49. Miałeś szczęście
Liam absolutnie nie był gotowy, aby pogadać, jednak zdawał sobie sprawę, że to się raczej nie zmieni. Spędzając nieprzyzwoicie dużo czasu pod prysznicem zdołał się trochę uspokoić i na chłodno przemyśleć wszystko, co stało się poprzedniego wieczora oraz tego poranka. Trudno było mu zagłuszyć poczucie winy na tyle, aby myśleć zdroworozsądkowo, jednak starał się na ile mógł. Skupiał się raczej na faktach i możliwościach dalszego rozwoju sytuacji, usilnie próbując ignorować wyrzuty sumienia, wypominające mu wszystkie wybuchy płaczu i napady lęku, których doświadczył na oczach Theo. Ten uparty głosik w jego głowie nie dawał mu spokoju, powtarzając co chwilę, że Raeken powinien się teraz skupić na sobie i własnym zdrowiu, a nie na Liamie i jego załamaniach, że on sam powinien być silny i stanowić oparcie dla starszego, a nie być dla niego powodem kolejnych zmartwień. Dunbar nawet nie próbował się z nim kłócić. Zamiast tego jedynie zepchnął go na chwilę na dalszy plan, wiedząc, że prędzej czy później będzie musiał ponownie się z nim skonfrontować. Miał jednak nadzieję, że uda mu się wytrzymać do jakiegoś dogodnego momentu, kiedy Theo będzie spał lub spędzał czas z rodzicami albo kimś ze stada. Wtedy będzie mógł spokojnie odsunąć się na bok, aby się wypłakać i dać upust swoim emocjom w taki sposób, by nie stanowić dla starszego ciężaru, za który się obecnie uważał. Teraz musiał przestać o tym myśleć, bo im bardziej się skupiał na własnym poczuciu winy, tym bardziej ponownie chciało mu się płakać. Nie było to łatwe... Nie opanował kontrolowania chemosygnałów i tłumienia emocji nawet w małej części tak dobrze, jak Raeken, ale czegoś się jednak od niego nauczył. Musiało mu to na tę chwilę wystarczyć... Miał nadzieję, że starszy będzie jeszcze zbyt osłabiony i przytłoczony wszystkim, co się ostatnio stało, aby zauważyć jego nieumiejętne próby ukrycia kolejnych załamań nerwowych.
Z tym nastawieniem wrócił do swojego pokoju, gdzie Theo już na niego czekał, a jego widok zdołał wpłynąć kojąco na zszargane nerwy młodszego. To znaczy, zanim zorientował się, że pod jego nieobecność Raeken zdążył nawet pościelić łóżko i otworzyć okno, aby wywietrzyć pokój, mimo że na pewno wiedział, że nie powinien teraz robić więcej rzeczy, niż to absolutnie konieczne. Nawet taki drobny czynnik sprawił, że Liam poczuł falę wyrzutów sumienia. To on powinien dbać o te drobiazgi, nie starszy... Zawsze to Raeken pilnował porządku i był tym bardziej rozgarniętym, ale teraz sytuacja była wyjątkowa i Dunbar czuł, że jest mu to winien. Opiekę nad nim i nad wszystkim wokół niego, aby chociaż raz nie musiał czuć się za nic odpowiedzialny. Nie sądził jednak, że w jego wypadku jest to możliwe. Nie był stworzony do pilnowania czegokolwiek...
Zacisnął dłonie w pięści, zdając sobie sprawę, że zaczął za dużo myśleć i jego emocje stawały się niebezpiecznie widoczne. Theo jednak zdawał się tego nie zauważyć, bo jedynie posłał mu łagodny uśmiech i poklepał miejsce obok siebie.
– Gotowy, żeby pogadać?
Liam chciał odpowiedzieć, że absolutnie nie jest gotowy, ale doskonale rozumiał, że prawdopodobnie nigdy nie będzie, dlatego nie odpowiedział ani twierdząco, ani przecząco, a jedynie wypełnił prośbę Theo i ułożył się wygodnie na łóżku obok niego.
– Nie do końca wiem, jak mam odebrać twoje milczenie – zaśmiał się Raeken, nie zamierzając odpuścić tematu, aby po chwili dodać o wiele poważniej – Liam, jak nie chcesz teraz rozmawiać, to naprawdę nie musimy. A już na pewno nie o wszystkim. Powiedz mi tylko, kiedy będziesz chciał, okej? Mamy sobie dużo do wyjaśnienia... I tak nie zrobimy tego na raz.
Dunbar pokiwał głową, zdając sobie sprawę, że jego plan ukrywania emocji spalił na panewce zanim jeszcze zdążył porządnie go wdrożyć. Czuły ton Theo, jego przemyślana wypowiedź i pozwolenie Liamowi decydować o przebiegu rozmowy... To było zdecydowanie zbyt wiele i młodszy znów poczuł ogarniającą go falę wyrzutów sumienia, tym razem za to, że nie jest gotowy nawet żeby pogadać. Wiedział, że nawet, jeśli Theo nic nie powiedział, to zdołał bez problemu ją wyczuć... Jak na potwierdzenie po chwili poczuł, że starszy ściska go za rękę, a ten uspokajający gest paradoksalnie sprawił, że miał jeszcze większą ochotę rozwalić jakąś ścianę.
Raeken nie odezwał się słowem, dając Liamowi czas na uspokojenie. Miał wrażenie, że nic co powie nie zadziała, jeśli Dunbar sam się przed nim nie otworzy. Próbował nie myśleć o tym, jak zachowanie młodszego przypomina jego własne działanie sprzed kilku dni... Liam musiał czuć się wtedy jeszcze bardziej bezsilny, niż on teraz. Nie mógł więcej do czegoś takiego dopuścić.
Jak na zawołanie, po kilku chwilach ciszy z zamyślenia wyrwał go dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzał na SMS-a od Scotta i uśmiechnął się pod nosem. Właśnie takiej informacji potrzebował w tym momencie.
Stary
Jutro o 5 po południu. Pojechać z tobą, czy jedziesz z państwem Geyer?
Theo naprawdę nie spodziewał się, że uda się umówić wizytę tak szybko, ale w tym momencie nawet go to cieszyło. Desperacko potrzebował stanąć na nogi, a przynajmniej zrobić jakiś wyraźny krok w tę stronę. Dla Liama... I dla siebie samego. Ale na razie głównie dla Liama.
Młody
Jedź ze mną jak możesz, David pracuje a Jenna by mnie zamordowała swoim rozczulaniem
Oczywiście Raeken uwielbiał panią Geyer z całego serca, ale wiedział doskonale, że jest tym typem osoby, która będzie wokół niego skakać. Zdecydowanie tego nie potrzebował. Z resztą obawiał się, że może opuścić spotkanie w bardzo różnym stanie psychicznym, a naprawdę nie chciał, żeby pierwszą osobą, która go wtedy zobaczy była wiecznie nakręcona Jenna. David byłby najlepszą opcją, ale nie mógł zerwać się z pracy, a skoro Scott już sam zaproponował pomoc... Głupio było nie skorzystać.
Stary
Będę o wpół do 5
Theo uśmiechnął się pod nosem. Na McCalla zawsze można było liczyć, nawet po wszystkim, co się między nimi stało. Scott starał się pomóc absolutnie każdemu, nawet tym, którzy kiedyś go zdradzili.
Raeken odpisał krótkie "dzięki" i odłożył telefon, napotykając pytające spojrzenie Liama.
– Scott – wyjaśnił – Pisał mi, kiedy mam... Wizytę.
Dunbar uniósł brwi w zdziwieniu i odezwał się pierwszy raz od wejścia do pokoju.
– Wizytę?
Theo przygryzł wargę, wiedząc, że to, co teraz powie będzie miało wielkie znaczenie. Nie był tylko pewien, w jaki sposób.
– U pani Morrell – sprecyzował.
Reakcji Liama nie dało się przyrównać do niczego. W pierwszej chwili zdawał się w ogóle nie rozumieć, co starszy powiedział. Dopiero po paru sekundach jego twarz zmieniła wyraz z pytającego na szczerze zszokowany. Otworzył oczy tak szeroko, że kształtem zaczęły przypominać monety, a z jego gardła wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk. Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć, ale sam nie miał pojęcia, jak się za to zabrać, bo jedynie kilka razy otworzył i zamknął usta, wyglądając jak wyjątkowo zdziwiona i szczególnie urocza ryba. Theo po prostu musiał zaśmiać się pod nosem.
– Halo, jesteś tam? – zapytał, machając młodszemu ręką przed twarzą po tym, jak nadal nie otrzymał żadnej reakcji – Zepsułem cię?
To zdawało się wyrwać Liama z odrętwienia na tyle, aby był w stanie zebrać myśli i wydobyć z siebie głos.
– Idziesz do pani Morrell...? – powtórzył cicho, jakby musiał się upewnić, że się nie przesłyszał. Theo skinął głową.
– Idę – odpowiedział – Jutro.
Dunbar ponownie zaczął otwierać i zamykać usta jak ryba. Widocznie miał wiele pytań, ale nie potrafił zadać ani jednego, więc jedynie patrzył na starszego z nadzieją, że zrozumie go bez słów. Na szczęście dla niego Theo był całkiem niezły w odczytywaniu go, nie licząc tych momentów, w których był za bardzo uwięziony we własnym umyśle, aby dostrzegać coś poza nim.
— Hayden mi to zaproponowała – wyjaśnił – Z początku ją wyśmiałem, ale potem... Zmieniłem zdanie. Poprosiłem Scotta, żeby mnie umówił i... Jutro idę. Zobaczymy.
Tym razem Liam w końcu był w stanie wydusić z siebie słowa.
– Co cię przekonało? – zapytał.
– Ty – odpowiedział bez zastanowienia Theo, otrzymując kolejne pełne pytań spojrzenie – Wczoraj zrozumiałem... Że to, co się ze mną działo dotknęło ciebie tak samo mocno. Jeśli tego sobie nie poukładam, nie będziemy w stanie nic zmienić między nami. Będziemy się kręcić w kółko, raz jeden będzie się załamywał, raz drugi. Jeśli dzięki Morrell będę w stanie to przerwać, to... Warto spróbować.
Wystarczyło jedno przelotne spojrzenie na Liama, aby zrozumieć, że z całych sił próbuje się nie popłakać. Przygryzał sobie wargę tak mocno, że Raeken zaczął się obawiać, że zaraz poleci mu krew, jednak przez dłuższą chwilę nie potrafił się zdobyć na odpowiedź. Theo jednak nie zamierzał go pośpieszać, dlatego też jedynie siedział obok i obserwował czujnie, samemu nie odzywając się słowem.
W końcu po bardzo długiej chwili, Dunbar uśmiechnął się przez łzy i podniósł zagubiony wzrok na starszego.
– Może ja też powinienem się umówić... – wymamrotał cicho. Raeken bez zastanowienia skinął głową.
– Na pewno nie zaszkodzi – zauważył. Zdawał sobie sprawę, że na tym etapie, pani Morrell była dla stada czymś w rodzaju prywatnego psychologa. Byli w stanie pójść do niej z każdą sytuacją, zarówno tą bardzo trudną i długotrwałą, jak i krótką oraz mniej przytłaczającą. Liam nie miał nic do stracenia, a mógł jedynie zyskać. Na dobrą sprawę... Oboje mogli jedynie zyskać.
– Chyba odezwę się do niej jakoś niedługo – zdecydował i Theo z jednej strony bardzo się ucieszył, że Dunbar sam z siebie podjął taką decyzję, a z drugiej zmartwił, bo znaczyło to, że samemu nie daje już rady. Chociaż właściwie trudno było mu się dziwić... Po tym, co przeszedł, dziwne by było, gdyby dał radę sam stanąć na nogi. Obydwoje potrzebowali pomocy. Na szczęście tym razem nie zamierzali jej odrzucać.
– Oboje musimy dać sobie pomóc – wymamrotał pod nosem, jednak na tyle głośno, że Liam go usłyszał, ponieważ w odpowiedzi pokiwał głową. Na dobrą chwilę znów zapadła cisza, zanim Dunbar przerwał ją, wkładając w to zdecydowanie za dużo wysiłku.
– Theo...?
– Hm?
– Wiem, że musimy kiedyś o tym pogadać, ale... Możemy zrobić to później? Jak już bardziej... Dojdziemy do siebie? Bo nie wiem, czy wytrzymałbym słuchanie o tym, co się tam działo...
– Jasne. Mamy czas – odparł starszy, zanim Liam zdążył się oddać ponurym rozmyślaniom. Mimo że sam zasugerował rozmowę, prośba go ucieszyła. Po pierwsze nie chciał oglądać Dunbara załamanego po raz kolejny, a po drugie, nawet jeśli opowieści o ostatnich miesiącach z Doktorami wydawały mu się możliwe do opowiedzenia na spokojnie, to był jeden aspekt historii, którego sam nie był gotów poruszyć. Trucizna... Coś, czym młodszy, w przeciwieństwie do niego, zdawał się w ogóle nie przejmować przez cały ten czas.
Okazało się jednak, że Liam, nawet tak roztrzęsiony, wciąż dawał radę myśleć logicznie. Wiedział, że przeszłość mogą zostawić na dogodniejsze czasy i nie rozpatrywać jej od razu. To, czym musieli się zająć natychmiast, to przyszłość...
– Mamy czas, żeby omówić to, co już się stało – westchnął – Ale to, co ma się stać nie może czekać.
Theo spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, przez chwilę zastanawiając się, co młodszy ma na myśli. Dunbar odebrał to jako zachętę, by mówić dalej.
– Tak naprawdę nic nie zostało dokończone – wyjaśnił – Ja jestem zdrowy, ty wróciłeś do domu, ale... Oni wciąż są na wolności, prawda?
Raeken westchnął, widząc, jak bardzo młodszy się spina na samą myśl o Doktorach. On sam był wiecznie zestresowany myślą, że te potwory nadal gdzieś tu chodzą i być może szykują się do ataku, ale miał z nimi do czynienia od dawna i wiedział, do czego są zdolne. Liam nie miał pojęcia, jakich jeszcze okropnieństw może się spodziewać, a mimo to się bał. I to wcale nie o siebie. Bał się, że ponownie odbiorą mu Theo...
– Są... – odparł Raeken zgodnie z prawdą, nie próbując nawet owijać w bawełnę – Być może nawet w pobliżu. I chyba mają Rossa i Sarah...
Dunbar uniósł brwi w wyrazie szczerego zdziwienia.
– Ross i Sarah? Hayden ostatnio mówiła, że... Prawdopodobnie zginęli.
– Właśnie, prawdopodobnie – podkreślił Theo – Wtedy byłem pewien, że ich zabili za pomaganie mi i tak jej powiedziałem, ale teraz... Wydaje mi się, że nie zmarnowaliby udanych chimer. Może trzymają ich przy sobie i wierzą, że dadzą radę ich złamać.
Liam mimo woli zadrżał. Brzmiało to przerażająco, a nawet nie znał za dobrze dwóch młodych chimer. Co by czuł, gdyby Theo zaczął mówić o swoich doświadczeniach? I to z jakimiś szczegółami? Wolał nawet sobie nie wyobrażać...
– Więc... Co teraz? – zapytał, aby przerwać swoje rozmyślania, zanim na dobre się zaczną. Raeken westchnął ciężko i wzruszył ramionami.
– Też chciałbym wiedzieć – odpowiedział – Stado przeszukuje kanały i myślę, że mogą ich znaleźć dość szybko, jeśli faktycznie tu są. O ile Doktorzy wcześniej się nie zorientują, czego tak naprawdę szukają... Czas tu działa na naszą korzyść, więc cały czas po prostu liczę na wiadomość, że ich znaleźli. A kiedy już ich uwolnią... Zobaczymy. Ja też nie mam pomysłu, co dalej...
Tym razem to on poczuł, jak ogarnia go poczucie niemocy. Liczył, że uda się odnaleźć jego przyjaciół, ale to nadal nie rozwiązywało wszystkich problemów. Nie miał bladego pojęcia, co powinni zrobić dalej z samymi Doktorami i spodziewał się, że stado również nie wpadło na żaden pomysł. Dunbar musiał to zauważyć, bo, mimo że sam był przerażony i nawet nie próbował tego ukryć, niepewnie ścisnął dłoń starszego, wywołując słaby uśmiech na jego twarzy.
– Wymyślimy coś – obiecał, choć nie zabrzmiało to, jakby był o tym przekonany – Zawsze znajdujemy wyjście...
Theo skinął głową, ale nic nie odpowiedział. On też nie był do końca pewien, że tym razem wszystko się uda, ale skoro już się okłamywali, to wolał pożyć w tym złudzeniu jeszcze trochę.
Minęła dłuższa chwila, którą przesiedzieli w ciszy, zanim Liam, nie mogąc dłużej wytrzymać z własną głową w takich warunkach, zapytał:
– Chcesz w coś pograć? Albo obejrzeć film? Tak żeby nie myśleć...
Theo mimo całej tej sytuacji uśmiechnął się zupełnie szczerze. Takiego Dunbara znał... Takiego go pamiętał. I cieszył się ponad miarę, że może znów mieć go przy sobie. W każdym tego słowa znaczeniu.
– Czemu nie? Granie brzmi dobrze. Zobaczymy, czy dalej jesteś w to tak słaby, jak kiedyś – zażartował. Liam przewrócił oczami, ale nie był w stanie ukryć radości.
– Ha ha ha. Bardzo śmieszne – odparł, ale wiedział doskonale, że i tak da starszemu wygrać. Wszystko, aby zobaczyć ten uśmiech triumfu na jego twarzy i dostać chociaż namiastkę normalności. Theo również zdawał sobie z tego sprawę, ale wiedział, że Dunbar będzie usatysfakcjonowany, jeśli go uszczęśliwi, nawet taką drobnostką jak wygrana w grze. Dlatego zamierzał mu na to pozwolić. Tę rozgrywkę wygra dla nich obu. I kiedy podjął taką decyzję w głowie, nie był pewien, czy dalej mówi tylko o grze.
Kilka chwil później siedzieli już na podłodze, trzymając konsole i skupiając się na ekranie. Raeken gołym okiem mógł zauważyć, że Liam daje mu fory, ale ten jeden raz postanowił tego nie komentować. Udawane oburzenie młodszego, gdy po paru chwilach został pokonany było tego warte... Marszczenie brwi nie sprawiało bowiem, że radość Dunbara na widok triumfującej twarzy Theo była mniej widoczna. Liam był jak otwarta księga. Łatwo było go czytać, a Raeken opanował to do perfekcji. Wiedział, że teraz potrzebuje każdej namiastki normalności, jaką mógł dostać... I zamierzał dawać mu ich tyle, ile będzie w stanie.
– Wow, chyba wyszedłeś z wprawy – zaśmiał się, patrząc na ekran, na którym widoczna była informacja o jego zwycięstwie. Dunbar przewrócił oczami z niezbyt przekonująco udawaną irytacją.
– Miałeś szczęście – stwierdził. Theo prychnął lekko, ale nie zaprzeczył.
– Może miałem – zgodził się – Chcesz spróbować jeszcze raz i sprawdzić?
Liam bez zastanowienia uruchomił kolejną rozgrywkę, tym razem również nie starając się zwyciężyć. A kiedy Raeken ponownie pysznił się swoją wygraną, powtórzył to samo, co poprzednim razem.
– Miałeś szczęście.
Theo ponownie nie zaprzeczył. Oczywiście, że miał szczęście. Prawdziwe, największe szczęście, które siedziało właśnie obok niego, ściskając w dłoni konsolę i zabawnie marszcząc brwi w wyrazie udawanego gniewu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top