33. Zgadnij o czym myślę
Ze wszystkich rzeczy, jakich Theo się nie spodziewał podczas uczęszczania na zajęcia pod czujnym okiem Doktorów, jedną z najbardziej nieprawdopodobnych był wyjazd na wycieczkę organizowaną przez samorząd uczelni, głównie dlatego, że nie miał na taką zabawę pieniędzy. Kiedy jednak wyjazd do Muzeum Historii Naturalnej został ogłoszony, już pierwszego dnia po otwarciu zapisów dowiedział się, że wraz z Rossem i Sarah są już zapisani, a wszystkie opłaty zostały uiszczone. Oczywiście nie był to gest dobroci ze strony Doktorów – po prostu mieli dla nich kolejne zadanie w miejscu, do którego mieli się udać. Wycieczka pozwoliła im załatwić swoje sprawy bez większego kombinowania, więc czemu mieliby nie skorzystać?
Theo początkowo nie mógł powiedzieć, że się cieszy. Oczywiście cel wydawał mu się interesujący, ale w spokojniejszych czasach, a nie teraz, kiedy wszystkie siły skupiał na swoim najważniejszym zadaniu. Przez wyjazd przepadała mu kolejna możliwość dostania się do laboratorium, których ostatnio i tak miał ograniczoną ilość, a znalezienie leku dla Liama było jego priorytetem. Dziecięce marzenie o podróżowaniu i poznawaniu ciekawych miejsc powinno poczekać, dopóki nie domknie tej jednej sprawy, a wycieczka, na której w dodatku miał realizować zadania Doktorów kompletnie nie współgrała z jego planami. Tak sądził. Przynajmniej dopóki nie dowiedział się, że Dunbar też jedzie.
To znacząco zmieniło postać rzeczy. Gdy tylko podsłuchał na świetlicy, że Liam oraz jego przyjaciółki wybierają się na wycieczkę, aby zrekompensować sobie wszystkie trudności i stresy ostatnich dni (chodziło zapewne o utratę kontroli przez Dunbara, po której dość długo zdawał się dochodzić do siebie), jego nastawienie stało się o wiele bardziej pozytywne. Nawet nie potrafił wyjaśnić, dlaczego – przecież i tak nie dawało mu to możliwości spędzenia czasu z młodszym, ponieważ ten zapewne zamierzał trzymać się ze swoimi przyjaciółkami, ale sam fakt, że Liam tam będzie i że będzie mógł choćby patrzeć na niego przez cały ten czas dodawał mu motywacji. Właściwie w pewien sposób nie mógł się tego doczekać... Wiedział, że chłopak marzył o zwiedzeniu tego miejsca i obiecał sobie, że kiedyś zabierze go tam na randkę. To, co się teraz działo było co prawda dalekie od jego celu, ale przynajmniej mógł udawać. Doskonale wiedział, że podczas zwiedzania nie będzie oglądał eksponatów. Coś piękniejszego i bardziej fascynującego przyciągnie jego wzrok. Bo Liam wyglądał najpiękniej, gdy był czymś zafascynowany.
W przeciwieństwie do niego, Dunbar nie miał pojęcia, że jego były chłopak również wybiera się na wycieczkę, więc jego zaskoczenie, gdy pojawił się w umówionym miejscu zbiórki razem z dziewczynami było, delikatnie mówiąc, ogromne. Raczej nie spodziewał się, że Raeken wśród walki o życie i powrót do domu będzie miał czas na wyjazdy. Nie żeby nie cieszył się z jego obecności, ale wydawała mu się ona po prostu podejrzana i nie musiał być geniuszem, aby zorientować się, że dla niego ta wycieczka nie będzie służyła tylko celom rekreacyjnym. A mimo to był szczęśliwy, że Theo tu jest... Nawet, jeśli nie wiedział, jak blisko starszego może się znaleźć w tej sytuacji, czy uda im się choćby porozmawiać. Nie musieli nawet zamienić ze sobą słowa (choć byłoby to przyjemne). Wystarczyła sama obecność Raekena... Dawała poczucie stabilności, nadzieję na powrót do dawnych czasów... I świadomość, że chłopak jest bezpieczny i nic jeszcze mu się nie stało. Czyli wszystko, czego Liam potrzebował najbardziej.
Jak się szybko okazało, los postanowił mu sprzyjać, bo nie tylko sprawił, że Theo pojechał na wycieczkę, ale również usadził ich obok siebie w autobusie... Jak się po wejściu okazało, ilość miejsc była ograniczona, a większość osób miała już dobrane pary, więc chłopcy właściwie musieli wylądować razem. Z drugiej strony Liam wcale nie rzucił się jak dzik na wolne miejsce przy Raekenie, gdy tylko się o tym dowiedział. A Theo wcale nie uśmiechał się pod nosem jak szalony. Absolutnie nic takiego nie miało miejsca...
– Jeśli spróbuję zagadać, to mnie zamordujesz wzrokiem? Czy raczej mam szansę na rozmowę? – zapytał Dunbar tonem, który miał być rozbawiony, ale nie był. Theo z równie udawaną swobodą wzruszył ramionami.
– Możesz spróbować. Nie zamorduję cię raczej, ale nie obiecuję, że nie zasnę. Kto robi zbiórki o takiej godzinie...?
Wystarczyło, aby Liam prychnął śmiechem.
– Mnie to mówisz? Spałem cztery godziny, średnio kontaktuję. Myślałem raczej o rozmowie po drzemce.
Theo uśmiechnął się w odpowiedzi. Oczywiście nie zamierzał się przyznać, że on sam tej nocy wcale nie zmrużył oka.
– Rozmowa po drzemce brzmi dobrze – zgodził się, mimo że niekoniecznie miał zamiar drzemać. A może i tego chciał, bo faktycznie był ledwo przytomny i miał wrażenie, że nawet litry kawy nie postawiłyby go na nogi, jednak wiedział, że nie da rady. Był wśród ludzi, w trasie, gdzie otaczały go różne dźwięki i zapachy. Nie czuł się tu ani dość komfortowo, ani przede wszystkim dość bezpiecznie, aby zasnąć. Może gdyby mógł wtulić się w Liama, ułożyć głowę tuż nad jego sercem i wsłuchać się w stabilny rytm, pozwolić palcom młodszego na przeczesywanie mu włosów... Może wówczas dałby radę się odrobinę zdrzemnąć, ale teraz, kiedy słuchając bicia serca Dunbara miał w głowie tylko lęk, że może w każdej chwili ustać... Nie był w stanie nawet zamknąć oczu. Poczucie zagrożenia było za duże. Kawa w termosie i energetyk w plecaku musiały wystarczyć.
Liam natomiast zdawał się nie mieć żadnego problemu. Ledwo zamknął oczy, jego puls stał się wolniejszy, a oddech bardziej równy. Zasnął bez problemu i nie przeszkadzał mu ani hałas, ani mieszanka zapachów, ani kołysanie. To ostatnie okazało się jednak ważne, ponieważ w pewnym momencie sprawiło, że głowa chłopaka w jakiś sposób znalazła się na ramieniu Theo, na co starszy początkowo zadygotał z zaskoczeniem i może trochę strachem, ale zaraz zrelaksował się poruszony faktem, że mimo wszystkiego co się stało, Dunbar spokojnie przy nim śpi... I to jeszcze w taki sposób, tak blisko. To wydawało się takie naturalne, jakby żadne rozstanie nie miało miejsca i Theo musiał się nieźle wysilić, aby powstrzymać wzruszenie. Sytuacji nie ułatwiały znaczące uśmieszki Rossa i Sarah oraz mało dyskretne spojrzenia Hayden. Na szczęście nie trwało to za długo, ponieważ młodsze chimery szybko skupiły się z powrotem na sobie nawzajem, a Romero zajęła się śpiącą na jej ramieniu Hikari. Raeken również miał czas skoncentrować się wyłącznie na Liamie... A to niestety prowadziło do wielu rozmyślań.
Wiedział, że w obecnej sytuacji oddawanie się wspomnieniom i wyobrażaniu sobie potencjalnego zakończenia całej tej męki z Doktorami nie jest najlepszą opcją, bo utrudni mu skupienie na cały dzień, jednak niewiele mógł poradzić na myśli, które same napływały do jego głowy. Nie było wśród nich zupełnie nic nowego, jednak może to nawet gorzej... Roztrząsanie tego samego wątku po raz setny też nie było szczególnie przyjemne ani mądre, dlatego Theo ucieszył się, kiedy łaskawie zatrzymali się na skorzystanie z toalety. Fakt, że musiał obudzić śpiącego słodko Liama nie napawał go radością, ale po pierwsze musiał do łazienki, a po drugie potrzebował odciąć się od rozmyślań, a Dunbar opierający głowę na jego ramieniu mu w tym nie pomagał. Dlatego właśnie niechętnie szturchnął chłopaka dość mocno, aby go obudzić (co znaczyło po prostu "mocno", ponieważ Liam miał naprawdę kamienny sen). Gdy młodszy otworzył oczy, jeszcze przez chwilę zdawał się nie ogarniać, co się dzieje, ale kiedy dotarło do niego, w jakiej pozycji się znajduje, natychmiast się rozbudził, odsuwając się od Theo na bezpieczną odległość z nieprzyzwoitą prędkością. Starszy poczuł ukłucie żalu, zwłaszcza gdy zdołał wyczuć ze strony młodszego niepokój. Liam nie powinien się niczego obawiać, gdy się przy nim budzi. A już zwłaszcza nie jego samego... Jednak żeby tak było, najpierw musiał zakończyć swoją misję, więc nie mógł teraz poddawać się emocjom. Należało je zepchnąć na dalszy plan, co też uczynił. Udając, że nie dostrzegł reakcji Dunbara, poinformował neutralnym tonem.
– Jest postój, muszę do łazienki.
Zauważył, że Liam natychmiast się uspokoił, dowiadując się, że Theo miał wyraźny powód, aby go strącić ze swojego ramienia. To oznaczało, że może wcale nie zirytował go fakt, że młodszy opierał się na nim przez sen i że być może się za to nie obrazi... Dunbar wiedział, że łatwo jest teraz zdenerwować starszego, a nie chciał go odstraszyć na samym początku. To by uczyniło tę wycieczkę bardzo niezręczną.
Po postoju wyglądało jednak na to, że nic złego się nie stało. Napięcie między chłopakami nie było większe, niż pierwotnie, a mimo to Liam bardzo starał się pilnować, aby znowu przypadkiem nie zasnąć. Okazało się to jednak dość trudne, kiedy nie miał nic szczególnego do roboty. Znudziło mu się przeglądanie telefonu, z resztą musiał oszczędzać baterię na resztę podróży. Nie zabrał żadnej książki wiedząc, że zmęczony i tak nie skupi się na czytaniu. Miał przy sobie parę gier, które zamierzał wykorzystać wieczorem, gdy zatrzymają się w hotelu i będą chcieli jakoś się rozerwać, ale w tych warunkach nie miał jak i z kim grać. Trudno więc się dziwić, że walka ze zmęczeniem była ciężka i chłopak czuł, że jeśli zaraz się czymś nie zajmie, to zwariuje, dlatego widząc, że Theo nie wygląda, jakby zamierzał się zdrzemnąć, postanowił zagaić wspomnianą wcześniej rozmowę.
– Nudzi mi się – wypalił, zaraz potem załamując się swoją własną głupotą. To nie był najlepszy sposób na rozpoczęcie rozmowy... Raeken widocznie też tak sądził, bo w pierwszej chwili spojrzał na młodszego z uniesionymi brwiami i pytającym wyrazem twarzy. Zaraz potem jednak przewrócił oczami.
– Dlaczego mnie to nie dziwi? – odparł z westchnieniem, na co Liam nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Chcesz w coś zagrać? – zapytał niepewnie, ale już z mniejszym strachem, niż poprzednio. Theo wydawał się całkiem chętny do interakcji, jak na swoje możliwości, a to zdecydowanie ośmielało Dunbara.
Starszy w pierwszym odruchu zmarszczył brwi, ale nie zastanawiał się za długo nad odpowiedzią.
– Zależy w co.
Liam mentalnie przybił sobie piątkę i z trudem powstrzymał się przed uśmiechaniem się jak szaleniec. Udało się... Teraz już pójdzie z górki.
– Zgadnij o czym myślę – odparł, nie mając kompletnie pomysłu, czym innym mogiby się zająć. W swojej głowie nie przewidział, że uda mu się zajść tak daleko i nakłonić Raekena do współpracy.
Theo przewrócił oczami.
– To jest naprawdę szczyt twoich możliwości? – zapytał nieco drwiącym tonem. Liam prychnął.
– Spałem cztery godziny, nie oczekuj ode mnie kreatywności.
– Sześć – poprawił natychmiast starszy, ale Dunbar nie do końca zrozumiał, o co chodzi.
– Co?
– Spałeś sześć godzin – wyjaśnił Theo – Cztery w domu, dwie w drodze. No, prawie, może półtorej.
Liam uniósł brwi i nieco się spiął. To by znaczyło, że kleił się do Raekena przez tak długi czas? Nie żeby normalnie robiło mu to problem, ale w obecnej sytuacji wydawało mu się, że może to być dla starszego niekomfortowe, skoro czasami nie może nawet bezpiecznie rozmawiać z młodszym. Wyglądało jednak na to, że sprawa niespecjalnie go poruszyła. Dunbar nie miał pojęcia, że istnieje prosty powód jego spokoju – tutaj Doktorzy nie mogli go obserwować. Z resztą nawet gdyby jakimś cudem byli w stanie to robić, nie mieli mu nic do zarzucenia. To Liam zasnął z głową na jego ramieniu, a Theo po prostu mu na to pozwolił. Nie złamał żadnego zakazu.
Granie z młodszym w gry na zabicie nudy również nie było zabronione, dlatego widząc, że Dunbar chyba poczuł się niezręcznie, zaczął zadawać pytania rozpoczynając zabawę, aby odciągnąć go od myśli, czegokolwiek one dotyczyły.
– Czy to coś żywego?
Liam potrzebował dobrej chwili, aby zrozumieć, że starszy odnosi się do gry, którą zasugerował. Problem w tym, że nawet nie miał wymyślonego hasła, które Theo powinien zgadnąć, więc musiał wykombinować coś na szybko. Najprostsze rozwiązanie samo wpadło mu do głowy.
– Tak.
– Jakiś człowiek?
– Nie.
– Zwierzę?
– Tak.
Banalna zabawa. Najłatwiejsza, w jaką można się bawić na zabicie nudy w niewygodnym autobusie, ale sprawiała im tyle frajdy, jakby mogła być co najmniej ich największym hobby. Chociaż pewnie nie chodziło o samą grę, ale o okazję do rozmowy, nawet tak prostej jak zadawanie pytań i udzielanie odpowiedzi "tak" i "nie" oraz wyśmiewanie swoich haseł ("Wilk? Naprawdę Liam, ze wszystkich dostępnych ci zwierząt musiałeś wybrać akurat wilka?"). Nie wiedzieli przecież, kiedy znowu będą mieli okazję zachowywać się, jakby wszystko było prawie normalnie. Theo miał nadzieję, że jak najszybciej, ale nie mógł tego zasugerować Dunbarowi. Jeszcze nie. Jeżeli miało się udać, musiał poczekać i nie pozwolić sobie na żadne rozproszenie. Dlatego teraz wolał skupić się stuprocentowo na grze, która jemu również pozwalała nie myśleć za dużo.
Przez ponad godzinę chłopcy zajmowali się wyłącznie wspólnymi grami – na początku wyłącznie słownymi, a kiedy im się znudziło, Liam wyciągnął karty, mimo że autobus nie był najwygodniejszym miejscem, aby z nich korzystać. Nie obchodziło ich to, a jeśli nawet w środku rozgrywki karty rozsypały im się przy gwałtownym hamowaniu, to był tylko powód wybuchu śmiechu Theo. Na tę reakcję Dunbar nie mógł odpowiedzieć inaczej, jak tylko w ten sam sposób. Zdawał sobie sprawę, że pewnie wyglądają jak idioci śmiejąc się z rozsypanych kart, ale nie obchodziło go to zupełnie. Nie zamierzał w takim momencie przejmować się dziwnymi spojrzeniami. Nie teraz, kiedy między nim a Raekenem choć na chwilę zaczęło się układać.
Oboje byli tak zajęci, że ledwo rejestrowali świat wokół siebie, włącznie ze swoimi przyjaciółmi, o których już właściwie zdążyli zapomnieć. Ci również przestali już zwracać uwagę na wpatrzonych w siebie chłopaków i zaczęli zajmować się własnymi sprawami. Początkowo Hayden trzymała się tylko z Hikari, a Sarah z Rossem, jednak w pewnym momencie podróży w jakiś nikomu nieznany sposób cała czwórka zaczęła ze sobą rozmawiać, najpierw komentując zachowanie Theo i Liama, a potem przechodząc na zupełnie randomowe tematy. Po około pół godziny byli już zajęci graniem w chińczyka na telefonach, z braku możliwości rozłożenia planszy. W dalszym ciągu dyskutowali, docinając sobie wzajemnie i komentując grę, wykorzystując fakt, że wszyscy mają nadprzyrodzony słuch i nie muszą się przekrzykiwać z bandą nastolatków w autobusie. Hayden w pewnym momencie pomyślała, że kiedy Raeken już odnajdzie lek na truciznę, będzie musiał przedstawić dwie chimery Scottowi... W końcu nikt nie będzie miał nic przeciwko powiększeniu rodziny.
Ich sielanka została jednak przerwana w momencie, kiedy byli o jakąś godzinę jazdy od celu. Autobus odmówił posłuszeństwa... Zdecydowanie nie rokowało to najlepiej na dalszy przebieg wycieczki, ale to nie był największy problem. O wiele bardziej kłopotliwy okazał się fakt, że właściwie stanęli pośrodku niczego. W pobliżu nie dostrzegali żadnego miasta, ani nic takiego, zasięgu prawie nie było, jedynie drzewa i droga jak okiem sięgnąć. Na całe szczęście było dopiero wczesne popołudnie, więc mieli dużo czasu, zanim zrobi się ciemno, jednak nie zmieniało to faktu, że rezerwacja w muzeum pewnie przepadnie. Patrząc na to, że nie dało się za wiele zrobić, Theo uznał, że to będzie cud jeśli uda im się w ogóle dotrzeć na wieczór do hotelu. Jeszcze tego brakowało, żeby musieli spać w autokarze... Poza tym Raeken naprawdę prędzej czy później musiał dostać się w pobliże muzeum. Wciąż miał tam robotę do wykonania...
Na ten moment jednak wszyscy byli w kropce. Organizatorzy bezskutecznie próbowali złapać zasięg, jednak kiedy to się nie powiodło, postanowili zatrzymać jakiś samochód i poprosić o pomoc. Jak na złość ruch na tej drodze nie był duży, a jeśli już ktoś przejeżdżał, to na ich widok jeszcze przyśpieszał, nie chcąc widocznie wplątywać się w jakieś pomaganie. W takim wypadku studenci nie mieli do roboty nic innego, jak tylko kręcić się wokół autokaru, spacerować w tę i z powrotem, czy siadać na trawie w pobliżu i dzielić się prowiantem. Trzeba było sobie jakoś radzić... Raeken też tak uważał, dlatego przede wszystkim usiłował wyciągnąć Liama do wspólnych przechadzek i pogawędek, usiłując odwrócić jego uwagę. Wiedział, że Dunbar musi być wściekły przez taki rozwój sytuacji, w końcu zwiedzenie muzeum było jego marzeniem, a nie chciał ryzykować, że młodszy utraci kontrolę w takich warunkach, dlatego rozpraszał go w miarę możliwości. I widocznie szło mu bardzo dobrze, bo po pewnym czasie Liam sam zawołał do nich pozostałą czwórkę ich znajomych i zasugerował wspólną grę w Uno, skoro i tak nie mają nic lepszego do roboty. Nadal był zły, ale obecność i troska Theo działały na tyle kojąco, aby powstrzymać go przed utratą panowania nad sobą. W tym celu musiał jednak ciągle się rozpraszać, a gra była najlepszym dostępnym sposobem. Z resztą... Naprawdę mu się w tej głuszy nudziło.
To było tylko odrobinę niezręczne. Tylko troszkę... Przede wszystkim dla Hayden i Theo, którzy co jakiś czas rzucali sobie znaczące spojrzenia. Oboje wiedzieli więcej, znali wzajemnie swoje położenie i mieli pełny obraz sytuacji. Zwłaszcza Romero zdawała się czuć niekomfortowo i mało się odzywała, ale chłopak doskonale rozumiał, że po prostu nie chce przypadkiem wyjawić jego sekretu i był jej niezmiernie wdzięczny za dyskrecję. Liamowi co prawda nieszczególnie podobało się milczenie przyjaciółki, ale wspaniałomyślnie postanowił to zignorować. W tej sytuacji nie potrzebowali kłócić się o głupoty.
Dzięki graniu, czas do wstępnego rozwiązania sytuacji minął im nieco szybciej. Nadal byli ekstremalnie znudzeni, podenerwowani i psychicznie wykończeni, ale przynajmniej udało im się rozegrać kilka dobrych rundek, zanim organizatorzy w końcu załatwili transport zastępczy do najbliższego motelu. Tam mieli spędzić resztę popołudnia i noc, a rano powinni dostać inny pojazd, którym mieli się dostać do muzeum, w którym na szczęście udało się przenieść rezerwację, choć nie obyło się bez kręcenia nosem. W ostatecznym rozrachunku nie wyszło to jakoś bardzo źle... Gdy dojechali do motelu Liam nawet nie miał powodu, aby się wściekać. A jednak właśnie to się zdarzyło gdy tylko przekroczył próg.
Nie stracił kontroli, nie rzucił się na nikogo, jego oczy nie zmieniły koloru... Nie był po prostu wściekły. Był przestraszony, a jego organizm zaczął szykować się do obrony, stąd wrażenie utraty panowania i nadchodzącej przemiany. Miałoby to oczywiście sens, gdyby było czego się bać, ale przecież to był tylko zwykły motel... Kątem oka zauważył jednak, że nie tylko na niego to miejsce oddziaływało negatywnie. Wszyscy jego przyjaciele o nadprzyrodzonych mocach wydawali się jacyś spięci.
Spojrzał jeszcze raz na napis nad recepcją. Ta nazwa coś mu mówiła... Nie do końca potrafił ją sobie skojarzyć z konkretnym wydarzeniem, czasem, czy osobą, ale wiedział, że kiedyś ją słyszał. Dziwne... Zwykle nie doświadczał tego typu luk w pamięci, a teraz wydawało mu się, jakby ktoś wyciął kawałek z jego wspomnień i wyrzucił. Coś tu ewidentnie nie było normalne...
Nawet, kiedy rozpakowywał się w swoim pokoju, dzielonym oczywiście z Theo i niestety również Rossem, słysząc plotkowanie Sarah, Hayden i Hikari za ścianą, nazwa Motel California obijała się o jego czaszkę, nie mogąc znaleźć sobie miejsca...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top