27. Na wszelki wypadek
Do tej pory Doktorzy zazwyczaj nie dawali im zadań w tygodniu. Zostawiali wszystko na weekendy, ponieważ po prostu nie mieli dość zleceń, aby zajmować się tym w inne dni, dlatego wołali chimery do siebie tylko w soboty i niedziele, aby miały cały dzień na pracę. Jeżeli zależało im na czymś pilnym, kazali im stawić się w inny dzień, ale nigdy nie działo się to częściej, niż raz na tydzień. Dlatego właśnie Theo, Sarah i Ross nieźle się zdziwili, kiedy tym razem dostawali jakieś zadanie codziennie. Raczej nie były to szczególnie trudne prace, ale dość czasochłonne, aby zająć im cały wolny czas. Raeken już po dwóch dniach zrozumiał, o co chodzi... Doktorzy starali się szukać im zajęć, aby nie mieli czasu na kombinowanie i musiał przyznać, że całkiem nieźle im to idzie. Gdyby nie wymyślił potencjalnych odtrutek dużo wcześniej, teraz miałby z tym niezły problem...
Nie zdziwił się nawet, kiedy w czwartek po powrocie do mieszkania znów zobaczył na stole kartkę z nakazem stawienia się w kanałach, gdy tylko wszyscy już skończą zajęcia. Westchnął jedynie ciężko, szczerze zmęczony ciągłą pracą, ale dobrze wiedział, że tak teraz będzie wyglądać jego życie. Doktorzy będą chcieli mieć nad nimi kontrolę, przynajmniej przez pewien czas, dopóki nie będą mieli pewności, że chimery nic nie kombinują. A że Theo nie zamierzał przestać kombinować, to nie spodziewał się, żeby szybko miał szansę na odpoczynek. Pozostało mu jedynie zacisnąć zęby, zaakceptować swój los i zabrać się do roboty. Sarah i Ross najwidoczniej podzielali jego zdanie, bo ani razu nie narzekali. Po prostu zrozumieli, że tak musi być. Chodziło im o coś większego... O wolność. To było warte nawet takiego przepracowania.
Zgodnie z poleceniem, stawili się całą trójką w kanałach, aby odebrać zlecenie, które tym razem również okazało się dość proste. Drobna kradzież, nic więcej. Nawet nie musieli specjalnie oddalać się od mieszkania, bo potencjalna ofiara mieszkała nieopodal. Dość szybko uwinęli się z zadaniem, zanieśli zdobycze do kryjówki Doktorów, a potem, widząc, że cała trójka siedzi w kanałach, wykorzystali fakt, że nikt nie będzie ich podsłuchiwał i poszli się przejść i porozmawiać przed powrotem do kontrolowanego mieszkania. Kupili sobie nawet po kawie na wynos, aby jeszcze bardziej móc udawać, że są tylko normalnymi nastolatkami na wieczornym spacerku. Stanęli w spokojnym kącie pod sklepem, dość blisko ludzi, aby nie wyglądać podejrzanie i dość daleko, aby nie zwracać na siebie uwagi i zaczęli po prostu omawiać wszystkie tematy, których nie mogli poruszyć, gdy istniało ryzyko, że zostaną podsłuchani – od postępów dotyczących antidotum (a raczej ich braku, ku wielkiemu niezadowoleniu całej trójki), poprzez zazdrość Raekena o Hikari, aż po sprawy związkowe Rossa i Sarah. Byli tak zaabsorbowani rozmową, że nie zdołali zauważyć, że przyciągnęli uwagę kogoś po drugiej stronie ulicy...
Hayden włóczyła się po okolicy dopiero parę minut, ale wystarczyło jej to, aby odrobinę ochłonąć. Dalej była zła na Liama, ale przynajmniej potrafiła już bardziej trzeźwo myśleć i zmalało ryzyko, że zaraz komuś przywali. Dopiero wówczas poczuła, że jest bardzo zimno, nawet dla wilkołaka, dlatego postanowiła, że skoczy do najbliższego sklepu oferującego kawę z automatu, a potem zdecyduje, co zrobić dalej. Była już prawie przy przejściu dla pieszych, które dzieliło ją od wspomnianego sklepu, kiedy stanęła na chodniku jak wryta zauważając osoby, których kompletnie się tu nie spodziewała.
Pod budynkiem, zbici w zamknietą grupkę, stali Theo i dwójka jego przyjaciół z uczelni. Hayden nie miała pojęcia, że mieszkają w okolicy, bo nigdy wcześniej ich tu nie zauważyła, więc to spotkanie stanowiło spory szok. Szybko jednak odzyskała zdolność trzeźwego myślenia i zauważyła, jak wielką szansę właśnie dał jej los. Miała okazję dowiedzieć się czegoś ważnego... Dlatego, zapominając o kawie, usunęła się trochę na bok i schowała za najbliższym autem, gotowa podsłuchać rozmowę trójki pod sklepem. Wytężyła słuch, próbując zrozumieć, o czym rozmawiają i początkowo stwierdziła, że może wcale nie usłyszeć nic ciekawego. Przez pierwsze parę chwil temat kręcił się głównie wokół dwojga przyjaciół Theo (Sarah i Rossa, jak zdążyła podsłuchać) oraz ich spraw związkowych. Nic, co by ją szczególnie interesowało, zwykłe nastoletnie plotki. Później przeszli na dyskusje o zajęciach, wykładach i zakupach na kolejny dzień, z czego zdołała wywnioskować, że mieszkają razem. Ciekawa informacja, ale nie było to nic, czego by się nie spodziewała. Zaczynało jej się robić naprawdę zimno i już zamierzała się poddać z podsłuchiwaniem i po prostu pójść po kawę, nie zwracając specjalnej uwagi na Raekena, kiedy usłyszała coś, co sprawiło, że zastygła w miejscu.
– Myślicie, że jutro też nie dadzą nam odpocząć? – zapytała Sarah znudzonym tonem, jakby doskonale wiedziała, że odpowiedź będzie brzmiała "nie".
– To bardziej, niż pewne – odparł Theo – Zauważyli, że kombinujemy, więc starają się nas krótko trzymać. Nie chcą nam dawać za dużo czasu na kręcenie.
Hayden wytężyła słuch z zaciekawieniem. W końcu coś zaczęło się dziać... Skoro już potwierdziło się, że mieszkają razem, to musieli również wspólnie siedzieć w tych wszystkich problemach. Nie było się trudno domyślić, że teraz mówią o kimś, kto był ich źródłem... Romero miała nadzieję, że podsuną jej jakieś rozwiązanie, nazwisko, czy chociaż wskazówkę. To by ułatwiło tak wiele...
– A to niedobrze – podsumował Ross – Mniej czasu na szukanie... Wiesz, czego.
Mimo że tutaj byli stosunkowo bezpieczni, chłopak wolał nie ryzykować mówienia wprost o antidotum na truciznę Liama. Theo skinął głową, zgadzając się z nim.
– Dobrze, że mam już opracowane przepisy... Kolejny postaram się wypróbować jutro, o ile nawinie nam się jakaś ofiara do wykorzystania. Zostały mi jeszcze trzy, nie licząc tego. A jak się nie uda... To będziemy się martwić.
Hayden czuła się szczerze zdezorientowana. Nie miała pojęcia, o czym dokładnie rozmawiają, ale czuła, że mogłoby się jej to nie spodobać. Domyślała się jedynie, że chodzi o coś, co Raeken musi wyprodukować w laboratorium, co nie było zaskakujące, zważywszy na kierunek, na którym się uczył.
– Uda się – zapewniła Sarah z całym przekonaniem – Zobaczysz, ani się obejrzysz i będzie bezpieczny. A my się wtedy w końcu uwolnimy. Pójdziemy do twojego stada i powiemy im o wszystkim, a oni nam pomogą...
Romero ledwo nadążała za przebiegiem tej rozmowy, bo z każdą sekundą zdobywała coraz więcej cennych informacji. Wypowiedź dziewczyny właściwie potwierdziła, że Liam był w niebezpieczeństwie, bo o kogo innego Theo by się tak troszczył? Właśnie dlatego nie chciał zwrócić się do nikogo o pomoc... Bał się, że jego niewłaściwy ruch zaszkodzi chłopakowi... Na własną rękę kombinował, jak zapewnić mu bezpieczeństwo. Tylko to nadal nie wyjaśniało, kto za tym wszystkim stoi. Na szczęście i tego miała się wkrótce dowiedzieć...
– Chciałbym – wymamrotał w odpowiedzi Raeken – Ale to może nie być łatwe nawet, jeśli się uda... Stado już raz niby pozbyło się Doktorów, a jednak tu są...
Hayden otworzyła szeroko oczy, gwałtownie nabierając powietrza, przez co zakrztusiła się własną śliną i zaczęła kaszleć. Poczuła się trochę jak idiotka, ale nie to było teraz ważne. Informacja, którą właśnie uzyskała była tak szokująca, że chyba mogła usprawiedliwić jej reakcję. A więc dlatego Theo miał związane ręce... Ponieważ dopadł go przeciwnik, który znał go niemal na wylot. Doktorzy właściwie go stworzyli od podstaw, nauczyli go wszystkiego i całkiem nieźle wyprali mu mózg. Wiedzieli, gdzie uderzyć, aby zabolało najmocniej... I zdecydowanie stanowili poważne zagrożenie, zarówno dla Raekena, jak i dla Liama, którym się w jakiś sposób posłużyli.
Z tego wrażenia Hayden aż musiała oprzeć się o auto i dać sobie chwilę na złapanie oddechu. Była tak roztrzęsiona, że nie zauważyła nawet, że nie jest sama... Dopiero, kiedy usłyszała obok siebie znajomy głos, dotarło do niej, że ktoś stoi dosłownie dwa kroki dalej.
– Co ty tu robisz?
Romero aż podskoczyła słysząc to pytanie, wypowiedziane bardzo ostrym tonem i spojrzała z zaskoczeniem na nikogo innego, jak Theo Raekena, który przyglądał się jej z niezadowoloną miną. Musiał usłyszeć jej atak kaszlu i zorientować się, że jest podsłuchiwany, dlatego tak szybko znalazł się po drugiej stronie ulicy. I dlatego właśnie lustrował ją wzrokiem, czekając na wyjaśnienia i próbując dowiedzieć się, jak dużo słyszała. Już samo spojrzenie w jej przerażone oczy i fakt, że nie mogła wydobyć z siebie głosu przez dłuższą chwilę wystarczyły, aby zorientował się, że dziewczyna wie więcej, niż powinna.
Potrzebowała dobrych paru sekund, aby w ogóle odzyskać zdolność mówienia, ale nawet wtedy trudno jej było złożyć jakiekolwiek logiczne zdanie.
– Ty... Wy... – zaczęła, nie wiedząc właściwie, co chce powiedzieć najpierw – Doktorzy... Czyli to oni cię trzymają?
Theo westchnął ciężko z wyraźnym niezadowoleniem, ale pokiwał głową.
– Nie powinnaś była tego słyszeć – oznajmił sucho.
– Ale słyszałam – odparła Hayden nadal niepewnie, ale przynajmniej odzyskując panowanie nad głosem – I nie wymkniesz się teraz. Muszę wiedzieć więcej... Powiedz mi przynajmniej, co grozi Liamowi i co zamierzasz z tym zrobić.
Theo wyglądał, jakby się wahał, ale po chwili chyba zrozumiał, że teraz nie ma innego wyboru. Musiał powiedzieć dokładnie, co się dzieje, jeśli nie chciał, żeby Hayden przypadkiem zrobiła coś, co mu zaszkodzi. To była delikatna sprawa i należało być precyzyjnym. Podszedł o krok bliżej, rozejrzał się dokładnie, czy nikt (poza stojącymi pod sklepem Rossem i Sarah) ich nie podsłuchuje, a następnie zaczął mówić, zniżając głos do szeptu.
– Otruli go – zaczął bez owijania w bawełnę – Wstrzyknęli mu coś, co może sprawić, że będzie długo umierał w okropnym bólu. Na razie trucizna jest nieaktywna, ale mogą ją aktywować w każdej chwili. Staram się opracować lek, ale idzie średnio.
Romero usiłowała przetrawić tę informację. Była wdzięczna, że opiera się o samochód, bo w innym wypadku pewnie poleciałaby na ziemię z wrażenia. Oczywiście spodziewała się, że Liam jest w niebezpieczeństwie a Theo padł ofiarą szantażu, ale to, czego się spodziewała przekraczało wszelkie granice. Doktorzy powinni być martwi... A tymczasem znowu stanowili dla nich wszystkich poważne zagrożenie.
– Czego od ciebie chcą? – wymamrotała.
– Zemsty – odparł Theo – Na nas wszystkich. Na razie przeciągają strunę, bawią się nami, ale prędzej czy później będą chcieli zaatakować. Muszę zdążyć do tego czasu... Gdy Liam będzie bezpieczny, ucieknę. Całą trójką uciekniemy...
To mówiąc spojrzał znacząco na pozostałe chimery, które udawały, że nie mają pojęcia o rozmowie toczącej się po drugiej stronie ulicy, ale w rzeczywistości słuchały uważnie. Hayden w końcu zrozumiała.
– Oni też są chimerami? – upewniła się, chociaż już wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Theo skinął głową.
– Źle, że się o tym dowiedziałaś – stwierdził – Im mniej osób wie, tym mniejsze ryzyko.
– Ale im więcej stara się coś zrobić, tym większa szansa powodzenia – odbiła piłeczkę dziewczyna – Rozumiem, że nie mogłeś powiedzieć stadu, ale ja mogę...
– Nie – uciął Raeken z czymś przypominającym desperację – Nie możesz nic im powiedzieć. Liam nie może się niczego dowiedzieć właśnie dlatego, że będzie chciał mi pomóc. Zrobi coś głupiego... Narazi się. A Doktorom nie musisz dwa razy powtarzać, są bezwzględni. Jeśli będzie wiedział za dużo, to będą chcieli go... Wyeliminować. Ty też nie jesteś bezpieczna, tak swoją drogą.
Nie musiał jej o tym informować. Doskonale wiedziała, że niebezpiecznie jest zbyt dużo wiedzieć, jednak jedynie wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
– Wiem. Ale umiem o siebie zadbać. I nie mówiłam o Liamie, ale może dobrze by było, gdyby ktoś jednak wiedział? Scott? Albo Lydia? Na pewno pomogłaby w szukaniu antidotum, poszłoby sprawniej. To nie musi być wiele osób, chociaż jedna czy dwie, ale... Daj sobie pomóc.
Theo jedynie uśmiechnął się z politowaniem.
– Wiesz, jak to działa w stadzie, nie muszę ci chyba tłumaczyć – wyjaśnił – Gdy wie jedna osoba, zaraz wie cała reszta. W końcu by to doszło do Liama, nawet przypadkiem. Z resztą skąd pewność, że oni też nie odstawią nic głupiego? Już sam fakt, że ty wiesz jest zagrożeniem.
Hayden nie wiedziała, czy powinna poczuć się urażona, czy załamana, ale szybko zrozumiała, że Theo po prostu nie myśli trzeźwo. Był przerażony i przemęczony, skupiał się tylko na Liamie i jego bezpieczeństwie. Poza tym był przyzwyczajony do rozwiązywania wszystkich swoich problemów samodzielenie i tym bardziej bał się, że jeśli pozwoli innym działać, to coś zepsują. Musiała to zaakceptować... Ale nie zmieniało to faktu, że nie zamierzała ignorować całej sytuacji.
– To co mam zrobić? – zapytała, zdając sobie sprawę, że najlepiej będzie pozwolić Theo zdecydować. Chłopak wyraźnie odetchnął z ulgą, słysząc to pytanie.
– Trzymaj Liama z dala od kłopotów – odparł – Nic nikomu nie mów i sama się nie wtrącaj. Dam radę, znajdę lek, potrzebuję tylko trochę czasu i spokoju. Pilnuj, żebym to miał.
– I tyle? – zapytała ze szczerym zawodem. Miała nadzieję, że uda jej się pomóc bardziej, ale wiedziała, że o ile Theo nie da jej dokładnych wytycznych, nie powinna nic robić. Doktorzy byli trudnym przeciwnikiem, a nieprzemyślane działanie mogło porządnie namieszać. Wszystko zależało od Raekena, a ona powinna jedynie wypełniać prośby, jednak miała szczerą nadzieję, że chłopak poprosi ją o coś więcej, niż trzymanie Liama z dala od kłopotów (co z resztą usiłowała robić z marnym skutkiem od paru miesięcy).
– Nic więcej nie możesz – odparł Raeken niezupełnie szczerze. Może i znalazłby sposób, aby wykorzystać fakt, że Hayden wie o jego położeniu, ale prawda była taka, że nie chciał jej dodatkowo narażać. Już i tak była w niebezpieczeństwie. Gdyby Doktorzy usłyszeli, że o nich wie, pewnie od razu by się jej pozbyli. Theo nie zamierzał narażać nikogo bardziej, niż to konieczne, a doskonale wiedział, że bez jego zgody Romero nic nie zrobi.
Dziewczyna wiedziała, że nie ma sensu się kłócić, dlatego jedynie pokiwała głową, zgadzając się na warunki Raekena. Szybko jednak uświadomiła sobie, że jednak jest sposób, w jaki mogłaby mu choć trochę pomóc bez ryzyka, że coś zepsuje.
–No to chociaż zapisz sobie mój numer – poprosiła – Na wszelki wypadek. Gdyby coś się działo, zawsze będziesz mógł jednak poprosić o pomoc.
Chłopak pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.
– Gdyby to było takie proste, to dzwoniłbym co chwilę – zapewnił – Ale nie mogę. Zniszczyli mój telefon, dali mi inny, który zdążyli przerobić po swojemu. Mogą podsłuchiwać rozmowy i czytać wiadomości. Gdybym do ciebie zadzwonił, to by znaczyło, że praktycznie przegrałem.
– To mam nadzieję, że nigdy tego nie zrobisz – odpowiedziała z lekkim uśmiechem Hayden, nie zamierzając tak łatwo odpuścić – Masz jakąś kartkę, czy coś?
– Nie dasz się przekonać, co? – zapytał Theo z udawaną irytacją, równocześnie wyciągając z kieszeni notatnik i długopis, z którymi praktycznie się nie rozstawał. Wręczył je Hayden, która z zadowoleniem napisała na jednej z kartek swój numer telefonu, aby następnie oddać notes chłopakowi. Wbrew wszystkiemu, co mówił wcześniej, Raeken spojrzał na nią z wdzięcznością w oczach i dziewczyna wiedziała, że postąpiła słusznie.
– Dzięki – wyszeptał, a następnie, zdając sobie sprawę, że już dość długo tu z nią stoi, dodał – Muszę iść, bo jeszcze ściągnę na nas kłopoty. Opiekuj się dla mnie Liamem i uważaj na siebie.
– Ty też uważaj. I powodzenia – odparła Hayden z pokrzepiającym uśmiechem, starając się podnieść Theo na duchu, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. Chłopak jedynie skinął głową i już miał odejść, kiedy Hayden przypomniała sobie jeszcze o czymś. O sprawie, która w tych warunkach wydawała się tak niepoważna, że dziewczyna zdziwiła się, że w ogóle pojawiła się w jej głowie, ale skoro już to się stało, postanowiła wykorzystać okazję.
– Theo... – zawołała za nim, sprawiając, że chłopak odwrócił się z pytającym wyrazem twarzy – Wiem, że to teraz głupio zabrzmi, ale... Nie musisz być zazdrosny. Widzę, jak patrzysz na Hikari i Liama, nawet nie próbuj zaprzeczać. Ale to kompletnie nie ma sensu, bo po pierwsze Liam myśli tylko o tobie, a po drugie, Hikari nawet nie jest zainteresowana chłopakami. Za to ja jestem zainteresowana nią... Więc możesz mieć pewność, że nie oddam jej Liamowi.
Uśmiechnęła się z niepodobnym do niej zawstydzeniem na koniec tej wypowiedzi, jednak zniknęło ono zupełnie, gdy zobaczyła, jak wyraz zaskoczenia znika z twarzy Theo, zastąpiony czystą radością. Ucieszył się jak małe dziecko z tego prostego zapewnienia, że nie musi się martwić, że Dunbar ciągle jest zakochany tylko w nim... I nawet, jeśli nie wiedział, czy do niego wróci, to póki miał jakąś resztkę nadziei, ta świadomość była mu bardzo potrzebna.
– Powodzenia w takim razie – odpowiedział, sprawiając, że Hayden uśmiechnęła się szeroko.
– Na pewno się przyda – odparła, a następnie dodała o wiele ciszej – A ty wracaj do niego szybko...
– Zrobię co tylko będę mógł – obiecał Theo, po czym odwrócił się i odszedł do swoich przyjaciół po drugiej stronie ulicy. Romero wiedziała, że mówił prawdę, ale nie miała pojęcia, jak wiele będzie w stanie zdziałać przeciwko takiej sile, jaką dysponowali Doktorzy. Pozostało jej tylko wierzyć, że Raeken znów wszystkich zadziwi swoimi zdolnościami do przetrwania niemożliwego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top