37 ღ ...kiedy cieszysz się chwilą...

Carlisle nie spodziewał się, że gdy wróci do domu przywita go zapach Willow. Nogi same poniosły go w stronę drzwi wejściowych. Był do tego stopnia podekscytowany, że nie zwrócił uwagi na zapach, należący do kogoś innego.

Willow, która już czwartą godzinę spędzała przy Alice, była wykończona. Brakowało niewiele, aby przykleiła sobie powieki do brwi taśmą, by w ten sposób powstrzymać się od spania.

Cullen natomiast wciąż energicznie pracowała, tnąc i szyjąc materiał.

Rachel i Rosalie siedziały przy laptopach i przeszukiwały sklepy. Musiały znaleźć suknie awaryjną.

W końcu Willow nie wytrzymała, a jej głowa opadła na stół.

— Willow nie śpij! — zirytowała się Alice, na co Black podniosła gwałtownie głowę. Zrobiła to tak niefortunnie, że zabolała ją szyja.

— Nie śpię... — jęknęła, rozmasowując bolące miejsce.

— Idź zrób sobie kawę i wracaj — nakazała złotooka, nie odwracając wzroku od sukni.

Willow wywróciła oczami, jednak posłusznie wstała i podreptała do kuchni. Przeszukała kilka szafek, dość zdziwiona, że było w niej nieco więcej produktów niż suche płatki i mleko. Znalazła kawę, śmietankę, nawet brązowy cukier. Zupełnym przypadkiem w jej ręce wpadły kwaśne żelki, których nie mogła tak po prostu nie zjeść. Nawet nie obchodziło jej to, że były tydzień po terminie.

Wsypała kawę do kubka i nastawiła wodę. Oparła się niedbale o blat i że znudzoną miną konsumowała zdobytą słodycz.

Jej wzrok skierował się na wchodzącą do kuchni osobę. Na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, gdy rozpoznała Carlisle'a. Już chciała podbiec i go przytulić, jednak przypomniała sobie o Rachel, siedzącej pokój dalej.

— Smacznego — rzucił Cullen. Zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na to, że w domu był jeszcze jakiś człowiek. Powoli zbliżał się do dziewczyny, a ona czuła motylki w brzuchu, gdy tak próbowała zinterpretować jego zachowanie.

— Były przeterminowane — rzuciła, chcąc zmienić temat.

Carlisle zacisnął wargi, stając naprzeciwko Willow. Wyjął jej opakowanie z ręki i wrócił wzrokiem do jej ciemnych oczu.

— Cieszę się, że cię widzę... — Wampir oparł ręce po obu stronach dziewczyny. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Pomiędzy blatem a wampirem.

— Już wiem jak się czułeś, gdy Jake przygwoździł cię do drzewa — przyznała cicho, błądząc oczami po twarzy Cullena.

— Czy mam tylko takie wrażenie, czy nie chcesz, żebym cię pocałował? — zapytał, na co Willie przełknęła ślinę. Chciała być całowana przez tego cholernego wampira w dzień i w nocy, w każdej minucie, sekundzie życia. Jak mógł w ogóle wysuwać inne, tak absurdalne wnioski?

— M-moja siostra tu jest... — wyjaśniła czując, jak jej nogi zamieniają się w galaretę.

— Zdążę się odsunąć — zadeklarował. — Ale jeśli nie chcesz...

— Pieprzyć to. — Willow pokręciła głową i zarzuciła ręce na szyję doktora, by połączyć jego wargi ze swoimi. Czuła się tak dobrze jak wtedy, w Waszyngtonie. Za każdym razem, gdy czuła usta doktora na swoich, przeżywała tamtą wyjątkową chwilę od nowa.

Kiedy Willie w końcu zabrakło powietrza i odsunęła się od Carlisle'a, dostrzegła jego szeroki uśmiech.

— Oszuście. Wiedziałeś, że ci nie odmówię — mruknęła, poklepując mężczyznę po klatce piersiowej.

— Miałem cichą nadzieję... — przyznał.

Znów zbliżył się do Willie, chcąc musnąć jej usta jeszcze na chwilę. Black przymknęła oczy, wyczuwając jego intencje, jednak nie poczuła żadnego przyjemnego chłodu, zimnego muśnięcia.

Zamiast tego Carlisle odchrząknął. Brunetka otworzyła oczy i dostrzegła, że Cullen opierał się o drewniany stół i zerkał na osobę, stojącą w drzwiach.

Kiedy Black dostrzegła Rachel, zrozumiała.

— Rachel, poznaj proszę...

— Carlisle Cullen — oznajmił blondyn, wyciągając dłoń w stronę Rachel.

Starsza Black zmarszczyła brwi, uważnie wpatrując się w mężczyznę. Po chwili przeniosła spojrzenie na siostrę. Gdyby wzrok Willie mógł zabijać, Carlisle mógłby już wzywać koronera. Willow była wściekła na podejrzliwe zachowanie siostry.

W końcu Rachel jakby zrozumiała o co chodzi i podała dłoń doktorowi.

— Rachel Black.

— Miło mi.

Rachel jednak nie odwzajemniła ciepłego uśmiechu, który podarował jej Cullen. Mężczyzna zauważył niechęć dziewczyny, więc cofnął się nieco, wystawiając Willie na odstrzał.

— Pracujesz w szpitalu?

— Jestem lekarzem.

— I... ile masz lat? — zapytała Rachel, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Rachel! — oburzyła się Willow, na co blondynka nie zareagowała.

— Trzysta sześćdziesiąt...

— Nie o to pytam — przerwała blondynka, która nie wiedząc skąd, doznała nagłego przypływu odwagi.

Willow wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w siostrę niepewna, czy stoi przed nią ta sama dziewczyna, która cztery godziny wcześniej była przyklejona do drzwi w obawie przed Emmettem.

— Panuje powszechne przekonanie, że zbliżam się do trzydziestki — odparł Carlisle. Dziwiły go pytania Black, ale nie chciał być niegrzeczny.

Rachel zmarszczyła nos jeszcze bardziej, ale po chwili uśmiechnęła się.

— I tak tu sobie... rozmawiacie?

— Tak, dopóki nie wlazłaś tu jak do siebie i nie zaczęłaś rzucać dziwnych pytań w stronę Carlisle'a, który... który właśnie radził mi co zrobić, żeby szyja już mnie nie bolała.

Rachel zmarszczyła brwi, jednocześnie mierząc się spojrzeniami z siostrą. Nie była Jacobem, żeby uwierzyć w takie bajki. Coś ewidentnie jej tu nie grało. I dowie się co.

Odwróciła się jednak i powolnym krokiem ruszyła do pokoju, gdzie czekała Alice z jedną dziesiątą sukni ślubnej.

— Naprawdę masz problem z szyją? — szepnął Carlisle, wychylając się lekko zza ściany, by dostrzec, czy Rachel już zniknęła w pokoju.

— Skutek uboczny stanu przedzawałowego — wzruszyła ramionami Willow, zerkając znów na doktora. — Więc liczę na twoją pomoc.

— Zimny okład. Ewentualnie tabletka...

— Nie jestem fanką tabletek — przyznała Willie. Podeszła do doktora, który uważnie obserwował każdy jej ruch. Złapała jego lodowatą dłoń. — Po co mam robić okład, skoro temperatura mojego chłopaka jest lepsza niż w zamrażarce — wyjaśniła, widząc niezrozumiałą minę mężczyzny.

Carlisle uśmiechnął się, ukazując zęby. Uniósł Willow i zanim dziewczyna się zorientowała, znalazła się w gabinecie doktora.

Tam żadna podejrzliwa Rachel nie rzucała dziwnymi pytaniami.

Willie przysiadła na kozetce, którą już dobrze znała. Zajęła ją pierwszego dnia podczas swojego długiego pobytu w domu wampirów. Znów uśmiechnęła się na tamte wspomnienia. W najśmielszych snach nie oczekiwała, że za kilka tygodni oficjalnie stanie się bywalczynią tego domu i dziewczyną właściciela.

Carlisle nie przerywał rozmyślań dziewczyny widząc, że znajduje się w innym świecie. Zamiast tego usiadł obok niej i powoli zbliżył dłoń do jej karku. Willie nie wzdrygnęła się. Jedynie mruknęła cicho, przymykając powieki.

Wampir tymczasem pozwolił sobie uważniej przyjrzeć się dziewczynie. Miała urodę typową dla członków plemienia. Ciemne włosy, oczy, karnacja. Była drobna, szczupła. Wydawała się przez to tak krucha, że najmniejszy podmuch wiatru mógłby ją złamać.

— Gapisz się — mruknęła cicho Willie, nie otwierając oczu. Doskonale wiedziała, że blondyn od kilku sekund wlepiał w nią spojrzenie. Czuła się z tym dość dziwnie, choć nie tak niekomfortowo jak to miało miejsce w przypadku innych osób.

— Podziwiam.

— Ciekawe co.

— Ciebie.

— To przestań, bo zobaczysz moje skrzętnie ukrywane zmarszczki — powiedziała, uchylając powieki. 

— Faktycznie, coś tu jest... — mruknął Carlisle, pochylając się bardziej w stronę Willow. 

Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, ale widząc uśmiech doktora zrozumiała, że sobie z niej żartuje. W geście protestu zrzuciła z siebie jego dłoń i usiadła przodem, by móc przyjrzeć się jego twarzy. Położyła dłonie na policzkach blondyna, uważnie skanując jego twarz wzrokiem.

— Co robisz? — zapytał, świdrując brunetkę złotymi oczami.

— Szukam zmarszczek — odparła, odgarniając złote włosy do tyłu. 

— Powodzenia. — Wzruszył ramionami. 

— Czy jest chociaż cień szansy, że znajdę jakąś niedoskonałość? — westchnęła, unosząc brew.

Doktor zacisnął wargi, by się nie roześmiać, po czym pokręcił głową.

— Też tak chcę!

Carlisle założył ciemny lok za ucho Willow. 

— Uwierz, nie chcesz... 

W głosie wampira Black wyczuła nutę goryczy, jednak nie chciała poruszać teraz tego tematu. Nie, kiedy jej siostra buszowała na górze. Uśmiechnęła się ciepło w nadziei, że i na twarzy Cullena znów ujrzy szczęście.

— Właściwie... to w jakim wieku zostałeś wampirem?

— Dwudziestu trzech lat — odparł Cullen, na co mina Willow zupełnie zrzedła. — Co?

— Jestem od ciebie starsza o trzy lata. Czuje się jak staruszka... — mruknęła niezadowolona.

Carlisle roześmiał się, przyciągając dziewczynę do siebie.

— Chodź tutaj, moja emerytko — szepnął, po czym ucałował Willow, przelewając w pocałunek całą swoją miłość.

Heeej, patrzcie, napisałam coś!

Dałam radę XD

U góry filmik gratis 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top