Rozdział 33

Sam sobie pomocą. Sam sobie wrogiem.

      Spakowałem swoje życie w kartonowe pudła, które aktualnie wnosiłem do samochodu, jedno po drugim. Po około godzinie czasu mieszkanie było zupełnie puste.
Tak samo jak ja...- pomyślałem. Niestety ale była to prawda. Mieszkanie wyglądało tak jak ja: normalny z zewnątrz, nie zachwyca niczym wyjątkowym a wewnątrz niego pustka i nicość. Zamykając bagażnik samochodu, poszedłem do domu po raz ostatni i oglądając go przypominałem sobie wszystkie nasze chwile, które tutaj miały miejsce... Zamknąłem oczy z bólu na te wszystkie chwile, które już nigdy nie będą miały miejsca bytu i natychmiast wyszedłem z mieszkania zamykając je na klucz. Wchodząc do samochodu odpaliłem go i ruszając z piskiem opon, sięgnąłem po telefon i wybrałem numer agenta nieruchomości, którego znalazłem w jednym z notesów które leżały na mojej komodzie. Owy agent odebrał dopiero po drugim sygnale mówiąc zaspanym głosem:
-Halo?
Lekko zdziwiony jego zmęczeniem spojrzałem na zegarek, który wskazywał za dwadzieścia ósmą wieczorem. Kto chodzi spać o tej porze? - pomyślałem. Zostawiając moje rozmyślania przeszedłem do rzeczy:
-Mam dom na sprzedaż przy George 27/6 street w Karolinie Północnej. Chciałbym sprzedać go jak najszybciej.
Mężczyzna zdziwiony moim rzeczowym tonem chyba wyczuł, że naprawdę zależy mi na szybkiej sprzedaży ponieważ słyszałem jak przewraca jakieś kartki po czym odpowiada równie rzeczowym tonem;
-Młode małżeństwo z dzieckiem szuka w miarę dużego domu z ogrodem w stanie pilnym. Skontaktuję się z nimi i dam panu znać. Poproszę tylko o nazwisko.
-Johanson. - powiedziałem
Na moją odpowiedź agent wciągnął głośno powietrze i niepewnie zapytał;
-TEN Johanson?
-Przepraszam ale nie rozumiem - rzekłem skręcając gwałtownie w lewo.
-Nazywa się Pan Sammy Johanson a pańska była żona to Joy? - zapytał.
-Nie była. Joy jest moją żoną - odpowiedziałem nie rozumiejąc czemu mnie o to pyta.
-Ale ona...- zaczął ale mu przerwałem.
-Ona nadal żyje...w moim sercu. - odrzekłem rozłączając się.
-Nie mogłem pojąć, że Joy umierając poniekąd dała mi wolność. Wolność wyboru do tego jak chcę żyć. Pozwoliła mi mieć drugą żonę bym nie był sam. Ona to akceptowała i nie miała z tym problemu sama mi to powiedziała. Ale problem nie tkwił w tym czy ona mi pozwoliła czy nie. Problem tkwił we mnie ponieważ tak naprawdę to ja nigdy nie pozwoliłem jej odejść. Zawsze byliśmy razem...mimo jej śmierci.
-Ale obiecał jej Pan, że będzie Pan szczęśliwy - powiedział dziennikarz.
-Owszem. I słowa dotrzymałem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top