37. Nie pytaj więcej
Sarah i Ross mieli szczerą nadzieję, że po kolejnym tygodniu będzie lepiej, ale kiedy przedostatnia wersja antidotum nie zadziałała, doskonale zrozumieli, że nie mają na co liczyć. Theo był praktycznie nie do zniesienia, tym razem krzywdząc już nie tylko siebie, ale wszystkich wokół przy okazji. Nie dość, że sam praktycznie nie jadł, nie spał i nie myślał o niczym innym, niż ostatnia pozostała mu opcja, to jeszcze zaczął wyżywać się na młodszych, gdy tylko ci próbowali mu pomóc. Odnosił się do nich tak chamsko i oschle, że w końcu nawet oni się poddali i ograniczyli kontakt do minimum. Nie próbowali już namawiać go na wspólne wieczory filmowe, naukę w bibliotece, czy wyjścia do kawiarni. Po prostu starali się nie wychodzić mu w drogę, stąpać wokół niego na palcach i nie odzywać się, jeśli nie jest to stan najwyższej konieczności. Każdego dnia zostawiali mu gotowe jedzenie, którego jednak praktycznie nie ruszał, aż pewnego dnia lodówka pozostała pusta... Theo jednak nawet tego nie zauważył. Nie obchodziło go to. Pewnie w normalnych warunkach doceniłby taką troskę i czułby się poruszony, że komuś tak na nim zależy, jednak w obecnej sytuacji był ostatnią osobą, o którą się troszczył. Dopóki tego nie rozwiąże musi ukrywać uczucia, bo z każdym momentem niepewności był coraz bliżej załamania, a na to nie mógłby sobie pozwolić. Później, gdy już wszyscy będą bezpieczni, będzie musiał to odchorować i dopiero wtedy pozwoli innym się o siebie zatroszczyć, tak jak troszczyli się przez te najlepsze miesiące jego życia. Pozwoli młodszym chimerom wyciągać się na wieczorną naukę w bibliotece, Liamowi przytulać się, gdy nie będzie mógł spać, Jennie pilnować, aby zjadał posiłki, Scottowi i Stilesowi rozbawiać się głupimi opowieściami... Pozwoli sobie być bezsilny. Później. Ale nie teraz. Najpierw oni wszyscy muszą być bezpieczni. A on ma za zadanie im to bezpieczeństwo zapewnić. Nie może pozwolić Doktorom zbliżyć się do stada w Beacon Hills. Musi ich unieszkodliwić zanim zdążą to zrobić, a to oznacza, że kończy mu się czas... Tak samo, jak i możliwości. I właśnie ta sytuacja sprawiała, że nie był już sobą.
Wiedział, że jego zachowanie wobec Rossa i Sarah, jego ignorancja, złośliwość i nerwowość mogłyby charakteryzować Theo sprzed lat, który miał mózg wyprany przez Doktorów, jednak nie mógł nic na to poradzić. Tamten Theo był lepiej przystosowany do ekstremalnych sytuacji. Teraz się przydawał... Gdy wszystko się skończy, pójdzie w odstawkę na stałe, w tej chwili jednak był dla nich wszystkich gwarancją przeżycia. Nawet, jeśli miało to kogoś zranić, ostateczna nagroda była tego warta.
Oczywiście zarówno młodsze chimery, jak i Liam nie mogliby podzielić tego zdania. To właśnie w nich zachowanie Raekena uderzało najbardziej. Ross i Sarah jednak przynajmniej mogli sobie wytłumaczyć, dlaczego chłopak nagle zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni i spróbować to zrozumieć, w końcu znali jego sytuację. Dunbar nie miał takiego luksusu. Z jego perspektywy po prostu Theo jednego dnia był chłopakiem, który starał się jak mógł mieć chociaż namiastkę kontaktu z nim, a następnego stał się właściwie duchem. Przestał odzywać się do Liama, uśmiechać się, nawet na niego nie patrzył... Młodszy początkowo myślał, że zaważyła na tym sytuacja z motelu, ale kiedy próbował poruszyć ten temat, nie otrzymał żadnego odzewu. To sprawiło, że już nie wiedział, co myśleć. Theo zwykle lubił mieć wszystko wyjaśnione, więc czy ich niemądre działanie mogło wpłynąć na niego do tego stopnia, że nie chciał w ogóle rozmawiać? Nie dało się tego stwierdzić... A z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. Raeken stawał się bledszy, chudszy, słabszy... Jakby miał zniknąć. A Liam nie potrafił zrobić nic, żeby go przy sobie utrzymać.
Mimo ogólnego zmartwienia, Dunbar starał się żyć również normalnym życiem i nie zapominać o czekających go egzaminach, które zbliżały się wielkimi krokami. Trochę trudno było mu skupić się na nauce, ale nie zamierzał poddawać się bez walki, tym bardziej że miał ogromne wsparcie w swoich przyjaciółkach. Dość często przesiadywał wraz z nimi w czytelni, próbując zapamiętać chociaż podstawowe informacje ze swoich notatek i niemal za każdym razem zauważał gdzieś w okolicy Rossa i Sarah, ale nigdy nie było z nimi Theo. Wytrzymał w ten sposób parę dni, zanim w końcu się złamał i (ku niezadowoleniu Hayden) uparł się, aby się do nich dosiąść i zapytać. Romero nie miała żadnych logicznych argumentów, aby mu zabronić, więc pozostała jej jedynie nadzieja, że nikt przy tej rozmowie nie ucierpi. Nie zapowiadała się ona za dobrze, bo Liam był zdesperowany, aby zdobyć jakieś informacje, jednak chimery nie mogły nic powiedzieć. Jeśli nikt się nie pobije i nie zostaną wyrzuceni za drzwi, to będzie cud.
Z tym niezbyt pozytywnym nastawieniem wyruszyła wraz z Dunbarem i Hikari do stolika, przy którym Ross i Sarah właśnie rozkładali swoje rzeczy. Na ich widok przerwali na chwilę ze zdumieniem, jednak wydawali się dość mile zaskoczeni, tym bardziej, że Liam zaczął bardzo spokojnie jak na to, że sytuacja była dla niego tak ważna.
– Hej, możemy się dosiąść? – zapytał, jakby chodziło tylko o przyjacielskie pogaduszki. I mimo że chimery natychmiast zrozumiały, że coś innego jest na rzeczy, nie wydawały się specjalnie zaniepokojone. Po wycieczce już rozumiały, że wszyscy tutaj są po jednej stronie. Jeśli już niedługo mają (o ile Scott się zgodzi) dołączyć do stada, to nie mogą się przecież bać.
– Jasne – zgodziła się bez namysłu Sarah, przesuwając się na tyle, aby wszyscy się zmieścili. Gdyby nie fakt, że moment nie jest najlepszy na socjalizację, pewnie by się cieszyła, że Liam i dziewczyny sami do nich podeszli. Na wycieczce świetnie się razem bawili i miała szczerą nadzieję, że będą mogli to kontynuować, gdy wszystko się skończy. Równie dobrze mogliby zacząć już teraz... Gdyby oczywiście chodziło tylko o lepsze poznawanie się. Jednak mimo że Sarah cieszyła się z poświęconej uwagi, to nie była głupia. Wiedziała, że pod przykrywką rozmowy kryje się coś innego, co niekoniecznie jej się może spodobać. Nie zamierzała jednak naciskać i czekała, aż Liam sam ujawni, po co tak naprawdę do nich podszedł. Do tego czasu planowała grać w jego grę i chociaż udawać, że już jest po wszystkim i mogą spokojnie uczyć się razem w bibliotece jak zwykła grupka znajomych.
– Widzę, że nauka idzie pełną parą? – zagaił Dunbar, wskazując na stosy notatek, zza których ledwo było widać dwie chimery. Sarah uśmiechnęła się z bólem godnym... studentki tydzień przed sesją egzaminacyjną zanim odpowiedziała.
– Lekko nie jest – przyznała – Już mam dość siedzienia tutaj, jak to się skończy to nie zbliżam się do biblioteki do następnej sesji.
Odpowiedziały jej ciche śmiechy i potakiwania. W końcu nie ona jedna już była zmęczona...
– Ale wy chyba też nie próżnujecie – dodał Ross, wskazując na segregator z notatkami Hikari, laptop Hayden i tablet Liama. Chłopak uśmiechnął się.
– Nie tylko biolodzy się uczą – odparł z rozbawieniem – Nie mam fizycznego stosu notatek, który byłby wyższy niż ja, ale tych plików też mi się trochę nazbierało.
– Jeśli wszystko zdam to będzie cud – dodała Hayden, otrzymując w odpowiedzi zapewnienia, że wyjęła swoim znajomym z ust te słowa. I właśnie ten moment Liam wybrał, aby przerwać tę póki co niezręczną rozmowę i przejść do tematu, który naprawdę go interesował.
– My się tu wszyscy boimy i uczymy całe dnie, a Theo wydaje się w ogóle tym nie interesować, co? Chyba ani razu nie widziałem go w bibliotece.
Jak się okazało, Ross i Sarah nie byli jeszcze w stu procentach wytrenowani, ponieważ słysząc te słowa popełnili największy błąd z możliwych. Spojrzeli na siebie, dając tym samym do zrozumienia, że faktycznie coś jest na rzeczy. Mimo to próbowali na początek brnąć w najprostsze możliwe kłamstwo, licząc nie tyle na to, że Dunbar im uwierzy, co że zrozumie, że nie powinien drążyć tematu.
– Po prostu to nie warunki dla niego, lepiej mu się uczy w domu – wyjaśnił Ross, starając się brzmieć naturalnie. I gdyby Liam nie wiedział na pewno, że coś się dzieje, pewnie nawet przyjąłby to wyjaśnienie. W końcu chłopak powiedział prawdę, tyle tylko, że nie związaną z ich problemem. Preferencje Theo dotyczące miejsca do nauki nie miały nic wspólnego z tym, co się teraz działo.
– Wiem, ale to nie jest to, co chciałem usłyszeć – odparł, uparcie drążąc – Nie jestem głupi. Coś jest nie tak, trzeba być naprawdę ślepym, żeby tego nie zauważyć. A wy na pewno wiecie, co to takiego, więc... Byłbym wdzięczny za jakąś drobną informację. Jak dla kumpla.
Dwie chimery spojrzały po sobie z niepokojem. Wiedzieli, że chłopak nie da im spokoju, musieli mu coś powiedzieć, cokolwiek. Dlatego właśnie Ross westchnął, zastanawiając się, jak ubrać sprawę w słowa. Liam wiedział, że wraz z Sarah są zamieszani w problem Theo, ale nie miał pojęcia o Doktorach. Dowiedział się też o ich mocach, ale sądził, że Sarah jest kitsune, a Ross kanimą. Dlatego właśnie musieli być ostrożni, aby czegoś przy nim nie palnąć.
– To nie jest najlepszy moment, aby drążyć i dopytywać – oznajmił – Tyle mogę powiedzieć. Nie mamy teraz najłatwiejszego okresu, zwłaszcza on. I potrzebuje spokoju, aby opracować rozwiązanie.
Jeśli myślał, że te słowa w jakiś sposób usadzą Liama w miejscu, to się grubo mylił. Gdy wilkołak mu odpowiedział, wydawał się już nie ciekawy i zmartwiony, ale zwyczajnie wściekły.
– Skoro on cały czas próbuje wymyślić rozwiązanie problemu, w który wasza dwójka też jest zamieszana, to czemu do chlolery siedzicie tutaj całymi dniami, zamiast mu pomóc?!
Przy ostatnich słowach trochę podniósł głos, do tego stopnia, że parę osób przy sąsiednich stolikach spojrzało na nich podejrzliwie. Sarah zaczekała, aż wrócą do swoich zajęć, zanim odpowiedziała spokojnym tonem.
– Nie możemy pomóc komuś, kto nie chce pomocy – wyjaśniła – Z resztą my się na tym nie znamy. To coś, co Theo musi zrobić sam. I naprawdę ostatnim, czego potrzebuje jest to, żebyś się wtrącał.
Nikogo nie zdziwiło warknięcie będące odpowiedzią Liama na ostatnie zdanie. Sarah niewzruszona kontynuowała.
– On próbuje cię chronić, dobrze wiesz. Więc nie utrudniaj mu tego i nie bądź zbyt ciekawski, żebyś przypadkiem nie wpadł w kłopoty. Daj mu trochę czasu. Do przerwy zimowej. Po niej wszystko już się ułoży.
– Co takiego ma się stać w przerwę zimową? – dopytywał Dunbar, ewidentnie nadal wściekły. Sarah ugryzła się w język zdając sobie sprawę, że już powiedziała za dużo, ale nie mogła teraz cofnąć swoich słów. Pozostało jej przybrać niewzruszony wyraz twarzy i udawać, że nic się nie stało.
– Mówienie o tym nie jest zbyt bezpieczne – odparła – Jeśli oni się w jakiś sposób dowiedzą, to nic z tego nie wyjdzie i prawdopodobnie wszyscy zginiemy, więc błagam, dla wspólnego dobra nie pytaj więcej. Zaufaj Theo i pozwól mu działać, a wszystkiego się dowiesz, gdy już będzie bezpiecznie.
Te słowa skutecznie uciszyły Liama. Nawet jeśli był teraz zdenerwowany, to nadal nie chciał się przyczynić do czyjejś krzywdy, a zwłaszcza do krzywdy Raekena. Jeśli tak się przedstawiała sprawa, to nie pozostało mu nic innego, jak tylko trzymać kciuki i mieć nadzieję, że wszystko pójdzie jak powinno, a on sam dowie się prawdy, gdy już będą bezpieczni. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że był zwyczajnie wściekły. Nie na Rossa i Sarah za milczenie, ani na Theo za dziwne zachowanie, ale na wszechświat za postawienie ich w takiej sytuacji. A nie było tajemnicą, że kiedy się złości, wyżywa się na innych. Sam doskonale o tym wiedział, ale tym razem bardzo nie chciał tego zrobić. Nie utracił jeszcze na tyle kontroli i był w stanie logicznie pomyśleć, że przecież ci ludzie siedzą w tym razem z nim. Nie powinien na nich wybuchać za to, że chcą dobrze... Dlatego zrobił jedyną rzecz, która mogła go przed tym teraz powstrzymać. Wstał i wyszedł, a może raczej wybiegł z biblioteki zanim zdążył zmienić zdanie i skierował się do łazienki, aby trochę ochłonąć. Pozostali przy stoliku Ross, Sarah, Hayden i Hikari nawet się nie zdziwili.
Minęła ledwie krótka chwila, wystarczająca aby ochłonęli wszyscy z emocji, zanim Romero wpadła na pewien pomysł. Liam nie mógł porozmawiać z chimerami szczerze. Ale ona tak. W końcu znała całą sytuację, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby powiedzieli jej prawdę. A wtedy może byłaby w stanie pomóc... Do tego jednak musiała zostać z nimi sam na sam, ponieważ Hikari wiedziała dokładnie tyle, co Dunbar i zdecydowanie nie powinna dowiadywać się więcej. Szybko przekalkulowała sobie swój plan w głowie. Być może ma niewiele czasu zanim Liam się ogarnie i wróci... Musi działać szybko i zdecydowanie.
– Myślę, że to nie był wymarzony przebieg wspólnej nauki – zauważyła, a następnie jak gdyby nigdy nic zwróciła się do Hikari – Skarbie, masz może coś do picia?
Oczywiście znała odpowiedź na to pytanie. Wiedziała, że jej dziewczyna zazwyczaj nosi przy sobie herbatę w termosie, który jednak teraz nie stał jak zazwyczaj na stole. Hikari musiała wypić wszystko podczas zajęć i schować termos do plecaka, a Hayden miała nadzieję, że po prostu zrozumie, o co jej chodzi.
– Wypiłam już wszystko – odpowiedziała zgodnie z przewidywaniami – Ale w korytarzu jest automat, chcesz coś? Pójdę nam kupić.
– Jesteś kochana, dziękuję – odparła Romero dając swojej dziewczynie buziaka w policzek – Weź dla mnie herbatę, obojętnie jaką, byle było ciepłe.
– Jasne, nie ma sprawy – odparła Hikari rozpromieniona przez gest Hayden, a następnie zwróciła się do chimer – Wam też coś wziąć?
Ross i Sarah zgodnie pokręcili głowami i uprzejmie podziękowali. Romero zaczekała, aż jej dziewczyna znajdzie się poza zasięgiem słuchu, zanim pochyliła się nad stołem i odezwała się szeptem słyszalnym tylko dla innych istot nadprzyrodzonych.
– No dobra, co się dzieje?
Dwie chimery spojrzały po sobie, jakby szukając potwierdzenia, że mogą powiedzieć prawdę, zanim Sarah westchnęła i ponownie zabrała głos.
– Planują wrócić do Beacon Hills w przerwę zimową, gdy całe stado tam będzie. Po sesji wszyscy zjadą do domu – wyjaśniła – Theo ma niewiele czasu, a została mu ostatnia próbka do sprawdzenia, więc jest przerażony i wyżywa się na wszystkich wokół.
– Całe dnie siedzi i patrzy w ten swój notes – dodał Ross – Staramy się go od tego odciągnąć, ale nic nie możemy zrobić, jeśli nie chce naszej pomocy. Jest uparty jak osioł.
Hayden przygryzła wargę, starając się przetworzyć to, co właśnie usłyszała. To nie była łatwa i przyjemna informacja... Doktorzy planowali bezpośredni atak i to już wkrótce, a Theo nadal nie miał leku. Nie brzmiało to zbyt dobrze.
– Jest pewny, że ta ostatnia próbka zadziała? – dopytała dziewczyna, trzymając kciuki, aby odpowiedź brzmiała "tak".
– Trudno powiedzieć – odpowiedział zgodnie z prawdą Ross – Jednego dnia mówi, że nie ma opcji aby nie zadziałała, a następnego umiera ze strachu. Ale siedział nad tym tygodniami, robił mnóstwo poprawek, dopieścił praktycznie wszystko. Gdy miał już ostatnie trzy był pewien, że jedna z nich zadziała, ale teraz jak została ostatnia i do tego mało czasu, już chyba niczego nie jest pewny.
– Po prostu się boi – wtrąciła Sarah – To zrozumiałe. Chyba wszyscy się boimy.
Romero przytaknęła. Była przerażona i nie zamierzała nawet tego ukrywać. Tak wiele mogło pójść źle, a konsekwencje byłyby katastrofalne... Trudno było się nie bać w takiej sytuacji, jednak lepiej dla wszystkich było tego teraz nie roztrząsać.
– Mogę coś zrobić? – zapytała zamiast tego – Pomóc w jakikolwiek sposób?
Wiedziała, że przewidywana odpowiedź brzmi "nie", toteż słowa Sarah niespecjalnie ją zdziwiły.
– Też chciałabym wiedzieć, ale Theo chyba sam nie ma pojęcia... Jedyne, co możesz teraz robić to trzymać Liama możliwie z daleka od tego wszystkiego i być pod telefonem, gdyby zaszła jakaś sytuacja awaryjna. Reszta należy do niego.
Hayden nie pozostało nic innego, jak tylko przytaknąć. Nic więcej nie mogła zrobić. Podobnie jak młodszym chimerom pozostała jej nadzieja, że wszystko będzie dobrze i Theo da radę opracować rozwiązanie. Wierzyła w niego, oczywiście że tak, ale nie do końca ufała reszcie świata... Tylko to ją przerażało. Nie myśl, że Raeken sobie nie poradzi, ale fakt, że zawsze coś niezależnego od niego może stanąć na przeszkodzie. Jednak nawet gdyby tak się stało, to zawsze ma jeszcze Rossa, Sarah i nią samą. Ostatecznie musi się udać... A przynajmniej wolała w to wierzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top