34 ღ ...kiedy emocje cię zagubią...
Willow odetchnęła z ulgą, gdy w końcu znalazła się w domu. Zakupy z Rachel były dla niej prawdziwą katorgą. Odłożyła siaty w korytarzu, nie mając siły targać ich do kuchni, gdzie już od minuty jej siostra opowiadała ojcu i bratu o wypadzie.
Willie weszła do pomieszczenia i natychmiast opadła na krzesło, wzdychając ciężko.
— Willow, wyglądasz koszmarnie — zauważył Jacob, nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu.
Dziewczyna nie miała nawet siły otworzyć oczu. Uniosła dłoń, by pokazać bratu środkowy palec.
— Willow! — krzyknął Billy, na co brunetka wzruszyła ramionami.
— Tak, tato?
— A ja chciałem, żebyś pomogła mi z moim motorem... — westchnął chłopak, wstając.
— Wykluczone, mamy za dużo roboty! — zaoponowała Rachel.
Willow otworzyła gwałtownie oczy. Wstała i bez słowa wyciągnęła Jacoba z kuchni. Nie miała zamiaru spędzić w towarzystwie siostry ani minuty dłużej.
— Jestem ci winna przysługę — stwierdziła Black, gdy oboje znaleźli się w garażu. Podeszła do motoru brata i obejrzała go z każdej strony. — W czym potrzebujesz pomocy?
— W niczym. — Wzruszył ramionami chłopak, siadając na drewnianej skrzynce. — Chciałem pogadać, a przez ślubną zawieruchę Rachel to trochę trudne.
Willow zmarszczyła brwi, oczekując na kolejne słowa brata. Jej myśli natychmiast podążyły w stronę Carlisle'a. Czyżby Jacob w jakiś sposób dowiedział się o ich związku? W końcu często bywał u Cullenów. Chociaż z drugiej strony, nawet jeśli wiedział, nie miał prawa mieć żadnych pretensji do siostry. Sam wpoił się w hybrydę.
Przyglądała się więc chłopakowi, czekając na jego słowa.
— Zauważyłem, że polubiłaś Cullenów...
— Przypominam, że spędziłam z nimi trochę czasu, głównie dzięki tobie.
— Tak, ale...
— Jacob, wyduś to...
— Wczoraj, kiedy byłaś z Rachel na plaży, ja... zerknąłem na listę gości... — zaczął powoli chłopak. Liczył się z tym, że jego siostra prawdopodobnie wybuchnie i się na niego obrazi, jednak musiał spróbować wyciągnąć od niej prawdę. Zbyt wiele rzeczy mu nie pasowało. Nocne wypady Willow, z którymi żałośnie próbowała się ukrywać, częste wizyty u Cullenów i Carlisle odprowadzający Willie. — Będziesz z osobą towarzyszącą...
— No i co?
— Z kim?
Willow zacisnęła wargi. Jacob oczywiście musiał coś podejrzewać, bo zwykle nie interesował się życiem miłosnym swojej siostry. Usiłowała na szybko rozeznać, jakie są plusy i minusy opowiedzenia bratu prawdy. W końcu i tak musiał się dowiedzieć, a skoro sam kochał pół wampirzycę i przyjaźnił się z jej matką... Wcale nie musiał zareagować źle.
Ciemnooka po raz pierwszy w życiu podjęła tak szybką decyzję i mimo wysokiego prawdopodobieństwa zawału serca, podeszła do brata.
— Obiecaj, że póki co nikomu nie powiesz...
— Obiecuje.
— Spotykam się z Carlisle'em...
— Wiedziałem! — krzyknął chłopak, wstając. Zrobił to tak szybko, że Willow cofnęła się, przestraszona.
Jacob nie był więc, aż tak zszokowany. W końcu się tego spodziewał. Był po prostu wściekły. Wściekły, bo cholerne wampiry znowu namieszały w jego rodzinie. Nie wystarczyło, że Edward zabrał mu Bellę, że los postanowił sobie z niego zadrwić i jako obiekt wpojenia wybrał Renesmee. Na domiar wszystkiego cholerny średniowieczny lekarz usiłował dobrać się do jego siostry!
— Pieprzona pijawka!
— Nie mów tak! — Willow podeszła do brata, usiłując go uspokoić. On jednak odrzucił jej pomoc. — Jake, to nie jego wina. Ja sama... ja tego chciałam...
— Nie, nie... Willow, to nie... Nie skończysz jako pijawka, rozumiesz? Nie pozwolę na to!
Zanim Willow zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, Jake wybiegał z garażu w postaci wilka. Dziewczyna dobrze znała jego cel. Nie tracąc czasu, wyprowadziła motor z garażu. Musiała jak najszybciej znaleźć się u Cullenów.
Jacob działający w emocjach to Jacob nie znający kontroli. Dziewczyna nie mogła pozwolić, by zrobił coś doktorowi, lub jego rodzinie. Już raz miała okazję zobaczyć starcie wilkołaków i wampirów i naprawdę nie miała ochoty oglądać tego jeszcze raz.
Nie zwróciła uwagi na Rachel, wychodzącą z domu z sukienką ślubną na rękach. Wsiadła na motor i z głośnym łoskotem wyjechała z La Push.
Droga dłużyła jej się niemiłosiernie, serce biło jak szalone, dodatkowo telefon zaczął dzwonić. Gdy jedno połączenie milkło, drugie natychmiast się pojawiało. Willow jednak nawet nie miała czasu, by zerknąć kto się do niej dobijał.
— O nie... — szepnęła, gdy w oddali zamajaczył dom Cullenów. Na podwórku dostrzegła kilka osób. Dopiero, gdy podjechała bliżej rozpoznała Jacoba. Przyciskał do drzewa Carlisle'a. — Jacob, zostaw go! — krzyknęła, zeskakując z maszyny.
Carlisle nie reagował za bardzo na Jake'a, jedynie wyciągnął uspokajająco dłoń w stronę rodziny, zabraniając im tym samym ruchu.
— Jacob, dlaczego musisz być takim idiotą?! — krzyknęła, łapiąc ramię brata. Potrząsnęła nim z całej siły, jednak wilkołak odczuł to jak muśnięcie wiatru.
— Willow spokojnie... — powiedział blondyn. — Twój brat jest...
— Wściekły — wysyczał Jacob, z którego oczu wydobywała się czysta nienawiść. — Jak mogłeś położyć na niej łapy... Jak mogłeś... Nie pozwolę ci, rozumiesz? Nie pozwolę ci jej zabić...
— Jacob, co ty pleciesz?!
— Puść go już! — zawołała Alice, powoli zbliżając się do Blacków.
— Liczę do trzech i radzę ci go puścić — odezwał się Emmett, który już nie miał zamiaru słuchać wymiany zdań.
— Jacob, proszę... — Willow już darowała sobie siłowanie z bratem i wcisnęła się w niewielką przestrzeń między nim, a Cullenem, dzięki czemu znalazła się dokładnie między nimi.
Jej brązowe oczy ostro wpatrywały się w Jacoba.
— Cokolwiek zrobisz, albo powiesz... Nie zmienisz moich uczuć. Kto, jak kto, ale ty dobrze o tym wiesz... Nieważne, jak bardzo byś chciał...
Wzrok Jake'a nieco złagodniał, a uścisk znalazł. Willow miała rację. Nieważne, jak bardzo starał się pozbyć uczuć do Belli, one i tak wracały. Uwolnił się od nich dopiero, gdy pojawiła się Renesmee, bo ulokował je właśnie w niej. Mimo, że wiedział, że pozbycie się silnych uczuć jest niemożliwe, nie mógł wyobrazić sobie siostry u boku wampira. Dlaczego kolejna osoba, którą tak kochał, miała skończyć z zimnym sercem?
— Ją też mi zabierzecie? — szepnął, cofając się.
— Jacob, nikt mnie nie zabi...
— Gówno prawda! — warknął, błądząc oczami po twarzy siostry. — Skończysz, jak oni... Zimna, z zamarzniętym sercem, nieśmiertelna...
ღ
Willow nie chciała wracać do domu. Bała się, że ojciec już o wszystkim wie. Nie chciała nawet sobie wyobrazić, co powie. Na pewno będzie wściekły i zawiedziony jej postępowaniem.
Odwróciła głowę w drugą stronę, gdy leżący na stole telefon ponownie zawibrował, wyświetlając na ekranie "Rachel".
— To już dwudzieste ósme nieodebrane połączenie — zauważył Carlisle, który od dłuższej chwili stał przy oknie. Wraz z Willow usiłował znaleźć jakieś rozwiązanie tej mało komfortowej sytuacji. Spodziewał się, że rodzina Willie nie będzie zadowolona z jej wyboru, ale miał cichą nadzieję, że Jacob zareaguje najłagodniej z nich. Mylił się. Mógł sobie tylko wyobrażać, co powie Billy. — Daj im chociaż znać, że wszystko z tobą dobrze.
— Nie ma mnie w domu trzy godziny, nie martwią się. Rachel po prostu ma bzika na punkcie tego ślubu i twierdzi, że muszę jej pomóc. Chyba, że Jake wszystko im wyśpiewał i...
— Nie powinien, skoro prosiłaś go o zachowanie tajemnicy.
— Jest teraz pod wpływem emocji, może zrobić wszystko — mruknęła, wstając.
Carlisle wyczuł jej ruch i podszedł, by ją przytulić.
— Byłam głupia, mówiąc mu...
— I tak musiał się dowiedzieć...Teraz, czy później... Co za różnica...
— Gdyby dowiedział się na weselu, nie przygwoździłby cię do drzewa...
Carlisle uśmiechnął się. Nie był tego taki pewien. Jake za bardzo nie dbał o to, co myślą o nim inni.
— Może chcesz... Zostać do jutra?
ღ
Witajcie, oto rozdział promocyjny!
Obiecałam, że jak skończę sesję, postaram się pisać częściej. Tak więc powoli wywiązuje się z obietnicy :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top