32. Tylko ty i ja

Nikt, kto widział Liama choć przez chwilę w wieczór sylwestrowy nie dziwił się ani trochę, że chłopak przez kolejne dni był jak tykająca bomba. Cały spokój, jaki trzymał go przez ostatni miesiąc od czasu wypadku zdawał się wyparować, zastąpiony przez smutek, ból, rezygnację i, co nikogo nie zaskakiwało, złość na wszystko i wszystkich. I mimo że zarówno rodzice, jak i przyjaciele wielokrotnie starali się z nim porozmawiać, chłopak albo uparcie milczał, albo zbywał ich szorstkimi tekstami. W ten sposób wyjechał z powrotem do Davis skłócony z połową swoich bliskich. Z domu wyszedł trzaskając drzwiami, nie pożegnał się z Masonem po tym, jak poprzednio wieczoru wyrzucił go z pokoju i cały czas miał w głowie sprzeczkę ze Scottem, do której doszło między nimi w poranek po imprezie. Na całe szczęście z Hayden i Hikari jeszcze nie zdążył się pokłócić, bo to z nimi miał spędzić całą drogę. Druga sprawa, że dziewczyny doskonale widziały, w jakim stanie chłopak się znajduje i nie męczyły go rozmowami, dyskutując raczej między sobą. Tylko dlatego Dunbar nie uszkodził ich podczas długiej jazdy, bo musiał przyznać, że trudno mu było utrzymać nad sobą kontrolę. Coraz trudniej...

W jakiś sposób liczył, że trochę odpoczynku mu pomoże i że rano będzie w stanie przynajmniej pójść na zajęcia bez dziczenia, ale kiedy zaśnięcie w nocy okazało się podejrzanie trudne, nie mógł się dłużej łudzić. Kolejny dzień będzie ciężki...

Jak przystało na niewyspanego wilkołaka, Liam od rana był nieznośny, co jak zwykle musiała wytrzymywać Hayden. Trzeba było jej przyznać, że zachowała wręcz anielską cierpliwość, starając się nie podnosić głosu ani nie być szczególnie uszczypliwa. Wiedziała, że to tylko rozjuszy jej przyjaciela, ale kiedy po raz dziesiąty tego poranka zaczął mieć pretensje o coś, co kompletnie nie było jej winą poczuła, że jest na skraju wytrzymałości. Dotrwanie do zajęć kosztowało ją resztki samokontroli, podczas gdy Liam zdawał się zrzucać na nią winę za wszystkie niepowodzenia tego świata, z którymi nie miała nic wspólnego – korki na drodze, komunikacja miejska (jakby to nie on rozwalił jedyny dostępny im samochód), brak sera w lodówce, chłód... Dziewczyna miała serdecznie dość i po raz pierwszy od dawna naprawdę cieszyła się, kiedy mogła oddzielić się od Dunbara i pójść na zajęcia. W jakiś sposób liczyła, że do przerwy chłopak zdąży trochę ochłonąć, ale gdy tylko zobaczyła go na świetlicy zrozumiała, że wyraźnie się przeliczyła. Chłopak siedział co prawda na jednej z puf, które zwykle razem zajmowali, ale nawet nie raczył spojrzeć na Hayden i Hikari, gdy te zajęły miejsca obok niego, dając im w ten sposób do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać. Nie miały z tym problemu, wręcz przeciwnie. Rozmowa ze wściekłym Liamem, który niezupełnie wiedział, co mówi była ostatnim, na co miały ochotę. Dlatego zaczęły dyskutować między sobą, dając chłopakowi możliwość dołączenia kiedy tylko będzie chciał, równocześnie nie zmuszając go do niczego. Były właściwie przekonane, że uwaga Dunbara skupi się w tej chwili na Theo, który samą swoją obecnością potrafił go uspokoić, jednak ku ich zdziwieniu tak się nie stało. Ich przyjaciel zdawał się wręcz unikać Raekena wzrokiem, aby tylko nie mieć z nim nic do czynienia. Posunął się nawet dalej i kiedy Theo w końcu nie wytrzymał i zapytał, o co mu chodzi, Liam chamsko udawał, że go nie słyszy, choć wszyscy wiedzieli, że jego nadnaturalny słuch był w tej kwestii niezawodny, zwłaszcza że chłopak był szczególnie wyczulony na głos starszego. Trudno było się dziwić, że Raeken zdawał się wstrząśnięty, ale przede wszystkim zmartwiony tą reakcją do tego stopnia, że aż Hayden zrobiło się go żal. Nie mogła jednak nic mu wyjaśnić, w obecności Liama, dlatego jedynie złapała kontakt wzrokowy ze starszym i wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie potrafi mu wytłumaczyć zachowania swojego przyjaciela.

Theo miał w głowie mętlik. Tego poranka wstał szczęśliwy jak chyba nigdy, gotów na zupełnie wszystko. Tak mu się przynajmniej wydawało... W końcu dziś miał po raz pierwszy po długiej przerwie zobaczyć Liama, a to dodawało mu tyle siły, że aż Ross i Sarah zastanawiali się, czy nikt go przypadkiem nie podmienił. Już od Sylwestra zauważyli w nim zmianę związaną wówczas głównie z przełomem odnośnie znalezienia leku dla Dunbara, jednak nie była ona aż tak krzykliwa jak teraz. Raeken zdawał się wprost emanować pozytywnymi emocjami, a to było niespotykane w jego przypadku. Na zajęcia szedł w podejrzanie wręcz dobrym nastroju, nie okazując w ogóle niezadowolenia z faktu, że musi znów wcześnie wstać i że ponownie zaczyna się okres nauki, a egzaminy zbliżają się wielkimi krokami. Zupełnie o tym nie myślał. Teraz inne rzeczy miały znaczenie... Należało do nich głównie spotkanie Liama, a w późniejszym terminie również znalezienie leku. Trudno więc się dziwić, że Theo praktycznie nie mógł doczekać się przerwy, mając nadzieję, że uda mu się spędzić ją miło na zamienieniu chociaż paru słów z Dunbarem, za czym tak bardzo tęsknił przez ostatnie dni. Zaraz po wejściu na świetlicę zorientował się jednak, że nie będzie mu to dane i jego nastrój pogorszył się znacznie w jednej chwili.

Już od pierwszego spojrzenia wiedział, że z Liamem jest coś nie tak. Chłopak siedział sam na swoim zwyczajowym miejscu i zdawać by się mogło, że czeka na Hayden i Hikari, jednak wystarczyło parę sekund, aby zorientować się, że nie do końca tak jest. Przede wszystkim Dunbar się nie rozglądał, nie wypatrywał ani dziewczyn, ani nawet Theo, co już było szczególnie niespotykane w jego wypadku. Co więcej, mimo że musiał czuć świdrujący go wzrok Raekena, nie raczył nawet na niego spojrzeć. A potem było jeszcze dziwniej, bo kiedy jego przyjaciółki usiadły przy nim, nie dołączył do ich rozmów, a jedynie spoglądał na nie spod byka. Mimo że dziewczyny nie wyglądały na zaskoczone, to zaniepokojone już na pewno były. Trudno się z resztą dziwić – takie zachowanie Liama nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. Wiedział o tym i dlatego właśnie postanowił interweniować. Wiedząc, że Dunbar na pewno go usłyszy, odezwał się ściszonym głosem.

– Halo, nagle stałem się niewidzialny, czy się o coś obraziłeś? Obstawiam to drugie, bo cuchnie od ciebie wściekłością tak bardzo, że nie mogę wytrzymać. O co ci chodzi? 

Spodziewał się naprawdę mnóstwa reakcji – od tej najbardziej pozytywnej, zakładającej, że Liam natychmiast nieco się uspokoi słysząc głos swojej kotwicy, po tą mniej przyjemną, oznaczającą, że na niego zawarczy i będzie gotów się bić, ale nic nie przygotowało go na to, co się faktycznie stało. Bo Dunbar uparcie milczał... Mało tego, nie zareagował również w żaden inny sposób. Nie okazał żadnej emocji, nie przewrócił oczami, nie spojrzał nawet w stronę Theo. Po prostu... Udawał, że nie słyszy. A Raeken szybko zrozumiał, że nie tylko on jest zaskoczony jego zachowaniem, ponieważ kiedy przeniósł wzrok na Hayden, ona również wydawała się być w szoku. Nawet, jeśli zachowanie Liama nie było jej obce, to nie przypuszczała, że dojdzie do takiej sytuacji. Theo zawsze w jakiś sposób – czy to pozytywny, czy to negatywny – działał na Dunbara. Chłopak nie potrafił mu się oprzeć i sama obecność starszego wystarczyła, aby sprowokować go do jakiegoś działania – czy to do wzięcia głębokiego oddechu i uspokojenia się, czy do rozpętania bójki. Nigdy jednak nie zdarzyło się, że Liam rozmyślnie był w stanie go zignorować. Aż do teraz... A Theo nie miał bladego pojęcia, co się stało, podobnie z resztą Romero, która jednak po dłuższej chwili zaczęła łączyć wątki i się domyślać. Przypomniała sobie bowiem ich rozmowę z nocy sylwestrowej, kiedy to Liam powiedział jej o swoim poczuciu winy związanym z faktem, że nadal nie ma pojęcia, co grozi starszemu i że on się bawi na przyjęciu stada, a Theo cierpi. Po krótkim namyśle dotarło do niej, że od tego momentu Dunbar zaczął mieć większe problemy z kontrolą. Nietrudno było się zorientować, że ta myśl zakorzeniła się w jego umyśle do takiego stopnia, że nie dawała mu normalnie funkcjonować. Hayden nie mogła jednak w tej chwili wyjaśnić tego Raekenowi, dlatego w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie jedynie wzruszyła ramionami. Miała szczęście, że Liam jej również unikał wzrokiem, bo coś czuła, że mógłby się do tego przyczepić.

Trudno się dziwić, że po tej przerwie zarówno główni zainteresowani, jak i ich przyjaciele mieli zdecydowanie gorszy humor. Hayden i Hikari były na granicy wytrzymałości i bały się o Liama, który w takim stanie był wprost nieobliczalny i mógł zrobić coś, czego będzie później żałował, natomiast Ross i Sarah wyraźnie odczuli, że cudowny nastrój Theo prysł jak bańka mydlana, przez co oni sami również poczuli się zdecydowanie gorzej. Coś przeczuwali, że kłopoty z Dunbarem i udział ich przyjaciela w tej sytuacji nie skończą się tutaj. Jak się okazało po zajęciach, mieli rację...

Ledwo Raeken zdążył wyjść na parking razem z Sarah, która akurat kończyła zajęcia o tej samej porze, zauważył scenę, która bardzo mu się nie spodobała. Hayden stała na środku chodnika i rozglądała się uważnie z niepokojem wypisanym na twarzy, jakby czegoś szukała. Albo kogoś... Theo nie potrzebował się długo zastanawiać, aby zrozumieć, że dziewczyna próbuje znaleźć Dunbara. A kiedy ich spojrzenia się spotkały i dostrzegł desperację na twarzy Romero, był już pewien, że sytuacja jest poważna. Nie pozostało mu nic innego, jak podjąć kolejne ryzyko...

– Co jest? – zapytał cicho, w taki sposób, że były go w stanie usłyszeć tylko istoty nadprzyrodzone. Hayden nie wahała się ani chwili przed odpowiedzią, jakby tylko czekała, aż Theo zada to pytanie.

– Nie mogę go znaleźć – wyjaśniła – Czuję jego złość, ale jest jakby... Wszędzie. Musi być tu, ale nie wiem gdzie dokładnie, zapach jest za silny... Z resztą nie wiem, czy byłoby dobrze, gdybym go teraz znalazła...

Raeken od razu zrozumiał. Gdy dziewczyna o tym wspomniała, faktycznie poczuł niosący się w powietrzu zapach gniewu tak silnego, jakiego bardzo dawno nie czuł. Liam musiał stracić kontrolę do końca i faktycznie lepiej by było, aby Romero się teraz do niego nie zbliżała... Choć z drugiej strony ona miała większą szansę wyjść z tego cało, niż inny przeciętny student czy wykładowca. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie potrafiła uspokoić Dunbara. Nikt nie potrafił. Poza Theo...

Westchnął niezadowolony z takiego obrotu sprawy, ale podjął już decyzję.

– Poszukam z tobą – zapewnił, a następnie zwrócił się do Sarah – Jedź do mieszkania, wrócę pieszo.

Nie dał dziewczynie szansy na odpowiedź, oddalając się szybko i skupiając się na zapachu Liama, starając się wyczuć coś więcej, niż złość, co doprowadzi go do młodszego. Mimo że jego węch był szczególnie wyczulony na Dunbara, nie było to łatwe zadanie. Woń gniewu była tak silna, że zakrywała każdą inną i Theo naprawdę musiał szukać na chybił–trafił, podobnie jak Hayden. Jak się szybko okazało, to Romero miała w tej zabawie więcej szczęścia.

Raeken usłyszał ją dopiero, gdy nieco podniosła głos – nie krzyczała, ale też nie szeptała. Starała się brzmieć pewnie i zdecydowanie, jednak nieszczególnie jej to wychodziło. Wydawała się raczej przestraszona, jej głos drżał, a słowa jasno obrazowały, w jakim stanie zastała Liama.

Uwierz mi, nie chcesz tego robić...

Zdanie to w zamyśle miało być pewnie ostrzeżeniem, ale brzmiało bardziej jak błagalna prośba. A kiedy odpowiedzią okazało się jedynie głośne warknięcie, Theo zrozumiał, że powinien się pośpieszyć. Nie tracąc czasu, ruszył za głosem Romero, która dalej starała się coś mówić, ale Raeken zaczął rozumieć, że jej celem nie jest już uspokojenie Liama, tylko sprowadzenie go na pomoc.

Dotarł na miejsce dokładnie w momencie, w którym Dunbar rzucił się na dziewczynę z wysuniętymi kłami i pazurami. Zdążył złapać go od tyłu i przytrzymać, zanim dał radę poważnie ją uszkodzić, skończyło się tylko na lekkim zadrapaniu. Hayden przez chwilę patrzyła na nich w szoku z wyciągniętymi pazurami, gotowymi do obrony, nie mogąc się zupełnie poruszyć. Liam do tej pory nigdy nie rzucił się bezpośrednio na nią... Owszem, czasami jego bliscy obrywali przez przypadek, gdy zaczynał dziczeć, ale nigdy nie zdarzyło jej się jeszcze, że złość chłopaka była skierowana wprost na nią. To było naprawdę przerażające, nie dlatego, że bała się, że Liam by ją skrzywdził, ale dlatego, że nawet będąc mu bliska mogła stać się czynnikiem powodującym wybuch.

Z odrętwienia wyrwał ją głos Theo, który nadal szarmotał się z Dunbarem, któremu wyraźnie nie podobał się fakt, że coś krępuje jego ruchy.

– Idź stąd, zaczekaj na niego przy głównym wyjściu. Podrzucę ci go, gdy już będzie sobą.

Nie musiał powtarzać dwa razy. Dziewczyna bez wahania wypełniła polecenie, usuwając się z ich pola widzenia, aby się uspokoić, zaleczyć skaleczenie i pozwolić Raekenowi działać. Wiedziała, że zostawia Liama w najlepszych rękach. Nikt inny nie potrafiłby na niego wpłynąć w tym stanie.

Fakt, że Theo był kotwicą Dunbara i potrafił uspokoić go nawet w najgorszych momentach nie oznaczał jednak, że wie jak to zrobić. Zwłaszcza teraz... Kiedy miał Liama na codzień przy sobie, a ich relacja była w jakiś sposób ustabilizowana, znalazł kilka sposobów, które zawsze działały i pomagały młodszemu wrócić do rzeczywistości, ale nie miał pojęcia na ile może sobie pozwolić teraz, kiedy właściwie nie wie, co jest między nimi. W dodatku nadal znajdowali się na tyłach uniwersyteckiego parkingu, w miejscu publicznym, przez co niekoniecznie miał czas się zastanowić, co dalej, skoro zawsze istniało ryzyko, że ktoś pojawi się w okolicy. Dlatego pozostało mu zrobić to, w czym był bardzo dobry przez pierwsze tygodnie swojej znajomości z Liamem – improwizować.

Objął wyrywającego się chłopaka jeszcze mocniej, łapiąc go za nadgarstki, aby ograniczyć mu możliwość szarpania się. Starał się przylgnąć do niego jak najbardziej, pamiętając, że to zawsze działało uspokajająco na młodszego. Kiedy jednak nie zauważył poprawy, musiał pójść o krok dalej i zrobić coś jeszcze. Przysunął twarz do policzka młodszego w taki sposób, że jego oddech musiał łaskotać skórę Liama i zaczął szeptać mu do ucha to, co mu ślina na język przyniosła.

– Jesteś ponad to – zapewnił łagodnie – Ty kontrolujesz przemianę, a nie ona ciebie. Umiesz nad tym panować, naprawdę umiesz, tylko się postaraj. Wracaj tutaj...

Wracaj do mnie...

Zdawać by się mogło, że Liam zrozumiał, co Theo tak naprawdę chciał powiedzieć przez ostatnie zdanie, ponieważ momentalnie zastygł w bezruchu, przestając się wyrywać. Mimo że nadal był w swojej wilczej formie, jego oczy świeciły na żółto, a kły i pazury były wysunięte, zdawał się przynajmniej słyszeć, że ktoś coś do niego mówi. A Raeken wiedział, jak wykorzystać taki obrót sprawy. Pochylił się jeszcze bardziej, w taki sposób, że trącał nosem policzek Dunbara i zaczął mówić dalej, wydając kolejne łagodne polecenia.

– Zamknij oczy. Skup się na moim głosie. Tylko ty i ja, nic więcej tu nie ma... Jest bezpiecznie. Oddychaj głęboko. Potrafisz to zrobić, na pewno potrafisz. Zaraz będzie lepiej.

Jego kciuki łagodnie kreśliły wzorki na nadgarstkach młodszego, które nadal mocno trzymał, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała tuż przy plecach Liama, jego nos trącał jego policzek przy każdym najmniejszym ruchu... I to zdawało się działać. Ponieważ po chwili, która Theo wydała się o wiele za długa, Dunbar zdawał się przypomnieć sobie, jak powinien sobie pomóc.

Pierwszy "normalny", niebędący dzikim, zwierzęcym sapaniem oddech, jaki spróbował wziąć okazał się łapczywy i nierówny, ale dla Raekena stanowił powód do szczerej radości bo oznaczał, że Liam się stara, a to z kolei mówiło wprost, że powoli odzyskuje panowanie nad sobą. A on zamierzał mu to ułatwić tak bardzo, jak to możliwe.

– Tak jest, o to chodzi – zapewnił, starając się dodać młodszemu trochę motywacji do dalszych prób – Jeszcze raz.

Powtarzał mu to dopóki nie zaczął oddychać w miarę normalnie. Później nie tracąc cennego czasu, przekierował jego uwagę na kły i pazury, polecając mu je schować. Zajęło to kilka prób i wymagało od Theo dużo motywujących frazesów i zapewnień, że młodszy nie musi się śpieszyć i że ma dać sobie czas (mimo że nie dysponowali czasem i Liam zdecydowanie powinien się pośpieszyć). W końcu jednak udało mu się nie tylko schować kły i pazury, ale również zmienić kolor oczu z powrotem na niebieski. I Raeken przez chwilę pomyślał, że teraz już może odetchnąć z ulgą, bo najgorsze już za nim, dopóki nie zorientował się, że jeszcze sporo ma do zrobienia. Bo Dunbar co prawda przestał dziczeć i minęło ryzyko, że rzuci się na przypadkowego przechodnia, jednak nadal nie wydawał się powrócić do końca do rzeczywistości. Całe jego ciało dygotało, nogi się pod nim uginały sprawiając, że gdyby nie mocny uścisk Theo, niechybnie by upadł. Raeken zrozumiał, że utrata kontroli zupełnie go wykończyła.

– Musisz być wymęczony – westchnął ze szczerym współczuciem – Usiądziemy, dobrze?

Liczył, że młodszy w jakiś sposób zareaguje, choćby kiwając głową, jednak nic takiego się nie stało. Zdawał się w ogóle nie rozumieć, co Theo do niego powiedział, dlatego starszy jedynie westchnął i powoli usiadł na ziemi, ciągnąc za sobą Liama. Ciało chłopaka bezwiednie podążyło za nim jak szmaciana lalka, nie wykonując żadnego samodzielnego ruchu. A kiedy Raeken puścił młodszego, aby zdjąć plecak, musiał szybko przytrzymać go ponownie, ponieważ Dunbar był tak słaby, że chwiał się nawet siedząc. Jeśli Theo nie chciał, aby wyrżnął głową w kamienny chodnik, musiał położyć go na ziemi. Dopiero wówczas miał okazję zobaczyć oczy Liama i przeraziło go jego spojrzenie – zabłąkane i nieprzytomne. Dunbar zdecydowanie nie odzyskał jeszcze pełni świadomości, jednak nic takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca po przemianie i Raeken poczuł się bardzo zaniepokojony. Mimo to nie zamierzał wpadać w panikę i od razu wziął się do działania. Wyciągnął z plecaka wodę, aby za jej pomocą trochę schłodzić rozpaloną twarz Liama, a następnie zaczął delikatnie poklepywać go po policzku i wołać jego imię, starając się nawiązać z nim kontakt. Po zdecydowanie za długim czasie udało mu się w końcu ocucić młodszego na tyle, aby był w stanie usiąść z jego pomocą i wziąć kilka łyków wody (choć jego dłonie trzęsły się tak bardzo, że Theo musiał mu trzymać butelkę). Nie odezwał się jednak ani słowem, a to niepokoiło Raekena jeszcze bardziej, niż ta chwilowa utrata świadomości. Było jasne, że to był jeden z najsilniejszych ataków, jakich w życiu doświadczył, a coś takiego musiało pozostawić po sobie piętno...

Mimo wszystko Theo starał się być cierpliwy. Nie pośpieszał Liama widząc, że chłopak jeszcze nie jest w stanie mówić, a już na pewno nie z jakimś sensem. Zamiast tego zaczął łagodnie głaskać go po plecach, pamiętając, że to zawsze działało na młodszego kojąco. Drugą ręką przytrzymywał jego ramię, w razie, gdyby znowu miał się zachwiać. Wyglądało jednak na to, że Dunbar coraz bardziej powracał do rzeczywistości. Trzymał się w miarę stabilnie w pionie, na jego twarz wróciły normalne kolory, a oczy przestały przeskakiwać z jednego przypadkowego miejsca w inne, skupiając się na jego splecionych dłoniach, które z całych sił usiłował powstrzymać od drżenia. Raeken nie mógł tego nie zauważyć, jednak przez dobrą chwilę wahał się jeszcze przed reakcją. Ostatecznie jednak nie potrafił się powstrzymać i niepewnie puścił ramię Liama, zamiast tego przykrywając swoją dłonią jego własne. Młodszy chłopak zadrżał na całym ciele, ale nawet nie spojrzał na Theo. Zdawać by się mogło, że na chwilę spiął się jeszcze bardziej, a zapach lęku, poczucia winy i nienawiści (zapewne skierowanej na siebie samego) stał się nieco silniejszy. Choć może to Raeken dopiero teraz był w stanie się na nich skupić. Bardzo, ale to bardzo mu się one nie spodobały i absolutnie nie zamierzał tego tak zostawić.

– O nie, nie ma mowy. Nie możesz się temu poddawać, bo cię przybije do końca – wymamrotał, czując, że młodszy zagłębia się coraz bardziej w negatywnych emocjach. Liczył, że jego słowa zwrócą na niego uwagę młodszego, ale tak się nie stało. Liam nadal uparcie wpatrywał się w swoje splecione dłonie, przykryte teraz dłonią Theo. Starszy jednak nie zamierzał się poddawać. On dopiero zaczynał.

– Liam, spójrz na mnie – polecił łagodnie, ale stanowczo. Jak się spodziewał, nic to nie dało, dlatego pozostało mu załatwić sprawę inaczej. Złapał za podbródek młodszego, zmuszając go, żeby w końcu podniósł głowę. I chociaż Dunbar uciekał od niego wzrokiem, ich spojrzenia spotkały się na chwilę, a to, co Raeken zobaczył przepełniało go bólem.

– Liam – zaczął ponownie, nie wiedząc nawet, co zamierza powiedzieć – Już jest okej... Naprawdę. Już po wszystkim, nic się złego nie stało. Dałeś radę.

Młodszy wyglądał, jakby chciał coś odpowiedzieć, jednak zamiast dźwięku z jego ust wydobył się jedynie histeryczny szloch. Pokręcił głową, zanosząc się łzami, a następnie, ku zaskoczeniu Raekena, dosłownie rzucił mu się w ramiona. Starszy potrzebował chwili, aby uświadomić sobie, że powinien zareagować. Dopiero wtedy objął młodszego i przyciągnął do siebie mocniej, o ile to było jeszcze możliwe, ponieważ Liam sam właściwie się do niego przykleił. Zaciskał palce na jego rękawach, jakby bał się, że starszy zaraz się rozpłynie, albo co gorsza ucieknie... Nic takiego jednak się nie zdarzyło. Theo nie mógłby uciec od czegoś takiego, nawet gdyby chciał. Ponieważ to był pierwszy raz od miesięcy, kiedy naprawdę przytulał Dunbara i ta świadomość była tak przytłaczająca, że odebrała mu nawet zdolność poruszania się. Trudno więc go winić, że dopiero po chwili uświadomił sobie, że dobrze by było uspokoić Liama.

– No już... – wyszeptał, przeczesując łagodnie jego włosy – Wszystko jest dobrze. Już po wszystkim.

Tym razem młodszy był w stanie pomiędzy szlochami wydobyć z siebie głos.

– Hayden... – wyjąkał, a Theo nie potrzebował dużo czasu, aby zrozumieć. Liama przerastało najbardziej to, że niemal rzucił się na swoją przyjaciółkę, jedną z najbliższych mu osób. Na to jednak niewiele mógł poradzić. Wiedział, że Romero nie będzie miała Dunbarowi tego za złe, jednak zdawał sobie też sprawę, że sam Liam będzie się za to biczował za dwóch. I w tej kwestii był praktycznie bezradny... Zawsze był. Poczucie winy było jedną z niewielu emocji młodszego, na które nie miał żadnego wpływu. Zazwyczaj mógł jedynie przy nim być i przypominać, że Liam robi co może, aby być najlepszą wersją siebie, że nikt nie ma mu nic za złe i jeden błąd jeszcze go nie skreśla, jednak teraz nie mógł pomóc mu nawet w ten sposób. Nie mógł być obok... Więc całą robotę pozostawiał Romero.

– Czeka na ciebie – zapewnił młodszego – Nie ma ci nic za złe, na pewno. I pewnie nie chciałaby, żebyś się za to katował.

– Ale... Rzuciłem się na nią... I... – mamrotał młodszy pomiędzy urwanymi szlochami, nie do końca wiedząc, co właściwie chce powiedzieć.

– I przeprosisz ją za to i wszystko będzie dobrze – dokończył Theo – Wystarczy, że porozmawiacie... Ona wie, jak sytuacja wygląda i na pewno nie będzie zła.

Jedyną osobą, która nie wiedziała nadal, że nikt nie złości się na Liama za wybuchy, był sam Dunbar. Jemu trzeba było to w kółko przypominać i dalej nie docierało do końca. Teraz również zdawał się nie pojmować tego faktu, ponieważ nie zareagował w żaden sposób, może jedynie wtulił się w Raekena jeszcze bardziej, jakby chciał się ukryć przed całym światem. Starszy westchnął, pozwalając mu na to jeszcze przez chwilę, zanim ponownie się odezwał.

– Nie powinienem tu z tobą być... – zauważył, ale jego ton jasno dawał do zrozumienia, że chciałby, aby było inaczej. Tym razem jednak Liam zareagował i to dość gwałtownie, ponieważ podniósł w odpowiedzi głowę, aby spojrzeć na starszego ze strachem.

– To niebezpiecznie...? – zapytał, a jego chemosygnały zaczęły zdradzać zmartwienie i niepokój. Theo zrozumiał, że Dunbar boi się o niego i zabolała go ironia tej sytuacji. Bo może faktycznie to było niebezpieczne. Ale nie dla niego...

Uśmiechnął się pokrzepiająco i pokręcił głową.

– Bardziej dla ciebie, niż dla mnie – wyznał zgodnie z prawdą. Paradoksalnie to zdawało się uspokoić młodszego. Własne bezpieczeństwo było dla niego sprawą drugorzędną. Liczyło się, że Theo nic nie grozi.

– Czyli chyba musimy się zbierać... – zauważył mimo to ze smutkiem. Raeken pokiwał głową.

– Chyba – odparł, a następnie niechętnie zmusił się do wstania, pomagając młodszemu się podnieść – Chodź, odprowadzę cię do Hayden.

Na dźwięk imienia dziewczyny, Liam ponownie wyraźnie się spiął, ale nie zaprotestował. Pozwolił starszemu się prowadzić, chociaż z każdym krokiem był coraz bardziej zdenerwowany, a kiedy Romero pojawiła się w jego polu widzenia, sprawiał wrażenie, jakby chciał natychmiast uciec. Jak się po chwili okazało, zupełnie niepotrzebnie, ponieważ gdy tylko Hayden go zobaczyła, podbiegła do chłopaków z troską wymalowaną na twarzy. Wyglądała, jakby chciała rzucić się Liamowi na szyję, jednak w ostatniej chwili powstrzymała się widząc, jak bardzo jest roztrzęsiony. Zamiast tego dała mu chwilę na opanowanie, zanim powoli go przytuliła. Od razu była w stanie odczuć, jak bardzo jest spięty. Dopiero po dłuższej chwili w uścisku zaczął się odrobinę rozluźniać, jednak dziewczyna wiedziała, że będą potrzebowali długiej rozmowy i trochę czasu, aby przestał się obwiniać za całą tę sytuację. Zamierzała oczywiście pomóc mu jak umiała, a zdawała sobie sprawę, że Liam bardzo tego teraz potrzebuje.

Zanim odsunęła się od Dunbara, zdążyła spojrzeć ponad jego ramieniem na Theo, który zamierzał właśnie dyskretnie się oddalić. Nie zatrzymywała go – wiedziała, że nie może. Uśmiechnęła się jedynie z wdzięcznością, a chłopak odpowiedział jej tym samym. Tak bardzo chciał jej teraz powiedzieć, że wszystko idzie w dobrą stronę, że to być może kwestia paru tygodni, zanim uda mu się wyprodukować lek, że już nie może się doczekać domniemanego powrotu do domu, jednak na razie musiał milczeć. Jeśli chciał doprowadzić swoją misję do końca, nie mógł teraz nic zdradzić, dlatego po prostu odwrócił się i odszedł bez słowa, mając nadzieję, że szybko będą w stanie znowu porozmawiać.

Kiedy Liam w końcu się odwrócił, Theo już zniknął mu z pola widzenia...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top