20. Tylko w twojej głowie

Theo porządnie odczuł wszystkie efekty swojej kary dopiero następnego dnia. Kiedy w końcu obudził się w niedzielę rano, po kilkunastu godzinach regenerującego snu, miał wrażenie, że każdy ruch sprawi, że rozsypie się na drobne kawałki. Dopiero kolejna tabletka podana mu przez Sarah odrobinę poprawiła jego samopoczucie, dzięki czemu był w stanie przynajmniej usiąść i zjeść śniadanie przygotowane przez dziewczynę, ale nadal był pozbawiony sił do tego stopnia, że potrzebował pomocy Rossa w dojściu do łazienki i powrocie z niej do pokoju. Czuł się z tym okropnie. Nienawidził być od kogoś zależny. Jedyną osobą, przy której nie obawiał się być bezsilny był Liam, ale teraz chłopaka przy nim brakowało, a ta świadomość skierowała jego myśli na tory, których z całego serca chciał uniknąć. Co się działo z chłopakiem? Czy na pewno był cały i zdrowy? Wierzył, że Sarah by go nie okłamała, ale czy Doktorzy powiedzieli prawdę? A jeśli skrzywdzili go naprawdę i teraz tylko robili mu nadzieję, aby go złamać ponownie?

Wiedział, że fiksuje, że za dużo myśli, ale nie potrafił powstrzymać tej gonitwy w głowie. Gdy już się zaczęła, trudno było odwrócić jej bieg... Pozbawione logiki przemyślenia zdawały się zupełnie go opanować sprawiając, że jego serce przyspieszyło. Znowu opanowało go wrażenie, że nie może oddychać, że żołądek boleśnie mu się kurczy... Na domiar złego zaczęło mu się kręcić w głowie. I gdyby był w stanie pomyśleć logicznie, od razu zorientowałby się, że podobne objawy odczuwał Liam, gdy robił się bardzo niespokojny i że za całe to złe samopoczucie odpowiada jego głowa, ale trudno było wymagać od niego logiki w tym stanie. Odpływał coraz bardziej... Coś mu mówiło, że powinien się teraz rozproszyć, skupić na czymś innym, zająć się czymś, ale jego myśli uparcie krążyły wokół jednego tematu, podsuwając mu same najgorsze scenariusze do tego stopnia, że kiedy Ross, zaalarmowany dochodzącymi z pokoju chemosygnałami starszego w końcu wszedł do pomieszczenia, Theo był już wręcz święcie przekonany, że Doktorzy skłamali i Liam umiera w męczarniach.

– Co się dzieje? – zapytał młodszy chłopak, siadając obok niego na łóżku – Śmierdzisz lękiem, serce ci wali jak potłuczone. 

Raeken chciał odpowiedzieć, naprawdę, ale kiedy już otworzył usta zorientował się, że sam nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Jego myśli nie miały najmniejszego sensu, wiedział o tym, więc czemu okazały się tak silne, że nie pozwalały mu ułożyć zdania?

– Nie wiem – wymamrotał w końcu będąc ewidentnie bliski płaczu z bezsilności. Chciał, żeby to się skończyło, żeby ta karuzela się zatrzymała, ale nie mógł nic poradzić. Nie mógł wysiąść... Musiał poczekać, aż przejażdżka się skończy.

Na szczęście na zewnątrz czuwał ktoś, kto był w stanie może nie tyle zatrzymać wirujący świat (bo to potrafiła tylko jedna osoba), ale przynajmniej odrobinę go spowolnić...

– Hej, wszystko jest dobrze – zapewnił Ross, wyjątkowo łagodnie jak na siebie – Cokolwiek się dzieje, to siedzi tylko w twojej głowie, nie dzieje się naprawdę. Oddychaj spokojnie, to minie, obiecuję.

Theo nie miał innego wyjścia, jak tylko posłuchać. Właściwie, to chwycił się słów chłopaka jak ostatniej deski ratunku, powtarzając je sobie w głowie raz po raz, gdy usiłował uspokoić oddech. To tylko jego zmęczony, wyczerpany umysł podsuwa mu najgorsze scenariusze... Nic się nie dzieje, Liam jest bezpieczny. Wiedział o tym. To czemu nie mógł tego sobie wbić do głowy?

– Nie mogę... – wymamrotał, a następnie błagalnym, żałosnym tonem dodał – Ross, zatrzymaj to...

Chłopak uniósł brew, spoglądając na niego ze szczerym współczuciem, ale o nic nie zapytał. Wiedział. Było jasne, że rozumie, co Raeken miał na myśli.

– Opowiedz mi – zachęcił – Powiedz mi, co dokładnie czujesz, co cię tak przestraszyło... Może wtedy będzie można coś z tym zrobić.

Theo nigdy nie był skory do zwierzeń, ale teraz czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, to zaraz oszaleje. Ross był godny zaufania, mógł mu powiedzieć... A przynajmniej w obecnym stanie tak sądził, bo normalnie pewnie spaliłby się ze wstydu prędzej, niż dał po sobie poznać, że sobie nie radzi. Teraz jednak nie widział dla siebie lepszej opcji, niż tylko zacząć mówić.

– Co, jeśli Doktorzy was oszukali? – zaczął drżącym głosem, nie zważając nawet na to, że w domu są kamery – Jeśli naprawdę aktywowali truciznę i Liam...

Nie dał rady dokończyć. Samo myślenie o tym było trudne, a co dopiero mówienie, Ross jednak nie potrzebował słów, aby zrozumieć wszystko.

– To by nie miało żadnego sensu – wyjaśnił łagodnie – Zrozumieli, że jeśli go skrzywdzą, już nic dla nich nie zrobisz i zawsze znajdziesz jakieś wyjście. Nie mogą ci na to pozwolić, więc jemu też nic nie zrobią.

– A jeśli się przeceniłem? – wymamrotał Raeken, odnosząc się do słów Rossa z ich pierwszej rozmowy na temat tego planu. Młodszy zdecydowanie pokręcił głową.

– Nie przeceniłeś – zapewnił – Teraz to widzę. Ty może nie, bo jesteś wyczerpany, ranny, a wczorajszy dzień wyprowadził cię z równowagi, więc twój mózg podsuwa ci najgorsze scenariusze. Ale one nie są prawdziwe, Theo. To tylko wynik twojego lęku.

Raeken chciał mu uwierzyć, z całego serca chciał, ale nie potrafił. Nie umiał tak po prostu przestawić swojego sposobu myślenia. Nawet, jeśli jego przyjaciel miał zupełną rację, gdzieś tam z tyłu jego głowy było to cholerne przekonanie, że coś jest nie tak.

– Hej, wiem że to teraz trudne – zapewnił Ross – Ale obiecuję, że jak wrócisz na zajęcia i znowu go zobaczysz na dziedzińcu czy na świetlicy to przekonasz się, że mam rację. A teraz powinieneś odpoczywać i się porządnie wyleczyć, bo twój stan tylko pogarsza nerwy.

Theo skinął głową, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Chłopak mówił z sensem i pewnie miał rację, więc Raekenowi nie pozostało nic innego, jak tylko go posłuchać. I gdyby był jeszcze w stanie stłumić uczucie nadchodzącej katastrofy, może byłoby dobrze... Na szczęście Ross zdawał się doskonale wiedzieć, czego mu potrzeba.

– Dasz radę się ze mną doczołgać do kuchni? – zapytał – Jak Sarah wróci to zrobimy obiad, a ty powinieneś posiedzieć z nami. Odwrócenie uwagi powinno ci trochę pomóc.

Starszy mógł jedynie skinąć głową, zgadzając się z przyjacielem. Mimo że w jego głowie dalej huczała jedna myśl, to jakaś logiczna część jego mózgu podpowiadała, że dobrze będzie po prostu się czymś zająć. Dlatego, wkładając w to całą swoją siłę i motywację, odezwał się w końcu drżącym głosem.

– A gdzie jest Sarah?

Ross uśmiechnął się z dumą słysząc to pytanie i rozumiejąc od razu, że Raeken próbuje przeciągnąć swoje myśli na inne tory. Zamierzał zrobić wszystko, aby mu w tym pomóc.

– W sklepie – odparł, wstając równocześnie i pomagając Theo się podnieść – Ale powinna już zaraz wrócić. Poszła po makaron, bo uznała, że musi ci zrobić dobry obiad, kaleko.

Normalnie Raeken zaśmiałby się z przezwiska, ale w tym stanie trudno było o rozbawienie, dlatego jedynie lekko się uśmiechnął.

– Chętnie skorzystam – stwierdził, skupiając się następnie stuprocentowo na stawianiu kolejnych niepewnych kroków. Nie podobało mu się, że musiał opierać się całym ciałem na przyjacielu aby móc się w ogóle poruszać, ale po tym, jakie rany odniósł poprzedniego dnia, to nie było nic niebywałego. Normalnie już by się zagoił, ale Doktorzy nie byli głupi. Mieli swoje sposoby, dzięki którym po karach cielesnych cierpiał dość długo...

Ross pomógł mu usiąść na krześle przy stole w taki sposób, aby chłopak mógł z jednej strony oprzeć się o ścianę w razie, gdyby zrobiło mu się słabo. Następnie odsunął się trochę, aby ocenić swoje dzieło i upewnić się, że Theo jest bezpieczny i nie grozi mu upadek. Starszy nie wiedział, czy czuje się z tego powodu zażenowany, czy bardziej wdzięczny za troskę.

– Przynieść ci koc? – zapytał młodszy przypominając sobie, że Raeken marzł przez cały ranek. Chłopak skinął głową i już po chwili miał narzucony na ramiona ciepły i miękki kocyk. Zanim zdążył podziękować, usłyszał, że ktoś wchodzi do mieszkania. Chwilę później w kuchni pojawiła się Sarah z torbą z zakupami. Na widok Theo przy stole zrobiła zdziwioną minę, ale szybko zastąpił ją uśmiech.

– Proszę, proszę... Kogo ja widzę? – zaśmiała się, przyjacielskim gestem targając mu włosy – Jak się czujesz?

Raeken wzruszył ramionami. Chciał powiedzieć, że lepiej, że powoli się goi i do jutra powinno być względnie dobrze, ale gonitwa myśli w jego głowie nadal przesłaniała wszystko i z tego powodu czuł się po prostu fatalnie.

– Bywało lepiej – odparł zgodnie z prawdą. Dziewczyna uśmiechnęła się pokrzepiająco, chyba wyczuwając unoszący się wokół niego niepokój, który, choć mniejszy, niż parę minut temu, nadal był dość wyraźny.

– Widzę... Ale będzie okej. Tak się tobą zaopiekujemy, że szybko staniesz na nogi.

To mówiąc zaczęła wyciągać z siatki kolejne produkty, włącznie ze wspomnianym przez Rossa makaronem, a następnie zabrała się z chłopakiem za robienie spaghetti. Pomieszczenie szybko wypełniło się mało znaczącymi rozmowami o głupotach, w których Theo nie brał dużego udziału, ale mimo to zauważył, że mu pomogły. Po dłuższej chwili zdołał się nawet w pełni skupić na temacie i zacząć słuchać uważnie swoich przyjaciół, dzięki czemu myśli w jego głowie przynajmniej na chwilę odrobinę ucichły. Ross miał rację. Zajęcie pomogło.

Dzięki temu, że dał radę się skupić na otoczeniu, a nie tylko na własnych myślach, mógł zauważyć coś, co do tej pory może mu umykało, a może nie było aż tak widoczne. Jego przyjaciele nawet gotując zdawali się być cały czas blisko siebie i szukać każdej najmniejszej okazji, aby "przypadkiem" się dotknąć. Muśnięcia rąk, odgarnianie sobie włosów z twarzy, stawanie bardzo blisko siebie... To były detale, ale dla kogoś, kto sam przechodził przez ten etap były dość zauważalne.

– Mogę zadać osobiste pytanie? – upewnił się Theo, zanim zdążył się rozmyślić. Sarah i Ross spojrzeli na niego ze zdziwieniem, ale pokiwali głowami, chyba już domyślając się, o co może chodzić – Czy wy...? Dalej bawicie się w podchody, czy...?

Jego przyjaciele nie wyglądali na szczególnie zaskoczonych, bo tylko spojrzeli po sobie z uśmiechem, a następnie, ku zdziwieniu Raekena, zbliżyli się do siebie, aby wymienić krótki, ale znaczący pocałunek.

– Przestaliśmy się bawić już jakiś czas temu – odparła Sarah – Tak jak mówiliśmy, przemyśleliśmy twoją radę.

Theo uśmiechnął się, przypominając sobie, jak jakiś czas temu sam polecił im przestać udawać. Wyglądało na to, że był to całkiem dobry krok z jego strony. Miło było przyczynić się do czegoś dobrego...

– Czemu się nie pochwaliliście? – zapytał, brzmiąc na prawie urażonego. Wtedy stało się coś dziwnego. Na twarzach młodszych chimer na moment pojawił się niepokój, a Ross wahał się odrobinę za długo przed odpowiedzią.

– Chcieliśmy się najpierw przekonać, czy coś z tego będzie.

Mówił prawdę, to Theo musiał mu przyznać, ale jego wcześniejsza reakcja zdradzała, że chodziło o coś więcej.

– No dobra, a co jeszcze? – dopytał stanowczo. Młodszy chłopak westchnął, wiedząc, że z nim nie ma szans.

– No bo... To będzie głupie – zaczął niepewnie – Po prostu po tym, co się stało w twoim życiu, jak musiałeś zerwać z Liamem... Nie chcieliśmy być za bardzo widoczni?

Theo uniósł brew, odczytując słowa chłopaka w zupełnie inny sposób, niż powinien.

– Dlaczego głupie? Fakt, w tych warunkach czasami niebezpiecznie jest się w kimś zakochać, ale mi mogliście powiedzieć.

Ross pokręcił głową, ale zanim się odezwał, wyprzedziła go Sarah.

– Zupełnie nie o to chodzi – wyjaśniła – Gdybyśmy się tego bali, to nie obściskiwalibyśmy się w każdym kącie. Po prostu... Nie chcieliśmy, żebyś... Musiał się przyglądać jak się do siebie kleimy będąc w takiej sytuacji.

Raeken na moment uniósł brwi tak wysoko, że dziewczyna pomyślała, że zaraz mu odlecą z czoła, zanim zdołał dokładnie zrozumieć, o co jej chodziło. A kiedy już do niego dotarło, miał wyjątkowo mieszane uczucia w tej sprawie. Jego przyjaciele ukrywali przed nim fakt, że są już oficjalnie w związku, aby nie musiał cierpieć patrząc na nich, podczas gdy on sam nie mógł być z kimś, kogo kochał. Z jednej strony uważał to za bardzo urocze, że tak się troszczą o jego uczucia, a z drugiej... Nie chciał nigdy być dla nich przeszkodą. Sam próbował ich przecież zmusić, aby się otworzyli, może aż za bardzo... Może właśnie dlatego, że sam tego nie miał. Chciał dać im to szczęście, które jemu zostało odebrane, a oni zdecydowanie nie musieli go przed nim ukrywać. Przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się pobłażliwy uśmiech.

– I naprawdę po tym, jak praktycznie was zeswatałem uznaliście, że musicie się przede mną chować? – zapytał rozbawionym tonem. W odpowiedzi Ross wzruszył ramionami wbijając wzrok we własne stopy, a Sarah zaczerwieniła się jak dorodny pomidor.

– Nie wiem, tak jakoś... – wyjąkała, ale Theo przerwał jej cierpienia w obawie, że jeśli tego nie zrobi, to dziewczyna spłonie z zawstydzenia.

– Dobra, dobra, uznajmy że tego nie było – zadecydował z lekkim uśmiechem – I w ogóle to gratulacje. Przytuliłbym was, ale jak spróbuję się podnieść, to najpewniej się przewrócę i będziecie musieli mnie zbierać.

Jego przyjaciele zgodnie parsknęli śmiechem, podchodząc do niego i przytulając go delikatnie, nie chcąc naruszyć żadnych ran. A mimo to wystarczyło lekkie dotknięcie urażonego miejsca, żeby chłopak jęknął. Pozostali odskoczyli od niego natychmiast z przestraszonymi twarzami, na co Theo uniósł brwi i zrobił niezadowoloną minę. Nie był oczywiście zły na nich za troskę. Wściekał się, bo nadal nie czuł się lepiej, nie miał kontroli nad własnym ciałem i umysłem i miał tego wszystkiego szczerze dość. Jak nigdy potrzebował teraz przytulenia, ale nie od Rossa i Sarah, mimo że byli świetnymi przyjaciółmi i uwielbiał ich całym sercem. Nie mogli jednak dać mu tego, co był w stanie otrzymać tylko od jednej osoby. Nie mogli samą swoją obecnością sprawić, że wszystko będzie dobrze, że poczuje się bezpieczny i na swoim miejscu, że cały ból przestanie mieć znaczenie... Nie byli Liamem.

Theo westchnął ciężko, kiedy jego młodsi przyjaciele wrócili do przygotowywania posiłku, a on sam znów mógł nieco odpłynąć myślami. Tym razem zamiast panikować, zaczął dla odmiany wspominać... Przypomniał sobie jego życie przed tym, jak te trzy potwory znów je zniszczyły. Fizycznie często cierpiał, bywał ranny, czasami bardzo poważnie, ale nigdy nie było to dla niego takie trudne. Bo zawsze miał Dunbara przy sobie. Najpierw jako przyjaciela, a potem jako chłopaka. A z nim nic nie wydawało się takie straszne... Bo Liam zawsze był obok w trudnych chwilach, gotów nie tylko odebrać ból, bo z tym Theo mógł sobie teraz równie dobrze poradzić za pomocą tabletek, ale przede wszystkim uspokoić go i wesprzeć. Nawet, gdy cierpiało nie tylko ciało, ale i dusza, obecność młodszego chłopaka zawsze wydawała się działać jak lek. Bo Liam rozumiał jak nikt inny, jak prawdziwa bratnia dusza, a nawet, jeśli nie potrafił czegoś pojąć, to starał się jak mógł, aby Theo poczuł się lepiej. Wiedział, co zrobić, aby odwrócić jego uwagę od przykrych lub niespokojnych myśli, jak dotrzeć do niego, gdy nikt inny nie potrafił, jak uspokoić go po koszmarze czy złym wspomnieniu... Potrafił bezbłędnie wyczuć, kiedy i z jakiego powodu chłopak ma zły nastój i od razu wiedział, co w takiej sytuacji należy zrobić, aby pomóc mu poczuć się lepiej. A do tego Raeken był święcie przekonany, że dotyk młodszego miał jakieś lecznicze właściwości, zwłaszcza jeśli chodziło o przytulanie... Liam potrafił to robić jak nikt inny, w taki sposób, że jego ciało perfekcyjnie pasowało do ciała Theo, jakby byli dwoma elementami układanki. I za każdym razem wystarczyło, że starszy czuł ciepło swojego chłopaka, jego ciężar gdy dosłownie się na nim kładł, słodki zapach jego włosów, a wszystkie problemy stawały się jakby mniejsze... Nawet jeżeli miał okropny dzień, przytłaczały go złe wspomnienia i nieuzasadniony niepokój, wystarczyło kilka minut w mocnym uścisku, kiedy Raeken po prostu zaciągał się zapachem Liama i wsłuchiwał się w bicie jego serca, a młodszy szeptał mu zapewnienia, że jest przy nim i wszystko będzie dobrze, aby Theo poczuł się lepiej. Czasami potrafili przeleżeć tak cały dzień, gdy tylko chłopak tego potrzebował, bo bywały i takie dni, kiedy przeszłość nadal go dobijała. Ale nigdy nie był z tym sam... I zawsze miał przy sobie kogoś, kto sprawiał, że poczuł się lepiej. Teraz mu tego zabrakło i czuł się o wiele słabszy i bardziej bezbronny, niż kiedykolwiek.

– Halo, ziemia do Theo – Ross wyrwał go z rozmyślań, zanim zaczęły przybierać nieodpowiedni przebieg – My tu wojnę mamy.

Raeken spojrzał na niego pytającym wzrokiem i było jasne, że wyłączył się zupełnie. Ross przewrócił oczami z uśmiechem, a następnie wyjaśnił.

– Sarah upiera się, że spaghetti jest lepsze niż pizza, a ja uważam, że to bzdury.

– Głupi jesteś – stwierdziła dziewczyna, a następnie zwróciła się do Theo – Może ty dasz radę przemówić mu do rozsądku?

Starszy uśmiechnął się lekko, wracając w końcu do rzeczywistości, a następnie, ku niezadowoleniu obojga swoich przyjaciół przyznał, że lubi obie potrawy tak samo, na co Ross odpowiedział mu, że to nie w porządku i musi wybrać. Rozmowa szybko się rozkręciła i dzięki temu praktycznie całe popołudnie spędzili dyskutując o głupotach w taki sposób, jakby były to sprawy najwyższej wagi. I Raeken znów na dłuższą chwilę się rozproszył, więc nieproszone myśli przestały przejmować nad nim kontrolę. Przynajmniej do wieczora, kiedy jako ostatni z trójki poszedł wziąć prysznic. W łazience po raz pierwszy od rana pozostał sam na dłuższą chwilę, w dodatku chcąc-niechcąc musiał widzieć swoje pokaleczone ciało podczas mycia, co tylko wzmocniło trudne wspomnienia z poprzedniego dnia. I znowu rozpoczął się chaos... Chłopak naprawdę usiłował samemu przemówić sobie do rozsądku, ale paraliżujący lęk przed tym, że Liamowi jednak coś się stało okazywał się silniejszy. Na szczęście gdy tylko wyszedł z łazienki i wrócił do pokoju, Ross i Sarah czekali już na niego z kubkami kakao i od razu zdawali się zrozumieć, że coś jest nie tak.

– Hej, co jest? – zapytał chłopak, gdy tylko Theo zdołał usiąść na łóżku – To samo, co rano?

Starszy skinął głową, ściągając na siebie zaniepokojone spojrzenia od obojga swoich przyjaciół.

– Nie mogę się pozbyć tego lęku, że jednak coś mu zrobili – zaczął, a Sarah, która nie była zorientowana w sytuacji od razu zrozumiała, że chodzi o Liama i wczorajsze oszustwo Doktorów – Jak go jutro zobaczę to powinno minąć, ale... Na razie mnie trzyma.

– Zaraz, zaraz... – wtrąciła zdezorientowana dziewczyna – Jak niby chcesz go jutro zobaczyć?

Wyraz twarzy Theo dał jej do zrozumienia, że chłopak nie ma pojęcia, o co jej chodzi. Sarah uniosła brwi w wyrazie niedowierzania.

– Nie mów mi, że zamierzasz iść na uczelnię. W tym stanie? Ledwo się trzymasz na nogach, a jutro masz zajęcia praktycznie od rana do wieczora...

Jeszcze zanim skończyła mówić, wyraz twarzy Raekena wyraźnie dał jej do zrozumienia, że powinna zamilknąć. Była pewna, że gdyby oczy mogły strzelać, to byłaby już martwa, jednak nie przestraszyła się tego ostrego spojrzenia. Rozumiała, że Theo chciałby jak najszybciej zobaczyć Liama, jednak martwiła się o jego zdrowie i nie sądziła, że w tym stanie powinien śpieszyć się na uczelnię. Dzień odpoczynku to było absolutne minimum, jakie powinien sobie dać na zaleczenie ran, w przeciwnym razie Sarah mogła się założyć, że zemdlałby na zajęciach. Chłopak jednak nie wydawał się podzielać jej zdania.

– A co mam innego robić? – wymamrotał ostrzegawczym tonem, jakby chciał dać jej znać, że nie powinna dyskutować na ten temat – Siedzieć i patrzeć w sufit? Jestem cholerną chimerą, do rana się wyleczę, a ty na pewno nie będziesz mi mówić, jak mam żyć.

Może miał nadzieję, że dziewczyna się przestraszy, lub co najmniej speszy, ale wyraźnie się przeliczył. Znała go już dość dobrze, żeby wiedzieć, że jego groźne miny nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, dlatego też nie bała się protestować. Tym bardziej, że chłodziło jej tu o zdrowie przyjaciela.

– Nie pierdol głupot, jakbyś się miał od razu wyleczyć, to już by ci nic nie było. Nie wiem, jak to robią, ale pobili cię dość poważnie. Nie ma szans, że dasz radę pójść na zajęcia nie mdlejąc przynajmniej dwa razy.

– Od kiedy wiesz lepiej ode mnie jak się czuję? – odburknął Theo, ale zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, do rozmowy wtrącił się Ross.

– Słuchaj, wiem, że potrzebujesz zobaczyć Liama, ale ona ma rację. Nie jesteś w stanie spędzić całego dnia na uczelni, ledwo się poruszasz po mieszkaniu. A jeśli on cię zobaczy w takim stanie, to na pewno się domyśli, że coś się stało i się zmartwi, a tego nie chcesz. Nie lepiej ten jeden dzień zostać w domu? Mogę nawet zostać z tobą, i tak nie mam jutro dużo zajęć, Sarah też tak późno nie kończy...

– Też mogę nie iść – wtrąciła dziewczyna – Możemy sobie przedłużyć weekend, a we wtorek masz mniej zajęć, więc będzie ci łatwiej. Na pewno to będzie dla Liama mniej podejrzane, jeśli raz się nie pojawimy, niż jakbyś miał wyglądać jak zombie.

Raeken zacisnął usta w wąską linię i odwrócił wzrok, uparcie wpatrując się w zasłonięte okno i nie zamierzając spojrzeć na przyjaciół. Młodsze chimery spojrzały na siebie znacząco. Były szczerze zmartwione, ale to nie zmieniało faktu, że Theo zachowywał się jak obrażone dziecko.

– Teraz będziesz strzelać fochy? – zapytała Sarah – Chcemy ci tylko pomóc i doskonale wiesz, że mamy rację. Nie robimy tego przeciwko tobie...

– Ja go muszę zobaczyć, Sarah – wtrącił chłopak, spoglądając w końcu na dziewczynę błagalnym wzrokiem. Jego spojrzenie wyrażało więcej, niż jakiekolwiek słowa... Dość dużo, aby młodsze chimery zrozumiały powagę sytuacji. Przez chwilę patrzyły na siebie, jakby próbując bez słów ustalić jakiś plan działania, aż w końcu to Ross przerwał ciszę.

– No dobra... Ale to nie znaczy, że musisz iść na zajęcia. Wiesz przecież, gdzie on mieszka, o ile pamiętam... Wystarczy, że podjedziemy tam rano i się przekonamy, że tam jest. Zobaczysz go, uspokoisz się i będziesz mógł odpoczywać przez resztę dnia.

Theo zastanowił się przez chwilę. Fakt, dobrze wiedział, w którym bloku mieszka Liam, odkąd zobaczył go raz w aucie idąc do sklepu. Samochód również potrafił rozpoznać. Wystarczyło przecież, że zobaczy, że chłopak jest cały i zdrowy, nie musiał się męczyć na zajęciach... Ross czasami miał głową na karku.

Westchnął, uśmiechając się do młodszych chimer i kiwając lekko głową.

– Niech będzie – zgodził się – Ale we wtorek już idę i nie ma opcji, że ktoś mnie zatrzyma.

Ross i Sarah przytaknęli bez słowa, doskonale rozumiejąc, dlaczego Theo tak zależało na wtorku. Tego dnia odbywały się zajęcia w laboratorium... Raeken miał szansę na wytworzenie kolejnej próbki antidotum.

Okej, wiem, zapomniałam powiedzieć że w tym tygodniu będzie tylko jeden rozdział. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że jestem w rozjazdach i nawet to mi z głowy wyleciało😅
Wiem też że to nie jest ani dzień, ani godzina na rozdział, ale przez kolejne... Prawie 4 godziny będę jeszcze siedzieć w pociągu i powoli zaczynam się nudzić, więc... Czemu by nie wstawić dzień wcześniej... Chyba nikt się nie obrazi😅

Miłego dnia kochani💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top