Rozdział 10
"Człowiek szuka wolności dopiero wtedy, kiedy czuje się zniewolony."
-Federico Moccia "Tylko ciebie chcę"
~Kwiecień~
Byłem w tym ośrodku dokładnie okrągły miesiąc. Skąd o tym wiedziałem? Nie, nie z kalendarza bo go w celi nie było bo pokojem tego nazwać nie można chyba że komuś pokój to okno z kratami i łóżko z wystającymi sprężynami. Wiedziałem ile dni minęło od mojego dnia przyjazdu do tego piekła ponieważ liczyłem. Liczyłem wschody i zachody słońca. Nauczył mnie tego mężczyzna, który na mnie napadł gdy wychodziłem z gabinetu Joann. Jeszcze tego samego dnia będąc na stołówce 4x5 metrów w której było conajmniej dziesięciu strażników, nie było można rozmawiać dlatego milczeliśmy. Starzec wskazał mi wzrokiem na nóż a potem na kieszeń. Zrozumiałem że miałem ukraść nóż. Schowałem go do kieszeni po czym zapytałem zapominając że nie mogę rozmawiać na stołówce.
-Po co?
Czekałem zaledwie sukundę by poczuć jak ochroniarze biorą mnie pod pachy i karząc mi podeprzeć się dłońmi o ścianę zaczynają mnie bić gumowymi, twardymi pałkami policyjnymi. Bolało. Mimo to nie mówiłem nic. Dwadzieścia siedem....trzydzieści...czterdzieści dwa a potem ciemność...
Obudziłem się następnego dnia na czymś zimnym. Czułem jak coś mokrego pada mi na twarz a wokół cisza. Otwierając oczy ujrzałem ciemne niebo na którym lśniły miliony gwiazd a z nieba padał deszcz. To wyjaśniało dlaczego byłem cały mokry. Leżałem na chodniku a konkretnie na jego zakręcie przy piekarni Clark's family. Podnosząc się do pozycji klęczącej poczułem ogromny ból dosłownie wszędzie ale najbardziej bolała mnie klatka piersiowa, nie dałem rady wziąć oddechu. Czułem jak zaczyna brakować mi tchu, zacząłem brać głębokie oddechy i dopiero to unicestwiło mroczki które miałem przed oczami. Wiedziałem, że wiele bólu jeszcze przede mną nim stanę na nogi. Wnioskowałem to z tego, że samo przeniesienie się z pozycji leżącej do pozycji klęczącej sprawiło mi dużo bólu a co mówiąc by wstać. Chwytając się pierwszej lepszej rzeczy którą miałem pod ręką i była stabilna, którą okazała się rynna piekarni, zacząłem powoli wstawać. Czułem wtedy jakby coś wewnątrz mnie się rozrywało, to był tak wszechogarniający palący ból, że z moich oczu płynęły autentyczne łzy.
Nie wiedziałem co tu robię przecież niedawno byłem w piekle na stołówce a teraz jestem tu...tu... Jestem wolny!
Podchodząc do drzwi piekarni zacząłem pukać do drzwi chcąc poprosić o pomoc bo czułem, że długo nie będę w stanie stać o własnych siłach. Opierając czoło o szybę drzwi czekałem z nadzieją, że jednak ktoś mi otworzy. Nadzieja niestety bywa zgubna i głupia. Widząc, że nikt mi jednak nie otworzy. Zapewne ze względu że jest noc. Idąc przed siebie, podpierałem się wszystkich możliwych przedmiotów. Chciałem znów zobaczyć Joy. Chciałem znów ją przytulić. Chciałem znów usłyszeć jej głos, porozmawiać z nią. Chciałem dowiedzieć się dlaczego powiedziała, że mnie nie zna...
__________^^___________________
I jak? Może być? 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top