23. Zestresowany

Liam wiedział, że będzie musiał się grubo tłumaczyć Hayden jeszcze zanim w ogóle otworzył drzwi, dlatego też zwlekał dobrą chwilę z wejściem do kuchni, w której wyczuwał zapach dziewczyny. W końcu jednak zdobył się na odwagę, zdając sobie sprawę, że nie może odwlekać tego momentu w nieskończoność. Otworzył drzwi i niepewnie wszedł do środka, gdzie od razu uderzył go zapach sosu pomidorowego. Romero stała tyłem do niego, skupiona na przyrządzaniu posiłku, dlatego nie zobaczyła jeszcze jego zabandażowanej głowy. Zapach krwi również nie był już zbyt intensywny, dlatego przez woń jedzenia mogła go nie wyczuć. Słyszała jednak przyśpieszone bicie serca Liama oraz wyczuwała jego szalejące, trudne do zidentyfikowania emocje i dzięki temu wiedziała już jedno – coś się musiało wydarzyć.

– Nie wiem, co się stało, ale liczę, że masz ochotę mi powiedzieć i że nie wpadłeś w żadne kłopoty – odezwała się, wciąż zajęta przygotowywaniem jedzenia. Dunbar zaśmiał się z zakłopotaniem.

– Mam cholerną ochotę ci powiedzieć, ale z tymi kłopotami... To muszę cię zawieść.

Dopiero po tych słowach Hayden w końcu się odwróciła z miną wyrażającą faktyczny zawód, a do tego deozrientację, jakby samym spojrzeniem chciała powiedzieć "no dawaj, co odwaliłeś", jednak gdy tylko zobaczyła opatrunek na czole Liama, ogarnęło ją zmartwienie.

– Co ci się stało?! – zapytała prawie krzycząc, ni to ze złością, ni to ze zmartwieniem, podbierając od razu do przyjaciela i przyglądając mu się w poszukiwaniu innych ran. Dunbar uśmiechnął się pokrzepiająco, dając jej znać, że wszystko w porządku.

– Nic mi nie jest, to tylko skaleczenie – zapewnił – To długa historia. I naprawdę dziwna. Lepiej usiądźmy.

Dziewczyna nie protestowała. Usiadła przy stole, zapominając o makaronie i sosie, którymi Liam wspaniałomyślnie się zajął, zaczynając opowiadać swojej przyjaciółce całą historię, od treningu aż do chwili obecnej. Musiał przyznać, że jak na taką opowieść, Hayden słuchała uważnie i bardzo mało mu przerywała, jednak kiedy skończył a ona nadal się nie odzywała, zrozumiał, że wcale nie chodziło tu o kulturę, ani nic takiego. Po prostu nie wiedziała, co powiedzieć.

– No odezwij się... – poprosił w końcu chłopak, kiedy po dłuższej chwili Romero nadal nie powiedziała słowa, wpatrując się pusto w talerz z makaronem, który Liam przed nią postawił. Dziewczyna potrzebowała jednak jeszcze paru sekund na odzyskanie zdolności mowy, zanim w końcu wypełniła prośbę.

– Co jest z tobą nie tak, durniu? – wymamrotała drżącym głosem, z trudem powstrzymując się od płaczu. Z lęku na wieść o wypadku i z ulgi, bo Liam wyszedł z tego cało. Chłopak jednak natychmiast zauważył jej emocje, bo w mgnieniu oka był przy dziewczynie, obejmując ją zdrową ręką.

– Chyba wszystko – odparł – Ale ej, nic mi się nie stało... Tylko mi tu nie płacz. Nie możesz na mnie wzamian pokrzyczeć, czy coś takiego?

Trochę zadziałało, jednak w inny sposób, niż Dunbar podejrzewał, bo Hayden, zamiast podnieść na niego głos, zaśmiała się, ocierając łzy wierzchem dłoni.

– Mam ochotę cię zmieszać z błotem i rozwalić ci twarz za robienie głupot, ale za bardzo się cieszę, że nic ci nie jest, żeby to dziś zrobić – uznała, starając się opanować. Liam odpowiedział uśmiechem.

– I to jest moja Hayden – stwierdził, siadając z powrotem na swoim miejscu i zabierając się za jedzenie – Ale możesz z siebie wyrzucić wszystko, co masz do powiedzenia. Ja chętnie posłucham, bo szczerze mówiąc, to mam mętlik w głowie.

– Ja tak samo... – przyznała Romero – Znaczy w kwestii Theo, bo ty to jesteś po prostu debilem, który lubi narażać życie. Ale z nim jest ciekawiej. Z jednej strony wiemy, że robi wszystko, aby ci pomóc, więc to praktycznie potwierdza, że się oddala, aby cię chronić, a z drugiej... To nadal nie jest nic, czego byśmy nie podejrzewali. Stoimy w miejscu. Jedyne, czego się dowiedzieliśmy, to że cierpi bardziej, niż można było przypuszczać. I że stara się do ciebie jakoś zbliżyć, ale się boi, stąd to dziwne zachowanie.

– I że za cholerę nie da sobie pomóc, nieważne, jak byśmy się starali – dodał Liam – Czyli w sumie nadal nie wiemy, co robić.

Hayden wzruszyła ramionami.

– Czekać – poradziła – Obserwować uważnie i odezwać się do niego, jeżeli będzie nam się wydawało, że to konieczne. I starać się dowiedzieć jak najwięcej, może poszukać śladów innych istot nadprzyrodzonych... Mam kojotołaka na kierunku, gadaliśmy parę razy, mogę o coś podpytać... Wciągniemy w to Hikari, rozejrzy się z nami. Może w ten sposób się uda dowiedzieć, kto za tym wszystkim stoi.

Dunbar wysłuchał uważnie, po czym pokiwał głową, zgadzając się na ten pomysł.

– Tak chyba będzie najlepiej... – uznał, samemu nie mając lepszego planu.

***

Pomysł zaczęli wyrażać z życie już kolejnego dnia. Zdążyli podpytać dopiero trzy inne istoty nadprzyrodzone, które znali z widzenia i z którymi wcześniej rozmawiali, ale nikt nie widział nic podejrzanego. Liama jednak to niepowodzenie wyjątkowo nie bolało, ponieważ coś innego zajęło całą jego uwagę tego dnia.

Podczas przerwy Theo jak zwykle usiadł na swojej kanapie w świetlicy, razem z Rossem i Sarah, których poprzedniego dnia zdążył wprowadzić w całą sytuację. Uwadze Dunbara nie umknęło jednak, że chłopak cały czas na niego spoglądał. Tym razem nie wydawał się jednak ani zimny i obojętny, ani rozbawiony. Wyglądał raczej na zmartwionego i niepewnego, ale Liam zrozumiał, o co tak naprawdę chodzi dopiero, gdy do jego uszu dobiegły słowa, których normalny człowiek w tym rozgardiaszu by nie usłyszał.

Wszystko w porządku?

Jego wzrok natychmiast skierował się na Theo, ponieważ nie miał wątpliwości, że to właśnie on zadał pytanie. Nie mieściło mu się to jednak w głowie, bo przecież chłopak nigdy się do nie odzywał tak po prostu, bez wyraźnej potrzeby. A teraz zrobił to tylko po to, aby upewnić się, że nic mu nie jest po wczorajszym wypadku... Liam poczuł, jak ogarnia go wewnętrzne ciepło, ale równocześnie zrobiło mu się po prostu przykro. Raeken się martwił... Cały czas się o niego troszczył, ale to nie wystarczyło, aby mógł przy nim być. Dopiero teraz zaczął rozumieć, przez co starszy musiał przechodzić.

Widząc troskę w oczach Theo, uśmiechnął się pokrzepiająco i pokiwał głową, zauważając, jak chłopak się rozluźnia. Faktycznie czuł się już dobrze. Rana na czole zagoiła się zupełnie, był w stanie normalnie poruszać ręką, choć czasami jeszcze lekko go bolała, a rano obudził się z bólem głowy, który jednak ustał do czasu popołudniowej przerwy. Wiedział, że do wieczora nie będzie śladu po żadnych urazach i bardzo go to cieszyło, ponieważ tego dnia miał mecz wyjazdowy, i to w dodatku w Berkeley, gdzie studiowali Mason i Corey, którzy obiecali, że pojawią się na rozgrywkach, mimo że Bryant zrezygnował na razie z grania, skupiając się raczej na nauce. Liam doskonale wiedział, że jego drużynę czeka walka z godnym przeciwnikiem... I musiał być w pełni sił, aby im dokopać.

Raeken nie odezwał się słowem przez resztę przerwy, jednak rzadko spuszczał wzrok z Dunbara, jakby upewniając się, że ten faktycznie jest cały. Teraz już nie musiał się kryć... Liam wszystko wiedział, podobnie pewnie jak Hayden i ta cała Hikari, która nadal działała mu na nerwy. W dodatku Sarah i Ross by go zabili, gdyby nie wykorzystał zaistniałej sytuacji, aby zbliżyć się do młodszego w miarę możliwości. Dunbar przecież obiecał, że nie będzie się wtrącał, więc chyba można było pozwolić sobie na te drobne gesty... Oby tylko unikać niechcianych tematów.

Dzięki temu prostemu, zwyczajnemu pytaniu, reszta dnia aż do wyjazdu na mecz minęła Liamowi jakoś tak przyjemniej, niż mógłby przypuszczać, zważywszy na to, że miał na głowie jeszcze dość poważny problem. Nadal nie powiedział nikomu poza Hayden i Hikari o swoim wypadku... A przecież tego wieczora miał się zobaczyć z Masonem, a kolejnego jechać do domu, gdzie będzie musiał wytłumaczyć rodzicom, co się stało z jego autem i najpewniej również opowiedzieć Scottowi całą tę niecodzienną sytuację z Theo i jego niespodziewaną pomocą. Na razie jednak nie zawracał sobie tym głowy. Chyba po prostu wolał się cieszyć, że żyje i że Raeken znów jest do niego pozytywnie nastawiony oraz skupić się na ważnym meczu przed nim. Później przyjdzie czas, aby się martwić... Pewnie nie prześpi przez to nocy, ale na razie ta perspektywa nie wydawała się taka tragiczna.

Zanim się obejrzał, nadeszła planowana godzina wyjazdu do Berkeley. Liam stawił się zwarty i gotowy na miejscu zbiórki i od początku starał się być jak najbardziej pozytywny i miły dla chłopaków z drużyny, aby zadośćuczynić im za swoją gburowatość z poprzedniego dnia. Na szczęście gdy dopiero zaczynał z nimi trenować, lojalnie uprzedził ich o swoich problemach z gniewem, dzięki czemu przyjęli to raczej spokojnie i nie chowali żadnej urazy za nieuprzejme docinki z wczorajszego treningu.

Droga minęła raczej szybko i spokojnie. Dunbar ani się obejrzał i był już na miejscu, witany przez Masona i Coreya oczekujących jego przyjazdu. Ledwo wyszedł z autobusu, został przez nich przyciągnięty do silnego uścisku.

– Stary, mam przez ciebie teraz niezłą zagwozdkę – stwierdził ze śmiechem Hewitt, kiedy w końcu puścił swojego przyjaciela, pozwalając mu oddychać – Nie wiem, komu kibicować. Moja lojalność jest z Berkeley, ale w Davis mam najlepszego kumpla.

– Będziesz się cieszył niezależnie od wyniku. Same plusy – zaśmiał się Dunbar.

– Liam, zbieraj się do szatni, jesteśmy trochę spóźnieni! – zawołał trener, chyba niechętnie przerywając przyjacielskie pogaduszki. Dunbar uwielbiał tego człowieka. Był ostry na boisku, ale bardzo sympatyczny w każdym innym aspekcie życia, a przynajmniej z tego, co chłopak wiedział. Może i nie był taką ikoną jak trener z Beacon Hills, ale Liam nie narzekał.

– Już lecę, trenerze! – odparł, a następnie zwrócił się z powrotem do chłopaków i rozbawionym tonem poprosił – Trzymajcie kciuki za dobry mecz, skoro już nie możecie mi życzyć wygranej.

Mason i Corey uśmiechnęli się, pokazując, że już zaczęli trzymać kciuki.

– Załatwione – uznał Bryant. Liam skinął głową, jednak zaraz potem wyraz jego twarzy zmienił się na poważniejszy, kiedy odezwał się ponownie.

– A po meczu muszę z wami o czymś pogadać.

Po tych słowach ruszył do szatni, zanim chłopcy zdążyli wymyślić odpowiedź. Korzystając z nadprzyrodzonego słuchu, usłyszał jednak, jak Mason mówi do niego doskonale wiedząc, że usłyszy go nawet oddalając się w pośpiechu:

– Nie mogłeś nam tego powiedzieć później? Jak słyszę "musimy pogadać" to od razu mam przed oczami jakieś najgorsze scenariusze, będę się teraz stresował cały mecz.

Liam uśmiechnął się pod nosem, jednak nic nie mógł poradzić na fakt, że rzeczywiście rozmowa nie miała być najłatwiejsza. O ile fakt, że Theo dziwnie się zachowywał nie był niczym niespotykanym ostatnimi czasy, o tyle o wypadku trochę bał się wspomnieć. A może po prostu było mu wstyd... Jak tak teraz o tym myślał, to jedyną osobą, przy której czuł się normalnie na myśl o tym zdarzeniu był Theo, mimo że to on widział wszystko na własne oczy, jednak nie zdziwiło go to szczególnie. W końcu Raeken był jego kotwicą... Widział już jego wszystkie najgorsze wersje, a mimo to dalej patrzył na niego tak samo. Reszta mimo prób nie potrafiła tego zrobić do tej pory...

Zanim się obejrzał, stał już na boisku w otoczeniu swoich kolegów z drużyny. Mimo że byli zwarci i gotowi oraz dawali z siebie naprawdę wszystko, to jednak tym razem nie dali sobie rady z Berkeley, które szczyciło się naprawdę wysokim poziomem nie tylko w nauczaniu, ale i w sporcie. Przegrali co prawda tylko dwoma punktami, czyli naprawdę niewiele, ale wciąż była to przegrana. A mimo to Liam nie czuł się szczególnie wściekły... Owszem, był zawiedziony i niezadowolony, ale nie do tego stopnia, aby zacząć dziczeć, czy warczeć na wszystkich. Po prostu stało się, może uda im się zwyciężyć w rewanżach. Aż sam się sobie dziwił, że potrafi być tak pozytywnie nastawiony, jednak po krótkiej chwili zdołał zrozumieć, co jest powodem jego niecodziennego spokoju. W końcu wczoraj miał kontakt ze swoją kotwicą... Po tym wszystko wydawało się łatwiejsze.

Po rozgrywce mieli chwilę na zjedzenie posiłku przygotowanego dla gości na stołówce uniwersyteckiej. Tam właśnie Dunbar spotkał się z Masonem i Coreyem, z którymi usiadł przy oddzielnym stoliku, chcąc porozmawiać na osobności. Wiedział, że mecz będzie mógł obgadać z chłopakami w autobusie, natomiast jego wczorajszy wypadek i reakcję Theo dobrze było omówić z przyjaciółmi na żywo i bez obecności reszty stada, na co miał szansę właściwie tylko teraz.

– No to słucham – odezwał się Mason, przechodząc do rzeczy, gdy tylko Liam usiadł obok niego przy stole. Nie kłopotał się z braniem dla siebie jedzenia, wiedząc, że przez tę rozmowę nie będzie w stanie nic przełknąć – Co takiego ważnego masz nam do powiedzenia, że musiałeś mnie zestresować na cały mecz?

– Stresować to ty się dopiero zaczniesz – wymamrotał pod nosem Dunbar, usiłując zebrać się, żeby powiedzieć przyjacielowi, co mu się przytrafiło. Hewitt niestety usłyszał jego słowa, bo otworzył szeroko oczy w wyrazie prawdziwego niepokoju.

– Liam... Błagam, powiedz mi, że nie zrobiłeś nic bardzo głupiego.

Brzmiał jakby miał szczerą nadzieję, że jego przyjaciel za chwilę pokręci głową i ze śmiechem stwierdzi, że chodzi o coś zupełnie innego. Chłopaka autentycznie bolał fakt, że musiał zrobić coś przeciwnego.

– Obawiam się, że możesz się zawieść... – wymamrotał, od razu czując się winny. Wiedział, że informacja o wypadku zmartwi Masona i Coreya, ale wolał powiedzieć im teraz, niż ogłosić swoją głupotę na spotkaniu stada. Oprócz nich zamierzał powiedzieć jeszcze tylko Scottowi i rodzicom, ponieważ nie sądził, żeby to było coś wartego większej dyskusji z całą watahą.

Mason westchnął ciężko, spoglądając na swojego chłopaka, jakby w poszukiwaniu wsparcia.

– No to słuchamy – odezwał się Corey, nie zamierzając przedłużać niezręcznej ciszy i oczekiwania, za co pozostali byli mu niezmiernie wdzięczni. Liam wziął głęboki oddech, zanim powoli zaczął opowiadać, ważąc każde słowo.

– Wczoraj były urodziny Theo... – rozpoczął i już po tych słowach pozostali chłopcy wiedzieli, że to nie będzie lekka historia. Nie spodziewali się jednak zupełnie tego, co usłyszeli dalej. Dunbar odpowiedział im o tym, jak postanowił wybrać się na przejażdżkę w deszczu, jak stracił kontrolę zarówno nad sobą, jak i nad pojazdem i wjechał w drzewo, a także o nieocenionej pomocy Raekena oraz całej ich późniejszej rozmowie. Nie omieszkał również wspomnieć dzisiejszego pytania o samopoczucie ze strony starszego. Kiedy skończył, cierpliwie czekał na reakcję, spodziewając się dosłownie wszystkiego... No... Może niekoniecznie tego, że Mason najpierw mocno go przytuli, a zaraz potem uderzy otwartą dłonią w głowę. Nawet Corey wyglądał na zaskoczonego tym działaniem, mimo że miał ochotę zrobić dokładnie to samo. Ograniczył się jednak tylko do przytulenia.

– Nie wierzę, że zamiast pogadać z kimś, czy pójść na siłownię stwierdziłeś, że lepiej będzie rozpędzić się w deszczu autem do nieprzyzwoitej prędkości i o mało się nie zabić – wymamrotał Hewitt, ale brzmiał bardziej na zmartwionego, niż na zdenerwowanego. Liama ogarnęło poczucie winy... Nie lubił sprawiać, że ludzie się o niego martwili, a przecież czeka go jeszcze to samo ze Scottem i z mamą. Wiedział, że szybko wyrzuty sumienia mogą zostać zastąpione przez złość, ponieważ na pewno będą oni przez jakiś czas traktować go jak ułomnego. Zawsze tak było, gdy przez utratę panowania nad emocjami przypadkiem robił sobie krzywdę... Jedynym człowiekiem, który naprawdę starał się jak mógł zachowywać się wówczas normalnie i nie dawał Liamowi odczuć, że uważa go za niestabilnego psychicznie był jego ojczym i to trochę trzymało go w ryzach, zwłaszcza że mama zupełnie tego nie potrafiła. Mimo że David pod tym względem nadal nie dorastał do pięt Theo, który nie musiał wcale nic udawać i po prostu nie patrzył na Dunbara inaczej, to nadal pod nieobecność Raekena był najlepszą osobą do zwierzenia się z czegoś takiego. Pozostali dawali się ponieść emocjom i zbyt wyraźnie okazywali swoje poruszenie, podczas gdy Liam po prostu potrzebował zapewnienia, że nikt nie uważa go za wariata. Oczywiście nigdy im o tym nie powiedział, bo zdawał sobie sprawę, że to by nic nie zmieniło. Może po prostu wszyscy zaczęliby udawać, że traktują go normalnie, ale on doskonale by wiedział, że to nieprawda, przez co wyszłoby jeszcze bardziej niezręcznie. Pozostało jedynie zaakceptować to, że jego bliscy reagowali emocjonalnie i trochę przesadnie się o niego troszczyli w takich sytuacjach...

– Tak wyszło – westchnął – Nie chciałem, ale... Poniosło mnie.

Nie wiedział, co więcej mógłby powiedzieć. I tak nie byłby w stanie sprawić, aby jego przyjaciele przestali się przejmować i przeszli nad tą sytuacją do porządku dziennego, więc po prostu liczył na to, że nie będą tego rozwlekać. Na szczęście Mason znał go już dość długo, że wiedział, że Liam nie lubi za dużo się rozwodzić nad takimi sytuacjami. Mimo że nie mógł nic poradzić na to, jak bardzo się o niego martwił, to był w stanie chociaż zmienić temat na bardziej komfortowy.

– Najważniejsze, że jesteś cały. Wychodzi na to, że masz anioła stróża prosto z piekła – zażartował. Dunbar uśmiechnął się lekko.

– Albo stalkera – uznał – Sam się przyznał, że celowo za mną jechał.

– Martwił się i to na tyle, że było to ważniejsze, niż ktokolwiek, kto zabrania mu się z tobą spotykać – wtrącił Bryant, a jego chłopak przytaknął.

– Niby tak... Mam wrażenie, że on chce mieć ze mną kontakt, ale żebym tylko nie poruszał tematu tego, co się z nim dzieje i kto go szantażuje – stwierdził Liam i dopiero, kiedy wypowiedział to na głos, zdał sobie sprawę, że ta myśl ma dużo sensu. Theo nie unikał rozmów ani spotkań, wręcz przeciwnie, sam je inicjował. Wycofywał się jedynie, gdy Dunbar zaczynał poruszać niewygodny temat. Wówczas zaczynał mówić jak zdarta płyta, w kółko powtarzając, że nie może powiedzieć nic więcej i że musi poradzić sobie sam.

– Jeżeli naprawdę robi to, żeby cię chronić, to miałoby to dużo sensu. Dalej cię kocha i  chciałby wrócić, ale nie może – podsumował Mason.

– Nie mówił nic o tym, jak sobie radzi? – dopytał Corey. Liam pokręcił głową.

– Mówił to, co zawsze. Że da sobie radę i nie może nikogo poprosić o pomoc. Tylko nie wiem, co oznacza dla niego "dać radę". Bo to równie dobrze może znaczyć "przeżyć", co "wrócić do domu".

– Może jedno i drugie... – podsunął Bryant, a Liam naprawdę chciał mu uwierzyć.

Posiedzieli na stołówce jeszcze chwilę, dopóki trener nie kazał chłopakom z Davis powoli się zbierać. Dunbar posłusznie udał się do autokaru, żegnając się z chłopakami, z którymi miał się i tak spotkać następnego dnia w Beacon Hills. Liczył, że przez drogę porozmawia z drużyną o meczu, jednak mimo że tego chciał, nie był w stanie się skupić na temacie. Zdawało mu się, że emocje Masona z tego dnia w jakiś sposób na niego przeszły, ponieważ teraz to on czuł się bardzo zestresowany...

Wiem, że to nie ten dzień znowu, ale jutro od rana latam, więc postanowiłam wstawić dziś wieczorem. Przepraszam też że nie poinformowałam, że nie będzie rozdziału w poniedziałekniestety teraz chyba częściej będę wstawiać tylko raz w tygodniu. Mam intensywny okres w życiu (przeprowadzka, początek studiów) i po prostu nie dam rady w każdym tygodniu wstawiać po 2 rozdziały. Na pewno będą się pojawiać co piątek, a w inne dni sporadycznie też pewnie się zdarzy, ale po prostu inaczej nie wyrobię z pisaniem.
Trzymajcie się ciepło i do następnego💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top