47. Tylko lepiej
Trzy godziny. Tyle mniej-więcej czasu zajęło Liamowi uspokojenie się wystarczająco, aby przestać zanosić się płaczem. Trzy godziny spędzone w łóżku, z twarzą wciśniętą w materiał bluzy Theo, która jak na złość pachniała bardziej Scottem, niż nim, co zdecydowanie nie pomagało mu teraz się uspokoić. Przez cały ten czas praktycznie nie przestał płakać, a ilekroć pojawiała się nadzieja, że w końcu się uspokaja, zostawała ona szybko zgaszona przez kolejny napad szlochu. Naprawdę nie chciał, żeby to tak wyszło, ale nie mógł powstrzymać wszystkich tych skumulowanych emocji, które tłukły się w nim przez całą noc i teraz w końcu mogły znaleźć ujście. Theo był bezpieczny i chyba było z nim już trochę lepiej. I to przekonało Liama, że nie musi już dłużej udawać silniejszego, niż jest. Mógł się w końcu złamać... Z resztą i tak dłużej by nie wytrzymał.
Raeken ze swojej strony wziął sobie do serca słowa Hayden, która zeszłej nocy ostro przypomniała mu, że jest wszystkim, czego Liam potrzebuje, bo przez cały ten czas nie ruszył się z miejsca. Obiecał sobie, że będzie przy młodszym tyle, ile będzie potrzeba i tym razem dotrzymywał danego słowa po prostu siedząc z nim, przeczesując mu włosy i delikatnie rozmasowując napięte mięśnie. Co jakiś czas, w tych nieco lepszych momentach podsuwał mu wodę i przypominał, że powinien się napić, bo inaczej się odwodni, jednak poza tym praktycznie się nie odzywał. Na początku próbował szeptać młodszemu czułe słówka i to wcale nie był taki zły pomysł, dopóki pośród "już dobrze" i "jestem tutaj" nie wymknęło mu się nieopatrzne "przepraszam", które sprawiło jedynie, że Liam od duszenia się łzami w sensie metaforycznym przeszedł do duszenia się łzami w sensie dosłownym i Theo musiał spędzić kolejne dziesięć minut na przypominaniu mu, jak należy prawidłowo oddychać. Po tej sytuacji postanowił po prostu się zamknąć i pozwolić swoim gestom przekazać wszystko, co młodszy powinien wiedzieć.
Po tym zdecydowanie za długim czasie, kiedy Dunbar nie miał już zupełnie czym płakać nawet, gdyby chciał, w jakiś sposób skończyli w zupełnie innej pozycji, niż początkowo. Theo opierał się plecami o ścianę, a Liam pół siedział, pół leżał pomiędzy jego nogami, z głową odchyloną na ramię starszego. Oczy miał zamknięte, oddychał równo i spokojnie, ale na sto procent nie spał. Świadczył o tym fakt, że bez przerwy bawił się palcami prawej dłoni Theo. Lewą rękę Raeken natomiast ułożył na jego brzuchu, aby trzymać chłopaka blisko siebie i dać mu jakiś stały punkt w tej chwiejnej sytuacji. Kusiło go niezmiernie, aby pocałować jego odsłoniętą szyję, ale wiedział, że to nie jest odpowiedni moment. Młodszy był zbyt roztrzęsiony na takie działanie. Zamiast tego jedynie delikatnie musnął wargami jego skroń, otrzymując w odpowiedzi zadowolone mruknięcie. Zachęcony spróbował jeszcze raz, jednak tym razem przytrzymał usta przy skórze Liama trochę dłużej. Wystarczyło, aby poczuć ból przenikający z ciała młodszego na jego własne... Nie zdziwiło go to wcale. Płacz zawsze skutkuje bólem głowy.
Miał nadzieję, że Dunbar rozluźni się jeszcze trochę bardziej po odebraniu bólu, jednak stało się coś zupełnie przeciwnego. Chłopak otworzył oczy i przekrzywił głowę, spoglądając na Theo niepewnie. Cała jego twarz była czerwona i opuchnięta, włosy miał w nieładzie, był nieogolony i tym razem to on prezentował się jak usposobienie nieszczęścia, a mimo to dla Raekena wyglądał pięknie. Jak coś świętego... Coś, na co nie zasługuje. Ale nie mógł teraz tego okazać.
– Nie musisz tego robić – zapewnił Liam takim tonem, jakby wprost nie chciał, aby Theo odbierał mu ból. Starszy jednak uśmiechnął się czule. Być może w każdej innej kwestii pozwalałby chłopakowi rozstawiać się po kątach, ale nie w tej.
– Chcę – zapewnił, dając Dunbarowi kolejnego buziaka w czoło na potwierdzenie swoich słów. Może i na usta cisnęła mu się inna odpowiedź, typu "jestem ci to winien" albo "cierpisz przeze mnie, więc pozwól mi to naprawić", ale wiedział, że nie może tego teraz powiedzieć. W najlepszym wypadku Liam by się zezłościł i złamał mu nos po raz cholera-wie-który, w najgorszym ponownie zacząłby płakać. Dopiero co jakimś cudem się uspokoił, ale było jasne, że daleko mu jeszcze do stabilności emocjonalnej i każde nieprzemyślane słowo może sprowokować kolejny wybuch. To nie był odpowiedni czas na trudne rozmowy... Do tego dojdą później. Na ten dzień plan Theo zakładał jedynie leżenie, przytulanie, spanie, jedzenie i wszystko, co sprawi, że Dunbar się zrelaksuje. Jutro może porozmawiają, jeśli Liam będzie czuł się na siłach. Teraz to on musi dojść do siebie. A Raeken zamierzał pomóc mu w tym na ile może... Ale, mimo że nadal nie do końca odpowiadała mu taka kolej rzeczy, zdawał sobie sprawę, że równocześnie musi pomóc sobie.
Chyba dotarło to do niego gdzieś pomiędzy trzecią a czwartą falą gwałtownego szlochu, które Dunbar przeżywał w jego ramionach przez ostatnie godziny. Wtedy dopiero uderzyła go powaga sytuacji. Zrozumiał, jak bardzo Liam się o niego bał i poprzysiągł sobie, że już nigdy nie dopuści do czegoś takiego, jednak nie był pewien, na ile może sobie w tej kwestii zaufać. Do poprzedniej nocy też nie sądził, że ucieknie, a mimo to jakiś impuls nim pokierował do tego stopnia, że o mało nie umarł. A jeśli znowu coś mu odbije? Liczył, że to się nigdy nie stanie, ale skąd mógł mieć pewność? Doktorzy nieźle namieszali mu w głowie, a on sam sobie nie pomagał, a wręcz przeciwnie. Teraz musiał to odkręcić, ale nie mógł zrzucać odpowiedzialności za swoje zdrowienie na Dunbara, bo chłopak przecież sam nie był w najlepszym stanie. Wniosek był prosty. Musiał skorzystać z pomocy kogoś innego... I mimo że Hayden była wspaniała i nauczył się jej słuchać, to nie sądził, aby udało jej się przekonać go do wizyty u pani Morrell, nieważne jak bardzo by się starała. Liam zrobił to teraz nieświadomie i zupełnie bez słowa. Po prostu patrząc, jak całym jego ciałem wstrząsa niekontrolowany szloch, Theo zrozumiał, że nie może nigdy więcej do tego dopuścić. Jeśli kluczem miało być zadbanie o siebie samego, to był skłonny to zrobić... I w jakiś sposób ta świadomość sprawiła, że poczuł się wyjątkowo dobrze. Podjął już decyzję. Teraz może być tylko lepiej.
Dunbar natomiast, w przeciwieństwie do starszego, z każdą chwilą był coraz bardziej przytłoczony, tym razem nie strachem, ale poczuciem winy i wstydem. Teraz, kiedy atak mu przeszedł, zaczęło docierać do niego, co tak naprawdę się stało. Theo wrócił do domu cały i zdrowy, a on, zamiast upewnić się, że nic mu nie jest i sprawdzić, na ile się trzyma w sensie psychicznym, aby móc go wesprzeć, rzucił mu się w ramiona z histerycznym płaczem i nie potrafił się uspokoić przez długie godziny. A Raeken, zamiast skupić się na sobie i odpocząć, musiał go jeszcze uspokajać. I kiedy zaczął o tym myśleć, poczucie winy uderzyło go tak bardzo, że omal nie rozpłakał się kolejny raz. Starał się z całych sił, ale nie potrafił powstrzymać pojedyńczej łzy, która spłynęła mu po policzku i, zanim zdążyła spaść, została starta przez Theo.
– No już, wystarczy na dziś – wymamrotał starszy niby to swobodnie, próbując rozluźnić atmosferę – Jutro też jest dzień, też będziesz mógł sobie popłakać.
Oczywiście miał nadzieję, że to się nie zdarzy, ale z dwojga złego wolał, żeby Liam popłakał sobie jeszcze następnego dnia, niż żeby teraz robił to przez kolejną godzinę. Już i tak ewidentnie był odwodniony i wyczerpany. Nie potrzebował więcej uniesień.
– Staram się... – wymamrotał łamiącym się głosem Dunbar – Nie mogę przestać... Przepraszam...
Theo przygryzł wargę, czując, jak coś nieznośnie mocno ściska go za serce. Nie mógł znieść widoku młodszego w takim stanie.
– Ej, nie masz mnie za co przepraszać – zapewnił – Możesz płakać ile trzeba, po prostu... Nie chcę, żebyś poczuł się jeszcze gorzej, okej? Już i tak musisz być wykończony.
Dunbar skinął głową, przygryzając wargę odrobinę za mocno, aby powstrzymać kolejne łzy.
– Chcę przestać, ale nie mogę – wymamrotał – To się samo dzieje...
Z jego ust wydobył się dźwięk, który niebezpiecznie przypominał szloch.
– Może jeśli odwrócisz od tego uwagę, to będzie lepiej? – zasugerował Raeken, a zaraz potem dodał – Nie skończyłeś mi wczoraj opowiadać o tym starożytnym Rzymie.
Liam, mimo powstrzymywanych z trudem łez, po prostu musiał parsknąć śmiechem.
– Czy ty naprawdę z własnej woli sugerujesz, że mam ci opowiadać o starożytnym Rzymie?
Głos nadal mu się łamał, ale teraz brzmiało w nim również rozbawienie. Theo uznał to za swój mały sukces.
– Też się sobie dziwię – przyznał – Ale jeśli to ma pomóc...
Liam skinął głową, próbując zebrać myśli i wydobyć z siebie jakieś sensowne słowa.
– To na czym wczoraj skończyłem? – zapytał w końcu. Theo uśmiechnął się z ulgą.
– Jakieś walki – odparł, wymieniając pierwszą rzecz, którą pamiętał z opowieści.
– Gladiatorzy? – podsunął Dunbar. Starszy skinął głową.
– Chyba tak.
Tak naprawdę nie miał pojęcia, na czym Liam skończył poprzedniego dnia, ale to przecież nie było ważne. Liczyło się, żeby odwrócić jego uwagę. I młodszy widocznie też tylko na tym się skupiał, bo od razu rozpoczął opowieść, której starszy tak naprawdę słuchał jednym uchem, będąc o wiele bardziej skupionym na dźwięku serca Dunbara, które z każdą chwilą zdawało się bić równiej i spokojniej. Gdzieś w połowie opowieści uspokoiło się już zupełnie, a gdy Liam doszedł do końca rozpoczętego wątku, zdawał się czuć o wiele lepiej niż przez całe ostatnie dni.
Kiedy Dunbar był już o krok od przejścia do innego tematu, Theo z pobłażliwym uśmiechem sięgnął po stojącą na szafce nocnej butelkę wody (kolejną już tego dnia), aby następnie odkręcić ją i wręczyć młodszemu.
– Przerwa na picie – zarządził – Fajnie jakbyś mi się jednak nie odwodnił.
Liam zaśmiał się lekko, posłusznie biorąc butelkę do ręki i biorąc bardzo dużego łyka.
– Powoli – upomniał Raeken – Nikt ci jej nie ukradnie.
Dunbar przewrócił oczami, jednak posłusznie zaczął pić trochę wolniej, jak na swoje możliwości. Poprawa nie była duża, ale zawsze coś, jednak Theo niezmiernie cieszył się na widok tego czystego chaosu, bo w końcu wydawało mu się, że widzi swojego Liama. Takiego, jakim był przed tym wszystkim. Chociaż przez chwilę chciał się cieszyć tym wrażeniem...
Właśnie moment przerwy na picie wybrała sobie Jenna, aby zapukać do pokoju chłopaków i zapytać, czy wolą zjeść w pokoju, czy też zejdą na dół. Wiedziała, że oboje są dość mocno rozemocjonowani i nie była pewna, na ile uśmiecha im się siedzenie przy stole z nią i Davidem. Jak się szybko okazało, Theo nie robiło to dużej różnicy, jednak tym razem Liam nie wydawał się zbyt chętny do schodzenia na dół i jakiejkolwiek integracji z ludźmi (nawet z własnymi rodzicami), więc ostatecznie ich porcje makaronu z kurczakiem i warzywami zostały przyniesione przez panią Geyer do pokoju. Raeken po raz kolejny nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok jedzenia, które naprawdę uwielbiał. Chociaż może chodziło o to, że był po prostu cholernie głodny...
Szybko dotarło do niego, że tym razem to on jako jedyny z ich dwójki miał apetyt, bo podczas gdy z zapałem pałaszował swoją porcję, siedzący obok Liam wpatrywał się tępo w makaron, jakby nie widział, co powinien z nim zrobić. Raeken potrzebował tylko chwili, aby zrozumieć, że młodszy nie zamierza samodzielnie zabrać się za jedzenie, więc zrobił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Nadział makaron na widelec i podsunął pod nos Liamowi. Ten początkowo spojrzał na niego niezbyt przytomnie, ale po chwili przypomniał sobie, że powinien prawdopodobnie zjeść to, co starszy mu daje i tak właśnie uczynił. Theo uśmiechnął się czule, aby następnie wskazać skinieniem głowy na porcję Dunbara.
– Wiesz, że samym patrzeniem się nie najesz? – zażartował, choć nieszczególnie było mu do śmiechu. Młodszy spojrzał na niego bez grama rozbawienia.
– Nie jestem głodny – odpowiedział szczerze. Raeken przygryzł wargę, ale nie zareagował od razu. Dał sobie chwilę na przemyślenie sytuacji i szybko doszedł do wniosku, że to było dość oczywiste. Liam nigdy nie mógł jeść będąc pod wpływem silnych emocji, a teraz przeszedł właśnie chyba najdłuższe załamanie nerwowe w życiu. W dodatku przez ostatnie dni (a właściwie przez ostatnie miesiące, patrząc szerzej) żył w ciągłym stresie. Trudno się dziwić, że nie miał apetytu.
– Dzisiaj ci odpuszczę – oznajmił w końcu Raeken po długiej chwili ciszy, wiedząc, że brzmi jak hipokryta – Ale tylko dziś. I tłumaczysz swojej mamie, że tym razem to ty nie zjadłeś, bo mi nie uwierzy.
Liam z ulgą pokiwał głową, odkładając swój talerz na szafkę nocną. I tak nie byłby w stanie absolutnie nic przełknąć, więc zajął się patrzeniem, jak starszy pałaszuje swoją porcję aż mu się uszy trzęsą. W jakiś sposób ten widok bardzo go uspokajał...
Kiedy Theo skończył, odłożył swój pusty talerz z głośnym brzękiem, aby następnie znów ułożyć się wygodnie i spojrzeć na Dunbara z uśmiechem. Młodszy z niemałym trudem go odwzajemnił.
– Chcesz jeszcze? – zapytał – Możesz zjeść moje.
Raeken pokręcił głową.
– Nic już nie zmieszczę – oznajmił, a następnie dodał żartobliwie – Jenna się nie szczypie z ilością.
Wiedział, że tym razem również żart się nie udał, kiedy Liam przyjrzał się uważnie najpierw swojej nietkniętej porcji, a potem Theo.
– To nie było tak dużo... – zauważył, wiedząc, że zazwyczaj zjadali więcej ze swoim nadprzyrodzonym apetytem. Starszy westchnął ciężko.
– Wiem, ale długo nie jadłem... Nie mogę teraz zmieścić za dużo – wyjaśnił spokojnie jak małemu dziecku. Dunbar chyba zauważył ten szczególny ton, bo tylko skinął głową, nie zamierzając się więcej odezwać. Jego chemosygnały ponownie zrobiły się dość nieprzyjemne. Aby zapobiec potencjalnemu wybuchowi, Theo bez dłuższego zastanowienia przyciągnął młodszego do siebie i przytulił mocno.
– Opowiedz mi coś jeszcze – polecił, mając nadzieję, że w ten sposób odwróci uwagę Liama od trudnych emocji. Wiedział, że w końcu będą musieli o tym porozmawiać, ale wolał zrobić to, gdy młodszy będzie bardziej stabilny emocjonalnie i będzie mniejsze ryzyko, że zapłacze się na dobre. Na razie musiał jedynie sprawić, żeby się uspokoił, ale to również nie było takie łatwe. Dunbar jednak zdawał się współpracować, bo niemal natychmiast zaczął kolejną opowieść o czymś, o czym Theo nie miał bladego pojęcia. Nie przeszkadzało mu to. Ważne było, że Liam chwilowo nie brzmiał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Gdzieś w połowie historii do drzwi zapukała Jenna. Zaproszona przez Dunbara, weszła do pokoju z uśmiechem, który zbladł, kiedy zobaczyła dwa talerze na szafce nocnej – jeden pusty, a drugi z nietkniętym jedzeniem. Omiotła obu chłopaków zaniepokojonym spojrzeniem.
– Tym razem to ja – przyznał się Dunbar, zanim jego mama zdążyła w ogóle coś powiedzieć. Kobieta przyjrzała się uważnie najpierw jemu, potem Theo, ale uwierzyła w tę wersję. Raeken wydawał się czuć o wiele lepiej, nie zdziwiłaby się, gdyby wrócił mu apetyt. W przeciwieństwie do Liama, który był tak roztrzęsiony, że dziwnie by było, gdyby miał teraz ochotę na jedzenie.
– Jak nie jeden, to drugi – westchnęła z pobłażliwym uśmiechem, podchodząc do chłopaków i całując w czoło najpierw Liama, potem Theo, aby następnie wziąć oba talerze i skierować się do wyjścia z pokoju.
– Odpocznijcie trochę – poleciła – Przyda wam się po tych uniesieniach.
Po tych słowach zamknęła za sobą drzwi i wróciła na dół, zostawiając chłopców samych.
– Ma rację – stwierdził Raeken – Może się nam przydać...
Liam skinął głową, ale nie zrobił nic poza tym, jakby kompletnie opuściły go siły. Starszy westchnął ciężko, rozumiejąc, że to on musi przejąć pałeczkę. Niechętnie wyplątał się z uścisku młodszego, otrzymując w odpowiedzi spojrzenie zbitego szczeniaczka.
– Idę tylko do łazienki – wyjaśnił – Połóż się już, co? Zaraz wrócę i pójdziemy spać.
Dunbar skinął głową, wyraźnie nie uspokojony. Theo wiedział, że nie położy się, dopóki nie wróci, ale naprawdę musiał skorzystać z łazienki, dlatego nie tracąc więcej czasu, wstał i skierował się do drzwi, asekuracyjnie trzymając się blisko ścian. To wystarczyło, aby wyrwać Liama z odrętwienia. Chłopak poderwał się gwałtownie z miejsca, aby pójść ze starszym i upewnić się, że się nie przewróci, jednak kiedy tylko stanął na nogi, natychmiast zakręciło mu się w głowie tak bardzo, że upadł z powrotem na łóżko, ściągając na siebie zaniepokojone spojrzenie Raekena. W mgnieniu oka starszy był już przy nim, kładąc mu dłoń na karku i pchając stanowczo, zmuszając go do pochylenia się.
– No już, spokojnie. Zaraz przejdzie – zapewnił, drugą dłoń układając na kolanie młodszego. Obserwował go czujnie, gotów złapać go w każdej chwili, gdyby osunął się na podłogę, ale nic takiego na szczęście się nie zdarzyło. Po krótkiej chwili Liam wyprostował się i pokiwał głową, dając znać, że czuje się lepiej. Theo podsunął mu wodę do picia i zaczekał, aż młodszy skończy. Dopiero wówczas ponownie się odezwał.
– Naprawdę powinieneś się położyć. Ja zaraz wrócę, obiecuję. Dam sobie radę.
Jego głos był łagodny, ale stanowczy i Dunbar wiedział, że nie ma sensu protestować. W tym stanie mógłby co najwyżej przewrócić się twarzą na podłogę i pociągnąć starszego za sobą, a tego jednak wolał uniknąć. Posłuszne położył się i pozwolił Theo otulić się kołdrą, ale pozostawał czujny, dopóki Raeken nie wrócił z toalety i nie położył się obok niego, uprzednio zasłaniając rolety, przez które wpadało łagodne światło późnego, zimowego popołudnia. Tym razem nie zamierzał się odwracać ani odsuwać... Tym razem przysunął się do młodszego najbliżej, jak to fizycznie możliwe i przyciągnął go do siebie, pozwalając Liamowi położyć się tak, jak zawsze to robił – z głową tuż nad jego sercem. Wiedział, że to będzie w stanie go uspokoić i nie mylił się. Parę minut później, mimo wszystkiego, co się działo przez ostatnie dni, Dunbar spał już w jego ramionach, może nieco zbyt czujnie, ale jednak. A Theo nie zwlekał długo, zanim sam do niego dołączył, jednak w przeciwieństwie do młodszego, zasnął zupełnie spokojnie. Był w domu. Mimo wszystko tu wrócił. I teraz już mogło być tylko lepiej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top