70 ღ ...kiedy łamiesz postanowienie...
ATTENTION
ღ
- to zdecydowanie scena 18+, jeśli nie lubisz takowych, spokojnie możesz ominąć ten rozdział, nie jest ważny dla fabuły :)
ღ
Carlisle wszedł do domu i już od progu napawał się ciszą. Emmett i Rose zdecydowali się odwiedzić Denalczyków i sprawdzić, jak Garrett czuje się w nowym towarzystwie. Jasper i Alice natomiast wybrali się na polowanie. Tylko jedna osoba była w domu.
Blondyn ruszył do swojego gabinetu, by odłożyć dokumenty, które przywiózł ze szpitala. Chcąc nie chcąc, musiał dokończyć pracę w domu. Słyszał spokojny, miarowy oddech Willie i domyślił się, że dziewczyna spała.
Nie chciał jej budzić, więc usiadł przy biurku i zajął się dokumentami. Pochłonęły go zupełnie do tego stopnia, że dopiero po dłuższej chwili zwrócił uwagę na Willow, która pojawiła się w progu. Uniósł wzrok, a na twarzy dziewczyny ujrzał słodki uśmiech. Wyglądała na nieco zmęczoną.
— Nie chcę ci przeszkadzać... — powiedziała, wchodząc w głąb pokoju. Dopiero wtedy, gdy blask wydobywający się z kominka oświecił Willie, doktor zwrócił większą uwagę na jej ubiór.
Miała na sobie zdecydowanie zbyt dużą koszulkę i zdecydowanie zbyt krótkie spodenki. Wydawało się, że zupełnie nie zwraca uwagi na złote oczy Cullena. A on uważnie śledził każdy krok, który wykonywały jej perfekcyjne nogi.
— Wezmę tylko coś do czytania i wracam na górę... — Podeszła do biblioteczki. Stanęła na palcach, by móc dosięgnąć egzemplarz Ostatniej wiosny.
Carlisle wciąż wodził za nią wzrokiem i nie mógł się powstrzymać, by nie zerknąć na niższe partie ciała dziewczyny, w tamtej chwili nieco bardziej odsłonięte przez kuse spodenki.
Zacisnął szczękę tak mocno, że gdyby Willow miała nadnaturalny słuch, z pewnością usłyszałaby ich zgrzyt. Spojrzał w dół, na historię choroby Josha Daviesa. Jak to możliwe, że literki mu się mieszały? Że nie myślał racjonalnie i nie rozumiał treści zdania?
— Carlisle?
Prawie podskoczył, gdy Willow znalazła się obok. Uniósł wzrok na dziewczynę, na jej piękne oczy. Wpatrywała się w niego zdziwiona, nie rozumiejąc niecodziennego zachowania. On sam go nie rozumiał.
Powoli, leniwie przeskanował wzrokiem jej sylwetkę. Za duża bluza uruchomiła jego wyobraźnię. Willie miała idealną, perfekcyjną wręcz figurę. Kilka razy było mu dane przyjrzeć się dziewczynie, gdy miała na sobie przylegające koszulki. Wiedział, jak wąska jest jej talia, w jaki sposób materiał marszczy się na jej brzuchu. Mimo to chciał przejechać dłonią po jej skórze. Jeszcze raz poznać dokładnie kształt sylwetki Willow. Ta cholerna koszulka tylko wszystko psuła.
— Hej, zaczynam się martwić... — szepnęła dziewczyna, przysiadając na krawędzi biurka. Pochyliła się, by móc spojrzeć w oczy Carlisle'a. Dostrzegała w nich to samo ciepło, ale i coś jeszcze...
— Wszystko dobrze — odparł, siląc się na uśmiech.
Willie kiwnęła głową.
— Chciałam ci coś przeczytać... — powiedziała, otwierając książkę. Zmarszczyła brwi, przekładając kolejne strony. Była tak zaabsorbowana poszukiwaniami pewnego cytatu, że z pośpiechu przejechała palcem wzdłuż kartki. Suchy pergamin naciął delikatnie jej skórę. — Cholera... — syknęła, unosząc wzrok na Carlisle'a.
Wampir pokręcił głową z dezaprobatą. Wstał i zanim Willie zdążyła choćby przeprosić, już przemywał drobną rankę wodą utlenioną.
— Będziemy szyć? — Black uniosła brew.
Carlisle pokręcił głową. Odwrócił się, by sięgnąć po niewielki plaster. Wrócił spojrzeniem do Willow, by zabezpieczyć nacięcie.
— I po krzyku — powiedział, na sam koniec całując dziewczynę w czoło.
— Gdyby nie ty, wykrwawiłabym się — uśmiechnęła się Willow, zarzucając ręce na szyję blondyna. Przyciągnęła go do siebie, a Carlisle nawet nie próbował się odsunąć. — Pocałuj mnie — poprosiła, unosząc podbródek.
— Dlaczego ty nie pocałujesz mnie? — Uniósł brew Cullen. Oparł dłonie po obu stronach Willie, choć wiedział, jak bardzo jest to niebezpieczne w tamtej chwili, ale... cholera, chciał tego. Dość miał czekania i powstrzymywania się.
— Mam wrażenie, że kleję się do ciebie bardziej, niż ty do mnie...
— To mi schlebia...
— Pocałujesz mnie w koń... — Willie nie dokończyła, bo poczuła wargi blondyna na swoich.
Ten pocałunek był inny, niż te, które zwykle dzielili. Był bardziej intensywny, namiętny, głodny. Willow przymknęła oczy rozkoszując się dotykiem Carlisle'a. Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy lodowate dłonie znalazły się pod jej udami. Blondyn szybkim ruchem zgarnął na ziemię papiery, które leżały na biurku i posadził brunetkę na meblu.
Jęknęła cicho, gdy poczuła, jak Carlisle przesunął językiem po jej dolnej wardze. Uchyliła usta nieco bardziej, mocniej oplatając blondyna nogami. Jej serce waliło jak szalone, a umysł nie do końca był w stanie uświadomić sobie to, co się działo.
Carlisle rozkoszował się ciepłem ciała Willie, jej miękką skórą. Błądził dłońmi po jej nagich udach, opuszkami palców co chwila hacząc o materiał spodenek. Nie przerywał pocałunku, choć Black oddychała coraz głośniej i ciężej.
Blondyn oderwał się od ust Willie, bo drobnymi pocałunkami przenieść się na jej szyję. Dziewczyna zagryzła wargę, na której wciąż czuła smak lodowatych ust Cullena. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy dłoń Carlisle'a znalazła się pod jej bluzką. Całe ciało dziewczyny jakby gwałtownie się spięło, lecz sekundę później cała się rozluźniła, bo złote oczy znów się w nią wpatrywały.
Był jej wybawieniem, jej lekarstwem, jej nałogiem, narkotykiem. Potrzebowała go, chciała związać się z nim najściślej, jak to możliwe.
Żadne z nich nie potrzebowało słów, by wyrazić swoje pragnienia. Byli jak ogień i woda, ale ich dusze były jak dwie, idealne połówki jabłka. Razem, tworzyły jedność. Potrafili czytać z siebie, jak z otwartych ksiąg.
Willow przejechała dłonią wzdłuż zapięcia koszuli Carlisle'a. Natknęła się na pasek od czarnych spodni i wciąż wpatrując się w złote oczy, wyciągnęła niebieski materiał koszuli. Odpinała ją powoli, guzik po guziku, a mięśnie Cullena reagowały na każdy jej najmniejszy ruch.
— Pieprzony model... — szepnęła Willie, gdy koszula znalazła swoje miejsce na ziemi. Stał przed nią Adonis w wersji wieku dwudziestego pierwszego. Idealnie wyrzeźbione ciało blondyna wręcz błagało, by je dotknąć. Biedna, ludzka dziewczyna, nie umiała się powstrzymać.
— Powinniśmy popracować nad twoim językiem... — zauważył cicho Carlisle, chwytając rąbek koszulki Willie. Oczy dziewczyny zaświeciły się.
Pozwoliła, by blondyn ściągnął t-shirt i wyrzucił gdzieś daleko. Nie obchodziło jej, że to jedna z jej ulubionych koszulek z Harry'ego Pottera. W końcu wielkie wydarzenia wymagają ofiar.
Zesunęła się z biurka, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Carlisle'em. Złapała jego dłoń i pociągnęła w stronę kanapy, stojącej w rogu pokoju. Ktokolwiek, lub cokolwiek podpowiedziało Carlisle'owi, żeby umieścić ją w gabinecie - chwała mu za to.
— Mój konserwatysta się złamał... — szepnęła, odgarniając nieco już potargane włosy blondyna z jego twarzy.
Carlisle przyciągnął ją bliżej do siebie, mimowolnie kierując wzrok na jej klatkę piersiową.
— To twoja wina.
Willie zaśmiała się perliście, składając na ustach Cullena kolejny pocałunek. Próbowała w jakiś sposób opanować drżące ciało i palpitacje serca, ale nie umiała. Carlisle działał na nią zbyt mocno.
Blondyn sunął dłońmi po plecach Black, niebezpiecznie zbliżając się do zapięcia stanika. Gdy tylko haczył opuszkami palców o ciemny materiał, Willie doznawała mini zawałów serca.
— Nie grasz fair... — szepnęła, przygryzając jego wargę.
Dłonie dziewczyny odnalazły klamrę od paska. Drżącymi palcami siłowała się ze stalowym ustrojstwem, który jakby odmówiło posłuszeństwo. Albo ona po prostu zapomniała, w którą stronę trzeba pociągnąć, aby go rozpiąć.
— Pozwól mi... — szepnął, unosząc jej podbródek.
Znów utonęła w jego złotych oczach, które za każdym razem hipnotyzowały ją w ten sam sposób. Wydawało jej się, że wpatrywała się w niego zaledwie kilka sekund, ale w tym czasie zdążył pozbyć się zarówno ubrań swoich i Willow.
Dziewczyna zwaliła to na jego nadnaturalną szybkość, bo nie zdążyła nawet dokładnie zarejestrować tego momentu.
Pozwoliła, by Cullen położył ją na kanapie. Wpatrywała się w niego, jak w cholernie idealny obraz. Anioła zesłanego z niebios. Jego perfekcyjnie wyrzeźbione ciało powodowało, że nogi jej miękły.
Carlisle powędrował oczami wzdłuż ciała dziewczyny. Tak kruchego. Delikatnego. Ciepłego. Idealnego.
Nie czuła wstydu, gdy tak przyglądał się kolejnym partiom jej ciała. Co prawda serce pompowało krew chyba trzysta razy szybciej niż zwykle, a podbrzusze wręcz się paliło.
Poczuła zimną dłoń, która w kontakcie z jej rozgrzaną skórą była ukojeniem.
Ręka Carlisle'a sunęła niżej.
Przymknęła powieki pod wpływem dreszczu przyjemności, który wstrząsnął nią, gdy dłoń Cullena zatrzymała się na jej piersi. Każdy delikatny dotyk palców Carlisle'a, był dla niej jak muśnięcie płatków śniegu.
Zacisnęła uda, gdy druga dłoń blondyna znalazła się na jej biodrze. Jej ciało tak bardzo pragnęło bliskości Carlisle'a, że już nie była w stanie myśleć racjonalnie.
Wplątała palce w blond włosy, przyciągając Carlisle'a, by móc go pocałować. Była głodna jego dotyku, ust, jego ciała. Jęknęła, gdy zimne usta przeniosły się na jej szyję. Klatkę piersiową. Brzuch.
Wstrzymała oddech. Przez dłuższą chwilę nie czuła żadnego kontaktu z ciałem Carlisle'a. Wiedziała jedynie, że się w nią wpatruje, ale nie chciała otworzyć oczu. Czekała.
Pierwsze głośniejsze westchnięcie opuściło jej usta, gdy poczuła, jak jego obie dłonie gładzą jej uda. Od zewnętrznej strony, delikatnie muskając jej skórę, przeszły do wewnętrznej strony.
— Otwórz oczy... — usłyszała cichy szept tuż przy uchu.
Zrobiła to, o co prosił. Otworzyła oczy, by ujrzeć złote, dobrze znajome tęczówki. Umierające z pożądania.
Carlisle odgarnął ciemne, wilgotne kosmyki włosów, które przykleiły się do twarzy Willie. Skorzystał z jej chwilowego roztargnienia, rozsuwając uda dziewczyny.
Willow jęknęła głośniej, czując wyraźnie dotyk Carlisle'a na swojej kobiecości. Przygryzła wargę, czując każdy, najmniejszy ruch jego dłoni. Palców. Najpierw leniwe, powolne. Stopniowo coraz śmielsze.
Carlisle szybko przekonał się, że jęki rozkoszy Willie były tym, czego mógł słuchać godzinami. Chciał doprowadzać ją do słodkiego szaleństwa, dosięgać granicy przyjemności. Widzieć, jak na jej ciele formują się kropelki potu, czuć jak jej dłoń zaciska się na jego jasnych włosach.
Przerwał pieszczotę.
Był głodny jej ust. Pocałował ją namiętnie, wtargnął językiem do jej ust. Nie prosił o zgodę. Chciał poczuć, jak jej ciało spina się z powodu jego dotyku. Splątał palce obu dłoni z dłońmi Willie, przyciskając je jednocześnie do poduszki, leżącej nad głową dziewczyny.
Jego tęczówki pociemniały, bo nie mógł dłużej opanować swojego pragnienia. Chciał poczuć Willow.
Brązowe oczy dziewczyny wpatrywały się w niego z miłością. Kochała tego trzystuletniego wampira. Oddała mu wszystko, co miała. Całe swoje serce, chciała powierzyć mu ostatnią część siebie. Był dla niej wszystkim. Powodem, dla którego budziła się rano, oddychała. Nie było chwili, by nie myślała o nim. O tym, co robi, gdy są oddzielnie. O tym, co myśli, gdy siedzi obok i nic nie mówi. Jego uśmiech rozjaśniał jej dzień, jego głos powodował, że jej serce rwało się do tańca. Każde spojrzenie, nieprzerwanie od tylu miesięcy wzbudzało w jej wnętrzu gorąc...
— Pocałuj mnie — poprosiła.
Nie musiała powtarzać swojej prośby. Carlisle pocałował ją delikatnie. Raz. Drugi. Trzeci.
Willow wstrzymała oddech, gdy poczuła, jak Carlisle delikatnie w nią wchodzi. Zaczęła głośno, głęboko oddychać, usiłując poradzić sobie z raz po raz napływającą falą przyjemności.
— Wszystko w porządku?
Carlisle nie byłby sobą, gdyby nie zapytał. Willie znów otworzyła oczy. W tamtej chwili były o wiele większe, niż zwykle.
Nie zdobyła się na żadne słowo. Powolne kiwnięcie głową musiało mu wystarczyć.
Wykonał pierwszy, powolny ruch, który zmusił Willow do cichego jęku.
Każdy kolejny, najmniejszy ruch Cullena powodował, że Willie coraz bardziej wbijała paznokcie w dłonie doktora. Już nie próbowała stłumić jęków, które raz po raz opuszczały jej usta. Czuła Carlisle'a coraz wyraźniej, przyjemność, którą jej dawał odbierała jej zdolność myślenia, mówienia. Poruszali się w tym samym rytmie, chcąc uzyskać jak największą rozkosz.
Liczyli się tylko oni dwoje. On i ona. Ich połączone ciała, dźwięki przyjemności. Ogień i woda.
Carlisle powoli tracił kontrolę nad samym sobą. Jego ruchy były coraz szybsze, coraz mocniejsze. Głos i szybki oddech Willie tylko dodatkowo go napędzały.
Oboje chcieli więcej, szybiej, mocniej.
Dziewczyna zarzuciła dłonie na jego szyję, przyciągając go do siebie. Ukrył twarz w szyi brunetki, zasysając skórę. Willow zacisnęła dłoń, którą wplątała w złote włosy, nogami oplotła Cullena w pasie, przyciskając go jeszcze bardziej do siebie.
Między nimi nie było żadnej wolnej przestrzeni.
Kochali się bez opamiętania, pokój wypełniały jęki przyjemności zarówno Carlisle'a i Willow.
Cullen doskonale czuł, jak blisko osiągnięcia szczytu była Willow. Mocno pociągnęła go za włosy, a z jej ust wydobyło się urwane jęknięcie. Świat na chwilę zawirował, serce się zatrzymało. Poczuł, jak gwałtownie się spięła. Wykonał kilka ostatnich, mocnych ruchów i sam uzyskał słodkie spełnienie.
Ciało Willow rozluźniło się. Oddech dziewczyn powoli wracał do normy, a ona sama po dłuższej chwili wyplątała palce ze złotych włosów doktora.
Carlisle uśmiechnął się czule, ocierając kropelki potu z twarzy dziewczyny. Złożył kilka słodkich, delikatnych pocałunków na jej czole, policzkach, nosie, ramionach, szyi.
— Jesteś... — zaczął, ale nie dokończył, bo Willow położyła rękę na policzku Cullena.
— Spocona.
Carlisle roześmiał się.
— I najszczęśliwsza na świecie... — dokończyła. — Kocham cię, Carlisle.
— Kocham cię, Willow.
ღ
ANIOŁKI JA NAPRAWDĘ NIE WIEM, CO TO JEST
Chciałam, żeby ten ich pierwszy raz to był taki wiecie... słodki i pełen miłości, ale... ale właśnie... nie mogę czytać tego za dużo, bo dojdę do wniosku, że jest żenująco...
Także jest to, co obiecałam, może następna taka scena wyjdzie mi bardziej naturalnie, zobaczymy 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top