47 ღ ...kiedy usiłujesz pomóc...
Carlisle zgodził się przejść z Willie przez las, jednak po przebyciu niecałego kilometra, zdecydował się wziąć dziewczynę na ręce. Z początku oponowała, jednak po dłuższym namyśle stwierdziła, że jest zmęczona i niesienie przez las faktycznie nie jest takie złe.
Cullen nie chciał przedłużać wędrówki, więc w miarę możliwości użył swojej nadzwyczajnej szybkości, tylko co kilka minut zatrzymując się, bo Willie głośno krzyczała "UWAGA RZYGAM".
Nie zwymiotowała ani razu, za to zdążyła pięć razy porozczulać się nad tym, jak pięknie Carlisle wygląda w blasku księżyca, nad wspaniałą uroczystością i nieziemskimi posiłkami.
W końcu dotarli do domu. Gdy tylko przekroczyli próg dopadły ich Rosalie i Alice z dzikimi uśmiechami. Blondyn jednak ugasił ich zapał, bo Willow praktycznie przysypiała mu na rękach. Udało mu się nawet zgromić Emmetta spojrzeniem tak poważnie, że brunet poprzysiągł podarować sobie złośliwe uwagi do momentu wytrzeźwienia Black.
Jednak cała przeprawa przez dom nie obyła się bez obudzenia Willow. W momencie, gdy Carlisle dotarł do pokoju, oczy dziewczyny były szeroko otwarte.
Mimo to położył ją na łóżku, na którym natychmiast usiadła. Rozejrzała się po pokoju, w końcu zawieszając spojrzenie na blondynie.
— Jestem okropną córką... — powiedziała zupełnie poważnie.
Alkohol nieco uleciał z jej organizmu, wraz z nim dobry nastrój. Przyszła pora na pogrążanie się w żałobie i rozpamiętywanie rodzinnych problemów.
— Henry miał rację... całe życie ojciec usiłował nas chronić. A ja, zamiast choćby spróbować go zrozumieć... nawet nie próbuje postawić się na jego miejscu... jestem wyrodnym, niewdzięcznym dzieckiem, które... — przerwała, zakrywając usta dłonią.
Przez cały ten czas Carlisle kiwał głową, jednocześnie pozbył się marynarki, a rękawy koszuli podwinął do łokci. Pierwszy guzik jego koszuli był rozpięty. Willie więc miała przed sobą wampira, który wyglądał jak młody bóg. W sumie zawsze tak wyglądał, ale w tamtej chwili, gdy procenty wciąż krążyły w jej krwi, wydawał jej się trzy razy atrakcyjniejszy.
— Ale ty jesteś... — zacięła się w pół słowa, wciąż skanując wzrokiem jego postawę.
— Co? — zdziwił się. Nie miał najmniejszego pomysłu, o co mogło chodzić dziewczynie.
— Cholernie seksowny — dokończyła w końcu.
Prawdopodobnie, gdy obudzi się rano i przypomni sobie, co do niego powiedziała, będzie przeklinać przodków, że w ogóle dopuścili do tego, by przyszła na świat. Nie kontrolowała jednak zupełnie swojego zachowania, mówiła to, co ślina na język przyniesie i przede wszystkim nie czuła wstydu. Była odważna, nie obchodziło jej to, co Carlisle sobie o niej pomyśli.
A on nie pomyślał nic złego. Przecież Willie też go pociągała fizycznie. Choć starał się tego nie pokazywać i w ogóle o tym nie myśleć, miał doskonałą tego świadomość.
Przysiadł obok dziewczyny. Uśmiechnął się do niej kojąco podczas, gdy ona tworzyła w głowie kolejny plan. Zagryzła wargę i przyciągnęła go do siebie w namiętnym pocałunku.
Nie tego spodziewał się Cullen, choć było to całkiem miłe. Nie sądził jednak, że brunetka posunie się o krok dalej i odepnie kilka kolejnych guzików jego koszuli. Podobałby mu się taki obrót spraw, gdyby nie dwa, małe szczegóły. Willow była pijana, do tego wciąż była człowiekiem. A Carlisle nie mógł dopuścić do powtórki z rozrywki. Nie, póki nie przeprowadzi z Willow poważnej rozmowy.
Delikatnie acz stanowczo, odsunął ją od siebie.
W jednej sekundzie w oczach dziewczyny wezbrały łzy.
— Nie podobam ci się... — szepnęła, pociągając nosem.
Carlisle zareagował natychmiast i otarł płynące łzy.
— Jesteś piękna i bardzo mi się podobasz... ale nie sądzę, że chcesz to zrobić, będąc pijaną...
— To znaczy... — zastanowiła się, mrużąc oczy. — Jeśli będę trzeźwa, to...
— Najpierw musimy poważnie porozmawiać, potem...
— Carlisle...
— Pozwól mi dokończyć...
— Nie, poważnie. Będę rzygać.
Pół sekundy później Willow znalazła się w łazience. Faktycznie, zwymiotowała po raz pierwszy tamtego wieczora, a Carlisle jedyne co mógł zrobić, to głaskać ją uspokajająco po plecach.
— Jestem okropną c-córką... — jęknęła znów Willie, gdy pierwsza część obiadu opuściła jej organizm. Oparła policzek o zimne kafelki. — Dziewczyną z resztą też... musisz siedzieć tu i patrzeć, jak... jak wyrzyguje jedzenie... ohyda... Carlisle, czy t-ty też możesz rzygać? — zapytała zupełnie poważnie.
Cullen usiadł naprzeciwko niej.
— Nigdy mi się to nie zdarzyło... szczerze wątpię...
— Szczęściarz... — mruknęła, by po chwili znów znaleźć się dokładnie nad sedesem. — Obrzydlistwo. Więcej nie piję...
— Mądry pomysł — przyznał Carlisle, ocierając kąciki warg Willie mokrym ręcznikiem.
Black próbowała uśmiechnąć się w geście wdzięczności, jednak zupełnie jej to nie wyszło. Carlisle natomiast wstał i udał się do pokoju dziewczyny, by znaleźć jej coś do przebrania.
Nie spodziewał się jednak, że gdy będzie gotów skierować się do łazienki z piżamą, ujrzy w drzwiach swojej sypialni Jaspera, trzymającego na rękach Willow, ubraną w błękitną koszulę, którą tego dnia Carlisle miał na sobie w szpitalu.
Wampir wprost oniemiał, skanując wzrokiem ciało dziewczyny. W duchu przyznał Rachel rację. Willow miała długie, piękne, zgrabne nogi. Zajebiste, jak to określiła jej siostra.
— Znalazłam piżamkę — roześmiała się Willow, marszcząc materiał koszuli. — I wielbłąda transportowego... — dodała, czochrając włosy Hale'a.
— Zaraz zrzucę cię na ziemię — zagroził złotowłosy, unosząc brew.
— Widzisz? Buntownik.
— Carlisle zabierz ten ładunek nieszczęścia — poprosił Jasper, bezceremonialnie podając doktorowi dziewczynę. Życząc dobrej nocy, wyszedł.
— Nie gniewasz się za koszulę? — zapytała Willow, muskając nosem szyję blondyna.
— Bardziej jestem ciekaw jakim cudem znalazła się na tobie... — mruknął Cullen, sadzając dziewczynę na łóżku.
Widok Jaspera, niosącego Willie nie do końca mu się spodobał. Nie mówiąc już o tym, że pierwsza myśl podpowiadała mu, że to waśnie Hale pomógł jej założyć koszulę. Cullen jednak natychmiast pokręcił głową. Przecież Jasper by tego nie zrobił. Zawołałby Alice, albo Rose...
— Nie jestem aż tak pijana, żeby się nie ubrać — odparła, przytrzymując się kołnierza Carlisle'a.
Mężczyzna chciał się odsunąć, jednak mu na to nie pozwoliła. Zmusiła blondyna, by oparł dłonie po obu stronach jej głowy. Przyglądali się tak sobie w ciszy. Carlisle czekał, aż Willie go puści, a Willie czekała, aż Carlisle położy się przy niej.
— Jestem okropną, wyrodną córką, taką samą dziewczyną i wymagam, żebyś spał ze mną.
— Nie śpię.
— To chociaż udawaj — naburmuszyła się.
Carlisle w końcu skapitulował i zajął swoje stałe miejsce obok dziewczyny. Willie już zupełnie uśmiechnięta wtuliła się w Cullena, przerzuciła jeszcze nogę przez jego biodra, traktując go jak poduszkę.
Wampir spiął się nieco. Gdyby był człowiekiem, niewątpliwie zaczerwieniłby się. Odetchnął jednak, gdy Willow pocałowała go w policzek, a nos ukryła w zagłębieniu jego szyi.
— Jesteś najlepszą chłodzącą poduszką.
Gdy Cullen miał nadzieję, że Willie w końcu zaśnie, dziewczyna zadziwiła go jeszcze bardziej. Prześlizgnęła się przez niego i zanim zdążył zareagować, siedziała na nim okrakiem, a jej ciemne oczy znajdowały się kilka milimetrów od jego.
— Willow, co ty...
— Pokaż zęby... — poprosiła, dotykając kciukiem warg wampira.
— Co?
— Otwórz paszczę. — Wzruszyła ramionami. — Jestem ciekawa, jak wyglądają twoje kły... rzadko uśmiechasz się tak, bym mogła je zobaczyć... właściwie nigdy... więc pokaż teraz.
Blondyn wywrócił oczami jednak zdążył zrozumieć, że z pijaną Willow nie wygra. Uchylił usta i uniósł górną wargę tak, aby Black mogła dojrzeć jego kły.
— Są dłuższe niż u normalnego człowieka... — zauważyła — ale nie aż tak bardzo... Ostre są? — zapytała jeszcze, zbliżając opuszek palca do jednego kła.
Carlisle natychmiast złapał jej dłoń.
— Nie, Willow.
Widząc zagubienie dziewczyny pocałował wierzch jej dłoni i uśmiechnął się przepraszająco.
— Nie kuś losu.
Willow pokiwała głową. Położyła głowę na klatce piersiowej Carlisle'a, oddychając głęboko. Blondyn objął ją ramionami. Na twarz dziewczyny wkradł się delikatny uśmiech, z którym zasnęła.
ღ
Carlisle nie wiedział, czy dobrze robi. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy w swoim długim życiu miał taki dylemat. Z jednej strony chciał pomóc załagodzić sytuację z ojcem Willie, z drugiej jednak domyślał się, że gdy dziewczyna się dowie, będzie na niego zła. W kółko powtarzała, że chciała sama rozmówić się z ojcem.
Żadna z prób podjętych przez Black nie dała spodziewanych rezultatów. Kręcili się w kółko, wciąż tkwili w tym samym scenariuszu. Zarówno Willow i jej ojciec cierpieli. Jeśli Carlisle mógł jej tego oszczędzić choć w jakimś stopniu, musiał spróbować.
— Witaj, Billy — przywitał się, gdy Black otworzył mu drzwi.
William był zaskoczony wizytą doktora. Nie spodziewał się go, samego, o ósmej rano dzień po weselu. Poza wściekłością, która ponownie wypełniła ciało Blacka, pojawiła się także ciekawość. Po co Carlisle przyjechał?
— Czego chcesz? — Billy nie silił się na uprzejmość. Nie miał zamiaru nawet udawać, że wciąż lubi Cullena. Zrobił mu coś, o co poczciwy Black nigdy by go nie posądził. Nigdy nie pomyślałby, że głowa rodu wampirów, dotychczas pokojowo nastawionych, mógłby posunąć się do takich czynów.
— Tylko porozmawiać.
— Nie mamy o czym, dopóki nie oddasz mi córki.
— Nie zabrałem ci Willow... — westchnął Carlisle. Spodziewał się oskarżeń. — Billy zrozum, że chcemy dla niej tego samego. Ja też chcę, żeby była szczęśliwa i bezpieczna... zależy mi na niej...
— Gdyby ci na niej zależało, kazałbyś jej wrócić do domu, do rodziny! — warknął Billy. Wizyta Cullena przedłużała się. Z każdą sekundą Black coraz bardziej nienawidził Carlisle'a.
— Nie mogę tego zrobić — przyznał szczerze wampir. Przecież nie mógł powiedzieć Willie, by wracała do domu. Jego dom był teraz także jej miejscem. Poza tym nie chciał, żeby wróciła do domu... — Nie wyrzucę jej. Jest dorosła i może...
— Jest dzieckiem! Jest moim dzieckiem! Carlisle, sam nazywasz się ojcem tej piątki... Rozumiesz, o czym mówię...
Oczywiście, że Cullen rozumiał. Bywało, że jego dzieci podejmowały różne, niekiedy sprzeczne z jego punktem widzenia decyzje. On jednak zawsze przedstawiał im swoje przemyślenia, ale szanował ich zdanie. Pozwalał, by robili to, co dyktowało im serce. Billy natomiast w ogóle nie brał pod uwagę pragnień Willie.
— A czy pytałeś Willow, czego ona chce?
— Ona nie wie...
— Ona bardzo dobrze wie, czego chce! — Tym razem to Cullen podniósł głos. — Jest wspaniałą, inteligentną dziewczyną. Zaradną, dobrą, odpowiedzialną... porozmawiaj z nią i choć raz jej wysłuchaj...
— Sugerujesz, że nie potrafię rozmawiać z moim dzieckiem?
— Nie — odparł Carlisle, patrząc prosto w ciemne oczy mężczyzny. — Od śmierci twojej żony minęło siedem lat, a Willow wciąż nie potrafi się z tym pogodzić. Tyle nocy przepłakała, tyle razy prosiła kogoś z was o rozmowę... wtedy ciebie nie było. Zamykałeś się w pokoju, bo nie byłeś w stanie pomóc swojej córce. Nikt z was nie był. Zostawiliście ją z tym samą, choć ona też straciła jedną z najważniejszych osób w swoim życiu... ona wciąż ma ci to za złe, Billy. Nie popełniaj tego samego błędu i tym razem jej wysłuchaj. Zasługuje na to.
ღ
Nieeespodzianka!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top