Rozdział 3
"Czasami pozorne drobiazgi znaczą najwięcej, wiesz?"
-Colleen Hoover.
~Początek zimy~
Przyzwyczaiłem się do zmiennego nastroju Joy. Nie byłem o to zły ani nie winiłem jej. Czułem jedynie że nie jesteśmy tacy jak wcześniej. Rozumiesz Pan? Pamiętam taką sytuację gdy...
-Joy! - krzyknąłem z korytarza trzymając jedną dłonią klamkę drzwi frontowych gotowy do wyjścia na zakupy po prezenty na święta. Zauważyłem jak z łazienki w samym ręczniku wybiega zdezorientowana czarnowłosa. Zmarszczyła brwi i przechylając głowę lekko w lewo, zapytała;
-Wybierasz się gdzieś?
Wpierw myślałem, że żartuje bo specjalnie dzisiaj wziąłem urlop w pracy by zrobić zakupy świąteczne w jeden dzień i mieć to z głowy. Zabierając dłoń z klamki, złożyłem dłonie jak do modlitwy i przykładając je pod brodę powiedziałem błagalnie;
-Powiedz, że nie zapomniałaś, proszę.
Niestety wszystko diabli wzięli. Joy zamknęła się w swoim pokoju trzaskając drzwiami skąd niedługo potem usłyszałem cichy płacz. Zdejmując buty i kurtkę rzuciłem obie te rzeczy w kąt i ruszyłem ku mojej żonie. Otworzywszy drzwi ujrzałem ją siedzącą na kanapie, leżała zwinięta w kulkę i cichutko płakała. Położyłem się obok niej i przytulając ją do siebie, powiedziałem jej do ucha;
-Nie płacz kochanie. Nic się przecież nie stało.
Joy odsunęła się ode mnie i patrząc mi prosto w oczy swoimi zapłakanymi oczami powiedziała smutno;
-Nie prawda Sammy. Zaczynam zapominać tak jak mówił on...za mało...
Mówiła tak niezrozumiale. Nie wiedziałem co miała na myśli a nauczyłem się nie zadawać pytań bo i tak traktowała je jako retoryczne. Tak więc obserwowałem jej jakże znane na pamięć acz tak raniące me serce jej smutne oczy. Złapałem ją za dłoń i całując wierzch jej dłoni szepnąłem zdanie, które powiedziała do mnie ponad dwa lata temu.
-W zdrowiu i w chorobie. W młodości i starości, pamiętasz? - zapytałem.
-Pamiętam Sam, pamiętam... Możesz mi coś obiecać? - zapytała opuszczając wzrok na podłogę. Cokolwiek by poprosiła to wiem, że zrobiłbym to dla niej ponieważ po raz pierwszy od bardzo dawna rozmawialiśmy bez krzyków. Czekałem więc aż dokończy to co ma mi do powiedzenia.
-Czy mógłbyś żyć ze świadomością, że masz żonę, która z czasem straci kontakt z rzeczywistością?
Nie wiedziałem dlaczego mnie o to pytała, przecież żadnemu z nas nic nie dolega. Patrząc na nią widziałem że jest zdenerwowana i zamyka się emocjonalnie w sobie.
-Nie wiem Joy. Dlaczego pytasz?
-Nie wiesz... - szepnęła a po jej policzku spłynęła jedna samotna łza.
Teraz gdy to wspominam wiem, że dostawałem tyle sygnałów z jej strony iż nawet niewidomy by je ujrzał. Miałem wskazówki w tej rozmowie na wyciągnięcie ręki tyle że ja tej ręki nie widziałem...lub nie chciałem jej widzieć...
________________________________
Next jutro bo będę oglądać "Titanica" 😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top