Rozdział 4
"Ludzie są jak morze, czasem łagodni i przyjaźni, czasem burzliwi i zdradliwi. Przede wszystkim to jednak tylko woda."
-Albert Einstein.
Leżeliśmy na łóżku obok siebie zamyśleni, dopóki nie wpadłem na pomysł by ją trochę rozweselić. Odsunąłem się od dziewczyny i wychodząc z pokoju zadzwoniłem w jedno miejsce, ustaliłem cenę i godzinę. Miałem pół godziny do przyjazdu niespodzianki dla Joy. Mając tyle czasu wszedłem do pokoju od progu krzycząc;
-Czas na pierwszą z dzisiejszych niespodzianek! Ubierz się ciepło kochanie. Poczekam na korytarzu, masz pięć minutek!
Wychodzwc w oczach stanęły mi łzy tak jak kiedyś w parku - Joy się śmiała. Robiła to tak bardzo rzadko a gdy to robiła radowała me serce do granic możliwości ponieważ na chwilę widziałem przed sobą moją dawną Joy. Stojąc oparty o ścianę czekałem na niebieskooką. Nagle stanęła przede mną uśmiechnięta, ubrana w czarną sukienkę, która ciągnęła się po ziemi i szpilkach. Wyglądała niesamowicie. Chyba się zapatrzyłem bo poczułem jak Joy znowu się śmieje. Wziąłem ją bez słowa za dłoń i zaprowadziłem do salonu ku naszej dużej szafie. Wyjąłem z niej ciepłą polarową bluzę i założyłem ją na dziewczynę. Nie uszło mej uwadze jak Joy uśmiecha się pod nosem. Spoglądając na efekt końcowy stwierdziłem, że teraz możemy iść.
-Teraz nie zmarzniesz - powiedziałem
-Wyglądam jak bałwan - skomentowała tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Chodź MÓJ bałwanku - powiedziałem dając nacisk na słowo "mój"
Zauważyłem, że uśmiechnęła się z tego powodu. Grzebiąc się w szafie, Joy postanowiła zamienić suknię na ciepłe spodnie. Efekt końcowy wyszedł taki, że gdy wyszliśmy na dwór nie poczuliśmy w ogóle zmiany temperatury. Podszedłem do dziewczyny i naciągając jej znienacka czapkę na oczy przerzuciłem ją przez ramię i szedłem w kierunku hali sportowej w centrum miasta. Przez całą drogę biła mnie po plecach ale nie przejąłem się tym. Gdy w końcu postawiłem ją na ziemi próbowała być na mnie zła lecz nie dała rady i zaczęła się śmiać. Patrząc na nią szczęśliwy po raz pierwszy od bardzo dawna zrozumiałem wtedy jedną rzecz; nie było dla mnie większego szczęścia niż jej szczęście. Chwyciłem ją za dłoń i biegnąc z nią u boku nie potrzebowałem niczego więcej. Gdyby życie dawało nam opcję by zatrzymać daną chwilę na dłużej, wybrałbym tę ponieważ byliśmy wtedy tacy szczęśliwi...
Dobiegając do wejścia budynku zatrzymaliśmy się, spojrzałem jej w oczy, które lśniły radością.
-Gotowa na niespodziankę? - zapytałem z uśmiechem.
-Tak - odpowiedziała
Trzymając się za ręce ruszyliśmy do centrum. Odkąd przekroczylięmy próg pomieszczenia obserwowałem ją spod przymrużonych powiek by ujrzeć jej reakcję na widok wielkiej dmuchanej trampoliny w krztałcie zamku i dosłownie wszędzie porozrzucanych liści, które tak ogółem mówiąc przyniosłem tu a raczej targałem nocami w workach i rozsypywałem jesiennymi wieczorami.
-Musimy się pospieszyć, chodź Joy! - krzyknąłem biegnąc tyłem w kierunku zamku jednocześnie nie spuszczajac wzroku z niebieskookiej, która obserwowała to co zrobiłem z widocznym niedowierzaniem w oczach.
-Dziękuję! - krzyknęła biegnąc w moim kierunku. Złapałem ją za biodra i unosząc w powietrzu okręciłem nas dookoła kilka razy. Poczułem jak Joy owija mi biodra swoimi nogami po czym szepcze jeszcze raz;
-Dziękuję za to wszystko. Nie zapomniałeś o liściach - uśmiechnęła się wzruszona.
-Nie musisz mi za nic dziękować. Wskakuj na zamek księżniczko bo niedługo może tu przyjść czarny charakter a chcemy happy end prawda? - zapytałem z zadziornym uśmiechem.
-Kim jest czarny charakter w naszej bajce? - zapytała wesoło.
-Ochroniarzem - odpowiedziałem zaczynając się śmiać na co dziewczyna dała mi kuksańca w ramię. Postawiłem Joy na ziemi i nim zdążyłem coś powiedzieć, ujrzałem ją biegnącą w kierunku dmuchanego zamku. Podbiegłem w jego kierunku i obserwowałem wspinającą się a potem skaczącą czarnowłosą. Niespodziewanie Joy się zatrzymała i wychylając się w moim kierunku, krzyknęła;
-Chodź mój książę na białym rumaku i mnie uratuj! - zaśmiała się po czym uciekła z zamku biegnąc w kierunku wielkiej gromady liści. Ruszyłem za nią i łapiąc ją za dłoń zrobiłem tak, że dziewczyna wykonała obrót co zapoczątkowało nasz taniec. Objąłem ją w pasie i przytulając się do niej ruszaliśmy się w takt własnej melodii. Dopiero po paru chwilach zorientowaliśmy się, że ktoś włączył nam muzykę i kolorowe światła dyskotekowe. Zatrzymaliśmy się i spoglądając w kierunku braw jakimi zostaliśmy obdarzeni, ujrzeliśmy czarnego bohatera naszej bajki. Spojrzałem na Joy a ona na mnie i wybuchnęliśmy śmiechem. Wiem, że teraz według filmów powinniśmy uciekać przed siebie wśród śmiechu ale my oparci o dmuchany zamek jedną ręką, zgięci w pół patrzyliśmy na ochroniarza i się po prostu śmialiśmy. Uspokajając się ujrzałem nad sobą ochroniarza, który nakazał mi kulturalnie bym opuścił salę wraz z żoną. Podchodząc do Joy padłem teatralnie na jedno kolano, mówiąc;
-Wasza wysokość Pan nakazał opuścić nam królestwo.
Niebieskooka chwyciła mnie za dłoń i zaczęliśmy uciekać przed -teraz już- rozzłoszczonym przez moje słowa ochroniarzem. Wybiegając z budynku musieliśmy biec jeszcze kilka dobrych metrów ponieważ czarny bohater chciał walczyć dodatkowo o terytorium królestwa. Skryci wśród drzew obserwowaliśmy jak odchodzi. Wstrzymywany od dłuższego czasu śmiech wydostał się na zewnątrz powodując to iż ochroniarz odwrócił się ale jedyne co zrobił to machnął na nas ręką. Wracajac do domu śmialiśmy się całą drogę a ludzie patrzyli na nas jak na nienormalnych. My po prostu byliśmy szczęśliwi a ludzie nam tego zazdrościli. Mamy wiele powodów do radości ale widząc dane rzeczy codziennie, mając je na wyciągnięcie ręki nie dostrzegamy i nie doceniamy ich piękna i wartości. Czy ktoś z nas zastanawia się jak to dobrze, że ma wodę? Nie, bo nigdy nie był w sytuacji gdy jej mu zabrakło. Podczas gdy my, ludzie XXI wieku, cywilizowani powinniśmy szanować to, co mamy jedyne co robimy to oblewamy się litrami wody dla zabawy nie myśląc o tym, że tam na drugim krańcu świata jakim jest Afryka, wody brakuje i z tego powodu umierają tam ludzie. Nie zastanawiamy się nad tym, że tamci ludzie tańczą z radości gdy poczują deszcz, że płaczą gdy mają taki cenny dar jakim jest woda i mogą się jej napić. Nikt o tym nie myśli bo o tym nikt nie chce słyszeć. Tylko że prawda jest taka, że to nie sprawi iż problem tych ludzi zniknie. Poznasz wartość danej rzeczy, gdy ją stracisz...
__________________________________
Mam nadzieję że się podoba 😊😙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top