4

1 liceum

Od dzisiaj jestem licealistą. Wow.  Z Lou wybraliśmy się do tej samej szkoły. Więc nasza relacja nie ulegnie zmianie. Dobra Niall musisz się zacząć szykować na pierwszy dzień. Rozpoczęcie roku szkolnego zaczyna się o 9. Jest 7 więc mam jeszcze sporo czasu, ale z Louis'em chcieliśmy się przejść na nogach. Podszedłem do szafy wyciągnąłem z niej czarne rurki i białą koszulę z krótkim rękawkiem. W łazience wykonałem poranną toaletę.

Kilka minut później byłem już w kuchni robiąc sobie śniadanie. Rodzice już są w pracy. Zrobiłem sobie tosty które piekły się już w tosterze. Usłyszałem pukanie a niemal walenie do drzwi. To na 100% Lou bo kto normalny uderza w cudze drzwi jakby się co najmniej paliło ? Otworzyłem mu drzwi.
- Hej stary- powiedział i przytulił mnie na powitanie
- Cześć- odpowiedziałem mu i oddałem uścisk.
- O widzę, że zrobiłeś mi śniadanko !- krzyknął szczęśliwy
- Spierdalaj nie dam ci. Niall Horan nie dzieli się jedzeniem z byle kim.
-  Ty byś nawet swojemu chłopakowi którego nie masz nie oddał. No weźź. Jestem twoim najlepszym przyjacielem.
- No masz- powiedziałem i oddałem mu jednego z moich tostów.

O 8:30 wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę szkoły.
O równej 9 byliśmy pod szkołą. Bylibyśmy wcześniej gdyby Louis nie ukichał sobie jakiegoś loda ze sklepu. Cały Lou.
Wszyscy uczniowie stali na dziedzińcu i słuchali jakże ciekawej mowy dyrektora. Mój przyjaciel cały czas coś do mnie szeptał.
- Niall czy to nie Harry ?- zamarłem na usłyszenie tego imienia. Nie rozmawiałem z nim od roku. Harry i uczniowie stał na przeciwko naszej klasy.
- T-Tak- odpowiedziałem jąkając się. Louis poklepał mnie pokrzepiająco w ramię.

Po około godzinie. Wracaliśmy do domu.
- Ej, ale całkiem ładny ten Harry- powiedział
- Noo nie jest brzydki.
- Ej Ni nie przejmuj się - powiedział
- Przecież się nie przejmuję
- Oj przecież widzę. Co z tego, że się nie widzieliście rok.
- Dziwnie trochę- stwierdziłem. Lou stanął przede mną.
- Co ty odpierdalasz - powiedziałem i zacząłem się śmiać z jego miny.
- Dawaj na barana.
-Pojebało cię już do reszty?- spytałem wciąż się śmiejąc.
- Oj dawaj. Wiem, że chcesz.
- Masz rację- zaśmiałem się i wskoczyłem mu na plecy.

Całą drogę powrotną śmialiśmy się z jakiś głupot. To się nazywa prawdziwy przyjaciel.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top