42. Gorzej niż kiedykolwiek
Dawka bólu w tym rozdziale jest umiarkowana (w porównaniu do poprzedniego), więc można bezpiecznie czytać😊
Następnego ranka Theo nie był ani trochę chętny do współpracy. Wstanie z łóżka okazało się być ponad jego siły, jednak mimo że nogi się pod nim uginały, gdy tylko próbował na nich stanąć, nie zamierzał nawet tknąć swojego śniadania. Dopiero, gdy Liam spróbował nakarmić go tak samo, jak poprzedniego wieczoru, udało mu się wmusić w siebie tosta i kilka łyków herbaty, jednak na tym się skończyło. Nadal również nie zamierzał się odzywać, mimo że Dunbar starał się go zagadywać, zgrabnie omijając wszelkie drażliwe tematy. Nie było mu łatwo, zważywszy na to, że o całej sytuacji wiedział absolutne minimum – tyle, co poprzedniego dnia powiedzieli mu rodzice. Dowiedział się od nich, że zniknięcie Theo było sprawką Doktorów, że szantażowali go oni za pomocą trucizny wstrzykniętej Liamowi i że aktywowali ją, gdy chłopak znalazł antidotum, a także o tym, że Hayden jako jedyna miała pojęcie o czymkolwiek więcej. Z tego względu Liamowi nie pozostało nic innego, jak pogadać z Romero, co jednak nie było szczególnie proste, bo nie zamierzał poruszać tematu przy Theo, ale jednocześnie odmawiał opuszczenia go na krok. Kiedy jednak umówił się ze Scottem i Masonem, aby wpadli na chwilę po południu zobaczyć, jak chłopcy się czują, postanowił, że to może być jakaś okazja. Z resztą skoro Hayden wiedziała wszystko, to zdecydowanie zasługiwała, aby być pierwszą, która się z nimi zobaczy, zaraz po jego alfie i najlepszym przyjacielu. Niewiele myśląc napisał do niej z pytaniem, czy ma ochotę się pojawić. Odpowiedź twierdzącą przyszła niemal natychmiast.
To jednak była sprawa dość poboczna. Oczywiście, że chciał poznać całą historię, ale chodziło mu głównie o to, aby zrozumieć, co się dzieje z Theo i może dzięki temu być w stanie mu pomóc... Bezsilność go dobijała. Nie mógł patrzeć, jak jego ukochany chłopak znika coraz bardziej w swoim własnym, wewnętrznym świecie. Musiał mu pomóc... Ale do tego potrzebował znajomości kontekstu.
Przedpołudnie spędził więc głównie na namawianiu starszego do zjedzenia czegoś oraz leżeniu obok niego i opowiadaniu mu historii, aby oderwać jego myśli od czegokolwiek, czym były zajęte przez cały ten czas. Nie wydawało mu się, żeby odnosił sukces, bo Raeken wciąż zdawał się być zamknięty w swoim własnym świecie, prawie zupełnie nie zwracając uwagi na młodszego. Liam czuł, że mimo że fizycznie znajdują się bliżej siebie niż przez większość ostatnich miesięcy, to zieje między nimi przepaść nie do pokonania. Nie wiedział oczywiście, że nawet mimo tej bariery, wciąż był dla Theo jedynym, co trzymało go w miarę przy zmysłach. Jego stałym punktem. Kotwicą... Gdyby nie Dunbar i jego przypadkowe, pozbawione głębszego kontekstu opowieści, Raeken pewnie postradałby rozum. Wiedział jednak, że musi milczeć, bo jeżeli powie słowo, to na tym jednym się nie skończy. Już niejeden raz kusiło go, aby opowiedzieć Liamowi wszystko ze szczegółami, wyrzucić to z siebie, a potem po prostu pozwolić mu się przytulać podczas wypłakiwania sobie oczu i dać im obu szansę na wzajemne poskładanie się, jednak nie mógł tego zrobić. Coś go blokowało... Przyzwyczajenia z przeszłości, które wróciły ze zdwojoną siłą, poczucie winy, dręczące go wizje Rossa i Sarah zostawionych na pastwę Doktorów, czy samego Liama zwijającego się z bólu... To było za dużo i Theo czuł, że jeśli opuści gardę, to rozsypie się całkowicie. Dlatego uparcie milczał, trzymając się znajomego twierdzenia, że nie zasługuje na żadną pomoc i litość. Nie było to wcale takie łatwe, kiedy Dunbar z tym swoim spojrzeniem zbitego szczeniaczka za wszelką cenę usiłował go przekonać, że jest inaczej i Raeken obawiał się, że tym razem nie będzie w stanie udawać wystarczająco długo...
Do popołudnia nie zmieniło się absolutnie nic. Theo dalej uparcie milczał, a Liam nadal opowiadał historie, aby w jakiś sposób go zająć. Działało aż do momentu, w którym w domu zaczęło robić się bardziej gwarno. Jako pierwszy pojawił się Mason i bez ceregieli wpadł do pokoju chłopaków, dosłownie rzucając się w ramiona Dunbara i oglądając go kilkukrotnie z góry do dołu, aby się upewnić, że jest cały i zdrowy. Został oczywiście uprzedzony o tym, w jakim stanie może zastać Raekena, dlatego jedynie przywitał się z nim i grzecznie zapytał o samopoczucie, jednak kiedy w odpowiedzi otrzymał jedynie wzruszenie ramion, nie drążył dalej. Liam przez cały ten czas uważnie obserwował Theo, jednak poza chwilowym niepokojem wywołanym nagłym pojawieniem się nowej osoby, nie zaobserwował żadnej zmiany, dlatego postanowił zostać wraz ze swoim przyjacielem tutaj i pogadać o niczym ważnym. Trudne tematy zachowali na później, gdy już wszyscy zainteresowani będą obecni.
A potem wydarzyło się coś dziwnego. Dzwonek do drzwi tym razem zadzwonił, więc chłopcy przynajmniej mieli ostrzeżenie, że ktoś przyszedł. Raeken spiął się momentalnie, jednak kiedy usłyszał głosy z dołu i rozpoznał kolejnego gościa, zrelaksował się natychmiast chyba bardziej, niż przez cały ten dzień. On sam tego nie rozumiał, a co dopiero Liam, który od razu zlustrował go podejrzliwym spojrzeniem. Nie miał jednak czasu się zastanawiać, bo chwilę później był już przytulany z całej siły przez Hayden, która rzuciła się na niego dokładnie tak samo, jak Mason. Kiedy się odsunęła, po jej policzkach płynęły łzy, których nie próbowała powstrzymać.
– Ty zawsze musisz wpaść w kłopoty, co? – zapytała łamiącym się głosem, ledwo zdolna wypowiedzieć to pytanie. Dunbar uśmiechnął się pokrzepiająco, usiłując swoim podejściem polepszyć jej trochę nastrój. Fakt, wspomnienie bólu było straszne, ale też powoli się zacierało. Paradoksalnie cierpiał tak bardzo, że praktycznie wyłączyło mu to świadomość, więc niewiele mógł pamiętać. Owszem, przechodził go dreszcz na wspomnienie porażającej fali bólu, ale była ona chwilą, zacierającym się śladem w jego umyśle. Wówczas nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, nie miał nawet szansy się bać. Pozostali mieli ją aż za bardzo... A zwłaszcza Hayden, która przecież od początku wiedziała o wszystkim.
– Widocznie taki już mój urok – rzucił najbardziej swobodnym tonem, na jaki było go stać. Romero, mimo bycia wyraźnie roztrzęsiona, przewróciła oczami i prychnęła.
– Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić ten urok – skwitowała sprawiając, że mimo całej tej paskudnie napiętej sytuacji, Liam się zaśmiał, a siedzący obok Theo poczuł, jak coś boleśnie ściska go za serce. To nie był ten prawdziwy śmiech, wiele mu jeszcze brakowało, ale był... Pierwszy raz od powrotu widział, jak Dunbar się śmieje. Szkoda, że potrzebował do tego wizyty Hayden, bo on sam sprawiał mu tylko ból i zmartwienie.
A potem Romero w końcu otarła łzy i oderwała się od Liama, zbliżając się do Raekena z łagodnym uśmiechem.
– Hej... – przywitała się ostrożnie, jednak nie było w niej tego lęku, jaki emanował od innych w kontakcie z nim. I może właśnie to sprawiło, że Theo na chwilę się zapomniał...
– Hej – odpowiedział z uśmiechem, który nawet nie udawał szczerego, pozwalając następnie dziewczynie potargać się po włosach i reagując na ten gest stosownym parsknięciem. Przez moment nie zauważył nawet jak wielkie zdziwienie odmalowało się na twarzy Liama, ponieważ w końcu poczuł się... Prawie komfortowo. Nie dobrze, nie bezpiecznie, ale w miarę komfortowo. Hayden wiedziała prawie wszystko. Przed nią nie musiał niczego udawać ani ukrywać... I tak znała prawdę. I siedziała w niej razem z nim.
– Jak się trzymasz?
Bywało lepiej, chciał odpowiedzieć Theo, chociaż było to spore niedopowiedzenie. Jej mógłby przecież powiedzieć. Wiedziała, co się stało z Rossem i Sarah. Wiedziała, jak Theo wykańczał się usiłując znaleźć lek. Wiedziała, jak niewiele brakowało, aby plan się powiódł i jak bolesny był kontak z rzeczywistością. Była odpowiednią osobą do rozmowy. Na pewno nie owijałaby w bawełnę, powiedziałaby prawdę... Mógłby zaufać jej osądowi, bo nigdy nie próbowałaby go uniewinnić za wszelką cenę, więc gdyby powiedziała, że to nie jego wina, powinien jej uwierzyć. Może wtedy wszystko stałoby się łatwiejsze... Ale chyba nie był gotowy na tę ewentualność. Nie kiedy on sam opierał się przed uniewinnieniem siebie samego.
Teraz to i tak nie miało znaczenia, dopóki w pobliżu byli Liam i Mason, jednak Theo zawsze mógł zasugerować Romero, że ma ochotę z nią porozmawiać później. Tylko problem w tym, że sam nie wiedział, czy naprawdę tego chce... Zanim jednak zdążył się zdecydować, z opresji wybawił go kolejny dzwonek do drzwi. Wiedział, kogo jeszcze się spodziewają, więc tym razem wyraźnie się spiął. Z resztą nie tylko on... Hayden również wydawała się nagle stracić te resztki swobody. Ani Raeken, ani Dunbar nie mieli pojęcia, co było powodem, natomiast Hewitt wiedziałby od razu, gdyby tylko potrafił wyczuć emocje dziewczyny. Doskonale pamiętał, że tej okropnej nocy Scott nie był najbardziej pobłażliwym alfą na świecie i według niego nie potraktował jej sprawiedliwie. Nic jednak nie mogli na to poradzić. Stało się, a kiedy McCall wszedł do pokoju, Romero pozostało tylko zachowywać się normalnie. Jeśli temat zostanie jakoś poruszony, to dobrze, a jeśli nie, to też jakoś to przeżyje.
Szybko się jednak okazało, że również McCall nie pozostawił tej sytuacji bez przemyśleń. Najpierw jednak, podobnie jak pozostali przed nim, przyciągnął Liama do mocnego uścisku i bardzo długo nie potrafił z niego wypuścić, a kiedy już to zrobił, przeskanował go wzrokiem dokładnie od góry do dołu. Dopiero, gdy zobaczył, że chłopak rzeczywiście jest cały, odetchnął z ulgą, jednak zaraz potem znowu się spiął, przenosząc wzrok na Theo. Tutaj już nie poszło mu tak łatwo, ponieważ Raeken nie odpowiedział ani na jego przywitanie, ani na pytanie o samopoczucie, ani tym bardziej na "stęskniliśmy się za tobą". To ostatnie zdanie sprawiło, że chłopak zacisnął ręce w pięści, powstrzymując się w ten sposób przez rozszarpaniem czegoś pazurami. Nie wiedział nawet, czemu tak bardzo go rozzłościło. W końcu tęsknota była normalna, on też ją odczuwał, ale... To była inna sytuacja. Nie potrafił tego wyjaśnić. Po prostu nie wydawało mu się, aby tęsknota za nim była adekwatnym uczuciem.
Starał się nie wypuszczać swoich uczuć na zewnątrz, jednak tak bardzo skupił się na tej wewnętrznej gonitwie myśli, że kompletnie nie zwrócił uwagi na to, co dzieje się obok niego. Nie zauważył więc właściwie, jak Scott podchodzi do Hayden i staje przed nią ze spojrzeniem pierwszoklasisty, który o dziesiątej wieczorem przyznaje się mamie, że na kolejny dzień potrzebuje liście, blok rysunkowy i farby. Może wyglądałoby to nawet komicznie, gdyby nie fakt, że sama sytuacja nie była tak zabawna.
– Przepraszam – powiedział, a to jedno słowo wystarczyło, żeby dziewczyna się rozpromieniła. Dla Scotta jednak widocznie było to za mało, ponieważ natychmiast kontynuował w zdecydowanie bardziej chaotyczny sposób – Bałem się o Liama, więź oszalała i mi odbiło, a ty wiedziałaś dużo i jakoś tak... Łatwo cię było oskarżyć... Boże, to brzmi źle, nie o to chodziło, po prostu...
– Scott – wtrąciła z uśmiechem Romero, decydując się przerwać męki chłopaka – Rozumiem, naprawdę. Wszystko jasne. Nie gniewam się, chciałam tylko żebyś przeprosił i przyznał, że wielki prawdziwy alfa też może się mylić.
Na to McCall nie mógł zareagować inaczej, niż rozbawionym parsknięciem i chwilę później przytulał już dziewczynę wiedząc, że wszystko między nimi w porządku. Obie jego ugryzione bety były całe, zdrowe i bezpieczne, a do tego zdecydowanie się na niego nie gniewały. Jego wilk był usatysfakcjonowany, ale ludzka część wiedziała, że to jeszcze nie oznacza, że w stadzie wszystko w porządku. Jako człowiek widział przecież wyraźnie inne swoje bety - te, których nie ugryzł. I coś czuł, że tutaj sytuacja nie będzie już taka prosta.
Nie chcąc zostawiać Theo samego, usiedli wspólnie na łóżku i zaczęli rozmawiać o niczym ważnym, mając nadzieję, że Raeken w końcu się dołączy, nie zdziwili się jednak, kiedy nic takiego nie miało miejsca. Chłopak przez większość czasu zdawał się pogrążony w swoim świecie, a zarazem ponadprzeciętnie czujny, jakby spodziewał się jakiegoś zagrożenia. Tylko czasami rzucał Hayden spojrzenia wyrażające coś innego niż przerażenie i dezorientację. W jakiś sposób chciał z nią porozmawiać, ale równocześnie robienie tego twarzą w twarz wydawało mu się za trudne. Nie miał jednak nawet telefonu, żeby móc z nią popisać i uniknąć tej niezręczności, a nie śmiał teraz o czymś takim wspominać. Czułby się jeszcze gorzej, gdyby państwo Geyer, oprócz karmienia go i zapewnienia mu dachu nad głową, zadbali również o rzeczy zdecydowanie mniej niezbędne.
W końcu jednak chłopak postanowił się zlitować zarówno nad nimi, jak i nad sobą samym. Nie chcąc dłużej ciągnąć tej niezręcznej sytuacji, oparł się plecami o ścianę i pozwolił swojej głowie opaść na ramię. Przymknął oczy, dając w ten sposób wszystkim dyskretny sygnał, że chce spać. Liam oczywiście nie byłby sobą, gdyby nawet teraz nie upewnił się, że Theo może zostać sam, jednak w końcu dał się przekonać i wyszedł wraz z przyjaciółmi do salonu, pozwalając starszemu się zdrzemnąć. To znaczy, udawać że się zdrzemnie... Bo nie było specjalnym zaskoczeniem, że wcale nie miał takiego zamiaru. Starał się jednak przekonać innych, że jest inaczej, dlatego, wiedząc doskonale, że nie powinien tego robić, po paru chwilach zmusił swoje serce do powolnego, stabilnego bicia. Jakby spał... Opanował tę umiejętność do perfekcji i wiedział, że dopóki Liam i Scott go nie widzą, jest w stanie ich tak oszukiwać.
Faktycznie chłopcy się nabrali, a przynajmniej próbowali się przekonać, że tak jest. Drzemka brzmiała bardzo logicznie patrząc na to, że Theo praktycznie nie zmrużył oka tej nocy. A nawet jeśli jakiś głos w ich głowach powtarzał im, że to podejrzane... Woleli go zignorować. Jednak mimo to Dunbar dla świętego spokoju poprosił swojego tatę, aby zaglądał co jakiś czas do Raekena. On sam natomiast przygotował swoim przyjaciołom coś do picia i bez słowa usiadł między nimi na kanapie, pozwalając, aby jeszcze przez moment panowała między nimi cisza. Wyjątkowo nie zamierzał być tym, który ją przerwie, ale jak się okazało wcale nie musiał. Scott zrobił to za niego.
– Jak źle jest? – zapytał wprost, nie owijając w bawełnę. Wszyscy wiedzieli, co się dzieje z Theo. Potrzebowali jedynie szczegółów. Liam westchnął ciężko.
– Chyba gorzej niż kiedykolwiek – odparł łamiącym się głosem – Jest... On... Nie chce żadnej pomocy. Odrzuca wszystko. Mnie, rodziców... Z nikim nie rozmawia, nie je, nie śpi... Ja już nie wiem, co mam robić...
Przy ostatnim zdaniu nie wytrzymał. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bezsilny. Jedyne, co mu pozostało to płakać i tak właśnie zrobił. Zalał się łzami, nie próbując nawet ich powstrzymać, a otaczające go po chwili ramiona przyjaciół wyjątkowo nie dawały poczucia komfortu.
Oczywiście nikt nie wiedział, że kilkanaście stopni wyżej, w zamkniętej sypialni, Theo walczył z całych sił, aby nie pozwolić swojemu sercu zgubić rytmu. Nie było to łatwe w momencie, w którym pękało z bólu słysząc płacz chłopaka, którego przysięgał uszczęśliwiać. Płacz, który był jego winą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top