17. Zdemaskowany

Mimo obietnicy złożonej tacie, Liam raczej nie był zbyt chętny do poważnej rozmowy ze Scottem, za to z wielkim entuzjazmem obgadał temat Theo z Masonem, Coreyem i Hayden. Już kolejnego dnia zaprosił chłopaków do siebie i razem zdzwonili się z dziewczyną, aby Dunbar mógł przedstawić im punkt widzenia swojego ojczyma, który wszyscy bez zawahania uznali za warty uwagi i sensowny. Nie zmieniło to oczywiście zbyt wiele, a jedynie dołożyło im przemyśleń i jeszcze trochę bardziej zmotywowało do szybkiego poznania tajemnicy Raekena. Nie było to oczywiście łatwe, zwłaszcza że chłopak z każdym dniem wydawał się być coraz bardziej nieobecny... Nadal bardzo często znajdował się blisko Liama, który obecnie przerwy spędzał głównie w świetlicy lub bibliotece, ze względu na pogodę, ale czasami wydawał się w ogóle nie rozumieć, co się wokół niego dzieje... Nie obserwował już młodszego ze złośliwym uśmieszkiem i zaciekawieniem w oczach, nie reagował na jego głos ani śmiech, choć zwykle niewiele wystarczyło, aby zwrócić jego uwagę... Teraz wydawał się żyć w swoim własnym świecie, niemal bez przerwy bazgrając coś w małym notesie, z którym chyba w ogóle się nie rozstawał i tylko okazjonalnie zamieniając słówko z Rossem lub Sarah. A Dunbar oczywiście nie miał pojęcia, że ten malutki notatnik zawiera dziesiątki potencjalnych wersji jego szansy na spokojne życie...

Po pierwszych zajęciach w laboratorium, Theo zdawał się być jedynie pełen werwy i zmotywowany do działania, jednak kiedy zorientował się, jak niewiele ma czasu każdego tygodnia, aby usiłować stworzyć lek, ta motywacja przerodziła się wręcz w obsesję. Nie potrafił już myśleć o niczym innym. Każdą przerwę w zajęciach i czas po nich wykorzystywał jedynie na opracowywanie coraz to nowych rozwiązań, co oczywiście nie zbliżyło go specjalnie do wytworzenia antidotum, a jedynie wzbudzało jego panikę, ponieważ miał coraz więcej opcji i bardzo ograniczone możliwości ich sprawdzenia. Gdyby nie Ross i Sarah, którzy codziennie, uparcie przypominali mu, że nie pomoże Liamowi, jeżeli przedtem się wykończy i zmuszali go, aby odpoczął chociaż przez chwilę, pewnie by oszalał. Zapomniałby o śnie i jedzeniu, pochłonięty jedynie pracą nad teoretycznymi możliwościami, których i tak nie mógł wypróbować od razu... Na szczęście przyjaciele nad nim czuwali, mimo że w tym stanie przemówienie mu do rozsądku graniczyło z cudem. Czasami ledwo dawali radę zmusić go do półgodzinnej drzemki, a co dopiero mówić o dłuższej przerwie w pracy...? Trudno się więc dziwić, że kiedy Ross wyszedł z propozycją pójścia na mecz w kolejny piątek, Theo kategorycznie odmówił, a młodsze chimery potrzebowały dobrej godziny upartych próśb i sporej liczby mocnych argumentów, aby w końcu namówić go do niechętnej zmiany zdania. Głównym czynnikiem, który dał radę tego dokonać było oczywiście wspomnienie o Liamie i jego potencjalnych problemach z kontrolą, z którymi tylko Raeken potrafił mu pomóc. W całym tym planie odciągnięcia Theo od pracy była tylko jedna luka... Ross nie powiedział mu, przeciwko której uczelni odbywa się mecz, a chłopak sam specjalnie się tym nie interesował. Przynajmniej dopóki nie usiadł na trybunach i nie zobaczył nieopodal dwóch przyjaciółek Liama. Przy nich siedziała osoba, której widok sprawił, że Raeken poczuł, że musi uciekać natychmiast, mimo że należała do najmilszych dziewczyn, jakie znał. Kira.

Jego pierwszy instynkt podpowiedział mu, że powinien zerwać się z miejsca i odejść, nie oglądając się za siebie. A kiedy jego wzrok na chwilę skrzyżował się ze spojrzeniem Hayden, która wydawała się zaskoczona i jak nigdy zaniepokojona na jego widok, zdał sobie sprawę, że to mogłaby być najmądrzejsza opcja. Najpierw jednak zmusił się, żeby spojrzeć na boisko, na które dopiero co wychodzili zawodnicy. Jako pierwszego zobaczył oczywiście Liama, jednak nie miał czasu, aby długo mu się przyglądać. Szybko skierował spojrzenie na przeciwną drużynę i od razu odnalazł wzrokiem kogoś, kogo bardzo obawiał się ujrzeć... Po środku boiska, stojąc pośród swoich kolegów z Riverside, Scott McCall przyglądał mu się ze szczerym zdziwieniem. A Theo poczuł, że katastrofa zbliża się wielkimi krokami.

Wyglądało na to, że Liam jeszcze go nie zauważył, a Scott chyba nie wydawał się szukać szansy na rozmowę z nim podczas meczu. Wiedział, że to wyprowadzi chłopaka z równowagi, dlatego wolał poczekać do końca rozgrywki. A przynajmniej Raeken miał taką nadzieję... Wydawało mu się, że powinien natychmiast się ulotnić i nie czekać, aż sytuacja się rozwiąże, ale gdy tylko zdążył się podnieść, Sarah spojrzała na niego z zaskoczeniem i zapytała:

– A ty dokąd?

Dopiero słysząc głos przyjaciółki, Theo przypomniał sobie o obecności młodszych chimer. Westchnął, nie mając szczególnie ochoty na tłumaczenie, tym bardziej, że wolał nie zwracać na siebie uwagi także Kiry. Wystarczyło, że Scott go zobaczył.

– Wychodzę – oznajmił, próbując wyminąć swoich przyjaciół, ci jednak również wstali, zagradzając mu drogę.

– Nie ma opcji – zarządziła Sarah – Masz pomysł, to go zanotuj tutaj i wracaj do oglądania, nie musisz w tym celu uciekać. Jutro do tego wrócisz, dziś odpoczywasz.

– Nie o to chodzi – syknął wściekle Raeken, a potem, widząc, że inaczej się stąd nie wydostanie, dodał – W przeciwnej drużynie gra Scott... Mój... Znaczy... Alfa Liama.

Mimo że sam się poprawił, to jednak zabolało jak cholera. Fakt, że nie wydawało mu się, aby mógł dalej nazywać McCalla swoim alfą.

Ross i Sarah spojrzeli po sobie z niepokojem, ale widocznie nie zamierzali się odsunąć. Zamiast tego chłopak odezwał się pewnym siebie głosem.

– I co z tego? – zapytał – Liam pewnie już im powiedział, że tu studiujesz. To nie masz prawa przyjść na mecz? Siadaj, ale już. Wyglądasz bardziej podejrzanie uciekając, niż zostając tutaj.

Theo nie do końca o to chodziło. Zdawał sobie sprawę, że McCall powinien już wiedzieć o jego obecności w Davis, ale po prostu obawiał się, że pozostając tutaj, zostanie zmuszony do jakiejkolwiek konfrontacji. Scott był jego przyjacielem... Nie chciał krzywdzić i jego, nie chciał okłamywać kolejnej osoby, nie chciał usłyszeć od niego ostrych słów, których się spodziewał... O wiele łatwiej byłoby uciec, zanim ktokolwiek zdąży go złapać, zagadać, zapytać o coś... A mimo to tok rozumowania Rossa wydał mu się logiczny. Wyglądałby podejrzanie uciekając, a poza tym... Dawno nie widział McCalla ani Kiry. Stęsknił się... I jeśli miał szansę chociaż popatrzeć na mecz i przez chwilę poudawać, że siedzi na trybunach w Beacon Hills ze swoimi przyjaciółmi z watahy, to chyba warto było ją wykorzystać...

Nie wziął oczywiście pod uwagę faktu, że jego obecność jest dla Scotta prawdziwym szokiem, bo do tej pory codziennie zastanawiał się, czy Theo w ogóle żyje. Skąd miałby wiedzieć, że Liam trzymał wszystko w tajemnicy?

Niepewnie usiadł z powrotem na swoim miejscu, usiłując skupić się na grze. Praktycznie nie spuszczał wzroku z Dunbara i McCalla, jednak nie potrzebował słuchu, żeby wiedzieć, co się dzieje na boisku, dlatego bez problemu mógł dosłyszeć rozmowę toczącą się kilka ławek dalej, pomiędzy trzema dziewczynami... A zaczął jej słuchać w wyjątkowo odpowiednim momencie.

– Czyli jest nas dwie – uznała z entuzjazmem Kira – Masz swój miecz?

Chłopak mimo woli zaryzykował odwróceniem wzroku i spojrzał na dziewczyny. Yukimura była zajęta rozmową z tą nową znajomą Liama, która, jak w końcu zdążył niedawno podsłuchać, miała na imię Hikari, a Hayden udawała, że ich słucha, ale w rzeczywistości przeskakiwała wzrokiem między boiskiem a Theo. Chłopak odwrócił głowę, zanim ich spojrzenia zdążyły się spotkać, usiłując przetworzyć nową informację. Hikari była kitsune...

– Jeszcze go nie złożyłam – odparła dziewczyna – Trochę się boję... Ta moc to bardzo dziwne uczucie.

Po tym zdaniu łatwo było wywnioskować, że jest bardzo niedoświadczona, ale Raeken czuł, że po poznaniu Kiry to się szybko zmieni. A kiedy zbuduje już miecz... Będzie pewnie tak samo potężna, jak Yukimura. I byłoby to oczywiście dobre, gdyby Theo miał pewność, że taka siła nigdy nie zostanie użyta przeciwko niemu.

– Wiem, ale da się nad tym zapanować – zapewniła starsza dziewczyna – Grunt to zacząć odpowiednio szybko, zanim zaczniesz używać mocy. Ja zrobiłam na odwrót i było ciężko.

Zaśmiała się lekko pod koniec, ale Raeken wiedział, że nie jest jej do śmiechu. Całe stado doskonale zdawało sobie sprawę, że mimo doskonałych efektów, nie wspomina zbyt miło swojego treningu u zmiennoskórych.

– Więc jeśli chcesz się podszkolić, to zabierz się z Hayden i Liamem i przyjeżdżaj do nas na weekendy. Ja chętnie pomogę na ile umiem, moja mama pewnie też. Możesz zabrać kawałki miecza i spróbujemy go złożyć, gdy będziesz gotowa.

Theo odruchowo pokręcił głową. Zdążył już zapomnieć, jak pomocna jest Kira... Zawsze chętna, aby zrobić coś dla innych. Trochę żałował, że i jemu nie może teraz pomóc...

– Dziękuję... Chętnie skorzystam – odpowiedziała Hikari, a Raeken pomyślał, że być może trochę za ostro ją ocenił... To znaczy, dopóki nie spojrzał na Liama i nie ogarnęła go chorobliwa zazdrość o każdego, kto ma potencjalną szansę się do niego zbliżyć.

Na dobrą chwilę zapadła cisza, a Theo praktycznie już przestał zwracać szczególną uwagę na dziewczyny, dopóki do jego uszu nie dobiegł zdziwiony szept Kiry...

– Hayden... – westchnęła, zwracając na siebie uwagę dziewczyny. Raeken z trudem zmusił się, aby się nie odwracać, jednak niemal czuł, że Yukimura pokazuje na niego... A kiedy po dłuższej chwili dotarła do niego odpowiedź Romero, wszystko było już jasne.

– Kira... Posłuchaj – zaczęła niepewnie – Liam nie chciał na razie nikomu mówić...

– Dlaczego? – weszła jej w słowo przyjaciółka – Wszyscy wychodzimy z siebie... Od dawna tu jest? Czemu z wami nie przyjechał?

W jej głosie nie było złości, a jedynie podejrzliwość, ulga i jakiś smutek... Theo musiał się nieźle wysilić, aby zamaskować wyrzuty sumienia i przede wszystkim szok związany z faktem, że Liam nic jeszcze nie powiedział stadu... Cholera, czyli miał szansę pozostać niezauważony, gdyby tylko nie dał się namówić na ten durny mecz...

– To skomplikowane... – odpowiedziała Hayden, jednak zanim zdążyła coś wyjaśnić, starsza dziewczyna już odezwała się ponownie, tym razem nie zwracając się do niej.

– Theo – szepnęła, próbując zwrócić uwagę chłopaka – Hej, Theo...

Raeken zacisnął pięści. Nie mógł udawać, że jej nie słyszy, w końcu był chimerą i miał nadprzyrodzony słuch. Ale nie wolno było mu również okazać ciepłych uczuć, dlatego, choć okropnie go to bolało, odwrócił się na chwilę w jej stronę, aby obrzucić dziewczynę aroganckim, pełnym wyższości spojrzeniem, a następnie wrócić do oglądania meczu. Nie było to łatwe, zważywszy na to, jak słodko i przyjaźnie wyglądała Kira, machając mu ze szczerym uśmiechem i ulgą, że go widzi, jednak to była jedyna słuszna opcja. Nawet nie patrząc na dziewczyny doskonale potrafił sobie wyobrazić wyraz twarzy Yukimury, gdy spojrzała z powrotem na Hayden.

– Jak mówiłam, skomplikowane – podsumowała Romero – Poczekajmy może aż mecz się skończy? Scott też będzie miał pewnie dużo pytań...

Dziewczyna musiała się zgodzić, ponieważ do końca rozgrywki Theo już nie słyszał, żeby którakolwiek z nich się odezwała. Cisza była niezręczna, ale nijak się miała do uczucia, jakie ogarniało go, gdy Scott spoglądał na niego z boiska. Przez kask Raeken nie mógł zobaczyć jego twarzy, ale czuł, że nawet, gdyby go widział, nie potrafiłby go rozpracować.

Mecz zdawał się dłużyć w nieskończoność, ale ostatecznie zakończył się nieznaczną wygraną Davis. Theo podejrzewał, że Scott nie był w stanie dać z siebie stu procent przez jego obecność, a podejrzenie to się potwierdziło, gdy tylko po zakończeniu rozgrywki McCall spojrzał znacząco na Liama i powiedział do niego coś, co Raeken ledwo usłyszał przez panujący gwar.

– Spotkajmy się pod szatniami za piętnaście minut. Zgarnij ze sobą Hayden.

Było jasne, o czym zamierzają rozmawiać, ale na to chłopak nie mógł już nic poradzić. Był wściekły, że dał się wyciągnąć na mecz i pozwolił się zdemaskować... Do tego stopnia, że nie czekając na Rossa i Sarah, ruszył w stronę swojego zaparkowanego samochodu. Przez te nerwy dopiero jakoś w połowie drogi zorientował się, że nie jest sam... Jednak zanim zdążył coś wymyślić, już został złapany za ramię i gwałtownie przyciśnięty do murku za sobą. Przestraszył się, ale nie przez sam fakt, że ktoś go zatrzymał, ale przez to, że od razu go rozpoznał...

Scott musiał pobiec za nim prosto z boiska, bo nadal miał na sobie pełny strój do lacrosse. Brakowało jedynie kasku, więc Theo w końcu był w stanie zobaczyć jego zmęczoną twarz i zdecydowanie nie podobało mu się to, co ujrzał. McCall wydawał się nie tyle zły, co przede wszystkim zdezorientowany i może również nieco zaniepokojony... Kiedy jednak się odezwał, jego ton był ostry.

– Możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz?

Raeken wiedział, że powinien zachowywać się zupełnie obojętnie, ale widok alfy po tak długim czasie sprawił, że jego wewnętrzny wilk dosłownie zwinął się w kłębek i chłopak potrzebował o ułamki sekund za dużo czasu, aby przybrać swój arogancki wyraz twarzy. Kiedy się odezwał, jego ton nie był tak obojętny i podły, jak powinien.

– Kolejny, co nie potrafił czytać ze zrozumieniem – prychnął – Pisałem przecież, że...

– Wychodziliśmy z siebie, bo myśleliśmy, że łowcy cię złapali, a ty nawet nie raczyłeś nas poinformować, że żyjesz?! – wtrącił Scott ze złością, a jego oczy na krótką chwilę zalśniły czerwienią. Theo mimo woli zadrżał z niepokojem i zacisnął powieki na ułamki sekund. Szybko oczywiście się zreflektował, ale ten moment wystarczył, aby wyraz twarzy McCalla złagodniał, a gniew wokół niego przestał być tak intensywnie wyczuwalny. Jego palce na ramieniu drugiego również odrobinę się rozluźniły, ale nadal trzymały dość mocno, aby chłopak się nie wyrywał.

– Theo... Młody... Co się dzieje? – zapytał z taką troską w głosie, że Raeken z największym trudem powstrzymał się przed płaczem i natychmiastowym wyznaniem mu wszystkiego. Zamiast tego przewrócił oczami.

– Daj spokój, nie udawaj, że jesteśmy przyjaciółmi – prychnął – Nie pasuje mi to. Nie jestem stadnym zwierzęciem, lepiej mi samemu. Jaśniej się już nie da.

I mimo że jego serce nawet na chwilę nie zgubiło rytmu, Scott nie wydawał się nawet odrobinę przekonany. Westchnął ciężko, usiłując opanować nerwy, a następnie odparł.

– Ale wiesz, że nawet jeśli kontrolujesz bicie serca, to da się rozpoznać, kiedy kłamiesz?

Raeken chciał zaprzeczyć, naprawdę bardzo chciał, ale nie mógł, bo przecież wiedział, że McCall ma rację. Jeszcze na początku dawał sobie radę, z resztą Liama łatwiej było okłamać, bo był zaślepiony przez emocje i nie myślał logicznie, ale teraz... Scott zdawał się czytać go jak otwartą księgę i już nawet nie było sensu zaprzeczać...

– Młody, posłuchaj – zaczął ponownie alfa – Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale widzę, że coś więcej jest na rzeczy. I chcę pomóc, naprawdę, tylko musisz mi na to pozwolić. Nie muszę nic mówić Liamowi, ani nikomu innemu, to może zostać między nami, ale... Powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi. Dlaczego odszedłeś? Wszystko zrozumiem, ale daj mi powód...

Theo miał dwa wyjścia – brnąć dalej w kłamstwa, albo uchylić chociaż rąbka tajemnicy, żeby w ten sposób przekonać McCalla, aby dał mu spokój i pozwolił załatwić wszystko po swojemu. Pierwsza była oczywiście pozbawiona sensu i bezgranicznie głupia, bo Scott za żadne skarby nie dałby się przekonać, a druga wydawała się ryzykowna, ale zdecydowanie lepsza... Miała większe szanse powodzenia. Dlatego po krótkiej chwili zastanowienia, pozwolił sobie odrobinę opuścić gardę. Tylko trochę... Na tyle, na ile pozwalała sytuacja.

– Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć – ostrzegł – I nie możesz. To jest coś, co muszę rozwiązać sam i dopiero potem... Możemy rozmawiać. Jeśli mi się uda.

Próbował patrzeć starszemu w oczy mówiąc te słowa, ale już jakoś w połowie się poddał. To spojrzenie pełne bólu, niepokoju i troski, jakby Theo naprawdę był jego betą, z którą ma szczególną więź, a nie przygarniętym wyrzutkiem i byłym wrogiem... To było dla niego za dużo. A gdy McCall się odezwał i wbrew przypuszczeniom Raekena nie był wcale zły, powstrzymanie płaczu wydało się jeszcze trudniejsze...

– Czyli coś się dzieje – stwierdził – Theo, naprawdę możesz mi powiedzieć. Nie pisnę nikomu słowem, ale może we dwóch łatwiej będzie rozwiązać tę sprawę... Powiedz mi chociaż, czy ktoś cię do tego zmusił, czy coś ci grozi... Nie wiem, cokolwiek, z czym mógłbym pomóc.

Te słowa okazały się naprawdę niebezpieczne, bo o mały włos nie sprawiły, że Raeken się złamał... W końcu Scott był godny zaufania i mógł przynajmniej postarać się mu pomóc... Powiedzenie mu prawdy nie wydawało się głupie, ale zanim zdążył podjąć impulsywną decyzję, ugryzł się w język. Może gdyby tylko McCall wiedział, to nie byłoby źle, ale Theo nie był idiotą. Zdawał sobie sprawę, że w stadzie wieści szybko się rozchodzą. Jeśli Scott coś wie, to również Stiles. Jeżeli Stiles wie, to również Lydia. A na taką reakcję łańcuchową nie mógł sobie pozwolić. A nawet, gdyby postanowił zaryzykować, to nie mógł tego zrobić tutaj. Gdyby McCall zapytał go pod trybunami, na boisku pełnym ludzi, może mógłby coś powiedzieć, ale tutaj, gdzie byli tylko we dwóch, podczas gdy większość osób jeszcze świętowała na boisku albo ewentualnie udawała się do domów, nie zwracając uwagi na otoczenie, nie mógł sobie na to pozwolić. Nie jeśli w każdym ciemnym kącie mógł czaić się ktoś, komu jego działanie by się nie spodobało... Doktorzy zawsze słuchali. Dlatego, mimo że łamało mu to serce (o ile złamanie go jeszcze bardziej było w ogóle możliwe), westchnął ciężko, a potem z desperacją syknął:

– Dlaczego wy wszyscy nie możecie po prostu mi uwierzyć?

Scott pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.

– Bo wiemy, że kłamiesz...

I mimo że tak naprawdę nic nie wiedział, to Theo słysząc te słowa poczuł się zdemaskowany. Bo co z tego, że upierał się, aby nic nie mówić, skoro i tak było jasne, że wpadł w ogromne kłopoty... Tym bardziej, że skoro McCall to widział, to pewnie zamierzał powiedzieć Liamowi, Hayden i wszystkim innym, co dla Raekena oznaczało wzmożoną uwagę dotyczącą jego osoby i mniejszą swobodę działania. Nie podobało mu się to tym bardziej, że jego możliwości szukania rozwiązań już były bardzo ograniczone. A jednak nie pozostało mu nic innego, jak tylko brnąć dalej w to, w co się wypakował.

– Naprawdę nie mogę ci nic powiedzieć... – wymamrotał, wbijając wzrok w czubki butów – Coś się stało, to prawda, ale... Poradzę sobie. Muszę... Ten problem dotyczy tylko mnie. Nie możesz mi pomóc.

Poczuł, że jego słowa mocno poruszyły Scotta. Nie musiał nawet podnosić wzroku, aby zrozumieć, że alfa jest w rozsypce.

– W żaden sposób? – upewnił się jeszcze raz, chwytając się resztek nadziei. Theo zniszczył ją bezwzględnie, kręcąc przecząco głową.

– Dam radę... – powtórzył, próbując przekonać nie tyle McCalla, co siebie samego. Starszy chłopak skinął głową.

– Wiem – zapewnił – Po prostu nie podoba mi się, że musisz się z tym mierzyć sam, cokolwiek to jest, więc... Pamiętaj, że w razie czego zawsze postaram się ci pomóc. I że mój dom jest dla ciebie otwarty. Nieważne, co powiesz, dalej jesteś moją betą i moim przyjacielem i mam nadzieję, że kiedyś uda nam się o tym porozmawiać bez kłamstw.

Też mam taką nadzieję, pomyślał Theo, jednak słowa te nie opuściły jego ust. Zamiast tego jedynie skinął głową, zamierzając już odsunąć się i odejść, jednak zanim zdążył się poruszyć, został przyciągnięty przez Scotta do mocnego uścisku... I przez chwilę był w takim szoku, że po prostu stał tam i pozwalał mu się przytulać, zanim przypomniał sobie, że nie powinien okazywać żadnej słabości. Gwałtownie się odsunął, odpychając od siebie starszego chłopaka, który wydawał się szczerze zraniony, ale zupełnie nie zaskoczony tym działaniem.

– Proszę, nie utrudniaj tego jeszcze bardziej – wymamrotał Raeken, a następnie, zanim Scott zdążył zareagować, odszedł, nie oglądając się za siebie obawiając się, że zbycie drugiego chłopaka poszło mu coś za łatwo.

McCall potrzebował zdecydowanie więcej czasu, aby ruszyć się z miejsca i pójść do szatni, aby w końcu zmienić strój od lacrosse i wyjść na spotkanie z Liamem i Hayden. Czuł się przybity i zmartwiony, a przede wszystkim miał wrażenie, że zawiódł jako alfa. Oczywiście nie zamierzał odpuścić Theo i planował dowiedzieć się, co się z nim dzieje, ale dręczyło go, że jeszcze tego nie wiedział... Jego przyjaciel miał zdecydowanie jakiś poważny problem, a on nie miał bladego pojęcia, jak mu pomóc. To zawsze było szczególnie bolesne uczucie...

Kiedy wyszedł z szatni, Liam i wszystkie trzy dziewczyny już na niego czekali. Wszyscy mieli wyjątkowo nietęgie miny. Dobrze wiedzieli, o czym, a raczej o kim przyjdzie im rozmawiać...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top