18. Coś większego

Po piątkowej rozmowie ze Scottem, zarówno Theo, jak i Liam nie potrafili dojść do siebie. Raeken tamtego wieczoru nie odezwał się już nawet słowem do Rossa ani Sarah, a jedynie zamknął się w pokoju, gdzie po raz pierwszy nie myślał nad antidotum na truciznę, ale wspominał... Nie tylko ten uścisk, do którego przyciągnął go McCall, dając mu do zrozumienia, że mimo wszystko się od niego nie odwrócił, ale również o wiele więcej sytuacji, niektóre sprzed paru miesięcy, inne sięgające lata wstecz. Ten gest odblokował w nim coś, czego wolałby się teraz pozbyć, jakiś inny rodzaj tęsknoty... Nie tylko za Liamem, ale i za całą resztą. Za domem. Za rodziną. Za jego miejscem na tym świecie... Właśnie dlatego spędził całą bezsenną noc wspominając każdy wieczór spędzony ze Stilesem i Scottem na oglądaniu Gwiezdnych Wojen, każde wspólne wyjście na pizzę z chłopakami ze szkoły, wyjazd całego stada nad jezioro w celu odpoczynku od tych cholernych zagrożeń... Ilekroć usiłował skierować swoje myśli na inne tory, wiedząc dobrze, że pogrążanie się we wspomnieniach czegoś, co w tak okropny sposób utracił wcale mu nie pomaga, jego zdradziecki umysł podsuwał mu kolejną sytuację, o której zaczynał myśleć. I tak praktycznie do samego rana, kiedy ledwo żywy wywlókł się z łóżka, aby wypełnić zadanie od Doktorów, zmotywowany jedynie przez fakt, że w ten sposób uda mu się sprawdzić wyprodukowaną w tym tygodniu próbkę antidotum. Kiedy jednak wieczorem okazało się, że nie zadziałała, jakiekolwiek chęci do działania opuściły go natychmiast. Nie wiedział, na ile załamałby się po tej porażce, gdyby Ross i Sarah nie trzymali go w ryzach...

Liam również przeżywał. Cały piątkowy wieczór spędził z McCallem i dziewczynami na rozmawianiu o sytuacji Raekena. Dunbar w końcu opowiedział alfie wszystko ze szczegółami, a także przedstawił punkt widzenia swojego ojczyma, a Scott wyjaśnił mu, o czym rozmawiał z Theo tuż po meczu. Wszystko to rzucało zupełnie inne światło na całą sytuację... Raeken miał poważne kłopoty, ale za nic nie chciał współpracować i powiedzieć komukolwiek, co się dzieje. W dodatku niewiele osób mogło odkryć tę tajemnicę... Jakkolwiek McCall by się nie starał, nie mógł przecież zbyt wiele zrobić na odległość, podobnie cała reszta stada. Na miejscu pozostawali jedynie Liam i Hayden, którzy obiecali sobie, że postarają się jak mogą, jednak wiedzieli, że to nie będzie łatwe.

Trudno się więc dziwić, że Dunbar po tej rozmowie był tak zmartwiony, jak chyba nigdy w życiu. Okropnie obawiał się o Theo i co chwilę wymyślał coraz to nowe czarne scenariusze, choć w żadnym z nich nie zbliżył się nawet do straszliwej prawdy. Przede wszystkim jednak czuł, że zawiódł jako chłopak. Bo jakim cudem wcześniej tego nie zauważył? A może wiedział od początku, a jedynie z wściekłości wypierał fakt, że stało się coś złego? I nawet, jeśli próbował sobie tłumaczyć, że emocjonalne reakcje są w takich sytuacjach normalne i trudno było wymagać od niego logicznego myślenia, to nie potrafił się usprawiedliwić. Miał wrażenie, że zawiódł Theo. A to bolało tak mocno, jak chyba nic innego na świecie...

Jakby miał jeszcze za mało zmartwień, to nadal było trzeba powiedzieć stadu o całej sytuacji. Tym razem co prawda Scott obiecał, że to on wprowadzi ich w temat i zrobi to w taki sposób, żeby uświadomić im, że Theo ma poważne kłopoty i nie powinni go oceniać, dopóki nie dowiedzą się całej prawdy, ale Liam nadal nie był pewien, czy to zadziała na sto procent... Denerwował się do tego stopnia, że McCall zlitował się nad nim i zapewnił, że nie musi przy tym być, a on, Hayden i Hikari, która postanowiła się z nimi zabrać, doskonale sobie poradzą. Dunbar początkowo chciał się zgodzić i po prostu dołączyć do spotkania, gdy wszyscy będą już znać prawdę, a Malia i Stiles zdążą się nagadać ile potrzebują, ale po namyśle postanowił towarzyszyć alfie od początku. W końcu nikt nie będzie w stanie bronić honoru Theo tak dobrze, jak on sam. Skoro nie potrafił chronić swojego chłopaka, to pozostało mu tylko zadbać o jego dobre imię. Zdecydowanie był mu to winien...

Kiedy jednak siedział na rogu kanapy w domu Lydii czekając na przybycie wszystkich członków stada, zaczął kwestionować swoją decyzję. Był cholernie zestresowany, wręcz przerażony i za nic nie potrafił tego zamaskować do tego stopnia, że wszyscy obecni natychmiast zrozumieli, że coś jest nie w porządku, nie tylko istoty nadprzyrodzone. Część starała się dyskretnie go podpytać, ale Liam zawsze odpowiadał, że wszystko wyjaśni, gdy reszta dotrze już na miejsce. Trudno się więc dziwić, że w momencie, w którym spóźniony Alec przekroczył próg salonu, Dunbar siedział jak na szpilkach i miał wrażenie, że zaraz eksploduje, jeśli nie wyrzuci z siebie wszystkiego, co go dręczyło. Najpierw jednak pozwolił zabrać głos Scottowi, który, widząc w jakim stanie jest jego beta, zdecydował się nie przedłużać i zacząć temat od razu po przedstawieniu wszystkim Hikari. Liam i Hayden opowiadali już o niej na spotkaniach, więc mimo że była nowa, nie stanowiła aż tak gorącego tematu, co dało alfie szansę szybko przejść do ważniejszych, ale również trudniejszych spraw.

– Posłuchajcie wszyscy – zaczął, korzystając z tego, że nikt nie zdążył jeszcze się rozproszyć i nawiązać jakiejś rozmowy – Jest coś, o czym musimy pogadać...

Nie zdziwiło go wcale, że na dźwięk tych słów, atmosfera w pokoju zrobiła się bardziej gęsta. Wszystkie oczy zwróciły się na niego, a w spojrzeniach jego przyjaciół było widać silny niepokój.

– O nie – zaprotestował Stiles – Ten ton zawsze oznacza, że dzieje się coś złego. Błagam, nie mów mi, że znowu jakieś draństwo się przypałętało do Beacon Hills i my musimy się tego pozbyć...

Powiedział to z autentycznym przerażeniem i Scott odruchowo uśmiechnął się z ulgą, wdzięczny losowi, że może teraz pokręcić przecząco głową i uspokoić swojego przyjaciela. Zaraz jednak znowu się spiął, przypominając sobie faktyczny powód tej rozmowy.

– Nie o to chodzi – zapewnił – Właściwie, to mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że Theo żyje i jest cały, a zła, że prawdopodobnie wpadł w poważne kłopoty.

Uważał za cud, że po usłyszeniu imienia chłopaka, stado było w stanie milczeć tak długo, żeby pozwolić mu dokończyć wypowiedź, jednak kiedy tylko skończył mówić, w pomieszczeniu rozległy się zdziwione okrzyki, westchnienia i pytania, których nie potrafił rozróżnić w tym rozgardiaszu. Zaczekał chwilę, aż zapadnie względna cisza i dopiero wtedy spojrzał na siedzącego obok Dunbara, jakby czekając na znak, że jest gotowy. A kiedy młodszy skinął głową, wkładając w to zdecydowanie za dużo wysiłku, McCall ponownie zabrał głos.

– Myślę, że Liam jest w stanie powiedzieć wam więcej, niż ja.

Dunbar przełknął gulę w gardle i dobrą chwilę zbierał się do mówienia, zanim w końcu był w stanie wydusić z siebie słowo.

– Nie za bardzo wiem w ogóle, jak mam zacząć – wymamrotał – Opowiem wam wszystko od początku, ale proszę, nie przerywajcie mi, dopóki nie skończę. To już jest wystarczająco trudne...

Kiedy otrzymał od wszystkich milczącą zgodę na te warunki, kontynuował, tym razem przechodząc już do sedna. Opowiedział od początku o pierwszym spotkaniu z Raekenem w dzień rozpoczęcia roku akademickiego, o sytuacji w bibliotece i w sklepie, o zgubionym portfelu i swoim pierwszym meczu... A potem dorzucił jeszcze wszystkie wnioski, do których doszli z Hayden, Hikari, Masonem i Coreyem, a także podejrzenia jego ojczyma o potencjalnym szantażu, jaki ktoś zastosował na Theo. Potem pozwolił Scottowi przytoczyć swoją rozmowę z chłopakiem z poprzedniego dnia i dopiero, kiedy miał pewność, że temat został zupełnie wyczerpany, spojrzał na stado w taki sposób, jakby dawał im przyzwolenie na zabranie głosu. Przez dobrą chwilę jednak wszyscy milczeli... Dopiero, kiedy cisza zdawała się być już nie do zniesienia, odezwał się Stiles. Jego ton był właściwie nieodgadniony, a chemosygnały zdradzały tak wiele różnych emocji, że trudno było stwierdzić, co tak naprawdę chłopak czuje. On prawdopodobnie też do końca tego nie wiedział...

– Dlaczego nic nie mówiłeś...?

I mimo że nie brzmiał na wściekłego, to Liam poczuł się jak dziecko karcone przez rodzica. Wiedział, że powinien był powiedzieć stadu od razu i nie dziwiło go wcale wrażenie, że teraz niektórzy są na niego trochę źli, ale nadal było mu z tym ciężko... Nie chciał ich złościć ani zawodzić. Stracił już najważniejszą osobę w życiu i nie wiedział, czy kiedykolwiek ją odzyska. Kłótnie czy nieporozumienia z przyjaciółmi to było ostatnie, czego teraz potrzebował.

Spuścił wzrok, wbijając go w czubki butów i dając tym samym Stilesowi do zrozumienia, że jest mu przykro, że trzymał taką ważną sprawę w tajemnicy. Postanowił jednak odpowiedzieć szczerze.

– Bałem się... – przyznał – Nie wiedziałem, co o nim myśleć i byłem na niego wściekły. Nic jeszcze nie wiedziałem, myślałem że po prostu odszedł i byłem pewien, że się wkurzycie i... Nie wiem, jak bym zniósł, gdyby nagle wszyscy zaczęli uważać go za tego złego.

Czuł, że go zrozumieli. Nawet nie musiał na nikogo patrzeć, aby się o tym przekonać, bo natychmiast otoczył go zapach współczucia, a resztki gniewu szybko wyparowały. Wiedzieli, jaki Theo jest dla niego ważny i rozumieli wszystko. Nie byli wściekli... Na żadnego z nich.

– Może i dobrze... – stwierdził po dłuższej chwili Stiles – Znaczy nie dobrze dla całej sytuacji, ale dobrze dla ciebie, bo gdybyście nie przedstawili nam całej argumentacji, dlaczego to pewnie nie było od niego zależne, to poszedłbym ukręcić mu łeb bez chwili wahania.

Kilka osób prychnęło śmiechem, ale nie Liam. On był spięty, bo dobrze wiedział, że jego przyjaciel mówił poważnie. Gdyby nie zaczekał z wyjawieniem im prawdy do czasu, aż zebrali dowody na niewinność Raekena, pewnie reakcje byłyby zupełnie inne i zdecydowanie by mu się nie spodobały. Teraz jednak wszyscy byli raczej skłonni mu uwierzyć i uznać Theo za niewinnego, a co za tym idzie, pomóc w odnalezieniu przyczyny jego dziwnego zachowania.

To Lydia jako pierwsza przeszła do właściwego tematu, odrzucając jakiekolwiek urazy czy wątpliwości i zadała nurtujące ją od początku tej rozmowy pytanie.

– Czyli zgadzamy się, że Theo pewnie jest szantażowany, ale... Czy mamy jakieś podejrzenia co do tego, kto mógłby za to odpowiadać?

Liam spiął się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, ponieważ to pytanie uświadomiło mu boleśnie, jak niewiele wie. Nie miał bladego pojęcia, kto mógł stać za tą sytuacją i pozostała mu jedynie nadzieja, że burza mózgów w stadzie trochę rozjaśni mu umysł.

– Wiemy, że raczej można wykluczyć łowców, chociaż byli pierwszymi podejrzanymi – odparł Scott widząc, że Dunbar nie jest się teraz w stanie odezwać – Theo by sobie z nimi poradził, nie zgodziłby się na jakąkolwiek współpracę. Z resztą to nie jest ich sposób działania. Oni biorą jeńców, nie sojuszników. Trzymaliby go w zamknięciu.

– Calaveras mają oko na wszystkie silniejsze ugrupowania łowców – wtrącił Nolan – Sev nie informował mnie o niczym niepokojącym, więc możemy być pewni, że nie mieli żadnego kontaktu z Theo.

Po drugiej stronie pomieszczenia, Chris uśmiechnął się z dumą, wciąż nie mogąc uwierzyć, jak bardzo chłopak się rozwinął w swojej nowej roli. Rozwiązywanie spraw łowców było już dla niego na tyle naturalne, że Argent nie wątpił, że wkrótce będzie gotowy przejąć dziedzictwo rodu. Tego, do którego nie należał pod względem krwi, ale został przyjęty jak swój. Nikt tak bardzo nie zasługiwał na ten zaszczyt, jak on.

Scott skinął głową swojemu młodszemu koledze, a następnie kontynuował.

– Możemy jedynie podejrzewać, że ktokolwiek to jest, zna słabe punkty Theo. Musiał obserwować nas od pewnego czasu, żeby wiedzieć, gdzie uderzyć. Przynajmniej tak sądzę...

– Przez "słabe punkty Theo" rozumiesz Liama, prawda? – upewnił się Stiles. McCall zacisnął usta w wąską linię i wzruszył ramionami.

– To najbardziej prawdopodobna opcja. Najłatwiej kogoś szantażować, gdy wciągnie się do tego jego ukochaną osobę.

Dunbar poczuł się nagle bardzo niepewnie, co łatwo było zauważyć. Niezbyt świadomie zaczął bawić się palcami i tupać nogą w jednostajnym rytmie, co było oczywistym znakiem jego niepokoju. Siedząca obok Hayden położyła mu dłoń na ramieniu w kojącym geście, ale poza tym, że chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością, niewiele się zmieniło. Nie dziwiło jej to. Starała się, ale nie była Theo i doskonale wiedziała, że nie da rady uspokoić swojego przyjaciela tak, jak jego kotwica.

– Stiles mnie za to zabije, ale ja bym stawiał na jakieś istoty nadprzyrodzone – wtrącił Mason, otrzymując od wspomnianego chłopaka piorunujące spojrzenie – Ludzie nie znaleźliby haka na Theo. Znamy go, wiemy że niełatwo go podejść. To musiało być coś, co nie tylko go przechytrzyło, ale i przeraziło, skoro nie podjął ryzyka i na wszystko się zgodził.

Cała reszta zgodnie pokiwała głowami, a Liam uświadomił sobie coś, co nagle rozjaśniło mu w głowie dość mocno. Wiedział, że mimo swojego stanu musi o tym powiedzieć.

– Cokolwiek to było, było dobrze przygotowane – wymamrotał, zwracając na siebie uwagę – Do tej pory myślałem, że po prostu zasnąłem na tej randce zanim odszedł, ale... Chwilę wcześniej wcale nie byłem zmęczony. A potem spałem długo i mocno, mimo że pewnie wokół mnie coś się działo. Ten ktoś musiał rozmawiać z Theo, może nawet walczyli, a ja... Nic nie słyszałem. Więc może wcale nie zasnąłem... Może ktoś mi pomógł.

Doskonale wiedział, jakie wrażenie zrobiły na pozostałych jego słowa, mimo że nawet na nich nie patrzył. Zapachy silnych emocji uderzył go tak mocno, że aż się skrzywił, ale nie odezwał się już więcej. Czekał na innych. Samo powiedzenie tych paru zdań stanowiło dla niego wyzwanie, nie chciał sobie dokładać nerwów...

– Dobra, ale to stawia kolejne pytanie – wtrącił Corey – Dlaczego akurat Theo? Bo jest jasne, że celowali bezpośrednio w niego. Czemu? Zawsze chodzi im o Scotta albo o wszystkich po kolei, dlaczego teraz skupili się tylko na Theo?

Po tym pytaniu na dłuższą chwilę zapadła cisza, ponieważ wszyscy potrzebowali trochę czasu, aby przetworzyć informacje podane przez chłopaka i zastanowić się nad odpowiedzią, która wcale nie była dla nich taka oczywista. Pierwszą myślą był oczywiście fakt, że Raeken jest chimerą, ale zaraz przyszły wątpliwości. Bo co to niby ma do rzeczy? Nie posiadał przecież żadnych specjalnych zdolności poza tym, że mógł przejść przez popiół górski, ale czy dla geniusza zbrodni, który był w stanie owinąć sobie wokół palca nawet Theo, ta jedna umiejętność była naprawdę aż tak ważna? Nie należało oczywiście zupełnie wykluczać tej możliwości, ale wszyscy zgodnie wątpili, żeby chodziło tylko o to. Z resztą naprawdę niewiele osób poza stadem wiedziało, że Raeken to potrafi... To raczej nie mogło być to. Ale w takim razie co innego...?

Tym razem jako pierwsza na sensowny pomysł wpadła Kira.

– Może chodziło o coś osobistego? – zasugerowała – Nie wiemy zbyt wiele o jego przeszłości z... Doktorami, ale jestem pewna, że mógł sobie wtedy narobić wrogów. Może niektórzy z nich jeszcze żyją i postanowili się zemścić?

Nie miała pojęcia, jak blisko prawdy była. Praktycznie ocierała się o nią cały czas, ale nadal nie potrafiła trafić w sedno. Ani ona, ani nikt inny... Jednak trudno im się dziwić. Co w tym niespotykanego, że potencjalnych wrogów szuka się wśród żywych? Nikt nie bierze pod uwagę nieboszczyków...

– Nie mówił za dużo o tym okresie – wtrącił cicho Liam – Jest szansa, że miał jakichś wrogów... To by miało sens.

– To tylko jedna z opcji – dodał Stiles – Ale na tę chwilę nie potrafię wymyślić nic bardziej sensownego, więc chyba musimy ją przyjąć.

Pozostali pokiwali głowami, wyrażając milczącą zgodę, ale zanim temat zdążył pójść w jakimkolwiek kierunku, odezwała się milcząca dotąd Hayden.

– Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz – przyznała – Jego znajomi... Ciągle trzyma się z taką dwójka, nie z jego wydziału. Przedtem byłam pewna, że poznali się na uczelni, ale teraz myślę, że znali się już wcześniej. Spędzają razem przerwy, jeżdżą jednym samochodem, po zajęciach też czasami widuję ich razem na mieście... Wydaje mi się, że mogą nawet razem mieszkać, nie zdziwiłabym się. Oni muszą coś wiedzieć... A wydają się trochę zagubieni i zależni od niego, więc może łatwiej by się dało coś z nich wyciągnąć, czy chociaż ich poobserwować...?

– Gdyby nie fakt, że Theo ciągle jest z nimi – wtrącił sceptycznie Liam, choć w głębi duszy wiedział, że dziewczyna ma rację. Wcześniej nie myślał o znajomych Raekena, skupiony tylko na chłopaku, jednak teraz zdał sobie sprawę, że faktycznie mogliby być cennym źródłem informacji. Gdyby tylko dało się ich kiedyś dorwać bez Theo...

– Kiedyś muszą w końcu się od niego odkleić – odparła Hayden z nadzieją w głosie – Ostatnio na meczu chciał wyjść, gdy zobaczył Scotta, więc... To nie tak, że jest do nich przyspawany. Może akurat trafi się okazja, aby spróbować z nimi porozmawiać...

Dunbar jedynie wzruszył ramionami, zbyt zmęczony i zrezygnowany, aby mieć nadzieję na taki szczęśliwy zbieg okoliczności. To by im zdecydowanie pomogło, ale chłopak już się nauczył, że w ich życiu nic nie jest łatwe. Teraz też nie liczył, że będzie łatwo...

– To by mogło nam dużo dać, pod warunkiem, że chcieliby mówić – uznał McCall – Ale to już niestety należy do was... My jesteśmy daleko i niewiele możemy zrobić, jeśli nie wiemy, przeciwko czemu walczymy. Wy się musicie dowiedzieć...

Ostatnie zdanie wypowiedział ze szczerym współczuciem skierowanym do Liama i Hayden. Wyobrażał sobie, jak trudne musiało być spotykanie Theo codziennie ze świadomością, że nie ma się żadnej możliwości, aby normalnie z nim porozmawiać, pomóc mu, odzyskać taki kontakt jak kiedyś... A teraz mieli wejść z butami w jego życie, wbrew jego woli odnaleźć przyczynę jego dziwnych zachowań i dać znać całemu stadu... To nie mogło być proste zadanie, ale bez tego kroku nic nie można zrobić.

– Mam dziwne wrażenie, że to jest coś większego, niż myślimy – westchnął Liam, wbijając wzrok w czubki butów – Coś, co jest oczywiste, co mamy na końcu języka, ale nie możemy na to wpaść... I obawiam się, że jak już się dowiemy, to zmiecie nas z planszy.

Wbrew jego przypuszczeniom, pozostali nie zaprotestowali, a jedynie w milczeniu pokiwali głowami. Z jakiegoś powodu wszyscy zgodnie podzielali to uczucie...

Część z Was dziś zaczyna szkołę, więc łapcie rozdział na pocieszenie💜 Powodzenia w tym roku szkolnym!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top