Rozdział 13
"Nawet światło może się załamać a co dopiero człowiek."
-MagdalenaP
Patrzyłem oto na kobietę, którą poślubiłem kilka lat temu, nie widziałem jej pół roku a czułem się tak, jakbym nie widział jej wieki. Nie dlatego, że tak za nią tęskniłem lecz dlatego, że nie widziałem w tej kobiecie mojej Joy. Z wyglądu zewnętrznego pozostały jedynie jej rysy twarzy, sylwetka kolor włosów i oczu czyli to, co każdy człowiek w dzisiejszym świecie mógłby uzyskać za pomocą operacji plastycznych by uchodzić za moją żonę. Najważniejszych szczegółów których u niej kochałem - nie było. To było tak, jakbym patrzył na nią ale wewnątrz czuł jakby to był dla mnie obcy człowiek. To było...okrutne.
-Joy? - zapytałem biorąc ją za dłoń.
Oczekiwałem, że odezwie się tak jak kiedyś, że widząc mnie wpadnie mi w ramiona, szczęśliwa że wróciłem i wyjaśni dlaczego skłamała policjantowi. Tyle razy wyobrażałem sobie tę scenkę w piekle; ja wchodzący do domu a ona wpadająca ze szlochem radości w moje ramiona. Tymczasem Joy nie zrobiła nic. Dosłownie. Nawet nie spojrzała w moim kierunku.
-Joy? - zapytałem ponownie rozpaczliwie błagającym głosem.
Ale moja żona patrzyła tylko w okno siedząc na drewnianym bujanym fotelu...
Puszczając dłoń Joy, wiedziałem jedno: żaden lekarz nie musiał mi tłumaczyć co dolega mojej żonie bo mój dziadek na to chorował. W tej chwili zrozumiałem wszystko: porwany list na kanapie obok płaczącej Joy, jej niewinne pytania gdzie położyła telefon, zapominanie o umówionych świątecznych zakupach... Moja żona miała Elzheimera...
Padając na kolana zacząłem płakać. Płakać nad zabranymi pięcioma miesiącami mojego życia, które mogłem spędzić u boku żony i być przy niej, może wtedy by jeszcze mnie poznała, może wtedy jeszcze by była na poziomie komunikacji z innymi. Teraz jest już za późno. Rozgoryczony spojrzałem na kalendarz widząc datę: 26 sierpnia co oznaczało, że niebawem skończy się lato a rozpocznie jesień...
Czułem jak wewnątrz mnie sieje się spustoszenie. Nie czułem złości, rozczarowania ani szczęścia. Nie czułem nic. To było jak w tanim budżetowym filmie: ktoś mnie porywa dla zabawy by po blisko pół roku wyrzucić na chodnik jak zbitego psa zostawiając go na pastwę losu. Może i by było to dobre zakończenie dla porwanego gdyby nie fakt, że odebrano mu wszystko czego zwrócić się nie da : czasu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top