Rozdział 14
Sami sobie szansą. Sami sobie zagrożeniem...
Nie mogąc patrzeć na Joy w takim stanie wyszedłem z domu bez słowa mimo krzyczącej pielęgniarki bym z nią porozmawiał, jako odpowiedź na jej prośbę trzasnąłem frontowymi drzwiami. Szedłem ulicami oświetlanymi poprzez uliczne latarnie które rzucały na nią jasne poły światła. Idąc z rękami w kieszeniach jeansów rozmyślałem nad tym, czymże to zostałem w ciągu minionego czasu przez to, żem kochał nade wszystko. Siadając na deskach pomostu pod osłoną nocy rzekłem sam do siebie:
-Zostałem żebrakiem...żebrakiem miłości wobec osoby, która zdolna do miłości nie jest...
-Bredzisz - usłyszałem za plecami.
Odwracając się ujrzałem starca z piekła, tego który pierwszego dnia mojego pobytu tam, rzucił się na mnie.
Patrzyłem jak siada obok mnie i wyciągając papierosa, zaciąga się nim i wypuszcza dym. Niespodziewanie poczułem wstręt wobec papierosów i alkoholu co starzec chyba zauważył, ponieważ uśmiechnął się drwiąco.
-Piłeś te cholerstwa? - zapytał
-Hm? - mruknąłem nierozumiejąc.
-Lekarstwa - wyjaśnił
-Musiałem - rzekłem przypominając sobie ile batów pałką dostałem, gdy odnaleziono pod materacem mojego łóżka niewypite tabletki w torebce.
Na to wspomnienie poczułem ból w żebrach.
-Wiesz, gdy ludzie piją leki i leżą w szpitalach mogą wyciągnąć dwa wnioski: żyć wartościowo i je szanować albo zrozumieć jak jest kruche i bawić się nim, twierdząc że i tak wszyscy umrzemy. W obu tych obserwacjach jest trochę plusów i minusów ale to od nas zależy jaką opcję wybierzemy. - rzekł starzec
-A ty jaką wybrałeś? - zapytałem
-Od kiedy jesteśmy na TY? Jestem tak stary, że na dziadka jestem dla ciebie za młody. Mów mi Papo. - powiedział udając poważnego co skomentowałem śmiechem. Starzec także zaczął się śmiać. Patrząc na niego postanowiłem zapytać :
-Dlaczego blisko pół roku minęło mi jak w miesiąc?
Papo umilkł nagle smutniejąc. Widziałem w jego oczach żal przez co wyglądał na wiele starszego.
-Przez tabletki. Powodowały one twoje rozkojarzenie i nieświadomą senność. Spałeś więcej niż sądziłeś że śpisz. Żyłeś w niewiedzy.
-Skąd o tym wszystkim wiesz? - spytałem zdziwiony jego tak szeroką wiedzą na ten temat. Starzec wstał z pomostu i opierając dłonie o barierkę patrzył przed siebie.
-Wiesz chłopcze, byłem kiedyś jak ty: młody, zakochany, szczęśliwy. Wydawało mi się, że świat jest u mych stóp. Nie wiedziałem tylko, że jedna chwila może wszystko odmienić. Pracowałem za trzech po to, by mieć. Mieć to, co zechcę. Kobiet miałem z czasem coraz więcej bo coraz więcej o mnie słyszano: to w radio, to w telewizji. Kilka lat minęło, zdobyłem pieniądze, kobiety i wszystkie zachcianki jakie chciałem mieć. Pewnego dnia obudziłem się w nieznanym mi miejscu: wszędzie biel... Miałem 25 lat gdy trafiłem do piekła. Dlaczego? Nie wiedziałem i nie wiem po dziś dzień. Wypuszczono mnie kilka dni temu, gdy powiedziałem, że chcę odejść: pozwolono mi. Rozumiesz? Spędziłem tam 32 lata życia tylko dlatego, że nie powiedziałem wcześniej że chcę odejść. Teraz gdy na to wszystko patrzę to dziękuję losowi, że mnie tam zesłał: do piekła. Ponieważ zrozumiałem, że to com posiadał nie warte było tego co żem przeżył w piekle. W piekle poczułem co to jest radość. Wiem jak to brzmi ale taka prawda. Tam poznałem ludzi, którzy mnie lubili nie znając mojego konta w banku...
-Przecież powiedziałeś w piekle, że wszyscy oddawali ci ciosami gdy ich biłeś, więc jak mogłeś mieć przyjaciół? - zapytałem nierozumiejąc.
-Ty mi nie oddałeś. - powiedział odchodząc posyłając mi uśmiech.
-Nie rozumiem - powiedział przerywając mi dziennikarz.
Uśmiechnąłem się odpowiadając:
-Byłem jedynym przyjacielem Papo od trzydziestu dwóch lat.
Szok na twarzy mężczyzny mówił to samo co wówczas mój.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top