Rozdział 4
Poczuła na barkach dłonie Madeleine, która prawdopodobnie wszystko słysząc, przybiegła załagodzić tę sytuację.
– Cześć! – powitała Gray'a jakby trochę ze strachem w głosie. – Jestem Madeleine, a to moja siostra Jewel. Wybacz jej zachowanie, po prostu dzisiaj ta pogoda... nagła zmiana ciśnienia jej nie służy i robi się strasznie nieznośna. Prawda Jewel?
Poczuła bolesny uścisk na barkach i zrozumiała, że Madeleine wie coś, czego ona nie wie. Zdecydowała się więc jej zaufać.
– Całkiem możliwie – przytaknęła jej ze sztucznie grzecznym uśmiechem.
Kiedy Gray żegnał się z Penny, Madeleine wyszeptała rudowłosej do ucha:
– Zachowuj się, błagam, zachowuj się chociaż raz.
Raz jeszcze rzuciła wzrok na eleganckich i trochę przerażających mężczyzn w tle. Jeden z nich, młodszy, lekko zgarbiony o brązowym kolorze kręconych włosów spoglądał w ich stronę z triumfalnym uśmieszkiem, jakby wręcz słyszał ich zaniepokojone myśli i przyspieszone bicie serca Madeleine, które teraz Jewel czuła nawet przez materiał swojego płaszcza. Drugi natomiast, starszy od niego, którego twarz skryta była w większości pod kaszkietem, stał oparty o mur kamienicy i palił papierosa. Uniósł lekko głowę i z apatycznym wyrazem rozejrzał się po targu. Wyglądał tak, jakby chciał przypomnieć wszystkim tu zebranym, jak bardzo ważny jest w tym mieście. Dym tytoniowy opuścił jego usta, po czym również zerknął w stronę, w którą wpatrywali się jego towarzysze. Wydawało jej się, że wpatrzył się w Madeleine i pomyślała, że jeszcze tego będzie brakowało, aby miała drugiego dupka na głowie, który zacznie przymilać się do jej drugiej siostry.
– Nie możesz mnie dzisiaj zastąpić? – Dopiero po chwili, kiedy Jewel wynurzyła się z myśli, zrozumiała pytanie Penny. Jej proszące, wielkie oczy spojrzały na nią, a ona zmarszczyła brwi.
– Nie – odparła instynktownie po francusku, co zawsze robiła, kiedy się zdenerwowała. Kłótnia w jej ojczystym języku lepiej jej wychodziła. – Jeżeli umawiasz się z mamą, że zajmiesz jej miejsce na całe pięć dni, to dotrzymujesz obietnicy.
– Ale, ja nie chciałam – odpowiedziała jej też w tym samym języku. – Chciałam wziąć następny tydzień, bo wtedy Gray pracuje. A w tym tygodniu miał wolne. Madeleine jednak nie chciała się zgodzić.
– Tak, bo w tym tygodniu mam trzech klientów do przymiarki – wyjaśniła, lecz nie wiedzieć czemu powiedziała to po angielsku. Jewel domyśliła się, że pokierował nią szacunek. W końcu Gray nadal stał przy nich i nic nie rozumiał z ich rozmowy, co Madeleine wydało się niegrzeczne. – Podkreślam, że mam trzech ekskluzywnych klientów do przymiarki.
Ekskluzywnymi klientami nazywali tych, którzy najwięcej płacili, a przymiarki odbywały się w zaciszu ich własnych domów.
– Jak Madeleine nie chciała się zgodzić, to trzeba było to uszanować. Jutro się zobaczycie. Idziemy, Penny!
Madeleine była pod wrażeniem, z jaką dojrzałością Jewel potrafiła czasem się wypowiadać.
***********
Wracając do domu, Penny trzymała się trzy kroki za siostrami. Najmłodsza wściekła była za to, że obydwie zepsuły jej randkę. Syczała coś pod nosem o zniszczonych marzeniach i problemach, jakie spotykają ją od kilku lat, ale Jewel i Madeleine wiedziały, że to tylko niedojrzałe gadanie siedemnastolatki.
– Kim jest w ogóle ten chłopak? – zapytała Madeleine.
– Ile ten chłopak ma w ogóle lat, o to powinnaś ją zapytać. – Spojrzała przez bark na poirytowaną siostrę. – Przecież jest od ciebie starszy o jakieś...
– Ma 25 lat.
– 25 lat?! Ty masz dopiero 17! – zauważyła ze strachem Madeleine.
– Niedługo mam urodziny!
– Dopiero 18, a on dostał już pierwszych zmarszczek – zaśmiała się Jewel. – Jak myślisz Penny, co taki chłopak może widzieć w tak pięknej, lecz młodej dziewczynie, jak ty?
Nie odpowiedziała, a Madeleine zakryła przerażona usta, prawdopodobnie nie biorąc tego wcześniej pod uwagę.
– Świat jest okrutny – powiedziała, na co Jewel sprostowała ją:
– To nie świat jest, to ludzie są. I o co chodziło ci z tym miażdżeniem mojego barku, Madeleine? – zapytała wreszcie Jewel.
Madeleine nie zdążyła jej powiedzieć, gdyż nagle zza rogu wyskoczyła pani Ivory.
– Herbatka u mnie? Musimy sobie porozmawiać o kilku rzeczach, moje słodkie panienki. – Wzięła pod rękę Madeleine i Penny, i ruszyła w stronę swojego domu.
Mieszkanie pani Ivory było bardzo malutkie. Przyjęła je jednak, częstując pysznymi ciasteczkami i przepyszną herbatą. Siedziały, wpierw rozmawiając o przyziemnych rzeczach życia codziennego. Opowiedziała im trochę o życiu w Bristolu, jakie wiodła kilka lat temu. Chwilę później jednak starsza kobieta przeszła na temat, na który Jewel czekała najbardziej.
– Ci mężczyźni z targu to nie towarzysze waszego pokroju panienki. Wy jesteście piękne, utalentowane, pełne radości i światła, a oni są mrokiem, smołą, która zalał nasze biedne, piękne miasto. Ah! Gdyby był tu nadal mój mąż. On wiedział, jak sobie radzić z takim bestialstwem.
– Kto to właściwie jest? – zapytała Jewel. – Kiedy przyszli, cały targ nagle stał się jakiś nerwowo podejrzliwy. To był bardzo dziwne.
– To gang Galsworthy, prawda? – zapytała Madeleine, a Jewel spojrzała na nią zaskoczona tym, że wie więcej niż ona. Zwykle to Jewel przynosiła do domu nowinki i ciekawostki. To ona była tym typem człowieka, z którym ludzie chętnie dzielili się ploteczkami.
– Kto to Galsworthy? – ożywiła się Penny, która wyprzedziła starszą pytaniem.
– To podobno okropni ludzie. Tak słyszałam od jednej sąsiadki – odpowiedziała Madeleine. – Jej koleżanki syn zaciągnął się do nich, bo nie mógł znaleźć pracy, kiedy wrócił z frontu. Właściwie myślał, że będzie pracował w fabryce, jako kowal, a okazało się, że poza tym zaproponowali mu pracę, jako ochroniarz w jednym z ich pubów.
– To chyba nic złego? – zauważyła Jewel.
– Opowiadał, że w piwnicach pubów odbywają się nielegalne walki. Dużo mężczyzn je obstawia. Jego zadaniem jest odciągania agresywnych zawodników od siebie, żeby się nie pozabijali. Mówił, że wielu traci tam życie, bo Galsworthy najpierw faszerują młodych jakimiś używkami, a potem wystawiają swoich pewnych zawodników. Wszyscy, rzecz jasna obstawiają zawodników, bo są pewni ich wygranej, a później tracą pieniądze, bo nafaszerowani młodzieńcy wygrywają.
– Jak to możliwe, że wygrywają niedoświadczeni? – zdziwiła się Jewel, na co Madeleine wzruszyła ramionami.
– Też wydało mi się to jakieś dziwne. Podobno podają im jakiś specyfik, który sprawia, że ich siła rośnie.
– Ale to niemożliwe...
– Przed wojną, kiedy jeszcze Galsworthy senior żył, zajmowali się kradzieżami i sprzedażą nielegalnego bimbru – wtrąciła pani Ivory. Przeczesując siwe kosmyki, rozejrzała się dokoła, jakby czegoś szukając. – Po wojnie zaczęli prowadzić kilka pubów o wątpliwej reputacji. Tak, jak mówi panienka Madeleine, podobno zajmują się tam hazardem i nielegalnymi walkami. Chodzą jednak słuchy, że za dobrą sumę potrafili zająć się gorszymi rzeczami. Ich ludzie zajmują się też ochroną celebrytów Anglii. Tylko kto wie, czy nie pochodzą oni również z podziemnego półświatka. Szemrani ludzie. Ostrzegam was, że lepiej trzymać się od takich ludzi z daleka.
Widząc zdezorientowaną minę Penny, Jewel skróciła siostrze, jak gdyby miała dwulatce wytłumaczyć, do czego służy ołówek.
– To gang. Umawiasz się z członkiem gangu.
Penny spojrzała ze strachem i lekką wściekłością na siostrę, ta jedynie wzruszyła ramionami.
– Dlatego cię powstrzymałam – rzuciła do Jewel starsza blondynka. – Nigdy nie umiesz w porę ugryźć się w język. Myślisz, że zawsze wygrasz tą swoją ciętą gadką, ale doskonale wiemy, ile razy ten niewyparzony język wplatał się w tarapaty.
Jewel oparła się o oparcie krzesła i założyła ręce na piersi. Jeszcze tego było jej trzeba. Znowu wina była po jej stronie, chociaż poważniejszy problem dotyczył przecież Penny. W końcu to ona zadała się z facetem spod ciemnej gwiazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top