayden się pakuje i przenosi do Hikari, tak? – upewnił się Raeken. Pozostali pokiwali głowami.
– No dobra... To lecimy. Mam nadzieję, że żadna broń biologiczna tam nie powstała pod naszą nieobecność – zaśmiał się. Ross przygryzł wargę, spoglądając w dół, a jego policzki zrobiły się bardzo czerwone...
– Wiesz... Mogłem lub nie mogłem zostawić resztki jedzenia w pokoju... I brudne naczynia też.
Sarah posłała mu zdegustowane spojrzenie.
– Ja tam nie wchodzę – oświadczyła – Te talerze już pewnie stworzyły własną cywilizację.
Theo prychnął w bardzo niegrzeczny sposób, a stojący obok niego Liam wzruszył ramionami.
– Ja tam się mogę utożsamić... – stwierdził. Naczynia zostawione w pokoju to był dla niego chleb powszedni, więc doskonale rozumiał Rossa, który posłał mu w odpowiedzi pełne wdzięczności spojrzenie.
– Chociaż ktoś – stwierdził – To chodź, o ile się nie boisz tam wejść.
– Nic nie będzie wyglądać gorzej, niż mój pokój – stwierdził Liam, posłusznie wchodząc za chimerą na klatkę schodową. Idący krok za nim Theo zaśmiał się.
– Jeszcze byś się zdziwił – stwierdził.
***
Liam, wbrew słowom Theo, nie zdziwił się. Bałagan w mieszkaniu był porównywalny z tym, który robił wokół siebie. Nawet cieszyło go, że Raeken miał mały trening przyzwyczajający go do takich warunków, bo z nim również będzie musiał tak żyć. Bez nadzoru rodziców Dunbar miał jeszcze większy problem z odkładaniem rzeczy na miejsce i utrzymywaniem wokół siebie porządku i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak musiał przyznać, że Ross mu w tej sztuce dorównuje. Naczynia w przypadkowych miejscach, porozrzucane ciuchy i przedmioty codziennego użytku, które jakimś cudem znalazły się w zupełnie innym pomieszczeniu, niż powinny, wydawały się być chlebem powszednim. Zarówno Theo, jak i Sarah nie będą mieli lekko z utrzymaniem porządku...
Ogarnięcie tego bałaganu zajęło dobrą chwilę, ale gdzieś w połowie sprzątania, Raeken zostawił swoich przyjaciół samych i udał się do swojego pokoju, aby zacząć pakować rzeczy. Dunbar jeszcze chwilę się wahał, ale ostatecznie poszedł za nim, aby mu pomóc. Tym razem nie odzywali się za wiele. Bez słów zrozumieli, co powinni zrobić i po prostu zaczęli wkładać do toreb poszczególne rzeczy. Nie było tego za wiele, głównie kosmetyki i ubrania, dlatego też Liam szybko zauważył wśród nich bluzę, która zdecydowanie nie należała do Theo. Uśmiechnął się, ale nie skomentował tego faktu, jedynie włożył ją do torby wraz z innymi rzeczami.
Przez tę ograniczoną ilość rzeczy, pakowanie nie zajęło zbyt wiele czasu i już po chwili byli gotowi do drogi. Liam i Theo zdecydowali, że podwiozą Rossa i Sarah w miejsce, gdzie mieli już czekać ich bliscy, podczas gdy Hayden i Hikari ruszą do mieszkania Liama, aby zacząć pakować rzeczy Romero. O ile więc czekała je krótka trasa i dość przyjemne zadanie, o tyle chłopcy spędzili następne parę minut w otoczeniu ciszy i napięcia. Nie było trzeba nadprzyrodzonych zdolności, aby zauważyć, jak bardzo Ross i Sarah są spięci, a ich przerażenie wpływało na ogólną atmosferę, dlatego też Theo ucieszył się, gdy w końcu dotarli na miejsce. Wraz z Liamem zostali jeszcze chwilę w samochodzie, obserwując, co się stanie, ale kiedy Ross wpadł w objęcia swojej mamy, a Sarah została właściwie zgnieciona w uścisku rodziców, dotarło do nich, że są bezpieczni i nie potrzebują dodatkowych obserwatorów, zwłaszcza w tak prywatnym momencie. Raeken odpalił auto i spojrzał pytająco na Liama.
– To co, chyba jedziemy już do dziewczyn?
Dunbar przygryzł wargę i zrobił tę swoją minę, która oznaczała, że (jego zdaniem) ma lepszy pomysł.
– Albo możemy dać im więcej czasu na spakowanie, bo na pewno zajmie to dłużej, niż z tobą, a my w tym czasie pojedziemy na bubble tea.
Theo po prostu musiał przewrócić oczami.
– Czy ty mnie zapraszasz na randkę? – zapytał, zanim zdążył o tym pomyśleć. Na twarzy Liama w pierwszej chwili odmalowało się zaskoczenie, jednak zaraz potem wzruszył ramionami z uśmiechem.
– Może – odpowiedział, a Raeken nic więcej nie potrzebował. Bez dalszych pytań ruszył z miejsca i wyjechał z parkingu.
– To dokąd?
– Koło uczelni jest taka dobra.
Theo nie potrzebował więcej wskazówek, jedynie ruszył we wspomnianym kierunku. Liam rozciągnął się na siedzeniu pasażera, ale nietrudno było zgadnąć, że jego myśli pracują nad czymś na najwyższych obrotach.
– O czym tak myślisz, co?
Dunbar zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią, zanim wypalił.
– Dasz mi poprowadzić?
Theo uniósł brew, zaskoczony tym pytaniem. Było normalne, ale Liam nie traktował tego zwyczajnie, było to po nim widać... Raeken potrzebował dobrej chwili, aby przypomnieć sobie wypadek sprzed paru miesięcy, w którym Dunbar rozbił auto. Nie sądził, żeby od tego czasu wsiadł za kierownicę, ale mimo to teraz chciał spróbować...
– Co cię tak nagle tknęło? – zapytał. Musiał się dowiedzieć czegoś więcej, zanim się zgodzi. Liam westchnął.
– Nie robiłem tego od wypadku – przyznał, zgodnie z przypuszczeniami Theo – Bałem się na samą myśl... Do teraz.
Raeken spojrzał na niego ze zrozumieniem, na chwilę tracąc koncentrację na drodze. Zrozumiał to, czego młodszy nie wypowiedział na głos. Z tobą się nie boję.
– Z resztą – dodał Dunbar o wiele swobodniejszym tonem, chcąc rozluźnić atmosferę – Głupio mi tak, że zabieram cię na randkę, ale to ty musisz nas na nią zawieźć.
Na to Theo już nie miał argumentów. Pozostało mu tylko przewrócić oczami i zjechać posłusznie na najbliższy parking, aby móc zamienić się miejscami z Liamem. Młodszy usiadł za kierownicą i wziął głęboki, uspokajający wdech, zanim zabrał się to działania.
– Gdyby coś było nie tak, to mów – poprosił Raeken – Mi to bez różnicy, kto prowadzi.
– Ale mi nie – odparł Dunbar – Zbyt wielu rzeczy unikam, bo się boję. Może chociaż z tą dam radę.
Theo nie potrzebował się zastanawiać, żeby zrozumieć, co Liam miał na myśli. Przez ostatnie dni oboje unikali tego samego – siebie nawzajem. A jednak teraz spędzali razem cały dzień i nawet wybrali się na improwizowaną randkę, o ile można to tak nazwać, więc skoro to się udało, to jazda samochodem też musi.
Powiedzieć, że Dunbar na początku był spięty, to jak nie powiedzieć nic. Starszy musiał z całej siły powstrzymywać się przed ciągłym proponowaniem zamiany, jednak zamiast tego zaczął robić to, co zawsze podczas ich wspólnych jazd. Podpowiadać Liamowi, co ma robić. A jeśli był przy tym nieco irytujący... To taki już jego urok.
– Kierunkowskaz – mruknął, kiedy zbliżali się do zakrętu.
– Pamiętam – odparł Dunbar.
– Mam nadzieję. Przyśpiesz trochę, jedziesz jak emeryt.
– Przepraszam, że wolę nie wjechać w drzewo.
– Z takim tempem to prędzej drzewo wjedzie w nas.
– Zaraz wysiądziesz – ostrzegł Liam, ale brzmiało to raczej jak "zaraz wyrzucę cię na drogę pod najbliższą ciężarówkę".
Theo jednak z satysfakcją zauważył, że wydaje się o wiele mniej spięty, więc kontynuował swoje docinki do czasu, aż nie dotarli na miejsce. Dopiero wtedy pozwolił sobie spoważnieć.
– Zrobiłeś to – powiedział z dumą w głosie, a następnie, żeby mimo wszystko pozostać sobą, dodał – Parkowanie dwa na dziesięć, ale dałeś radę.
Liam zaśmiał się niekontrolowanie, pozwalając nerwom w końcu odpuścić.
– Ręce mi się trzęsą – przyznał – Ale było... Mniej strasznie, niż sądziłem.
– Powoli do przodu – zapewnił Theo – W końcu się przyzwyczaisz.
– O ile prędzej nie wjadę do rowu, żeby nie musieć słuchać twojego marudzenia – odparł, na co Raeken parsknął śmiechem.
– Uwielbiasz moje marudzenie – powiedział, a potem, nie pozwalając Liamowi się odezwać, dodał – Chodź już, idziemy po ten twój napój bogów.
Dunbar posłusznie wyszedł z samochodu i ruszył za Theo, aby postawić im obu bubble tea. Raeken nawet nie zaprotestował – w końcu Liam zabrał go na randkę, więc nic dziwnego, że chciał za niego zapłacić. Choć może miało to coś do czynienia z faktem, że to nie były pieniądze żadnego z nich... Theo dostał co prawda swój przydział z zapasów Doktorów, ale państwo Geyer uparli się, że nie przestaną go wspierać finansowo, bo w końcu jest ich drugim dzieckiem i musi się do tego przyzwyczaić, więc... Próbował.
W jednym musiał przyznać rację Liamowi. Napój był naprawdę smaczny, ale o wiele lepszą częścią tego wypadu był sam fakt, że mógł spędzić czas z Dunbarem – po prostu posiedzieć i pogadać, tak jak kiedyś. Idealnym dowodem na to, jak świetnie się bawili była wiadomość od Hayden, która poinformowała ich, że wraz z Hikari skoczyły już pakować jej rzeczy i że jadą teraz je przewieźć do mieszkania dziewczyny. Wytknęła również Liamowi pozostawiony bałagan i życzyła "udanej randki, czy cokolwiek teraz wyprawiają". Dunbar zaczerwienił się jak pomidor, czytając tego SMS-a, a Theo parsknął nieprzyzwoitym śmiechem, zanim zdecydował, że faktycznie wypadałoby już jechać i się rozpakować. Nie spodziewał się, że Liam będzie chciał ponownie prowadzić, jednak kiedy chłopak wskoczył na siedzenie kierowcy, zanim Raeken zdążył w ogóle podejść do auta, ogarnęła go duma. Równocześnie jednak poczuł w środku ukłucie żalu. On też chciałby mieć więcej odwagi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top