21. W przód i w tył

Następnego ranka wszystko poszło zgodnie z planem. Ross, Sarah i Theo wstali wcześnie, aby podjechać pod blok Liama i najstarszemu chłopakowi ulżyło, gdy tylko zobaczył na parkingu granatowe auto... Mimo to zaczekali, aż Dunbar wyjdzie na zewnątrz i razem z Hayden wejdzie do samochodu, aby pojechać na uczelnię. Raeken czuł się jak cholerny stalker, ale nie było to w tej chwili najważniejsze. Bo widok Liama był dla niego jak zbawienie, jakby znowu mógł zacząć żyć normalnie... Wiedział, że młodszy jest bezpieczny, przekonał się na własne oczy. Reszta to były sprawy poboczne.

Prędzej odgryzłby sobie język, niż się do tego przyznał, ale naprawdę był wdzięczny Rossowi, że wpadł na ten pomysł. Absolutnie nie czuł się tego ranka na siłach, aby pójść na zajęcia. Co prawda poruszanie się nie sprawiało już takiego problemu, jak jeszcze poprzedniego dnia, ale w dalszym ciągu był obolały i senny, a sama myśl o spędzeniu całego dnia na uczelni, gdzie musiał przynajmniej trochę wysilać się intelektualnie sprawiała, że zaczynała go boleć głowa. Zdecydowanie dzień odpoczynku i przynajmniej jedna drzemka po południu o wiele lepiej na niego wpłyną. Tym bardziej, że młodsze chimery postanowiły mu towarzyszyć, aby się nie nudził i za dużo nie myślał. W celu zabicia czasu postanowili zrobić sobie tego dnia maraton filmowy w pokoju Theo, z przerwami jedynie na przygotowywanie jedzenia i drzemkę, kiedy Raekenowi już zamykały się oczy. W ten sposób do wieczora czuł się już o wiele lepiej i kiedy kładł się spać przeczuwał, że następnego dnia już będzie w stanie całkiem normalnie przetrwać na zajęciach. Musiał przyznać, że ten dzień był całkiem dobry...

Liam nie mógłby podzielić tej opinii z jednego, prostego powodu. Przez cały weekend dręczyły go niejasne złe przeczucia dotyczące oczywiście Theo. Nie potrafił określić, co jest ich przyczyną, ani czego konkretnie mogą dotyczyć. Po prostu miał wrażenie, że coś jest bardzo nie tak. Próbował sobie przetłumaczyć, że to nie ma sensu, że przecież nie ma żadnych logicznych powodów, aby się przejmować, ale to wrażenie nie chciało odpuścić. Uspokajał się jedynie myślą, że gdy zobaczy starszego na uczelni, wszystko powinno minąć, dlatego w poniedziałek z niecierpliwością wyczekiwał przerwy, w czasie której ostatnio zawsze spotykał Raekena na dziedzińcu, w bibliotece lub na świetlicy. W jakiś dziwny sposób za każdym razem lądowali w tym samym miejscu... Tym razem jednak było inaczej. Nie spotkali się "przypadkiem" tam, gdzie Liam zamierzał spędzić czas z dziewczynami. Zaniepokojony tym faktem postanowił przeszukać wszystkie trzy miejsca, w których zwykle na siebie wpadali, jednak jego lęk jeszcze wzrósł, kiedy w żadnym z nich nie spotkał ani Theo, ani jego przyjaciół. To nie było prawdopodobne... Zawsze się mijali, szukali siebie nawzajem, nawet jeśli nie chcieli tego przyznać. Jedynym sensownym wyjaśnieniem pozostała więc nieobecność Raekena na zajęciach, ale to znowu rodziło więcej pytań, niż odpowiedzi. Studia to nie szkoła średnia, tutaj nie można tak po prostu nie przychodzić. W dodatku starszy zawsze był tym bardziej odpowiedzialnym, czasami aż za bardzo i nigdy nie chciał zaniedbywać żadnych swoich obowiązków. Więc dlaczego teraz nie przyszedł? Czyżby stało się coś poważnego? Liam nie potrzebował wiele, aby zacząć się nakręcać, a ta sytuacja zdecydowanie wystarczyła, aby zaczął wiedzieć same czarne scenariusze. Gdyby nie dziewczyny, które słusznie zauważyły, że skoro nie ma także jego przyjaciół, to po pierwsze nie jest sam i na pewno ma dobrą opiekę, jeśli coś mu się stało, a po drugie może po prostu ten jego "problem" wymagał od niego załatwienia czegoś, przez co nie mógł pojawić się na zajęciach, to pewnie by zwariował. Słowa Hayden i Hikari oczywiście nie powstrzymały go od rozmyślań, ale przynajmniej sprawiły, że zaczął brać pod uwagę również te bardziej pozytywne rozwiązania... A mimo to nie potrafił się na niczym skupić i trudno było mu się dziwić. Wraz z Romero obiecali sobie, że dadzą Theo jeszcze jeden dzień, a jeśli nie pojawi się znów na uczelni, zaczną działać na własną rękę i spróbują go odnaleźć. Liam niechętnie się na to zgodził, bo gdyby to zależało od niego, to szukałby starszego już tego samego dnia, ale zdawał sobie sprawę, że przemawia przez niego paranoja. Hayden myślała bardziej logicznie. Warto było jej posłuchać.

Jak się przekonał kolejnego dnia, panika okazała się zbędna, jednak zmartwienie było jak najbardziej uzasadnione... Podczas wtorkowej przerwy z ulgą zauważył Theo na jego tradycyjnym miejscu na jednej z kanap w świetlicy, wraz z dwójką jego przyjaciół. Rozmawiali o czymś i zdawali się być nawet weseli, więc przez krótką chwilę Liam poczuł się zupełnie spokojny, jednak zaledwie po paru sekundach zorientował się, że nadal coś jest nie w porządku... Przede wszystkim chłopak był strasznie blady, tak samo jak wtedy, gdy chorował po otruciu jemiołą przez łowców. Miał podkrążone oczy, jakby wcale nie spał (mimo że, choć Dunbar nie miał prawa tego wiedzieć, przez ostatnie trzy dni spał chyba więcej, niż przez cały poprzedni miesiąc), a kiedy młodszy przyjrzał mu się bliżej, zauważył ślady zadrapań i siniaki na jego twarzy. Jakby ktoś go pobił... Ale kto mógł zrobić to w taki sposób, żeby Theo nie mógł przyjść na zajęcia i cierpiał jeszcze kolejnego dnia? Zazwyczaj leczył się w maksymalnie kilka godzin...

A potem stało się coś jeszcze dziwniejszego. Bo kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, Raeken nie odwrócił wzroku, jak to miał w zwyczaju. Nie tylko wytrzymał przenikające go na wylot spojrzenie Liama, ale również po kilku chwilach obdarzył go delikatnym, przelotnym uśmiechem, tak krótkim, że Dunbar nie był pewien, czy mu się po prostu nie przywidziało. Theo jednak miał w tym prosty cel. Od początku czuł niepokój młodszego, chyba równie mocny jak ten, który on sam odczuwał tej niedzieli i najbardziej na świecie chciał po prostu podejść i go przytulić. Wiedział, że to by zadziałało najlepiej, ale nie mógł tego zrobić. Pozostało mu jedynie uśmiechnąć się pokrzepiająco, próbując w ten sposób przekazać Liamowi, że nie ma się o co martwić i wszystko z nim w porządku. W jakiś sposób chyba zadziałało... Bo Dunbar na początku wydawał się szczerze zdezorientowany, jednak wystarczyła chwila, aby jego niepokój odrobinę osłabł, zastąpiony zdziwieniem, ale również jakimś bliżej nieokreślonym, ciepłym uczuciem. A kiedy ponownie udało mu się skrzyżować swoje spojrzenie z Theo, tym razem to on sam postanowił zaryzykować... Też się uśmiechnął. Niepewnie, nieśmiało, ale szczerze. A Raeken nie mógł odpowiedzieć inaczej, jak tylko tym samym, zanim w ogóle zdążył o tym pomyśleć. To skłoniło Liama do pójścia o krok dalej. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, uniósł dłoń, aby nieśmiało pomachać do starszego, który zaskoczony, ale i rozbawiony tym uroczym gestem, prychnął cichym śmiechem, odchylając głowę przez oparcie kanapy sprawiając, że Dunbar się zarumienił. Kiedy jednak spojrzał z powrotem na młodszego, równie niepewnie odwzajemnił jego gest, na co uśmiech Liama stał się o wiele szerszy i bardziej promienny. Nie zrobili nic więcej, nie odezwali się nawet słowem, ale przez resztę przerwy wymieniali się ciepłymi spojrzeniami i nieśmiałymi uśmiechami. Nie zwracali uwagi ani na zdezorientowane Hayden i Hikari, ani na zachwyconych ich zachowaniem Rossa i Sarah, ani na nikogo innego. Przez ten krótki czas istnieli tylko oni i ich własny, mały świat... To nie było wiele, ale wystarczyło, aby ukształtować ich nastrój na kolejną dobę, aż do następnej szansy, aby zrobić coś takiego. Z tym, że w zupełnie różny sposób dla każdego z nich...

Liam przez cały dzień był wniebowzięty. Gdy tylko Theo zniknął z jego pola widzenia, zaczął dosłownie skakać ze szczęścia. Od głośnego pisku powstrzymywał go jedynie fakt, że nadal znajduje się w zatłoczonej świetlicy, z której ludzie dopiero zaczynają wychodzić. Resztę zajęć i popołudniowy trening spędził w świetnym humorze, w głowie cały czas mając uroczy uśmiech Raekena i spojrzenie jego zielonych oczu... Po raz pierwszy chłopak zdawał się być tym Theo, którego znał – bez masek i udawanej obojętności i Dunbar zaczął przypuszczać, że może coś zaczęło zmierzać ku dobremu? Może starszy był coraz bliżej rozwiązania swojego problemu i czuł się na tyle bezpiecznie, aby znów trochę zbliżyć się do Liama? Może właśnie dlatego nie był w najlepszej kondycji? Czyżby walczył z kimś, kto stał na jego drodze do normalnego życia i udało mu się wygrać? Może niekoniecznie całą wojnę, jaką toczył, ale chociaż jedną bitwę... Czy to dlatego był bardziej otwarty na młodszego?

Dunbar zastanawiał się nad tym tak intensywnie, że nie był w stanie się skoncentrować ani na zajęciach, ani nawet na treningu, do tego stopnia, że koledzy z drużyny zaczęli dopytywać żartobliwie, czy przypadkiem się nie zakochał, skoro odpływa tak bardzo myślami. Liam, ku ich zaskoczeniu, mógł śmiało odpowiedzieć, że tak. Bo właśnie tak było... Chyba się zakochał. Po raz drugi w tej samej osobie. I tylko czekał, aby móc się w nim zakochiwać dalej, już bez żadnych przeszkód... Póki co jednak te spojrzenia i małe gesty musiały mu wystarczyć, jednak znaczyły dla niego tak wiele, że już nie mógł się doczekać, aż następnego dnia je powtórzą.

Theo natomiast przez cały dzień powtarzał sobie, że jest cholernym idiotą. Nie rozumiał, jak mógł być na tyle bezmyślny, aby pozwolić sobie na takie zachowanie. Miał przecież trzymać Liama na dystans, aby go nie narażać na żadne niebezpieczeństwo. Jeśli już musiał zapewnić go, że jest cały i zdrowy, to powinien był na tym poprzestać, zamiast lustrować go zainteresowanym wzrokiem przez całą przerwę. I nawet, jeżeli zgadzał się z Rossem i Sarah, którzy zapewniali go, że przecież nic takiego nie zrobił, a drobne ocieplenie ich relacji na tym etapie przyda się obu, to nie potrafił sobie tego darować z prostego powodu. Wiedział, że jeśli będzie ciągnął to dalej, to na uśmieszkach i machaniu się nie skończy. Liam będzie chciał więcej. Będzie szukał możliwości kontaktu, pewnie w końcu również spróbuje z nim porozmawiać... Może na tematy, o których nie powinni mówić... W obecnej sytuacji, skoro wiedział, że Theo ma poważne kłopoty, to nie byłoby najmądrzejsze rozwiązanie. Raeken znał młodszego dość dobrze, aby wiedzieć, że będzie się starał pomóc za wszelką cenę. A na to nie mógł mu pozwolić. Nie teraz, kiedy boleśnie przekonał się, jak wiele ryzykuje. Pozostało mu więc tylko jedno rozwiązanie...

Następnego dnia na podekscytowane uśmieszki posyłane mu przez Liama podczas przerwy, odpowiadał jedynie poirytowanym spojrzeniem. Widok zawiedzionego wyrazu twarzy Dunbara łamał mu serce, ale wiedział, że musi się tak zachować. Popełnił błąd poprzedniego dnia, ale nie mógł tego w nieskończoność roztrząsać – musiał spróbować to naprawić. Odsunąć się znów na bezpieczną odległość, aby w spokoju móc kontynuować pracę nad lekiem. Tylko w ten sposób mógł ocalić Liama, nawet jeśli oznaczało to, że teraz musi go zranić.

Młodszy jednak o niczym nie miał pojęcia, więc dla niego środowa przerwa, podczas której bezskutecznie usiłował zwrócić na siebie uwagę Theo, stanowiła najgorszy zawód na świecie. Jakoś w połowie poczuł się, jakby miał zaraz zacząć płakać. Nie rozumiał, co się dzieje wokół niego... Raeken poprzedniego dnia był przecież prawie sobą, zdawał się bardziej otwarty na Dunbara, gotowy do ocieplenia ich relacji na ile to możliwe w jego warunkach... A dzień później stał się zimny jak lód. Nie raczył nawet popatrzeć na Liama, chyba że z pogardą, w sposób, który wywoływał u młodszego dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Oddalił się zupełnie, jakby chcąc wrócić do tego, co było na początku roku akademickiego, zaprzepaszczając wszystko, co powoli dali radę odbudować, niszcząc fundamenty ich nowej relacji, która miała szansę powstać na zgliszczach starej. Jakby nagle odechciało mu się cokolwiek naprawiać... Oczywiście nie była to prawda, ponieważ Raeken zdystansował się właśnie po to, aby naprawić wszystko, co się da, jednak Liam o tym nie wiedział, więc trudno mu się dziwić, że był zasmucony i wściekły. Nie on jeden z resztą, ponieważ towarzyszące mu jak zwykle dziewczyny podzielały jego uczucia – Hikari chłonęła jego ból jak gąbka, a Hayden była o włos od podejścia do Theo i uderzenia go w twarz. Po wczorajszych wydarzeniach, które sprawiły, że Liam był podekscytowany jak chyba nigdy dotąd, miały nadzieję na jakiś krok naprzód, a tymczasem okazało się, że wszystko idzie do tyłu. To, czego nie wiedzieli, to fakt, że te same uczucia podzielali Sarah i Ross, którzy przez cały czas bezskutecznie usiłowali przekonać Raekena, żeby dał szansę tej relacji i nie odpuszczał ze względu na swoją paranoję. Tłumaczyli mu, że na razie nie dzieje się nic, co mogłoby mu przeszkodzić, a jeśli sytuacja zacznie nabierać zły obrót, zawsze będzie mógł się wycofać, ale chłopak był głuchy na wszelkie logiczne argumenty. Po tym, jak bardzo poruszyło go sobotnie kłamstwo Doktorów, powrócił do starych sposobów, których miał się trzymać od początku. Mimo że niszczyło to ich obu, postanowił znów spróbować odsunąć od siebie młodszego...

Przypuszczał oczywiście, że jego zachowanie mocno zraniło Liama, ale nie spodziewał się, że aż do takiego stopnia. Po porażce w nawiązaniu kontaktu, chłopak starał się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdruzgotany, jednak Hayden, która spędziła z nim cały dzień, wsłuchując jego skarg i ocierając mu łzy mogłaby przysiąc, że ostatni raz widziała go w tak złym stanie pierwszego dnia roku akademickiego, gdy dowiedział się, że Theo chodzi do Davis. Wtedy jednak sytuacja wyglądała inaczej. Była głośna i wyrazista – Raeken odrzucił go wprost, nie pozostawiając miejsca na domysły i robiąc wokół tego więcej szumu, niż to konieczne, a Liam miał prawo równie głośno płakać i przeklinać. Teraz został odrzucony po cichu, bez słowa, w sposób niezwracający niczyjej uwagi. Starszy po prostu go zignorował, nie dając mu nawet szansy porządnie się na niego zezłościć. Bo w końcu o co miałby się denerwować? To, że się do niego nie uśmiechnął ani nie pomachał nie było żadną zbrodnią, jednak w zupełności wystarczyło, aby złamać Liamowi serce po raz drugi. Gdyby jednak chodziło tylko o to, Dunbar może by jeszcze jakoś przetrwał bez robienia głupot. Niestety nie było tak łatwo...

Czwartek zapowiadał się wyjątkowo boleśnie i nawet wizja treningu po zajęciach nie potrafiła poprawić chłopakowi humoru. Nie chodziło tylko o to, że Raeken znów zaczął go ignorować po zrobieniu mu nadziei (i sądząc po jego zachowaniu podczas przerwy tego dnia, nie zamierzał za szybko przestać), ale również o to, jaki termin sobie na to wybrał... Ponieważ tego dnia każde spojrzenie na kalendarz wywoływało u nich obu nieznośny ból w sercu. Zupełnie nie tak powinien wyglądać 23 listopada. Tego dnia mieli razem świętować, tym razem w prawidłowy sposób – ze świeczkami, tortem, prezentem i wszystkimi tego typu rzeczami. Później te plany zostały pokrzyżowane, jednak po wtorkowym przełamaniu lodów Dunbar zaczął mieć drobną nadzieję, że może uda mu się chociaż powiedzieć starszemu to głupie "wszystkiego najlepszego"... A tymczasem znów pozostało mu uczucie pustki i odrzucenia. Spodziewał się, że nie tylko jemu, że Theo też cierpi na swój sposób, ale w życiu by nie przypuszczał, że jedynym, co starszy robił przez całą poprzednią noc było obracanie w palcach wisiorka (który od tego wieczora będzie do niego należał przez równy rok) i wspominanie ich najpiękniejszych wspólnych chwil albo wyobrażanie sobie, jak wyglądałby 23 listopada, gdyby nie pojawili się Doktorzy. Pewnie Liam wykombinowałby mu uroczy, spersonalizowany prezent, przez który Theo by się popłakał. Poszliby na zajęcia, a potem spędzili razem popołudnie na odkrywaniu ładnych miejsc w Davis, przerywane jedynie odpisywaniem na SMS-y z życzeniami. A wieczorem... Łatwo byłoby się domyślić, jak by się skończył ten wyjątkowy dzień, jednak na pewno nie byłby to koniec świętowania. Raeken spodziewał się, że w weekend czekałaby go impreza z prawdziwego zdarzenia, jedna z tych, w których uczestniczył przez kilka miesięcy spędzonych ze stadem. W końcu niecodziennie kończy się dwadzieścia lat, a Lydia nie odpuściłaby mu, gdyby zaprzepaścił taką okazję do zorganizowania imprezy. Już ona by zadbała, żeby było hucznie, głośno i idealnie... Jednak dzikie tańce ze stadem to jedno, a spędzenie urodzin z rodziną to coś zupełnie innego. Jenna i David pewnie przygotowaliby coś, co zwali go z nóg, jakiś prezent idealny, a do tego rodzinną kolację składają się z kurczaczków i frytek oraz lodów czekoladowych jedzonych przy oglądaniu bajek. I może dla reszty watahy takie coś było już oczywiste, ale dla chłopaka, który przez dziesięć lat nie zdmuchnął ani jednej świeczki na torcie urodzinowym, to było wszystko, co mógł sobie wymarzyć.

Tego dnia jednak nie mógł liczyć na nic takiego. Właściwie, to nie liczył zupełnie na nic, ponieważ poza Liamem i Hayden, z którymi przecież unikał kontaktu jak mógł, nikt w jego otoczeniu nie miał pojęcia o jego urodzinach. Nie czuł potrzeby mówienia o nich swoim przyjaciołom... Jakiekolwiek próby świętowania jeszcze bardziej by go przybiły, dlatego cały dzień spędzał praktycznie we własnym świecie. Odzywał się do Rossa i Sarah tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne, a młodsze chimery błędnie odebrały jego milczenie jako wynik tego, że znów stracił jakikolwiek kontakt z Liamem. Zupełnie nie zgadzali się z jego tokiem myślenia, dlatego uparcie usiłowali porozmawiać ze starszym, ten jednak nie zamierzał w ogóle poruszać tego tematu. Gdy po zajęciach namowy stały się nieznośne, postanowił zrobić to, w czym był szczególnie dobry, gdy sytuacja stawała się niezręczna. Uciec. Początkowo zamierzał wybrać się na spacer, jednak ostatecznie uznał, że przejażdżka będzie lepszą opcją, zważywszy na to, że na dworze lało jak z cebra. Wziął kluczyki i wyszedł z mieszkania informując jedynie, że nie ma pojęcia, kiedy wróci, a następnie wsiadł do samochodu i ruszył przed siebie, nie mając nawet pojęcia, dokąd chce jechać. To znaczy, dopóki nie przejeżdżając obok boiska należącego do uniwersytetu nie zauważył granatowego auta, w którym siedział nie kto inny, jak Dunbar. Zupełnie sam. Wyjeżdżał z parkingu kawałek przed Raekenem, a starszy poczuł silną, nieodpartą potrzebę, aby jechać za nim i upewnić się, że bezpiecznie wróci do domu. Nie potrafił tego w żaden sposób wyjaśnić, po prostu czuł, że musi tak zrobić. Właśnie dlatego już po chwili zorientował się, że Liam wcale nie kieruje się w stronę swojego mieszkania. Zamiast tego wyjechał z centrum miasta, aby znaleźć się na mniej uczęszczanych, leśnych drogach, gdzie, ku zaskoczeniu starszego, dodał gazu, jadąc odrobinę za szybko jak na jego standardy. Theo szybko ogarnęły złe przeczucia... Dunbar był raczej niepewny za kierownicą. Jeśli jechał za szybko, to tylko dlatego, że był pod wpływem silnych emocji i zapominał o czymś tak prozaicznym jak bezpieczeństwo i przepisy drogowe. Nietrudno było się domyślić, że teraz właśnie tak jest... A w obecnych warunkach pogodowych, taka jazda mogła nie skończyć się za dobrze...

Z każdą chwilą auto Liama oddalało się od Theo, pędząc coraz szybciej, a starszy coraz bardziej się niepokoił. Nie mógł przyspieszyć, ponieważ przez deszcz ledwo co widział i obawiał się, że jeśli również on zacznie szybko jechać, to spowoduje wypadek, w którym ucierpią oboje. Ściana deszczu pomagała mu sprawiając, że młodszy go nie widział, gdy jechał w pewnej odległości, ale również ograniczała jego własne pole widzenia. Dlatego właśnie Raeken najpierw usłyszał huk, a dopiero potem zobaczył granatowe auto, które musiało wypaść z drogi nie wyrabiając na ostrym zakresie i zatrzymało się na drzewie... Poczuł, jak cały świat zatrzymuje się wokół niego i ledwo był w stanie przypomnieć sobie, że sam powinien zatrzymać samochód, jeżeli nie chce skończyć w ten sam sposób...

Ogarnęło go poczucie bezwładności. Stał na środku drogi, wpatrując się w makabryczną scenę przed sobą, niezdolny do ruchu, do opuszczenia auta, mimo że wiedział, że przecież musi wyjść na zewnątrz i zobaczyć, co z Liamem... Ale tym razem sparaliżował go strach. To się nigdy nie zdarzało, Theo zawsze wiedział, co robić i nie tracił zimnej krwi w kryzysowych sytuacjach... Chyba, że chodziło o Dunbara. Wtedy jak na złość jego umysł wyłączał się na chwilę, zostawiając go sparaliżowanego, niezdolnego do jakiegokolwiek działania, zanim był w stanie przekonać swoje ciało do posłuszeństwa.

W końcu udało mu się wyrwać z odrętwienia i wyjść z samochodu, a następnie podbiec do auta Liama, z którego raczej niewiele miało już pozostać. Z szybko bijącym sercem zajrzał do środka, ale to, co zobaczył sprawiło, że na chwilę się ono zatrzymało...

*dźwięki Polsatu*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top