4. Davis

W jednej kwestii Theo zdecydowanie się mylił. Spędzenie trzech dni siedząc bezczynnie bez jedzenia i snu okazało się o wiele gorszą torturą, niż pamiętał. Może przechodząc przez to co jakiś czas przez kilka lat zdążył się przyzwyczaić, ale teraz, kiedy jego organizm był nadal przestawiony na siedem-osiem godzin snu każdej nocy i regularne posiłki, wydawało mu się to nie do zniesienia. Fakt, że siedzieli we trójkę wcale nie pomagał, ponieważ ciągle któryś z Doktorów pilnował ich, aby nie rozmawiali. Nie mieli żadnej rozrywki, szansy na oderwanie myśli od nieznośnego głodu, pragnienia snu i wspomnień widoku ciał na podłodze, dlatego też, gdy tylko oznajmiono im, że trzy doby minęły, cała trójka po prostu padła na ziemię tam, gdzie siedziała, pozwalając sobie na upragnioną drzemkę.

Theo obudził się jako pierwszy, aby następnie wyjść z kanałów i skombinować młodszym chimerom jakiś sensowny posiłek. Czuł, że jest im to winien. W końcu to jego nieuwaga doprowadziła do tego, że zostali ukarani... Wciąż nie mógł pogodzić się z faktem, że jego plan nie zadziałał... Trójka dzieciaków zginęła, pozostała dwójka została narażona na karę o wiele bardziej surową, niż te trzy doby, a Liam... Mógł stracić życie, a przedtem cierpieć niewyobrażalne męki. Wszystko z powodu jego nierozgarnięcia. Jak mógł nie pomyśleć o tym, że organizmy wszystkich chimer działają inaczej... Zawsze był pewien że jest między nimi duże podobieństwo, ale tym razem "duże" okazało się niewystarczające...

Na swoje szczęście nie miał czasu za bardzo się nad tym rozwodzić. Po trzech dniach kary, Doktorzy mieli sporo do nadrobienia i nie zamierzali dać mu odpocząć. Ich plan wdrożenia go do pracy w laboratorium z oczywistych przyczyn nie mógł zostać zrealizowany, dlatego zrzucili na niego wszystkie zadania czekające na zewnątrz, a także uczenie swoich młodszych towarzyszy wszystkiego, co powinni wiedzieć o kradzieżach, przesłuchaniach, torturach, morderstwach i swoich mocach. Z jednej strony chłopak nie narzekał, bo to oznaczało dla niego dużo czasu poza ohydnymi kanałami i możliwość bliższego poznania pozostałych chimer, które po pewnym czasie całkiem polubił z wyraźną wzajemnością, a z drugiej... Zamykało mu to furtkę do kombinowania nad lekiem dla Liama. Nawet, jeśli jakimś cudem zdobędzie próbkę trucizny, nie będzie miał jak opracować antidotum i to spędzało mu sen z powiek, jednak pocieszała go świadomość, że dopóki jest posłuszny, Liam będzie bezpieczny. Przynajmniej tak powinno być...

Kolejne tygodnie, aż do ostatnich dni przed początkiem roku akademickiego, były do siebie bardzo podobne. Zadania, misje, łamanie prawa, kradzieże... Nic czego Theo by się nie spodziewał. Właśnie dlatego kiedy Doktorzy pewnego wieczoru zawołali do siebie wszystkie trzy chimery, przypuszczał, że planują oznajmić im, co mają zrobić następnego dnia. Jakie więc było jego zaskoczenie, kiedy okazało się, że sprawa ma dotyczyć czegoś zupełnie innego, czego Raeken w życiu by nie podejrzewał...

– Wasze kolejne zadania będą polegały głównie na wmieszaniu się w tłum. Mamy wiele rzeczy do zrobienia zanim zajmiemy się stadem McCalla. A oprócz tego, dzięki pomocy Theo, nie mamy jeszcze nawet kompletnego stada. Będziecie musieli zajmować się wszystkim we trójkę, chyba że wyszukacie nam potencjalne nowe chimery. Jak się okazało, te w waszym wieku są najlepsze, więc możecie szukać wśród swoich rówieśników. Na kampusie zdecydowanie nie będzie z tym problemu.

O ile cała wypowiedź była raczej sensowna i nie stanowiła zaskoczenia, o tyle ostatnie zdanie sprawiło, że chimery spojrzały po sobie ze zdziwieniem. Nikt z nich, nawet Theo, nie spodziewał się, że Doktorzy wyślą ich teraz na studia, mimo że przez dziesięć lat spędzonych z nimi, Raeken normalnie chodził do szkoły. Teraz jednak nie miał nawet czasu myśleć o nauce, więc ta informacja, choć wcale niepozbawiona sensu, na chwilę wybiła go z rytmu. Kiedy doszedł do siebie, Trójka wciskał mu już do ręki dużą kopertę. Sarah i Ross otrzymali takie same.

– Tu są wszystkie wasze dokumenty – wyjaśnił – Mieszkanie też jest prawie załatwione, dostaniecie klucze i wprowadzicie się za dwa dni. I nie myślcie, że poszliśmy wam na rękę z kierunkami. Po prostu odpowiadają one wymaganiom.

To akurat było dość sensowne stwierdzenie. Raeken jeszcze nie spojrzał na swoje papiery, ale po cichu domyślał się, że mógł zostać skierowany na biotechnologię... Może Doktorzy byli pewni, że więcej nie narazi życia Liama i pozwolili mu się rozwijać w tym kierunku, aby był przydatny w laboratorium? Sarah marzyła o medycynie, a Ross o kryminalistyce, więc również wszystko się zgadzało. Mogli uczyć się tego, co chcieli... Przynajmniej tyle dobrego trafiło im się w tej okropnej sytuacji. Rozumiał jednak, że to faktycznie nie był przejaw dobroci. Jedynie kolejna zagrywka mająca wpoić im wdzięczność i oddanie oraz sprawić, że staną się bardziej użyteczni.

Dopiero, kiedy Doktorzy pozwolili im odejść, trzy chimery usiadły razem w kącie i pozwoliły sobie zerknąć na swoje papiery. Sarah i Ross zrobili to jako pierwsi, zdecydowanie bardziej podekscytowani. A kiedy okazało się, że faktycznie trafili na swoje wymarzone kierunki, byli bliscy skakania z radości, nawet mimo swojej sytuacji. Theo prawie uśmiechnął się z rozczuleniem oglądając ich... Prawie, bo zaraz potem pomyślał sobie, że Liam pewnie również byłby tak podekscytowany.

Aby oderwać myśli od niepożądanego tematu swojego chłopaka, Raeken przeniósł wzrok na kopertę, jednak wcale mu to nie pomogło. A wręcz przeciwnie... Ponieważ napis, który zobaczył sprawił, że obraz Dunbara w jego głowie stał się wyraźniejszy, bardziej realny...

Naklejka na kopercie wyraźnie głosiła: "Uniwersytet Kalifornijski w Davis".
Tam właśnie, przed ich przymusowym rozstaniem, złożyli wraz z Liamem papiery... A to oznaczało, że o ile młodszy się dostał, będą mieszkać w tym samym mieście i uczyć się na tej samej uczelni. Co z kolei oznaczało realną szansę spotkania... Theo nie potrafił stwierdzić, czy to błogosławieństwo, czy też najokrutniejsza kara, jaką Doktorzy mogli mu wymyślić.

***

Liam dostał się do Davis.

W innej sytuacji pewnie skakałby z radości, gdy tylko się o tym dowiedział, jednak obecnie wcale go to nie cieszyło. Jak miał być szczęśliwy z powodu jednego spełnionego marzenia, skoro jeszcze niedawno cały jego świat się zawalił? Nie potrafił myśleć o niczym poza Theo... Theo, który zniknął w dzień jego urodzin, który nie dawał znaku życia od wielu dni, który powinien być tu teraz z nim i cieszyć się, a zamiast tego Liam nie miał pojęcia, gdzie się podziewa... To właśnie ta niewiedza dobijała go najbardziej, bo gdyby Raeken po prostu podszedł do niego i w twarz mu powiedział, że nie chce go znać, gdyby Dunbar miał pewność, że to jego decyzja, byłoby inaczej. Może nie łatwiej, ale trudno w inny sposób. Bo wiedziałby przynajmniej na czym stoi i mógłby skupić się tylko na bólu i tęsknocie, które, choć nieznośne, zawsze mijają po czasie. Ale teraz dochodził do nich lęk... Niepewność, czy Theo naprawdę chciał go opuścić, czy też coś złego się stało. Mówiąc szczerze, chłopak nie był do końca pewien, w którą opcję wolałby wierzyć... Obie były okropne.

Od wielu dni Raeken nie dał znaku życia, nie odezwał się do nikogo. Całe stado trwało w stanie najwyższej gotowości, ponieważ mimo wszelkich dowodów, nikt nie potrafił do końca uwierzyć, że chłopak tak po prostu odszedł sam z siebie. Poszukiwania jednak nie dawały nic... Jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie pozostawił po sobie nawet żadnych śladów, co wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Szanse, aby w ten sposób go odnaleźć były więc bliskie zeru... Pozostało im głównie liczyć na cud.

Theo pewnie nigdy w życiu nie spodziewałby się, jak bardzo jego nagłe zaginięcie wpłynie na życie wielu ludzi. Stado nadal spotykało się bardzo często, jednak nawet, kiedy poszukiwania straciły już na intensywności, Raeken wciąż był tematem numer jeden. Wciąż usiłowali rozwiązać zagadkę, znaleźć przyczynę, ale przede wszystkim zapełnić pustkę... Bo jego nagłe zniknięcie, na które nikt nie był przygotowany, pozostawiło po sobie dziurę, którą dało się odczuć wszędzie. Jego miejsce na kanapie zawsze pozostawało puste, podobnie jego krzesło w kuchni państwa Geyer, jakby nawet budynki i meble czekały na jego powrót... To jednak nijak miało się do burzy, jaka szalała w głowach jego przyjaciół z watahy. Wszyscy, nawet ci, z którymi miał znikomy kontakt wydawali się zmartwieni. Nawet Malia pewnego razu z żalem w głosie uznała, że brakuje jej kogoś, z kim mogłaby się podrażnić tak, jak z nim. Jednak o wiele bardziej emocje były widoczne w chłopakach, którzy chodzili z nim do szkoły... Nolan nawet przejął się tak bardzo, że to ostatecznie przekonało go do zrobienia sobie roku przerwy przed wyjazdem na studia. Alec nie mógł zdecydować, czy jest z tego powodu szczęśliwy, bo jego chłopak będzie przy nim, czy smutny, ponieważ Holloway jest taki przybity. Jednak zarówno ich dwójka, jak i Mason z Coreyem zdawali sobie sprawę, że oni przynajmniej mają siebie nawzajem, więc ich cierpienie jest niczym w porównaniu do bólu Liama.

Równie zmartwieni, co oni, wydawali się Scott i Stiles. Przez ostatnie miesiące ich kontakt z Theo stał się chyba nawet lepszy, niż w dzieciństwie. Urządzali sobie razem maratony filmowe, podczas których McCall został zmuszony do nadrobienia Gwiezdnych Wojen, a Raeken w końcu obejrzał prequele, aby móc później krytykować je ze Stilesem. Robili sobie wzajemnie tak głupie prezenty na różne okazje, że pluszowy Yoda to przy tym nic. Śmiali się ze swoich żartów, które tylko oni potrafili zrozumieć tak bardzo, że Theo w pewnym momencie był pewien, że ma atak astmy, bo po prostu nie mógł oddychać. Żalili się sobie wzajemnie z jakichkolwiek problemów w związku, przynosili sobie dobre jedzenie, odwiedzali razem miejsca, z którymi mieli ciekawe wspomnienia i tworzyli nowe... Po prostu odzyskiwali utraconą na lata przyjaźń i leczyli swoją poranioną relację. I byli na najlepszej drodze do zaleczenia wszystkich ran... A potem wszystko się skończyło, a oni nie mieli pojęcia, z jakiego powodu. I to nie dawało im spokoju. Czy Raeken naprawdę chciał odejść, a jeśli tak, to co było powodem? Czy może stało się coś złego, a oni nie mieli bladego pojęcia, jak się z nim skontaktować, a co dopiero mówić o pomocy...?

Wszyscy na swój sposób przeżywali to nagłe zaginięcie, jednak nikomu nawet nie przyszłoby do głowy porównywać swojego bólu do tego, co musieli przechodzić państwo Geyer i przede wszystkim Liam. To oni codziennie musieli patrzeć na puste biurko, czy krzesło przy stole. To im brakowało jednego głosu, jednego spojrzenia, jednego domownika... To im każdy kąt przypominał, że ktoś tu jeszcze powinien być, nie dając im nawet przez chwilę odpocząć od tych myśli. David i Jenna najzwyczajniej w świecie czuli się, jakby stracili syna. Po doktorze było to widać szczególnie w pracy, w której po raz pierwszy od zawsze miał problemy z zachowaniem zimnej krwi i niewzruszonego wyrazu twarzy podczas rozmów z przerażonymi rodzicami. On sam był przerażonym rodzicem, który nie miał pojęcia, czy jego dziecko w ogóle żyje. W domu wcale nie było mu lepiej... Nawet oglądanie ulubionych seriali przestało być dla niego atrakcją, bo przecież zawsze robił to w towarzystwie Theo. Dlatego też doskonale rozumiał fakt, że jego żony nie cieszyło już gotowanie. Tego również od dawna nie robiła sama... To były aktywności zarezerwowane dla nich i Theo, chłopak stał się już ich nieodłącznym elementem i nie dało się po prostu przestawić na robienie tego bez niego. Jednak nawet oni, cierpiący rodzice, nie zamierzali nigdy porównywać swojego bólu do tego, co przechodził Liam...

Bo to Liam obudził się zupełnie sam pośrodku niczego, chociaż zanim zasnął uważał ten wieczór za jeden z najwspanialszych w swoim życiu. To on musiał w takich warunkach dowiedzieć się przez SMS-a, że jego chłopak po prostu zniknął. To Liam musiał nadal mieszkać w pokoju, który do tej pory z nim dzielił, gdzie każdy kąt przypominał mu o kimś, kogo kochał i kogo stracił... Przede wszystkim jednak to on był nieprzerwanie dręczony przez rozmyślania. Czy coś się stało? Czy mógłby coś poradzić, gdyby nie zasnął? A jeśli Theo jest w niebezpieczeństwie, bo go nie ochronił? A może po prostu chciał odejść, bo miał go dość...? Wszystkie scenariusze, które przerabiał setki razy w swojej głowie próbowały mu wmówić, że to jego wina... A on nawet nie miał siły, by im się opierać. Nawet, jeśli miał wsparcie z każdej strony, od wszystkich swoich bliskich.

Właśnie te czynniki sprawiły, że zaczął zastanawiać się, czy nie zrobić sobie roku przerwy, podobnie jak Nolan, jednak jego najbliżsi usiłowali dyskretnie dać mu do zrozumienia, że to niezbyt dobry pomysł. Holloway był w innej sytuacji, jego po prostu przytłaczały ostatnie wydarzenia i zamierzał od nich odpocząć, skupić się na szkoleniu u Chrisa Argenta oraz zaczekać, aż jego chłopak skończy szkołę, aby mogli razem iść na studia. Liam natomiast był załamany i przybity własnymi myślami, więc zdecydowanie nie potrzebował więcej czasu, aby oddawać się analizowaniu wszystkich ponurych scenariuszy. Musiał się czymś zająć i po pewnym czasie sam to zrozumiał, dlatego w końcu zdecydował się rozpocząć studia. Tym bardziej, że nie miał zrobić tego samotnie.

Do czasu swoich nieszczęsnych urodzin, zamierzał wynajmować razem z Theo mieszkanie nieopodal uniwersytetu. Po jego zniknięciu pozostał jednak sam, co nieszczególnie podobało się jego rodzicom, zwłaszcza w tej sytuacji. Wobec tego już szykował się na poszukiwania jakiegoś współlokatora (na co absolutnie nie miał ochoty w obecnym stanie psychicznym), jednak niespodziewanie przyszło jego wybawienie. Hayden nie dostała się do Berkeley, gdzie składała papiery wraz z Masonem i Coreyem, a jej drugą opcją było właśnie Davis. Liam od razu wiedział, że jeśli ma z kimkolwiek dzielić mieszkanie i nie zwariować przy tym do reszty, to tylko z nią. Dziewczyna również wydawała się szczęśliwa, że nie musi niczego szukać, dlatego bez żadnego problemu się dogadali. W pewnych słabszych momentach tylko to było powodem, dla którego Dunbar nadal nie zrezygnował...

Hayden zamierzała studiować dietetykę, aby całą swoją przyszłość powiązać ze sportem, Liam natomiast studia traktował jako dodatek, stwierdzając, że jeśli nie wyjdzie mu w lacrosse i zrazi się do środowiska sportowego, to zawsze będzie mógł zostać przewodnikiem w muzeum, czy kimś takim. Corey poszedł na lingwistykę, co nikogo nie zdziwiło biorąc pod uwagę jego zdolności do języków, a Mason postanowił brnąć nadal w kierunki związane z fizyką i chemią. Nolan rozważał kierunki powiązane z psychologią, jednak uznał, że będzie się o to martwił bliżej kolejnego roku akademickiego. W całej grupie brakowało tylko Theo i jego biotechnologii... Nikt spośród nich, a zwłaszcza Dunbar, nie potrafił określić, jak bardzo brakuje mu tego biologicznego bełkotu, z którego rozumiał co dziesiąte słowo. Oddałby wszystko, aby móc go nadal słuchać...

A jednak życie toczyło się dalej i jeśli Liam nie chciał do reszty zwariować, to musiał zacząć coś robić. Dlatego też, kiedy nadszedł czas rozpoczęcia roku akademickiego, przeprowadził się wraz z przyjaciółką do swojego nowego mieszkania, aby rozpocząć naukę na uniwersytecie w Davis. Wiedział, że nie będzie łatwo... Hayden była bardziej ogarnięta, niż on, ale nie do tego stopnia, co Theo, w dodatku nie mógł od niej wymagać, że będzie go ciągle niańczyć. Musiał nauczyć się radzić sobie samemu, aby nie przemęczać dziewczyny, która już i tak ledwo była w stanie udźwignąć wszystkie jego załamania nerwowe, podczas których z całych sił starała się go pocieszyć. Wiedziała, że kiedy zamieszkają razem, może być jeszcze trudniej. W dodatku nic nie mogła poradzić na to, że czuła się w mieszkaniu jak intruz. Posiadało ono tylko jedną sypialnię, ponieważ początkowo miało służyć Liamowi i Theo, którzy zdecydowanie więcej nie potrzebowali. W obecnej sytuacji Hayden musiała radzić sobie z rozkładaną kanapą w pokoju dziennym, jednak była ona dość wygodna i zupełnie nie robiło jej to problemu. O wiele gorzej czuła się z samym wrażeniem, że swoją obecnością wpycha się na czyjeś miejsce. W końcu z założenia to było mieszkanie Raekena... Jego łóżko, jego krzesło w kuchni, jego klucze... To on miał się tu wprowadzić. Nie ona. I mimo że wiedziała, że Liam zdecydowanie wolał ją, niż kogoś obcego, to nadal nie czuła się w pełni komfortowo. To nie było jej miejsce w tym wszystkim... Należało do kogoś innego.

Dunbar też o tym wiedział. Od momentu wprowadzenia się, parę dni przed rozpoczęciem roku, bardzo boleśnie zaczął zdawać sobie sprawę, że nic nie jest tak, jak powinno. To Theo powinien jeść z nim kolację, rozmawiać wieczorami o minionym dniu, czy siedzieć z nim w aucie, które jego rodzice kupili specjalnie dla nich. I mimo że był nieopisanie wdzięczny za towarzystwo Hayden, która robiła wszystko, aby pomóc mu poczuć się komfortowo, mimo że sama się tak nie czuła, to nadal nie mógł powstrzymać tej myśli, że dziewczyna jest intruzem... Był na siebie za to cholernie wściekły, ale nie umiał inaczej. Nie kiedy ciągle myślał o Raekenie.

Nie miał pojęcia, że w jednym z mieszkań zlokalizowanych bardzo blisko, przy tej samej ulicy, Theo również nie umie wyrzucić sobie z głowy swojego chłopaka. Nie teraz, kiedy parę dni dzieli go od rozpoczęcia roku akademickiego i realnej szansy na spotkanie Liama. To byłoby straszne... Bo zdecydowanie wiązałoby się z rozmową, w której nie mógł pozwolić sobie na szczerość. Musiał kłamać, aby bronić chłopaka, ale zdawał sobie sprawę, że w ten sposób ponownie złamie mu serce. Nie istniała dobra opcja... Jednak ta była zdecydowanie lepsza, niż powiedzenie prawdy.

On też czuł się dziwnie we własnym mieszkaniu. Może przede wszystkim dlatego, że nie było tym, w którym powinien teraz przebywać... Gdyby wszystko poszło dobrze, pewnie rozpakowywałby swoje rzeczy z Liamem w małym, przytulnym mieszkanku z jedną sypialnią. To, w którym teraz się znajdował miało trzy pokoje i wydawało się zdecydowanie za duże. Mimo że dzielił je z Rossem i Sarah, których zdążył już naprawdę polubić, nie czuł się w nim ani trochę jak w domu. Bo jego domem był Liam... Tylko przy nim był u siebie, na swoim miejscu. Tutaj czasami miał wrażenie, że wokół niego za wiele się dzieje. Ross i Sarah bywali dość głośni, pełni energii, jakby z całych sił starali się jeszcze zachować pozory normalnego życia. Theo rozumiał takie nastawienie i bardzo wspierał ich w tych staraniach, wiedząc, że to zachowanie pomaga im nie zwariować do reszty, jednak samemu nie miał już na to siły... Nie po tym, jak w końcu udało mu się odzyskać dawnego siebie, nauczyć się być szczęśliwym tylko po to, aby to wszystko stracić. Dlatego właśnie zamknął się w sobie, chcąc jedynie mieć możliwość pogrążania się dalej w swoim bólu. Często płakał nocami w poduszkę, ściskając bluzę, na której utrzymywał się słabnący zapach Liama, jednak z tego co słyszał, nie on jedyny w tym mieszkaniu załamywał się, gdy zachodziło słońce i nikt nie widział... Cała trójka doskonale wiedziała, że jest to temat, którego nie należy głośno poruszać, ale Ross i Sarah nie potrzebowali wcale słów, żeby stwierdzić, że Theo cholernie się boi. Nie mieli tylko pojęcia, czego dokładnie... On też nie. Trudno było mu stwierdzić, czy bardziej obawia się spotkać Liama i skonfrontować się z nim, czy też dalej żyć w niewiedzy odnośnie tego, co dzieje się z jego chłopakiem, jak się czuje i jak sobie radzi. Obie opcje wydawały się tragiczne. Serce miało nadzieję, że Dunbar jednak dostał się na uniwersytet i starszy chłopak będzie miał szansę przynajmniej na niego spojrzeć, jednak umysł podpowiadał, że to może skończyć się bardzo źle. Bo co, jeśli Raeken nie będzie umiał go okłamać? Jeśli powie o słowo za dużo? Jeśli znowu go narazi? Jeśli swoimi oszustwami złamie mu serce...? To było równie przerażające jak perspektywa kolejnych lat bez niego. Więc Theo nie wiedział, co myśleć. Z resztą i tak nic by nie poradził. Pozostało mu jedynie czekać na rozwiązanie tej sytuacji, które miał nadzieję poznać w dzień rozpoczęcia roku akademickiego.

Tym razem rzeczywiście stało się tak, jak oczekiwał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top