10. Tu nie chodzi o ciebie

Kiedy Theo, Ross i Sarah przyjechali na uczelnię nie zapowiadało się, że w najbliższym czasie przestanie padać, dlatego uzgodnili, że tym razem podczas przerwy spotkają się w bibliotece, a nie na dziedzińcu. Było to jedno z najbezpieczniejszych miejsc, w jakich mogli rozmawiać, nie licząc świetlicy, jednak Raeken obawiał się, że przy takiej pogodzie będzie zbyt zatłoczona, więc zdecydowali się ostatecznie na czytelnię. Spotkali się przy jednym ze stolików na samym początku przerwy i zaczęli swoje codzienne pogaduszki na mało istotne, ale prywatne tematy, których woleli nie poruszać tam, gdzie Doktorzy mogli ich usłyszeć. Szybko jednak rozmowa została przerwana przez Theo każącego swoim znajomym się zamknąć, aby następnie wskazać dyskretnie na Liama podchodzącego do biurka bibliotekarki. Chłopak nawet ich nie zauważył, choć siedzieli całkiem blisko, a Raeken od razu zdołał wyczuć złość, z której wynikała nieuwaga młodszego. Wystarczyło również, że chwilę go poobserwował, a już wiedział, że Dunbar jest na granicy wytrzymałości jeśli chodzi o utrzymanie kontroli. Nie potrafił ustać w miejscu, co chwilę przestępował z nogi na nogę albo bawił się palcami. Kiedy kobieta za biurkiem nie była zbyt chętna, aby mu pomóc, zamknął oczy na kilka sekund, jakby bał się, że zrobią się żółte, a gdy w końcu wskazała mu drogę do odpowiednich regałów, popędził tam niemal biegiem. Theo jednak, jeśli odpowiednio się skupił, cały czas był w stanie wyczuć jego emocje. I właśnie dlatego przez kolejne minuty zauważył, że złość młodszego wcale nie złagodniała. Prawdopodobnie wciąż był na granicy i nienajlepiej sobie z tym radził. A to oznaczało realne ryzyko, że straci nad sobą kontrolę i o ile w Beacon Hills byłaby to przykra, ale nie beznadziejna sytuacja, o tyle tutaj, wśród ludzi, którzy nawet nie mieli pojęcia o jego mocach... Mogło być delikatnie mówiąc nieprzyjemnie.

Chyba, że jego złość skoncentruje się na czymś innym. Albo na kimś...

Nie tracił wiele czasu. Szybko poinformował Sarah i Rossa o swoim pomyśle (który nie wydawał im się specjalnie mądry, ale nie chcieli się kłócić), a następnie udał się w kierunku wysokich regałów, kierując się zapachem Liama. Znalazł go szybko i od razu stanął jak najbliżej w taki sposób, że oddzielał ich tylko jeden regał. Wiedział, że chłopak w tym stanie raczej nie zarejestruje jego obecności, a nawet jeśli, to prawdopodobnie będzie się starał uniknąć konfrontacji. Theo mógł więc być blisko i w razie potrzeby zareagować, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie wiedział jeszcze, jak dokładnie miałby to zrobić, żeby pasowało do jego planu udawania, że młodszy go nie interesuje, ale sądził, że wymyśli coś w trakcie. Najważniejsze było, aby Liam nie stracił nad sobą panowania, co niestety, jak Raeken się spodziewał, w obecnej sytuacji mogło być trochę trudniejsze, niż zazwyczaj. W końcu został pozbawiony kotwicy, a to miało naprawdę znaczący wpływ na samokontrolę. Theo szybko przekonał się, jak bardzo znaczący, ponieważ gniew Dunbara zdawał się z każdą chwilą coraz większy, aż w pewnym momencie osiągnął taki poziom, że Raeken, nawet nie widząc młodszego chłopaka, był w stanie stwierdzić, że jego oczy zmieniły kolor na żółty. Miał bardzo mało czasu na wymyślenie, co zrobić, jeśli nie chciał, aby Liam przemienił się na środku biblioteki (i to prawdopodobnie tylko dlatego, że nie mógł znaleźć konkretnej książki), więc zaczął działać właściwie bez namysłu, oczywiście zachowując swoje maski. W jakiś sposób spodziewał się, że Dunbar zdał sobie sprawę z jego obecności, jednak aby się upewnić, zaśmiał się kpiąco w sposób, którego szczerze nienawidził, a który w tym momencie był zdecydowanie najbardziej odpowiedni.

– No i czym się tak podniecasz, co? – zapytał cicho, starając się utrzymać swobodny, nieco złośliwy ton – Nie wiem, czy warto ryzykować przemianę w zatłoczonej bibliotece przez głupią książkę.

Wiedział, że Liam go usłyszał, kiedy jego serce przyspieszyło jeszcze bardziej, a do zapachu wściekłości dołączył strach. Theo autentycznie zabolał fakt, że młodszy boi się słysząc jego głos, ale wiedział, że tylko w ten sposób zdoła coś zrobić. Jeśli skieruje uwagę Dunbara na siebie, zrobi to samo z jego gniewem. Jeśli dobrze się postara, powinien dać radę zagadać go na tyle, aby zapobiec zupełnej przemianie. A jeśli nie, to przynajmniej będzie w pobliżu, aby powstrzymać go przed skrzywdzeniem kogoś lub siebie samego. Jak zawsze... Tylko że w trochę inny sposób. Dalej udając, że wcale się o niego nie martwi.

Cały czas wsłuchiwał się uważnie w puls młodszego i pilnował jego chemosygnałów, dlatego od razu zauważył, że jak na razie jest jeszcze gorzej. Musiał działać szybko.

– Dunbar, poważnie? – westchnął – Akurat tutaj? I to jeszcze z takiego powodu? Słuchaj, mam gdzieś, czy cię wywalą z uczelni, ale te twoje scenki są męczące. Poczekaj z tym może aż mnie nie będzie w pobliżu, co? Nie chcę, żeby mnie utożsamiali z tym, że jakiś dzieciak zdemolował bibliotekę, bo... Właściwie co? Nie możesz znaleźć książki? Babka za biurkiem jest denerwująca? Myślałem, że po tylu latach będziesz już miał na tyle kontroli, żeby sobie radzić przy takich pierdołach.

– Miałem... – mruknął Liam pod nosem, wyrażając dokładnie to, o czym oboje myśleli. Dopóki miał swoją kotwicę, radził sobie o wiele lepiej, jednak po utracie Theo, utrzymanie kontroli stało się o wiele trudniejsze. Do tego dochodziło niewyspanie, stres związany ze zmianą otoczenia, fakt że Raeken chodził z nim na jedną uczelnię... Kiedyś w końcu to musiało wybuchnąć, skoro nie było nikogo, kto mógłby go uspokoić tak na serio, a nie tylko na chwilę. Teraz jednak, kiedy najbardziej nie dawał sobie rady, Theo był obok. Oschły, obcy i okrutny, ale w jakiś sposób pomocny... Bo Liam mógł złościć się na niego z całych sił, ale to był zupełnie inny rodzaj złości, niż ta zwierzęca furia, która go ogarniała do tej pory. Jakby sam fakt, że Raeken gdzieś tu jest nie pozwalał mu utracić nad sobą kontroli... Fakt, że chłopak jest jego kotwicą tak bardzo zakorzenił się w jego podświadomości, że nawet jego wewnętrzny wilk zdawał się rozumieć i słysząc ten znajomy głos, przestał się aż tak wyrywać. Nadal się nie wycofał, ale przynajmniej stanął w miejscu sprawiając, że Liam miał trochę mniejszą ochotę rozwalić wszystko w promieniu dziesięciu metrów. Zamiast tego zaczął robić co w jego mocy, aby się uspokoić, zamykając oczy, oddychając powoli i głęboko oraz zaciskając pięści. Dawny Theo na pewno nie pozwoliłby mu na wbijanie sobie pazurów w dłonie, ale ten, który stał za regałem był obcym człowiekiem, który miał to zupełnie gdzieś. Przynajmniej tak sądził Dunbar. Nie wiedział oczywiście, że kiedy tylko Raeken wyczuł zapach jego krwi, z największym trudem powstrzymał się przed podbiegnięciem do niego i powstrzymaniem przed robieniem sobie krzywdy. Zamiast tego mówił dalej.

– Sam mówiłeś kiedyś, że nie możesz być ode mnie wiecznie zależny, a potem tak się przyzwyczaiłeś, że chwilę mnie nie ma, a ty dziczejesz w bibliotece. Chyba już najwyższa pora, żeby znaleźć sobie kotwicę, która nie będzie musiała za tobą chodzić krok w krok, żebyś przypadkiem nic nie zdemolował.

– Nie musiałbym szukać, gdyby moja kotwica nie zostawiła mnie bez słowa – wymamrotał Liam, usiłując schować kły i pazury. Nadal nie otwierał oczu, aby odciąć się od niepotrzebnych bodźców. Zamiast tego skupił się na tym, co może słyszeć – na znajomym biciu serca. I mimo że z jednej strony obecność Theo wywoływała u niego furię, to ten gniew był zupełnie inny. Ludzki, zwyczajny, doprawiony smutkiem, żalem i niepewnością. Nawet jeśli słowa starszego raniły jak noże, to był to ten rodzaj bólu, który pozwalał utrzymać kontrolę, a nie ją odbierał. Ten rodzaj bólu, który po dłuższej chwili sprawił, że jego pazury i kły w końcu się schowały, oczy wróciły do normalnej barwy, a Raeken po drugiej stronie regału odetchnął z ulgą.

– I co, tak trudno było? – zakpił, żałując równocześnie, że nie może teraz podejść do Liama, przytulić go mocno i zapewnić, że świetnie sobie poradził – Lepiej coś z tym zrób, bo nie zawsze będziesz miał tyle szczęścia.

Po tych słowach zamierzał odejść i wrócić do Rossa i Sarah, aby następnie przez cały dzień odtwarzać sobie w głowie przebieg tego spotkania, jednak zanim zdążył zrobić chociaż krok, powstrzymał go głos młodszego.

– Czekaj – syknął Dunbar cicho, wiedząc doskonale, że tylko Theo będzie w stanie go usłyszeć. Ku jego zdziwieniu, chłopak rzeczywiście posłuchał – Nie możesz teraz tak po prostu odejść, dopóki mi nie powiesz, o co ci do cholery chodzi.

Tego się obawiał. Spodziewał się, że Liam będzie chciał się czegoś dowiedzieć, jednak na szczęście nie musiał mu nic mówić. Szkoda tylko, że jego serce wprost się wyrywało, żeby porozmawiać z młodszym chociaż przez chwilę, dać mu jakiś znak, że istnieje dla nich nadzieja... Ale wiedział, że nie powinien tego robić. Dla jego bezpieczeństwa.

– Nie mogę? – odparł – To patrz.

Zrobił kolejny krok, jednak ponownie został zatrzymany.

– Czekaj... Wysłuchaj mnie tylko, a potem rób co chcesz.

Nie wydawało mu się, żeby to była najmądrzejsza rzecz, jaką może zrobić, ale nie mógł nic na to poradzić. Musiał to z siebie wyrzucić, bo trzymanie w sobie wszystkich uczuć sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej i zdecydowanie nie pomagało w utrzymywaniu kontroli. Dobrze wiedział, że prawdopodobnie zrobi z siebie durnia, ale nie obchodziło go to szczególnie. W tym stanie po prostu musiał zrobić coś, aby oczyścić się z emocji, a wygarnięcie Theo wszystkiego, co mu leżało na sercu zdawało się być najłatwiejszym sposobem.

Zauważając, że starszy chłopak raczej nie zamierza odejść, wziął głęboki oddech, a następnie zaczął mówić drżącym głosem.

– Mówisz, że mam o tobie zapomnieć, ale dzień później opowiadasz o mnie ludziom, którym się jeszcze nawet nie przedstawiłeś. A kiedy dowiadujesz się, że jestem niedaleko, znów próbujesz udawać, że masz mnie gdzieś. Potem niby nie zwracasz uwagi, ale jak już mnie widzisz na dziedzińcu, to stoisz i się gapisz przez pół przerwy. A teraz, kiedy potrzebuję cię najbardziej, pomagasz mi, chociaż nic z tego nie będziesz miał, a potem dalej upierasz się, że cię nie obchodzę i zaprzeczasz samemu sobie. I jak zwykle próbujesz uciec od problemu... Naprawdę nie ma znaczenia, co teraz powiesz, wszystko postaram się zrozumieć, ale muszę mieć co zrozumieć... Muszę wiedzieć, co się stało, bo to domyślanie się nie daje mi żyć. Naprawdę jesteś aż tak okrutny, żeby dręczyć mnie jeszcze w ten sposób? Nie wystarczy ci, że mnie zostawiłeś?

Theo wiedział, że nie powinien wypuszczać na zewnątrz swoich prawdziwych uczuć, że robienie Liamowi nadziei jest nie tylko nieodpowiedzialne, ale też niebezpieczne, jednak nie mógł powstrzymać faktu, że słowa młodszego złamały mu serce. Na ułamki sekund, zanim zdążył się doprowadzić do porządku, zabiło ono szybciej, a chemosygnały zdradziły jego ból i strach. Jak widać Dunbarowi ta krótka chwila słabości wystarczyła.

– Theo... – zaczął łagodnie, jakby mówił do spłoszonego zwierzęcia – Nie musisz tego przede mną ukrywać. Mnie też to boli, ale wszystko jeszcze można naprawić. Nie musimy się tak męczyć. Cokolwiek się stało, znajdziemy jakieś rozwiązanie, jak zawsze. Tylko powiedz mi, dlaczego odszedłeś. To moja wina? Zrobiłem coś? Naprawię to, obiecuję, tylko wytłumacz mi, co to takiego...

Nawet nie rozumiał, jak bardzo niszczył Raekena z każdym kolejnym słowem. Nie miał pojęcia, jak działa na niego świadomość, że jego kochany chłopiec cierpi z jego powodu i jeszcze się za to obwinia. Co w ogóle przyszło mu do głowy, aby pomyśleć, że odejście Theo było jego winą? Co złego mógł zrobić, skoro przez cały czas tylko dbał o starszego i chciał dla niego jak najlepiej? Gdyby tylko Raeken mógł teraz powiedzieć mu prawdę... Wyznać, jak bardzo się boi i jak mu na nim dalej zależy... Wiedział jednak, że nawet, gdyby Doktorzy się o tym nie dowiedzieli, to Liam próbowałby mu pomóc i pewnie i tak wpadłby w tarapaty. Dlatego nie mógł tego zrobić... Ale może mógł chociaż trochę mu pomóc?

– Tu nie chodzi o ciebie – wymamrotał, chcąc zapewnić młodszego, że to nie on jest winny, jednak dopiero wypowiadając te słowa na głos zdał sobie sprawę, że są one dalekie od prawdy. Przecież tutaj chodziło tylko o Liama... Wszystko co robił, robił dla niego. Było już jednak za późno, aby znaleźć inne słowa lub nawet opanować bicie serca. Dunbra i tak dowiedział się, że Theo nie mówi prawdy.

– Nawet nie próbujesz ukryć kłamstwa – zadrwił – No dalej, słucham. Cokolwiek to jest, po prostu mi powiedz. Zniosę to, wszystko będzie lepsze niż ta niepewność.

Po drugiej stronie Raeken przygryzł wargę zastanawiając się, co odpowiedzieć. Liam uważał, że go obwinia i oczywiście mógł wymyślić mu jakiś powód, który potwierdziłby, że tak jest, ale nie sądził, że zniesie to psychicznie. Dość już go skrzywdził. Nie będzie go jeszcze za to obwiniał... Mimo że była to zdecydowanie mniej bezpieczna opcja, zdecydował się trzymać bliżej faktów.

– Nic nie zrobiłeś – wyszeptał niemal z bólem – To jest mój problem i dopóki go nie rozwiążę, nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał, jasne?

– Dlaczego? – wtrącił młodszy – Przecież... Zawsze rozwiązywaliśmy problemy razem. Jeśli coś się dzieje, to może teraz też dam radę pomóc?

Theo pokręcił głową ze smutnym uśmiechem, mimo że Liam nie mógł go teraz zobaczyć. Właśnie w tym był problem... Nikt nie mógł mu pomóc. To on musiał pomagać innym. Dunbarowi, stadu, swoim nowym znajomym... Musiał ich ratować przed wpływem Doktorów. On sam. Nikt inny.

– Nie możesz mi w tym pomóc – odparł – I nie chcę, żebyś próbował, rozumiesz? To jest coś, co muszę rozwiązać sam.

Spodziewał się kolejnego namawiania do zwierzeń, niepokoju, zmartwienia, łez, ale nie tego, że znowu wyczuje od młodszego złość...

– Wiesz co? – syknął Liam – Jesteś jak ci najgorsi bohaterowie filmów, którzy mówią "to nie twoja wina, tylko moja", łamią drugiej osobie serce i odchodzą bez wyjaśnienia. Jak już to jest twoja wina, to chociaż ją wyjaśnij i wtedy zobaczymy, czy rzeczywiście jest o co robić szum. Możemy chociaż raz rozwiązać coś jak dorośli ludzie?

Theo niemal zaśmiał się z goryczą, bo gdyby tylko mieli możliwość rozwiązać tę sytuację jak dorośli ludzie, to pewnie nie rozmawialiby teraz szepcząc do siebie po dwóch stronach regału w bibliotece uniwersyteckiej. Gdyby Doktorzy nie zagrozili mu zabiciem Liama, być może spróbowałby uciec, poprosiłby stado o pomoc, powiedział im wszystko... Może już znaleźliby sposób na pozbycie się tych potworów i mogliby żyć dalej szczęśliwie. Ale oni pewnie to podejrzewali i zabiezpieczyli się w najbardziej skuteczny możliwy sposób. Raeken byłby w stanie zaryzykować własne życie, ale nigdy świadomie nie naraziłby Liama na bolesną śmierć...

– Może i taki jestem – odparł, wzruszając ramionami – Ale nie licz, że powiem ci cokolwiek więcej. Ani że będę dalej za tobą latał i pilnował, czy przypadkiem się nie rzucasz. Mam coś ważniejszego na głowie i nie możesz mi w tym przeszkadzać, rozumiesz? Dlatego... Po prostu się do mnie nie zbliżaj.

Dunbar pokiwał głową, zapominając, że Theo i tak go nie widzi. Dokładnie tego się spodziewał, ale jednak jakaś jego część liczyła, że uda mu się dotrzeć do starszego i skłonić go do szczerości. Mimo że tak się nie stało, ta rozmowa w jakiś sposób i tak otworzyła mu oczy. Bo między wierszami wyczytał tę najważniejszą prawdę. Raeken nie odrzucał go, bo taki miał kaprys. Miał jakiś ważny powód, który zapewne młodszemu by się nie spodobał i którym z nikim nie chciał się podzielić... A to zostawiało Liamowi pole do rozmyślań, ale równocześnie dawało mu promyk nadziei, że Raeken nadal coś do niego czuje. O to jednak nie byłby w stanie go teraz zapytać... Nie był jeszcze gotowy usłyszeć możliwej przeczącej odpowiedzi, więc zamiast tego zadał inne pytanie, które również chodziło mu po głowie.

– Jest szansa, że jeszcze kiedyś porozmawiamy normalnie? Gdy już rozwiążesz ten swój problem?

Theo westchnął zanim zdążył się przed tym powstrzymać. Pierwsze co by zrobił po "rozwiązaniu problemu" to oczywiście rozmowa z Liamem, ale przecież nawet nie miał pewności, czy ten problem jest możliwy do rozwiązania. A nawet jeśli, to ile czasu to zajmie. Musiał przecież być szczególnie ostrożny, znaleźć próbkę trucizny, opracować lek, uciec i dostarczyć go młodszemu... To mogło zająć mu lata. W tym czasie Dunbar byłby w stanie ułożyć sobie życie. I wbrew temu, co powiedział Sarah w przypływie zazdrości, teraz nie był pewien, czy powinien kazać mu czekać.

– Nie wiem – odparł zgodnie z prawdą, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie – Może za dłuższy czas. Ale nie licz na wiele. Uwierz, lepiej będzie, jeśli po prostu o mnie zapomnisz.

– To nie jest takie łatwe, wiesz? – odparł z gniewem Liam, a Theo pokiwał głową sam do siebie. Wiedział o tym chyba tak dobrze, jak on.

– Wiem – odparł – Ale nie mogę ci dać tego, czego byś chciał. Dlatego to jest najlepsze, co możesz zrobić.

Tym razem nie czekał na odpowiedź, czując, że nie będzie już w stanie dłużej ciągnąć tej rozmowy bez powiedzenia czegoś, czego może żałować. Już i tak za bardzo się otworzył, a przecież minęły dopiero dwa tygodnie, odkąd widywał się z Liamem na uczelni. Nie chciał jeszcze bardziej go narażać, dlatego, zanim młodszy zdążył zareagować, po prostu odszedł i najszybciej, jak potrafił, wrócił do stolika. Dunbar nie zdążył go zatrzymać... Kiedy wyszedł w końcu zza regału, zobaczył jedynie plecy starszego chłopaka, zanim zniknął mu z pola widzenia wśród nastolatków w czytelni. Niczym w transie podszedł do półek, przy których Theo stał i pierwszym, co rzuciło mu się w oczy była szukana przez niego książka, jednak nie ona obchodziła go teraz najbardziej. Pośród woni papieru i staroci, unosił się dobrze znajomy zapach mydła i kawy. Zapach Theo Raekena...

***

Zanim dał radę wyrwać się z odrętwienia, pójść wypożyczyć tę nieszczęsną książkę i udać się do świetlicy, gdzie czekały na niego Hayden i Hikari, minęła już ponad połowa przerwy. Gdy tylko w zatłoczonym pomieszczeniu odnalazł swoje znajome siedzące na pufach pod ścianą i zobaczył pytający wyraz twarzy Romero wiedział, że będzie musiał się nieźle tłumaczyć. Nie pomagał mu również fakt, że wyglądał jak siedem nieszczęść i tak również się czuł. Spotkanie z Theo z jednej strony przywróciło mu równowagę, zapobiegając utracie kontroli, a z drugiej kompletnie jej pozbawiło, zostawiając chłopaka w rozsypce emocjonalnej, która malowała się na każdym centymetrze jego twarzy. Hayden zdawała się od razu to zauważyć, ponieważ gdy Liam podszedł do dziewczyn i nie tyle usiadł, co rzucił się na ostatnią wolną pufę, nie zadawała żadnych pytań, choć domyślała się, co się stało. Chciała, ale ugryzła się w język, przypominając sobie, że przecież nie są sami, dlatego jedynie spojrzała na Dunbara z niepewnością, dając mu wybór, czy chce ominąć na razie temat, czy poruszyć go przy Hikari. Chłopak jednak niewiele myślał, zanim zakończył tę niezręczną sytuację.

– No nie patrz tak – zwrócił się do Romero – Tak, znowu go spotkałem.

Następnie przeniósł wzrok na drugą dziewczynę, która ewidentnie miała wiele pytań, ale czuła się zbyt onieśmielona, aby je zadać. Wiedziała, że Liam i Hayden znają się od lat, a ona była nowa i nie oczekiwała od nich, że zaczną dzielić się z nią prywatnymi sprawami. Dunbar jednak miał dokładnie taki zamiar. Skoro Theo opowiadał o nim nowopoznanym ludziom, to czemu on nie miałby szepnąć paru słówek znajomej, z którą i tak spędzał ostatnio mnóstwo czasu?

Odetchnął głęboko, dobierając odpowiednie słowa, a następnie odezwał się wyjątkowo spokojnym tonem.

– Chyba muszę opowiedzieć ci co nieco o moim byłym chłopaku...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top