Rozdział 34
I choćbyś wpadł w największe bagno to pamiętaj, że bagno to nie cement.
Prowadząc samochód zastanawiałem się jak zacząć żyć od nowa. Nie chciałem tego ale obiecałem żonie że będę szczęśliwy...
Jak zacząć życie od nowa? Jechałem samochodem sam nie wiedząc gdzie po prostu skręcałem w daną uliczkę uznając, że tam znajdę TO COŚ co da mi jakąkolwiek wskazówkę na moje dalsze życie. Nie mam gdzie się podziać. Wystawiłem dom na sprzedaż pod wpływem emocji ale nadal uważam że to dobry pomysł. Krok w przyszłość... Zatrzymując się przy plaży, naciągnąłem kaptur na głowę i wyszedłem z samochodu biorąc ze sobą list, płytę i laptop. Zamykając auto od razu poczułem silny wiatr, który zerwał mi kaptur z głowy. Szedłem więc z gołą głową ponieważ obie ręce miałem zajęte a przytrzymywanie kaptura ręką jest głupim pomysłem. Im bliżej wybrzeża byłem tym bardziej wiatr bawił się mną jak szmacianą laleczką; trącał mnie swą siłą raz lewo a raz w prawo. Siadając pod jednym z drzew zastanowiłem się co by na to wszystko powiedziała Joy...na to co robię z własnym życiem. Czy byłaby ze mnie dumna? Czy by mnie skarciła?
Nie znałem odpowiedzi i nigdy nie poznam.
-Wydawało mi się wtedy, że los bawi się mną jak tą laleczką, którą ktoś z góry pociąga za sznurki mówiąc co i jak ma robić. Nie zdawałem sobie sprawy, że tą laleczką i sterem byłem tylko i wyłącznie ja. Niestety gdy myślisz, że ktoś odgórnie ma zaplanowany na ciebie plan, poddajesz się uważając się za przegranego na starcie. Zacząłem wariować. Przebywałem non stop samotnie a nie byłem do tego przyzwyczajony.
-Co Pan zrobił? - zapytał zaciekawiony dziennikarz. Zdziwiło mnie to, że ludzie tak ciekawi są ludzkiego cierpienia, które ich nie dotyczy.
-Zacząłem żyć na nowo tak jak chciała tego moja żona. Zacząłem żyć na nowo...z Joy.
Widząc minę dziennikarza powiedziałem;
-Patrzy się Pan teraz tak, jak patrzyli na mnie wszyscy, gdy mnie widzieli.
Jak na wariata, który uciekł z zakładu psychiatrycznego. Ale wie Pan co? Może i wszyscy widzieli we mnie wariata ale przynajmniej ja byłem szczęśliwy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top