Rozdział 25

Joy tuż po pracy pojechała prosto na komisariat. Nie musiała tego robić. Wystarczyłoby, gdyby zadzwoniła do Jace'a, Corrie lub Alberta. Numeru do agentki specjalnej nie posiadała, więc do niej akurat zadzwonić nie mogła. Nawet gdyby go miała, nie zdecydowałaby się na to. Nie znała tej wyjątkowo dziwnej agentki, a okoliczności, w których ją poznała były, lekko mówiąc, osobliwe. Do tej pory Clarke nie potrafiła powiedzieć, dlaczego agentka od razu nie pokazała odznaki, a zamiast tego jak gdyby nigdy nic udała się wgłąb komisariatu. To nie miało najmniejszego sensu, chyba że miało na celu zdenerwowanie policjanta z okienka. To jej się udało, aczkolwiek wątpiła, żeby agentka specjalna czerpała satysfakcję z denerwowania pierwszego lepszego gliniarza.

Na miejscu i tak kazano jej czekać, chociaż powiedziała, że ma ważne informacje dla śledztwa prowadzonego przez Corrie i Alberta. Rzecz jasna, podała również ich nazwiska, a jednak facet z okienka zdawał się nie zauważać powagi sytuacji. Już chciała przypomnieć mu, że chodzi o co najmniej dwie zamordowane osoby, prawdopodobnie trzy. W tym samym momencie zza rogu wyłonił się Jace.

- Cześć, Joy. Domyślam się w jakiej sprawie tutaj jesteś. Chodź za mną- powiedział jasnowłosy, po czym zwrócił się do faceta z okienka.- Ona jest ze mną. Zajmę się nią.

Facet obrzucił ich niechętnym spojrzeniem, po czym wrócił do swojej pracy, czymkolwiek się zajmował. Co z tymi ludźmi było ostatnio nie tak? Dopadła ich zbiorowa gburowatość? Kolejna osoba w przeciągu kilku godzin była dla niej nieuprzejma, co było dziwne. Ona zawsze starała się być uprzejma, niezależnie od tego jak długi i męczący to był dla niej dzień. Z reguły rewanżowano jej się tym samym. Co ich wszystkich ugryzło?

- Jak dobrze, że jesteś. Myślałam, że nigdy nie opuszczę tego okienka- odparła Clarke z ulgą. Obejrzała się czy aby na pewno obiekt ich rozmowy nie zmienił miejsca, po czym ponownie całą swoją uwagę skupiła na rozmówcy.- Ten gość najpierw uparcie mnie ignorował. Ciekawe czy rzeczywiście robi coś tak ważnego czy tylko się zgrywa... W każdym razie tuż po tym jak łaskawie zwrócił na mnie uwagę, to kazał mi czekać. Powiedział, że zaraz zadzwoni i zapyta czy Albert i Corrie zechcą ze mną rozmawiać! Rozumiesz?! Poinformował mnie, że zapyta policjantów prowadzących śledztwo czy chcą usłyszeć potencjalnie ważne informacje!

Dla niej to było niesłychane. Policjanci zajmowali się rozwiązywaniem różnych spraw. Czy w ogóle mogli odmówić wysłuchania kogoś, kto twierdził, iż miał istotne informacje?!

- Greg bywa trudny w kontakcie. To fakt, ale pytanie czy w tym momencie zechcą z tobą rozmawiać jest standardową procedurą. Czasami akurat jest ważne wezwanie i jeśli akurat nie ma nikogo innego na komisariacie, taki policjant musi jechać. Wtedy nie mógłby porozmawiać ze świadkiem. Poza tym zdarzają się osoby, które pojawiają się na komisariacie nagminnie.

Brunetka uniosła brwi. Tego jeszcze nie słyszała.

- To znaczy? Dlaczego ktoś miałby regularnie tutaj przychodzić? Czyżby mieszanie cywilów do śledztwa było powszechną praktyką?

- Wierz mi, większość policjantów stara się unikać tego jak ognia. Moim zdaniem czasami trzeba, ale w pewnym sensie mają rację. To nie może być zbyt częste. W przeciwnym razie nastąpi masowy wyciek informacji do prasy, a ludzie postronni zaczną się bawić w prywatnych detektywów.

- Ciągle nie powiedziałeś, dlaczego niektóre osoby masowo odwiedzają komisariat- przypomniała mu Joy.

- Niektórzy starsi ludzie są samotni i czasami wymyślają historie, ewentualnie przychodzą z każdym choć odrobinę nielegalnym czynem sąsiadów. Marnują czas, zasypując komisariat zgłoszeniami pokroju źle wyrzuconych śmieci. Czasami również znajdują się wariaci, którzy opowiadają historie rodem z filmów science fiction, mieszając ze sobą ufo i rząd.

Zaskakujące, pomyślała brunetka. Nie wiedziała, że można połączyć te dwie kategorie w jedną.

- A jaki jest twój powód wizyty? Mam nadzieję, że nie zamierzasz zawracać głowy Corrie i Albertowi bez powodu. Chyba nie muszę przypominać, że mają mnóstwo pracy przy tych ostatnich morderstwach.

Powinna czuć się urażona tym, że zasugerował, iż mogłaby trafić czas policjantów prowadzących ważne śledztwo? Być może, ale nie miała nastroju, żeby robić aferę bez powodu. Już jedną tego dnia wymyśliła i wyszła ona świetnie.

- Chciałeś, żebym wybadała wszelkie potencjalne powiązania Lisy i Natalie. Mam informacje- oznajmiła z dumą.

- Tak szybko?- spytał zaskoczony Jace. - Wybacz, najwidoczniej cię nie doceniłem.

Brunetka uśmiechnęła się. Może jednak Jace miał rację, naciskając na nią, żeby pomogła? Może rzeczywiście się do tego nadawała? Chociaż kosztowało ją to mnóstwo nerwów, ciągle pamiętała ten wyjątkowo stresujący poranek i rozmowę z Wolfie'im, była zadowolona z rezultatu. Czuła satysfakcję, która przyćmiewała wszelkie wcześniejsze zmartwienia.

- Tak w dużym skrócie, to powiem ci, że poznałam gościa pracującego w dziale PR-u- brunetka pozwoliła sobie pominąć okoliczności.- I...

- Poczekaj. Może opowiesz to od razu przy Corrie i Albercie? Po co marnować twój czas? Przyjechałaś tutaj prosto po całym zapewne długim dniu pracy.

Joy zgodziła się. Czy czuła się zmęczona? Bynajmniej. Przepełniała ją energia po dobrze wykonanym zadaniu. Wychodzenie z własnej strefy komfortu bywało ciekawe. Znowu poczuła tej dreszczyk emocji towarzyszący nowym wyzwaniom. Poza tym kto wie, może dzięki jej pomocy uda się znacznie szybciej ująć seryjnego mordercę?

Jace zapukał do jednych z drzwi na sąsiednim korytarzu, po czym wszedł do środka. Gestem przywołał ją do siebie. Miała tak po prostu wejść do policyjnego biura? Miała do tego jakiekolwiek uprawnienia? Na szczęście lub nie, to był pomysł Jace'a. Zawsze mogła zrzucić winę na niego. Weszli akurat w trakcie toczącej się dyskusji.

- Pragnę wyrazić swoje obiekcje. Schemat mordercy cały czas trwa- oznajmiła rudowłosa agentka spokojnie, w przeciwieństwie do Corrie, która wyglądała jakby właśnie szykowała się do morderstwa, a przynajmniej układała plan w głowie.

- Zaraz wrócimy do tematu. Co ona tutaj robi?- zapytała ciemnowłosa, kierując spojrzenie na brunetkę. Zadała pytanie w taki sposób jakby jej tu nie było albo raczej nie powinno być. W zasadzie, jej odczucia były podobne.

- Ma ważne informacje. Poza tym chyba widzisz, że ona tutaj jest? Mogłaś skierować pytanie od razu do Joy.

Wielkie dzięki Jace, pomyślała Clarke. Przynajmniej jedna osoba w tym pomieszczeniu nie traktowała jej jak intruza i nie bała się zwrócić uwagi głośnej policjantce.

- Wysłuchajmy jej- rzucił Albert, skinąwszy jej głową na powitanie.

- Za chwilę- oznajmiła rudowłosa, z kocią zwinnością podnosząc się z krzesła i kierując się do tablicy. Najwidoczniej zamierzała coś powiedzieć czy zauważyć.- Joyce Clarke, mam rację? Jesteś naszym kontaktem w domu mody o włosko brzmiącej nazwie, nieprawdaż?

Brunetka przytaknęła, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Miała wyjść i poczekać aż skończą rozmowę? Czy nie wygodniej byłoby im jej wysłuchać, a potem odprawić i podsumować wszystkie fakty?

- Dobrze. W takim razie sugeruję usiąść i poczekać. Pozwolę sobie przedstawić swoją teorię zwięźle, w miarę możliwości oczywiście.

Brunetka posłusznie usiadła, chociaż ciągle nie widziała sensu swojej obecności w biurze policyjnym.

- To jest doskonałe określenie. Teoria- wtrąciła się Corrie, zwracając się do agentki.- Trzy osoby zabite w zupełnie inny sposób. Dwie pierwsze ofiary łączy włos znaleziony na miejscu zbrodni, ale trzecią z pozostałymi już nic poza firmą. W jaki sposób chcesz te sprawy połączyć? Nie ma takiej pieprzonej możliwości.

- Ależ, Corrie, pragnę zauważyć, że modus operandi jest taki sam, ciągle opiera się na tych samych założeniach.

Ciemnowłosa uniosła brwi i spojrzała na agentkę tak jakby właśnie wyrosły jej rogi. A Joy myślała, że Corrie dla niej była nieuprzejma. W porównaniu z tym, dla niej była aniołkiem.

- Założeniach?! Jakich cholernych założeniach?! Mówimy o psychopacie, seryjnym mordercy, który z pewnością ma nie po kolei w głowie!

- Niemniej każdy morderca, nawet niezrównoważony psychicznie opiera swoje działania na pewnych założeniach metafizycznych.

- Założenia metafizyczne- powtórzyła Corrie jakby sprawdzała jak te słowa brzmią w jej ustach.- Dobre sobie... Nie myślałaś Cross o wydaniu książki naukowej o tytule "założenia metafizyczne zbrodni"? Może zajmij się tym i jednak zostaw nam to śledztwo.

Agentka przemilczała jej komentarz, po czym wskazała na zdjęcie z pierwszego miejsca zbrodni. Joy skrzywiła się mimowolnie. Dopiero teraz zwróciła uwagę, że na tablicy wisiały zdjęcia wszystkich trzech zbrodni. Bardzo dokładne. Dobrze, że siedziała. Nawet gdyby chciała, nie wiedziała czy byłaby w stanie teraz stanąć na nogi i wyjść. Te zdjęcia były przerażające i wstrząsające.

- Spójrzcie na pierwsze zdjęcie. Mamy tutaj Lisę Ferny, pierwszą ofiarę naszego bezimiennego seryjnego zabójcy. Najpierw została zamordowana, a następnie jej ciało zostało przygotowane i ułożone w specyficzny sposób. Kluczowym elementem tej scenografii jest wisielcza pętla. Zabójca zdaje się sugerować, że sama ofiara jest odpowiedzialna za swój koniec. Mamy tutaj do czynienia z jakimś motywem, którego jeszcze nie udało nam się ustalić.

- Już to wszystko wiemy. Nie potrzebujemy przypomnienia- przerwała jej znużona policjantka. Albert uciszył ją karcącym spojrzeniem, na co odpowiedziała typowym w jej przypadku, nienawistnym spojrzeniem.

To zdumiewające jak ci ludzie się nie dogadywali, a jednak wspólnie pracowali, pomyślała Joy.

- Teraz zwróćcie uwagę na drugie zdjęcie. Doktorant został ugodzony nożem, a następnie włożono do jego dłoni narzędzie zbrodni. Morderca zadał sobie nawet trud, aby je na stałe przytwierdzić, choć doszły mnie słuchy, że technicy sobie z tym poradzili... Tutaj również zasugerowano, że mężczyzna jest winny własnej śmierci. Nie bezpośrednio rzecz jasna. A teraz czas na gwóźdź programu. Morderstwo numer trzy.

Joy chcąc nie chcąc zerknęła na zdjęcie. Jako że wcześniej tego nie widziała ani nie słyszała żadnych szczegółów dotyczących tej zbrodni, była w szoku. Widok bezgłowego okrwawionego ciała leżącego w rozmazanej kałuży krwi był okropny... A sama głowa znajdowała się kilka metrów dalej. Fotograf pozwolił sobie na serię zbliżeń, przez co mogła obejrzeć ją bardzo dokładnie. Oczy Natalie były otwarte, zionęła z nich druzgocące pustka. Jej włosy były pozlepiane krwią i mocno zmierzwione. Brunetka odwróciła wzrok. Miała wrażenie, że nawet jak zamknie oczy, to będzie widzieć tę głowę w całej jej potwornej okazałości. Wzdrygnęła się.

- Natalie został zamordowana w tym oto miejscu, w domu mody na korytarzu w piwnicy. W tym samym miejscu również ją zdekapitowano. Teraz przypomnijcie sobie czym była niegdyś dekapitacja- kontynuowała rudowłosa, robiąc krótką pauzę. Dekapitacja od razu skojarzyła jej się z czasami średniowiecza, choć nie była pewna epoki, kiedy to gilotynowano winnych. Czyżby o to chodziło agentce?

- Otóż dekapitacja była karą śmierci za popełnione winy. Morderca tak samo jak w poprzednich przypadkach próbuje nam zasugerować, że Natalie dopuściła się jakiegoś niewybaczalnego czynu i spotkała ją za to kara. Czy mój wywód wystarczy, aby podtrzymać modus operandi naszego zabójcy, Corrie?

Ciemnowłosa nie odpowiedziała od razu. Po raz pierwszy Joy widziała ją w takim stanie, jakby zabrakło jej słów i nie wiedziała jak się odgryźć. To co mówiła agentka miało sens, bardzo przerażający, ale w pewnym stopniu logiczny.

- Z przykrością przyznaję, że masz rację. Ale to że mnie przekonałaś, nie znaczy, że przekonasz Colby'ego albo prokuratura... Ci z góry uznają to za "zbyt naciągany" motyw. Już to kiedyś od nich słyszałam- skonstatowała Corrie z wyraźną niechęcią.- Podsumowując, gówno mamy.

Joy była w szoku. Policjantka przyznała komuś rację. Po raz pierwszy widziała coś takiego. Jeszcze na własne oczy.

- Może wysłuchamy Joy?- zaproponował Albert, przerywając ciszę, która zapadła po nienapawającym optymizmem podsumowaniu Martin.

W obliczu tego rodzaju informacji, Joy straciła cały rezon. Jej dobry nastrój bezpowrotnie uleciał, a przed oczami miała tę przerażającą tablicę zbrodni. Od początku wiedziała, że to poważna sprawa, ale teraz... Bardzo dobitnie to do niej dotarło. Brunetka nabrała wątpliwości czy informacje, które zdobyła rzeczywiście były takie ważne. Co więcej, nabrała wątpliwości czy w ogóle okażą się pomocne. Może tylko zmarnuje ich czas na badanie ślepego tropu?

- Joy? W porządku?- odezwał się Jace, przyglądając się jej z troską. Chyba dopiero teraz przyszło mu do głowy, że pokazywanie jej tych drastycznych zdjęć nie było dobrym pomysłem.

- Tak... Już mówię, czego się dowiedziałam- mruknęła Clarke, starając się otrząsnąć i wziąć w garść.- Nie wiem czy to okaże się pomocne, ale rozmawiałam ze znajomym z działu PR-u. Podobno krążyły plotki o nepotyzmie w firmie, ponieważ Natalie znała matkę Lisy.

Brunetka czuła się nieskończenie idiotycznie. Jadąc na komisariat, czuła, że przyniesie istotną informację, a obecnie miała wrażenie, że to nie było wystarczające. Jak mogła pomyśleć, że to wystarczy? Tak drobna, wręcz nieistotna informacja?

Corrie i Albert wymienili sugestywne spojrzenia. Z kolei Cross miała tak samo nieodgadniony wyraz twarzy co wcześniej. Jace z kolei wyglądał jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. Joy z trudem powstrzymywała się do kręcenia na krześle. Czuła, że jej obecność była tutaj zbędna.

- Jak dobrze?- zapytała Cross.

Brunetka wzruszyła ramionami. Tego Mark jej nie powiedział. Skąd miałby wiedzieć takie rzeczy, skoro nie był blisko z Lisą lub Natalie?

- Tylko tyle?- zapytała Corrie z niedowierzaniem.

- Matka Lisy nie żyje, mam rację?- rzucił Albert.

- Tak. Niemniej mamy nowy trop do zbadania. Dziękujemy, Joy. Jakbyś coś jeszcze wiedziała, to nie wahaj się zadzwonić lub przyjść osobiście. Wszystkie informacje, które dzisiaj usłyszałaś musisz zachować w sekrecie. Są poufne. Nie chcemy, żeby trafiły do prasy. To mogłoby zaszkodzić śledztwu. Jesteś tego świadoma?

Brunetka pokiwała głową. Jace zaproponował, że odprowadzi ją do wyjścia. Reakcja agentki była dziwna. Jakby rzeczywiście uważała tę informację za kluczowy trop.

W każdym razie Clarke marzyła już tylko o jednym - żeby wrócić do domu, wziąć prysznic i położyć się do łóżka. Teraz już czuła zmęczenie po całym dniu.

*****

Corrie odprowadziła wzrokiem pracowniczkę Luciano. Nie kryła się z tym, że uważała jej obecność w śledztwie za zbędną. Według niej nie nadawała się do tego, a jej opinię potwierdziła reakcja brunetki na zdjęcia z miejsc zbrodni. Wyglądała na wstrząśniętą do głębi. Ciemnowłosa to rozumiała, chociaż jej nie ruszały drastyczne obrazy. Za dużo już się ich naoglądała, żeby robiły na niej wrażenie. Nie wszyscy się do tego nadawali i tyle.

- Przynajmniej mamy jakiś trop- odezwał się Albert. Ciemnowłosa obrzuciła go posępnym spojrzeniem, którym absolutnie się nie przejął. Może i jemu wydawało się, że mikro kroczek do przodu był czymś pozytywnym. Według niej ciągle tkwili w miejscu. Postęp był zbyt mały, żeby mieć powód do zadowolenia.

Jeszcze obecność agentki zaczynała jej działać na nerwy. Po co poprosiła ją o pomoc? No dobra, wiedziała dlaczego, a jednak póki co Cross jedynie dużo mówiła, opowiadając o swoich teoriach, które mogły mieć coś wspólnego z prawdą, ale nie musiały. Jeszcze ten jej wykład wcześniej o metafizycznym syfie... Cokolwiek miała wtedy na myśli. Koniec końców Corrie dała się przekonać. Może i morderca rzeczywiście podążał za jakimś schematem... Niestety ciągle nie mieli nic konkretnego, żadnego podejrzanego.

- Jeszcze nie jesteście gotowi?- spytała Cross, zaglądając do biura, w którym siedzieli. Agentka wyglądała na szczerze zdziwioną.

- Gotowi na co?- odparła Martin w typowy dla niej sposób, krótko i konkretnie, wyjątkowo bez żadnych dodatkowych godnych ocenzurowania epitetów.

- Jedziemy porozmawiać z Rebeccą Ferny o ich matce. Czekam na was w samochodzie. Macie pięć minut.

Pomysł nie był zły, aczkolwiek czy osiągną coś dzięki niemu? Szczerze w to wątpiła. Z tego co się orientowała matka Lisy i Rebecci umarła kilka lat temu z przyczyn naturalnych. Jak dla niej wspólnym mianownikiem nie była martwa już od jakiegoś czasu kobieta, a dom mody. To że Natalie znała matkę Lisy było zwykłym zbiegiem okoliczności. Być może właśnie dlatego Lisa chciała tam pracować. Może chciała dowiedzieć się czym zajmowała się jej rodzicielka? Mogła też chcieć porozmawiać z ludźmi, którzy ją znali. Jednak jeśli morderca upatrywał sobie ofiary w firmie... To dlaczego zabił doktoranta? Nie tylko teorie Cross miały luki. Jej własne też, co niezmiernie ją irytowało.

- Ona tak zawsze?- odezwał się Albert.

- Sprecyzuj co masz na myśli.

- Czy ona zawsze tak mało mówi o swoich następnych krokach w śledztwie?

Ciemnowłosa uśmiechnęła się pod nosem. Odpowiedź jeszcze bardziej skołuje jej partnera. Współpraca z Larą była bardzo specyficznym doświadczeniem. Metody działania agentki były nieortodoksyjne, a ona sama miała dość ciężki charakter i zachowywała się jak typowy wolny strzelec nie nawykły do współpracy.

- Wręcz przeciwnie. Dzisiaj była nadzwyczaj rozmowca. Przeważnie wiadomo jeszcze mniej. Zbierajmy się, bo odjedzie bez nas.

Albert i Corrie zabrali swoje rzeczy, po czym zaczęli szukać na parkingu koło komisariatu agentki. Zauważyli ją dopiero, kiedy wyszła ze sportowego, drogiego samochodu. Tego bynajmniej się nie spodziewali. Albert szeptem zapytał jej, jak to możliwe, że agentkę stać na tak drogie auto. Ciemnowłosa wzruszyła ramionami. Też zadawała sobie to pytanie. Do głowy przychodziła jej tylko jedna odpowiedź. Szantaże. Cross miała kontakty wszędzie i znikąd potrafiła wyciągnąć obciążające fakty. Policjantka nie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się, że agentka nie tylko wyłudzała informacje czy chęć współpracy, ale też pieniądze. Nie pochwalała tego, aczkolwiek wydało jej się to prawdopodobne.

- Czyli nasz plan to zapytać o matkę Lisy?- zapytała po drodze Corrie. Jej partner z zachwytem przyglądał się temu samochodowi, co zdawało się pochłaniać całą jego uwagę. Zachowywał się jak dziecko, które miało przed sobą nową zabawkę. A zdawałoby się, że był dojrzałym facetem. Rozczarowujące.- Oraz o znajomość Lisy z Natalie?

- Między innymi- odrzekła enigmatycznie agentka. Jej wzrok nie odrywał się od jezdni. Chociaż przekraczała prędkość, zdawała się wiedzieć co robi. Corrie raczej nie obawiała się o potencjalny wypadek, chociaż niezmiernie ciekawiło ją jak zachowałaby się agentka, gdyby została zatrzymana za przekroczenie prędkości.

- Czyli? O co chcesz zapytać? Jaki cel przyświeca tej wizycie? Mówiłam ci jak ma wyglądać nasza współpraca, Cross. Nie mam w zwyczaju jeździć na przesłuchania w ciemno.

Rudowłosa zmrużyła lekko oczy, co było znakiem lekkiej irytacji. Corrie miała to gdzieś. Niech zacznie mówić. Domyślanie się, co agentka specjalna FBI miała na myśli nie leżało w jej kompetencjach i było wkurwiające.

- Przyznaję to z żalem, ale myliłam się. Tak jak w każdym innym przypadku kluczem do rozwiązania tej sprawy jest pierwsze morderstwo. Pierwsze zabójstwo dla mordercy jest jak chrzest albo raczej próba. Zabójcy mogą domyślać się jak zachowają się po zbrodni. Czy przyniesie im to wystarczająco dużo satysfakcji, czy zatrą wszystkie ślady i czy ponownie zabiją. Przy pierwszym morderstwie popełniają najwięcej błędów. Dopiero później udoskonalają swoje metody. Dlatego uważam, że warto jeszcze raz przyjrzeć się temu morderstwu. Zwłaszcza, że kolejny trop cofa nas w tamtym kierunku.

Ciemnowłosa poddała się. Wiedziała, że nie wyciągnie nic więcej z agentki. Nie potrzebowała wykładu o pierwszej zbrodni. Słyszała o tym wielokrotnie. Najpierw w akademii policyjnej. Potem w kilku śledztwach rzeczywiście to miało swoje zastosowanie. W tym przypadku faktycznie najwięcej tropów łączyło się z Lisą. Niestety to zabójstwo zdawało się być ślepym tunelem. Niemniej i tak musieli zapytać o powiązania Natalie i Lisy.

- Ile koni mechanicznych ma to cacko?- zapytał Albert. Corrie zamknęła oczy, ukrywając twarz w dłoniach. Kurwa. Z kim przyszło jej pracować?! Prowadzili śledztwo w sprawie co najmniej trzech morderstw, a ta dwójka ochoczo rozmawiała sobie o samochodzie! W drodze na przesłuchanie, gwoli ścisłości.

- Czy możecie się łaskawie skupić na śledztwie?! Kogo obchodzi jakiś durny samochód?!- zdenerwowała się policjantka po jakichś pięciu minutach słuchania o kompletnie nieinteresujących ją detalach technicznych tego drogiego auta.

W samochodzie zapadła cisza. Trwała ona aż do momentu, kiedy dojechali pod kamienicę, gdzie znajdowało się mieszkanie Rebecci. W zasadzie nieco dłużej. Dopiero w towarzystwie siostry ofiary ponownie się odezwali. Corrie starała się przybrać mniej złowrogi wyraz twarzy. Postawiła na dość krótkie przywitanie, a uprzejmości zostawiła swoim towarzyszom. To było dla nich bardzo naturalne.

- Rebecca Ferny, mam rację? Jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać. Nazywam się Lara Cross i pracuję w nowojorskiej filii FBI. Moje kondolencje z powodu siostry- powiedziała rudowłosa, wyciągając dłoń w kierunku Rebecci. Ta uścisnęła ją niepewnie, po czym skierowała swoje spojrzenie na Alberta i Corrie.

- Czy już wiadomo kto to zrobił i dlaczego?- spytała właścicielka mieszkania, zapraszając ich do środka. Ciemnowłosa zauważyła, że tym razem panował tu większy porządek niż ostatnio, a Rebecca wyglądała lepiej. Powoli wracała do normalnego funkcjonowania. To dobrze, chociaż ciągle była przygaszona. Nie tak łatwo się otrząsnąć po śmierci bliskiej osoby.

- Jeszcze nie, ale jesteśmy na dobrej drodze. W związku z kolejnym morderstwem być może powiązanym z twoją siostrą chcieliśmy zadać ci kilka dodatkowych pytań- odparł Albert dyplomatycznie.

- Oczywiście. Chcecie coś do picia? Kawę, herbatę?

Rebecca zdawała się w ogóle nie poruszona faktem kolejnego morderstwa. Bardziej rozczarował ją brak efektów. Na szczęście nie skwitowała tego na głos, bo Corrie mogłaby nie móc się powstrzymać przed kąśliwą ripostą.

Zgodnie podziękowali. W końcu nie przyjechali tutaj na herbatkę. Skierowali się do salonu, gdzie wznowili rozmowę.

- Jak mogłaś widzieć w artykułach w internecie, ofiarą jest Natalie, inna pracowniczka Luciano. W dodatku pracowała w tym samym dziale co Lisa. Wiesz może o kim mówię?

Lopez pokazał jej nawet zdjęcie, ściągnięte z Facebooka Natalie. Z ekranu uśmiechała się do nich dumna pięćdziesięciolatka. Tuż za nią zachodziło słońce nad wodą w jakimś egzotycznym miejscu. Corrie osobiście czuła ogromną dezaprobatę do osób pokazujących swoje idealne, barwne życie w mediach społecznościowych. To oczywiste, że ich życie wcale nie wyglądało tak bajecznie. To były tylko pozory i chęć pokazania się innym.

- Nie poznałam jej osobiście, ale trochę słyszałam. Podobno Lisa miała pewne nieprzyjemności w związku z Natalie. Po firmie krążyły plotki, że dostała tę pracę po znajomości, co oczywiście nie było zgodne z prawdą. Podobno ta Natalie znała się z naszą matką, ale to było wielki temu.

- Jak dobrze się znały i kiedy?

Rebecca nie odpowiedziała od razu. Przygryza wargę, przykładając dłoń do podbródka, a na jej twarzy widniał wyraz głębokiego zamyślenia.

- Musiałabym poszukać dokładnej daty, ale to było w collegu. Mama i Natalie miały razem mnóstwo zajęć, chyba się przyjaźniły. Tak przynajmniej ustaliłyśmy z Lisą na podstawie jej rozmów z Natalie i starych albumów. Wyglądały na nich jak typowe przyjaciółki. Pozowały razem do zdjęć, szeroko się uśmiechały... Chociaż słyszałam, że do czasu. Później się pokłóciły o faceta i każda z nich poszła we własną stronę. Nie utrzymywały kontaktu.

Martin słuchała przez chwilę opowieści o tym jak Lisa i Rebecca na własną rękę postanowiły dowiedzieć się co się stało pomiędzy ich matką, a Natalie. Temat je zainteresował, a Natalie choć od razu rozpoznała Lisę ze względu na uderzające podobieństwo, nie była chętna do rozmowy na ten temat. Pozostało im przeszukiwanie starych albumów i roczników. Martin doceniała tę jakże wzruszającą historię o dwóch siostrach poszukujących informacji o ich nieżyjącej matce, ale nurtowało ją pewne pytanie.

- Co się tak właściwie stało z waszą matką? Dlaczego umarła?- wtrąciła się Corrie, czym zasłużyła sobie na piorunujące spojrzenie Alberta. O co mu tym razem chodziło? Przecież prędzej czy później ktoś musiał zadać to pytanie. Wiedzieli, że od kilku lat nie żyła, ale dlaczego? Nie wiedziała czy to mogło mieć jakiekolwiek znaczenie, ale przynajmniej zaspokoi jej ciekawość. Przynajmniej ona wykazywała zainteresowanie śledztwem, a nie jakąś idiotyczną furą.

- Umarła w wypadku samochodowym. Konkretnie potrącił ją pijany kierowca. Zjechał ze swojego pasa prosto przed drugi samochód z za dużą prędkością... Zginęła na miejscu, a ten sukinsyn w szpitalu, więc nawet nie dostał kary za to co zrobił... Może i nie żyje, ale czy to jest wystarczająca kara za odebranie komuś życia? Nie sądzę.

Nie sposób się z nią nie zgodzić, stwierdziła w myślach Corrie. Świat bywał okrutny. Najpierw odebrał Rebecce matkę, teraz siostrę... Raczej wystarczyło jej cierpienia na dłuższy czas.

- Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś w wolnej chwili znalazła stare albumy i dostarczyła je na komisariat, jeśli nie jesteś ich w stanie znaleźć teraz.

Rebecca pokręciła głową.

- Niestety w tym momencie raczej się do nich nie dokopię. Rzeczy po mamie znajdują się w magazynie, gdzie obecnie przenieśliśmy razem z Chrisem część rzeczy Lisy... Znajdę je i dostarczę możliwie najszybciej. Ale co to ma wspólnego z mordercą Lisy?

Dobre pytanie, pomyślała Corrie. Z dyplomatyczną i absolutnie nic nie mówiącą odpowiedzią pospieszył Lopez.

- Śledztwo jest w toku. Nie możemy udzielać takich informacji. Na razie. Jak już zatrzymamy sprawcę i ustalimy dlaczego to zrobił, wtedy z pewnością się z tobą skontaktujemy.

Corrie za cholerę nie rozumiała tej agentki. Cross sama chciała tu przyjechać, a odezwała się może dwa razy. Jej osoba była pełna zagadek. Nawet jeśli wydawało ci się, że ją znasz, ciągle potrafiła czymś zaskoczyć.

*****

Na komisariacie Corrie dostała wiadomość od koronera Fishera z kostnicy przy Morris Avenue. Prosił, żeby się z nim skontaktować, chyba że woleli osobiście pofatygować się na miejsce. Sam wyraził opinię, że nie było to konieczne, więc ciemnowłosa zadzwoniła do niego i włączyła głośnomówiący. Dzięki temu Lopez i agentka również słyszeli koronera, a ona nie musiała im tego później przekazywać.

- Dzień dobry. Prosił pan o kontakt, więc dzwonię. Coś zastanawiającego w nowym morderstwie?

W duchu prosiła o coś, co mogłoby powiązać je z poprzednimi. To znacząco ułatwiłoby im pracę oraz mogliby połączyć teczki z aktami.

- Tak jakby... Niebawem powinien dotrzeć do was oficjalny raport, ale już mogę stwierdzić, że Natalie bardzo cierpiała przed śmiercią. Na jej ciele znajdują się liczne rany cięte, kłute... Wszystkie przedśmiertne. Przyczyną zgonu oczywiście było przecięcie tętnicy szyjnej. Następnie ofiara została zdekapitowana.

W głowie Corrie przebiegał intensywny proces myślowy. Ilość krwi w piwnicy na korytarzu sugerowała, że to właśnie tam Natalie została pozbawiona życia. Z kolei koroner twierdził, że wcześniej została brutalnie pobita i miała liczne rany. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało.

- To możliwe, że została czymś odurzona? Została zamordowana w firmie. Gdyby krzyczała, ochrona nocna powinna była ją usłyszeć. Musiała siedzieć całkowicie cicho. Co pan o tym myśli?

- To prawdopodobne, chociaż nie mamy jeszcze wyników toksykologii.

Czyli prawdopodobnie doszło do brutalnego morderstwa tuż pod nosem ochrony, która ze znudzeniem przeczesywała korytarze. Bardzo niedokładnie. Kiepska reklama. Coś czuła, że niebawem Luciano zmodyfikuje system zabezpieczeń albo przynajmniej zmieni firmę ochroniarską.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top