51. Bałagan
Zgodnie z planem, Scott i Theo wzięli jedzenie na wynos, nie zapominając oczywiście o czymś dla Liama, a następnie pojechali prosto do domu Dunbara. Jeszcze zanim zdążyli wyjść z samochodu, chłopak już stał w progu, jakby cały czas tylko na nich czekał. Spodziewali się, że właśnie tak było, jednak żaden z nich naprawdę nie wiedział, że Liam przez całą ich nieobecność dreptał nerwowo po całym domu lub siedział na brzegu łóżka rytmicznie tupiąc nogą, używając chyba całego zestawu swoich zabawek antystresowych, żeby nie zwariować. Po tym, co stało się kilka nocy temu, nie był w stanie spokojnie spuścić Theo z oczu, nawet wiedząc, że starszy jest pod najlepszą możliwą opieką. Nie potrafił opisać, jak bardzo chciał jechać z nim, ale wiedział, że jeśli miałoby to sprawić, że Raeken będzie się czuł niekomfortowo, to minie się z celem. W obecności Liama pewnie zacząłby hamować swoje reakcje, aby go nie przestraszyć. Ze Scottem była większa szansa, że to z siebie wyrzuci, a jego dobro było teraz najważniejsze. Dunbar musiał to przecierpieć. Nie zmieniło to jednak faktu, że przez cały ten czas nie potrafił się na niczym skupić i kiedy tylko usłyszał dźwięk samochodu parkującego pod jego domem, zerwał się jak oparzony, aby zobaczyć starszego i na własne oczy upewnić się, że wszystko w porządku. A Raeken chyba zrozumiał, gdy tylko go zobaczył, bo w mgnieniu oka stał już przed nim, ignorując McCalla usiłującego zabrać z samochodu ich jedzenie. Nie zdążył nawet dobrze podejść, zanim Liam właściwie się na niego rzucił, aby przytulić go tak gwałtownie, że Theo prawie się przewrócił.
– Stęskniłeś się za mną? – zapytał odzyskując równowagę i odwzajemniając uścisk. I chociaż miało to brzmieć żartobliwie, to żaden z nich nie odebrał tego do końca jak żart.
– Bardzo – odparł Dunbar bez zastanowienia, wyraźnie relaksując się coraz bardziej z każdą chwilą. Starszy poczuł, jak coś ściska mu gardło, gdy zauważył, jak bardzo Liam był spięty do tej pory. Gdyby wtedy nie uciekł, gdyby od razu dał sobie pomóc... Wszystko byłoby zupełnie inaczej. Młodszy nie umierałby ze strachu za każdym razem, gdy nie ma go w pobliżu. On sam sprawił, że był teraz w takim stanie. Zrobił to, czego najbardziej w świecie nie chciał i nie potrafił zrozumieć, jak mógł być tak ślepy. Trochę mocniej przyciągnął do siebie młodszego, wywołując u niego westchnienie ulgi. Nie zamierzał puścić jako pierwszy... Dopóki Liam nie będzie gotowy, zostanie z nim tutaj, choćby mieli tak stać całą wieczność.
Nie było to na szczęście konieczne, bo zaledwie chwilę później ciekawość Dunbara zwyciężyła i odsunął się odrobinę od Theo, aby być w stanie spojrzeć mu w oczy.
– Jak było? – zapytał, a Raeken, mimo że spodziewał się tego pytania, nie miał pojęcia, jak powinien na nie odpowiedzieć.
– Dziwnie – odparł w końcu po chwili ciszy – Sam nie wiem, jak to nazwać...
Pewnie mówiłby dalej, ale przerwało mu głośne przekleństwo. Odwrócił się, aby zobaczyć, jak McCall stoi ze zbolałą miną nad rozsypanymi frytkami. Nie mógł zrobić nic innego, jak tylko się zaśmiać.
– A wystarczyło poczekać, aż przyjdę ci pomóc – skomentował, obejmując Liama ramieniem i ruszając wraz z nim do auta, aby zanieść jedzenie do środka i uniknąć dalszych strat, po drodze obiecując jeszcze młodszemu, że później mu wszystko opowie. Udało im się donieść prowiant do domu bez dalszych komplikacji, jednak kiedy już mieli całą trójką iść na górę, zatrzymała ich wychodząca z kuchni Jenna.
– O, już jesteście, cudownie. Kupiłam wam słodycze, zaniosę wam, bo sami się nie zabierzecie – zaśmiała się, wskazując na bardzo zajęte ręce chłopaków – I być może w końcu dowiem się, gdzie byliście... Liam uparcie milczy na ten temat.
Zmierzyła wspomnianego chłopaka wzrokiem, ale ten nie speszył się, a jedynie wzruszył ramionami.
– To nie moja historia – odparł – Theo ci powie, kiedy będzie chciał.
Pani Geyer widocznie nie spodziewała się takiej odpowiedzi, bo zrobiła bardzo zaskoczoną minę, ale już nic nie powiedziała. Jedynie skinęła głową i zmierzyła chłopców podejrzliwym spojrzeniem. Wystarczyło, aby Theo poczuł, że powinien jej w końcu powiedzieć...
– Byłem u pani Morrell – wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. Pani Geyer zamarła w pół kroku do kuchni, aby następnie bardzo powoli przeskanować chłopaka wzrokiem od góry do dołu, jakby szukając potwierdzenia. Musiała widocznie w jakiś sposób je znaleźć, bo po chwili jej wyraz twarzy zmienił się ze zszokowanego na ciepły i pełen dumy.
– Gdybyś nie trzymał teraz tyle jedzenia, to tak bym cię wyściskała... – powiedziała z czułym uśmiechem, który sprawił, że Theo miał wrażenie, że zaraz się roztopi.
– Zawsze mogę je odłożyć – odpowiedział. Pani Geyer zaśmiała się.
– Poczekam – zapewniła, aby następnie o wiele poważniej dodać – Jestem z ciebie bardzo dumna, słońce.
Raeken poczuł, jak na policzki wstępuje mu rumieniec. Uśmiechnął się niezręcznie, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Dawno nie słyszał takich słów... Zwykle to właśnie Jenna i David powtarzali mu to przy każdej okazji. Bez nich nie było nikogo, kto mógłby się tym zająć. A teraz musiał na nowo nauczyć się przyjmować do siebie fakt, że ktoś jest z niego dumny.
Na całe szczęście pani Geyer wybawiła go z opresji, każąc chłopcom iść na górę i zanieść jedzenie do pokoju, a sama podążyła za nimi z zapasem słodyczy. Potem, zgodnie z obietnicą, wyściskała Theo do granic możliwości, a następnie wróciła na dół, aby zostawić młodych samych i pozwolić im się nagadać.
Nie rozmawiali o wizycie. Przynajmniej nie na początku. Najpierw spokojnie zjedli gadając o niczym, potem Scott wspomniał o postępach w poszukiwaniach w kanałach, a potem ulotnił się szybko i dyskretnie, zostawiając Liama i Theo samych, żeby mogli bez przeszkód porozmawiać. I chociaż oboje byli mu za to wdzięczni, jakaś część Raekena chciała, aby został dłużej. Nie wiedział, czy jest gotów na tę rozmowę.
Wbrew przypuszczeniom starszego, Dunbar nie poruszył tematu, kiedy zostali sami. Nie spojrzał również na Theo wyczekująco, mając nadzieję, że sam zacznie mówić. Zamiast tego zrobił ostatnią rzecz, jakiej Raeken by się po nim spodziewał. Zaczął zbierać pozostawione w pokoju opakowania po jedzeniu, aby wynieść je do kosza, nie zwracając nawet uwagi na zszokowane spojrzenie Theo, który był zbyt zdziwiony, aby w ogóle mu pomóc. Szybko okazało się, że to nie był jeszcze koniec niespodzianek, bo kiedy Liam wrócił do pokoju, nie rzucił się na łóżko dramatyzując, jakby wyniesienie śmieci miało go zabić. Wręcz przeciwnie, omiótł wzrokiem całe pomieszczenie, aby następnie skupić się na narzucie na łóżku, na której wciąż walało się mnóstwo okruszków pozostałych po ich kolacji. Raeken nie był nawet w stanie o nic zapytać, kiedy młodszy kazał mu usiąść gdzie indziej, aby następnie zabrać się za wytrzepanie narzuty. Robił to tak długo, że Theo zaczął już myśleć, że zacięła mu się płyta, ale w końcu widocznie uznał, że jest dość czysto, ponieważ z powrotem przykrył łóżko, przenosząc uwagę na okruszki, które teraz znalazły się na podłodze.
– Trzeba tu poodkurzać – wymamrotał, gotów już wyruszyć po odkurzacz, ale zanim zdążył wyjść z pokoju, Raeken otrząsnął się z odrętwienia i złapał go mocno za ramię.
– Dobra, mów o co chodzi – zażądał. Liam spojrzał na niego z takim zdziwieniem, jakby to Theo zaczął nagle się zachowywać zupełnie odwrotnie, niż zazwyczaj, a nie on.
– Co masz na myśli? – zapytał w końcu. Wystarczyło jedno spojrzenie na minę Raekena, aby zrozumieć, że to najgłupsze pytanie, jakie mógł zadać.
– Liam, proszę, nie rób z nas obu głupków – odparł Raeken – Oboje wiemy, że wolałbyś wyskoczyć przez okno, niż zacząć sprzątać bez przymusu, więc mów, co się dzieje.
Dunbar sprawiał wrażenie, jakby naprawdę chciał wyskoczyć przez okno. Głupio sądził, że jego podejrzane zachowanie przejdzie, że Theo będzie zadowolony, a nie podejrzliwy, ale oczywiście nie miał racji. Chyba po prostu ostatnio nie potrafił logicznie myśleć. A teraz pozostało mu tylko spuścić wzrok na podłogę pełną okruszków, które nagle zaczęły mu bardzo przeszkadzać...
Raeken widocznie szybko zrozumiał, że coś większego jest na rzeczy, bo natychmiast złagodniał, rozumiejąc, że tylko cierpliwość może mu dać odpowiedzi, które chciałby uzyskać. Delikatnie uniósł palcami podbródek Liama, zmuszając go, żeby podniósł na niego wzrok.
– Hej, co jest? – zapytał spokojnie i łagodnie z zachęcającym uśmiechem. Liam przygryzł wargę, widocznie się namyślając. Nie sprawiał wrażenia, jakby chciał odpowiedzieć, ale w końcu poddał się pod wpływem spojrzenia starszego.
– Nie lubisz bałaganu – wymamrotał, uciekając wzrokiem gdziekolwiek się dało, żeby tylko nie spojrzeć na chłopaka. Theo potrzebował dobrej chwili, żeby zrozumieć, jaki ta odpowiedź ma związek z jego pytaniem.
– Nie lubię – przyznał ostrożnie – I... Dlatego sprzątasz? Żeby mi sprawić przyjemność?
Liam zacisnął usta w wąską linię, zanim zdobył się na niepewne skinienie głową. Jego policzki pokryły się intensywną czerwienią, nie tyle z zażenowania, co ze wstydu, że tak szybko i łatwo dał się przejrzeć. To oznaczało, że Theo będzie zwracał baczną uwagę na jego dziwne zachowania i na pewno mu ich nie odpuści. A to z kolei stanowiło przeszkodę w jego działaniu... Słowem, wszystko poszło nie tak. Jego celem było stworzenie Raekenowi jak najłatwiejszego życia, zadbanie, żeby czuł się jak najlepiej, a nie zachowywanie się dziwnie i jeszcze dokładanie mu w ten sposób zmartwień. Jak zwykle nie wyszło...
– Przestań myśleć – polecił starszy, wyrywając Liama z huraganu w jego głowie. Westchnął, dając sobie chwilę na przemyślenie, co powinien powiedzieć – To miłe, naprawdę, ale... Nie musisz, wiesz? Nic mi nie jest, mogę sam to ogarnąć.
– Nie o to chodzi – odparł Dunbar, zanim zdążył się powstrzymać. Theo uniósł brwi.
– W takim razie o co?
Liam objął się ramionami, jakby próbując dać sobie jakieś oparcie. Raeken z bólem zauważył, że wystarczyło, aby się do niego przysunął... Przytuliłby go, jeśli tego potrzebuje. A mimo to młodszy z jakiegoś powodu uważał, że musi szukać pocieszenia w sobie samym. Chyba nie znajdował go za bardzo, bo minęła naprawdę dłuższa chwila, zanim zdobył się na odpowiedź. Theo już i tak go przejrzał... Nie było po co udawać.
– Nie chcę, żebyś musiał to robić – wyjaśnił w końcu, wbijając wzrok w podłogę – Chcę... Chcę zrobić tak, żeby było ci dobrze. I tyle. Żebyś był zaopiekowany, a nie musiał się opiekować mną. Żebyś nie musiał być dorosły i odpowiedzialny za nas obu... Chciałem...
Uwolnić cię od ciężaru, dokończył w myślach. Ciężaru, za który sam się uważał. Ciężaru odpowiedzialności za ich obu, a zwłaszcza za Liama, który nie był nawet na tyle dojrzały, aby zaopiekować się sam sobą, który nawet w tak kryzysowej sytuacji polegał na Theo, który...
– Chciałeś wziąć cały ciężar na siebie, żebym nie musiał się o nic martwić – dokończył Raeken, a młodszemu nie pozostało nic innego, jak tylko skinąć głową. Theo wydał z siebie cierpiętnicze westchnienie, zanim odezwał się ponownie.
– Liam... Wiem, że chciałeś jak najlepiej, ale to jest najgłupsza rzecz, jaką możesz teraz zrobić – stwierdził – Robisz dokładnie to, co ja przez cały ten czas. Zgrywasz bohatera, który chce radzić sobie samemu za nas obu, ale to jest po prostu niemożliwe. Jesteś mądrzejszy ode mnie, więc błagam, zrozum to zanim zacznie cię niszczyć.
Dunbar chciał powiedzieć, że już za późno, że jego postawa zaczęła go niszczyć już bardzo dawno, ale nie mógł się na to zdobyć. Nie teraz, kiedy w głosie Theo słyszał szczere błaganie. Nie mógłby zrobić nic innego, jak tylko zgodzić się na wszystko, co starszy od niego chce, dlatego właśnie niepewnie skinął głową. Wiedział, że nie jest ani trochę przekonujący, jednak Raekenowi na ten moment musiało to wystarczyć.
– Chodź tu – zachęcił młodszego, obejmując go i przyciągając do siebie. Tym razem Liam nie potrzebował dlaszej zachęty, aby przysunąć się do starszego i zatopić w jego kojącym dotyku. Wystarczyło parę sekund, aby się rozluźnił. Jak zawsze... Theo po takim czasie nadal nie rozumiał, jak jego dotyk może tak kojąco działać na Dunbara.
Stali tak jeszcze dłuższą chwilę, bo żaden z nich nie miał zamiaru się poruszyć. Raeken obiecał sobie, że nie odsunie się pierwszy, kiedy Liam go potrzebuje i zamierzał się tego trzymać, dlatego po prostu stał i przytulał młodszego mocno, dopóki ten sam nie odsunął się odrobinę, nadal nie wyglądając na szczególnie pocieszonego. Wydawał się raczej zakłopotany i zawstydzony, a Theo wiedział, że jeśli zaraz nic z tym nie zrobi, to będzie tylko gorzej. Dlatego właśnie wziął się do działania od razu. Uśmiechnął się łagodnie, wskazując na okruszki pod ich stopami.
– Ogarnijmy tu trochę, co? Potem... Porobimy co tam chcesz.
Liam pokiwał głową, ale widać było, że nadal jest na granicy kolejnego załamania nerwowego, z resztą jak przez całe ostatnie dni. Posłusznie pomógł Theo poodkurzać i poukładać wszystko w pokoju, mimo że jego ruchy zdawały się być jeszcze bardziej nieskoordynowane, niż zazwyczaj, a poszczególne przedmioty wypadały mu z drżących rąk. Przewlekły stres okazał się być mocnym przeciwnikiem, nawet dla kogoś, kto obcował z nim już tyle, że wydawało mu się, że się przyzwyczaił.
W końcu pokój zaczął wyglądać dość przyzwoicie, a Raeken uznał, że jest już gotowy na konfrontację. Właściwie tylko o to mu chodziło, gdy zachęcił Dunbara do wspólnego sprzątania. Potrzebował paru minut na zebranie myśli i psychiczne przygotowanie się do jakiejś głębszej rozmowy. Nie podobało mu się, że odwleka to w czasie, zwłaszcza że Liam widocznie bardzo potrzebował jego pomocy, ale wiedział, że nic nie zdziała bez jakiejkolwiek koncepcji. Teraz jednak czuł się trochę pewniej, toteż po prostu złapał młodszego za nadgarstek i pokierował na łóżko. Usiedli obok siebie, dłoń Theo spoczywająca na kolanie Liama. Oboje czuli, że już pora stanąć twarzą w twarz ze wszystkim, co ich przerażało. Zwłaszcza z samym sobą...
– No to... Co teraz? – zapytał Raeken, dając młodszemu jeszcze szansę się wycofać, gdyby nie był gotowy na poruszenie trudnych tematów. Ale Liam wiedział, że nie może wiecznie uciekać... Już i tak za długo to robił.
– Jak było u Morrell? – zapytał bez zastanowienia. Theo uśmiechnął się pod nosem, mimo że nie była to rzecz, o której chciałby opowiadać.
– Właściwe, to nie wiem... Cały czas tylko gadałem o wszystkim, co się ostatnio działo... Ona zadała parę pytań i stwierdziła, że podejrzewa u mnie zespół stresu pourazowego. I w sumie tyle... Pewnie dalej będzie inaczej.
Zdanie o postawionej diagnozie wypowiedział zdecydowanie za szybko i od razu poczuł, jak się czerwieni. Mimo że zdawał sobie sprawę, że nikt nie będzie go w żaden sposób oceniał, zwłaszcza Liam, nadal ciężko było mu o tym mówić. Tym bardziej po tym, jak usłyszał, że serce Dunbara na chwilę zgubiło rytm. Wiedział, że to nie ma nic do czynienia z nim, że chłopak jedynie się zmartwił, ale to wcale nie pomagało. Nie chciał go martwić... Ale właśnie dlatego nie mógł ukrywać prawdy.
Dunbar w pierwszej chwili zdawał się zapomnieć języka w gębie, ale gdy Theo już zamierzał powiedzieć coś głupiego, aby przerwać tę niezręczną ciszę, młodszy odezwał się.
– Nie zaskakuje mnie to wcale, ale mimo to... Brzmi trochę strasznie.
Mimo że chciał sobie odciąć język, gdy tylko to powiedział, Raeken nie mógł się nie zgodzić. Pomyślał dokładnie to samo podczas rozmowy ze Scottem w aucie. Nie zdziwił się wcale, ale mimo to był przerażony. Nie był na to gotowy...
– Wiem – zgodził się – Też tak pomyślałem, ale... To nie będzie trwało zawsze, no nie? Przechodziłem już straszne rzeczy, to po prostu jedna więcej.
Liam skinął głową, uparcie wbijając wzrok w podłogę. Theo westchnął ciężko.
– Ej – zaczął, szturchając młodszego lekko – Nie wiem jak, ale jakoś to ogarniemy. Razem. Damy radę.
I mimo że sam nie był pewien, czy w to wierzy, to jednak widocznie Dunbarowi wystarczyło jego zapewnienie. Przynajmniej na tyle, aby móc udawać, że martwi się mniej. Uśmiechnął się nieco bardziej szczerze, niż ostatnio, aby następnie szturchnąć starszego w odpowiedzi trochę mocniej. Theo oczywiście nie zamierzał puścić mu tego płazem i chwilę później przepychali się już jak małe dzieci, śmiejąc się i wygłupiając, dopóki oboje nie wylądowali na ziemi, Raeken płasko na plecach, a Liam na nim. Nawet wtedy nie potrafili opanować śmiechu. Mimo że nie byli pewni, co przyniesie przyszłość, w tej chwili czuli się nawet... Dobrze. Na tyle, na ile mogli.
Właśnie w takiej sytuacji zastał ich David, który akurat ten moment wybrał sobie, aby wejść do pokoju. Warto dodać, że jeszcze dobrą chwilę stał w progu, nie wiedząc, czy powinien wchodzić dalej, zanim w ogóle został zauważony, najpierw przez Theo, potem przez Liama. Reakcje jednak były skrajnie różne. Raeken od razu się zaczerwienił, jakby był zawstydzony, natomiast Dunbar posłał swojemu ojczymowi poirytowane spojrzenie, jakby chciał zapytać jak śmiał przerwać im w tak beztroskim momencie.
– Nie do końca takiego widoku się spodziewałem, ale cieszę się waszą radością – skwitował z uśmiechem. Liam przewrócił oczami, jednak nie w gniewny sposób, a bardziej prześmiewczy, jakby oboje odkrywali tę samą scenkę.
– Pukałem, żeby nie było – wyjaśnił David na widok reakcji swojego syna.
– Jasne, jasne – odparł Dunbar, powoli podnosząc się z podłogi i wyciągając rękę do Theo, aby pomóc mu wstać. Starszy bez mrugnięcia okiem przyjął pomoc, nawet jeśli bez problemu mógł się podnieść samodzielnie. Po prostu nie przeszłoby mu nawet przez myśl odmawiać teraz czegoś Liamowi.
Nie do końca wiedział, jak powinien się teraz zachować, jednak doktor Geyer wybawił go z tej opresji, podchodząc do chłopaka i przyciągając go do silnego, długiego uścisku. Theo rozluźnił się niemal natychmiast i odetchnął z ulgą, po prostu pozwalając się przytulać. Przez ostatnie dni właściwie ciągle mijali się z Davidem. Dopiero teraz mogli w końcu się spotkać i dobrze wyściskać, jak przystało na kochającą rodzinę.
Minęło naprawdę nieprzyzwoicie dużo czasu, zanim Raeken w końcu odsunął się odrobinę, uśmiechając się niezręcznie. Doktor Geyer przeskanował go wzrokiem od góry do dołu, zanim odpowiedział uśmiechem, upewniwszy się najpierw na własne oczy, że chłopakowi nic nie jest.
– Trzy światy z tobą – westchnął w końcu unosząc brwi. Theo nie mógł zareagować inaczej, jak tylko śmiechem.
– Wiem, wiem. Wszyscy mi to już jasno przedstawili.
– Spodziewam się – odpowiedział David – Czyli nie muszę ci grozić, że cię gdzieś zamknę, jeśli jeszcze raz nas tak nastraszysz?
– Nie trzeba, dotarło do mnie gdzieś między drugim a dwutysięcznym razem – zapewnił Raeken.
– To dobrze. Ale będę miał cię na oku – obiecał doktor Geyer, kiwając ostrzegawczo palcem. Theo skinął głową, dając znać, że rozumie i ma to na uwadze. Właściwie bardzo się cieszył, że wszyscy będą mieli go na oku. Nie ufał sobie na tyle, aby być pewien, że mu coś nie odbije. Wolał mieć dodatkowe zabezpieczenie.
– A teraz zarządzam wieczór rodzinny. Za dziesięć minut widzę was na dole – oznajmił i bez dalszych wyjaśnień wyszedł z pokoju, zostawiając chłopców samych. Theo i Liam spojrzeli na siebie i w tym samym momencie wybuchnęli (nieco histerycznym) śmiechem.
– To było niezręczne – stwierdził Raeken.
– Co konkretnie? To, że mój tata wszedł do pokoju gdy dosłownie na tobie leżałem? Nie zauważyłem, wiesz? – odparł sarkastycznie Liam. Starszy przewrócił oczami, a następnie podszedł do Dunbara i pochylił się, aby wyszeptać mu do ucha odpowiedź.
– Ciesz się, że miałeś na sobie ubrania.
Po tych słowach wyszedł z pokoju, aby dołączyć do państwa Geyer w salonie, zupełnie ignorując czerwieniącego się jak dojrzały pomidor Liama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top