Rozdział #15

Po zajściu w parku Adira odwiozła Nate'a do domu. Skierowała się następnie do swojego mieszkania, nie marzyła wtedy już o niczym innym niż to, aby wziąć prysznic i położyć się spać. Miała zdecydowanie dość tego dnia. Gdy więc znalazła się już pod pierzyną w swoim łóżku sapnęła głośno z zadowoleniem. Rano ktoś ponownie postanowił przerwać spokój wilczycy. Kobieta nieco zaspana poderwała się z łóżka, gdy usłyszała donośne pukanie do drzwi, poczłapała więc do drewnianej zapory, po drodze zerkając w wiszące na korytarzu lustro, by sprawdzić czy jej włosy nie postanowiły ułożyć się w sposób taki, iż wyglądała by jak gdyby wczorajszego wieczoru nie spędziła w parku gotowa do walki ze zgrają wampirów, a wybrała się na mocno zakrapianą alkoholem imprezę. Po szybkim ocenieniu swojego wyglądu poszedła w końcu do drzwi, a następnie szybko je otworzyła, jednak gdy to zrobiła pożałowała swojej dezycji.

- Porucznik Adira Redwood, numer 463. - Wymamrotał wysoki mężczyzna o brązowych włosach poznaczonych już siwizną, spoglądając na trzymanego w dłoni tableta. Po chwili uniósł wzrok znad urządzenia, jakby chciał się upewnić, iż zawitał to właściwej osoby.

- Zgadza się. - Westchnęła wilczyca.

Mężczyzna, którego ubiór od razu zdradził Adirze, kto go właściwie do niej przysłał wyciągnął z torby, którą miał przewieszoną przez ramię sporą kopertę, po czym podał ją kobiecie. Ta bez wahania przyjęła dość ciężki pakunek, szybko sprawdzając przy tym nadawcę. Zagryzła wargę dowiedziawszy się, iż jej podejrzenia okazały się słuszne. W chwili, gdy usłyszała kroki podniosła wzrok na jegomościa, który w tamtej chwili pełnił rolę kuriera, lecz zobaczyła tylko, jak ten w pośpiechu zbiega po schodach w dół. Popatrzyła nieco zdziwiona, aby potem zamknąć drzwi i zniknąć w salonie, gdzie usiadła na kanapie, rozdzierając kopertę najdelikatniej, jak tylko mogła bez uszkodzenia jej zawartości. Wzięła głęboki wdech, starając się stłumić przypływ irytacji, która minęła, jak tylko pierwsze cztery zszyte ze sobą kartki znalazły się w jej dłoniach. Redwood w miarę możliwości szybko przeczytała to, co się na nich znajdowało, po czym wzięła kilka następnych kartek z koperty, po około półgodziny chwyciła za telefon i wybrała czyjś numer. Przez cały czas, gdy czekała aż osoba po drugiej stronie lini odbierze telefon stukała nerwowo palcami o kolana.

- Właśnie miałem do ciebie dzwonić. - Odezwał się w końcu Darren nieco zaspanym głosem.

- Jak rozumiem też dostałeś korespondencję?

- Te dyrdymały, wedle których Malcolm zmienił zdanie? Tak, dostałem.

- Ciekawe tylko, co skłoniło go do zmiany decyzji. - Prychnęła wilczyca.

- Przeczytałaś to, co pisze na ostatniej stronie? Na samym dole, widnieje tam pewien podpis.

Adira bez zawahania spojrzała na rzeczoną kartkę i zaczęła czytać, po chwili dotarła do wspomnianego przez Philipsa podpisu. Wedle tego, co głosił napis na samym dole osobą, która przyczyniła się do tego, iż mogli wrócić do służby był niejaki Christopher Hendrix. Bursztynowooka zmarszczyła nieco brwi, patrząc na podpis przez dłuższą chwilę. Po chwili skierowała wzrok na zdanie, w którym zawarta była data, dzień w jakim dokładnie mieli stawić się w B-6. Przypadał on na tydzień od dnia otrzymania informacji.

- Co ty na to, aby się spotkać i omówić kwestię tego wszystkiego w cztery oczy? - Głos Philipsa wyrwał Adire z zadumy, kobieta skinęła z odruchu głową, jakby jej rozmówca mógł ją zobaczyć.

- Niech będzie, za dwie godziny tam gdzie zawsze?

- Zgoda.

- Zatem do zobaczenia. - Rzuciła Redwood, po czym rozłączyła się.

Wilczyca odłożyła telefon na stolik kawowy i poraz ostatni spojrzała na otrzymane dokumenty. Po chwili wstała, rzuciła kartki na stolik, a następnie skierowała się do sypialni. Tam szybko wybrała jakieś ubrania i ruszyła do łazienki, gdzie dokończyła przygotowania do wyjścia. Po szybkich oględzinach swojego wyglądu oraz zarzyciu lekarstw kobieta wróciła do salonu po telefon, kiedy jednak chowała urządzenie do torebki jej wzrok powędrował na stojące na półce zdjęcie. Adira podeszła do półki i ściągnęła z niej ramkę, w której umieszczone było jej zdjęcie z Kane'em, w chwili gdy owa fotografia została zrobiona żadno z nich nie miało nawet dwudziestu lat. Bursztynowooka popatrzyła na zdjęcie przez dłuższą chwilę, by po chwili mimowolnie uśmiechnąć się na wspomnienia z nią związane. Po kilku sekundach jednak uśmiech zniknął z jej twarzy, zamiast niego pojawił się smutek. Kobieta odłożyła zdjęcie, chwyciła torebkę i ruszyła do wyjścia z mieszkania.

Jechała skupiona na drodze, jednak jej myśli wciąż krążyły wokół zdjęcia, wokół twarzy mężczyzny, którego kochała. Choć właśnie wtedy uświadomiła sobie, iż tak naprawdę kocha go nadal, lecz nie chciała tego przyznać. Chciała go nienawidzić, móc o nim zapomnieć, ale nie potrafiła. W końcu zatrzymała samochód na jednym z parkingów, do miejsca docelowego zostało jej jeszcze dobre dwieście metrów, jednak z powodu remontu drogi nie miała możliwości tam dojechać, tak więc resztę trasy musiała przebyć na piechotę. Wysiadła z auta i ruszyła dalej piechotą, miała tylko nadzieję, iż nagle nie rozpęta się ulewa, co niemal obiecywały przysłaniające niebo ciemne chmury. Szła wolnym krokiem, nie musiała się spieszyć, miała jeszcze sporo czasu do spotkania z Darrenem. Szła właśnie po przejściu, które prowadziło nad remontowaną drogą, kiedy przeszły ją dziwne dreszcze, znała to uczucie. Ktoś ją obserwował. Przystanęła więc i dyskretnie się rozejrzała, lecz nie ujrzała kompletnie nic, na przejściu poza nią nie było nikogo, a jego umiejscowienie i otaczająca go wysoka na trzy metry siatka o niezwykle małych ogniwach uniemożliwiały dostrzeżenie jej komukolwiek z najbliższego otoczenia.

Adira pokręciła głową i ruszyła dalej przed siebie, dziwne uczucie uznała za przewrażliwienie. Przez misje w terenie bardzo często reagowała nieco za mocno na nawet najmniejsze rzeczy. W pewnym momencie usłyszała swój telefon, zaczęła więc przekopywać torebkę w poszukiwaniu urządzenia, schodząc przy tym po niewielkich schodach. Przez to, iż całą uwagę poświęciła torebce nie zauważyła mężczyzny, który szedł w przeciwnym kierunku, w wyniku czego po chwili zderzyła się z nim.

- Cholera - sarknęła wilczyca, upuszczając torebkę. Nim przedmiot uderzył o ziemię został złapany przez mężczyznę, z którym zderzyła się Redwood. - przepraszam, moja wina.

- Nic nie szkodzi. - Wymruczał jegomość, podając torebkę właścicielce.

Dopiero w tamtej chwili porucznik przyjrzała się mężczyźnie bliżej, dostrzegając jego twarz wmurowało ją w chodnik. To był ten sam wampir, który poprzedniej nocy stanął w obronie jej i Nate'a. Czerwonooki spojrzał na wilczyce i prychnął cicho, gdy tylko przypomniał sobie jej twarz.

- No proszę - parsknął. - znowu się spotykamy miła pani.

- Cóż, nie da się ukryć. - Mruknęła Redwood, patrząc nieco podejrzliwie na wampira.

- Bez obaw, jak już wczoraj powiedziałem, moim zadaniem jest pilnować, aby nasza młodzież nie rozrabiała, więc sam nie robię głupstw.

- Pracujesz dla wampirzego zarządu? - Rzuciła zaintrygowana brunetka.

- Cóż, tak - powiedział wampir, po czym przyjrzał się ponownie kobiecie. - a tak poza tym wypadałoby się przedstawić, nazywam się Kellen.

- Adira. - Sapnęła bursztynowooka, zabierając od niego torebkę.

- Miło było poznać, no nic, nie będę cię dłuższej zatrzymywał, bo najwyraźniej się spieszysz wilku. - Wymruczał wampir, po czym ruszył dalej w swoją stronę.

Redwood popatrzyła w ślad za nim zastanawiając się, czy szopka, którą właśnie zaprezentował, jak już wiedziała, Kellen, miała jakiś sens. Pokręciła głową i ruszyła dalej w kierunku miejsca docelowego. Zaledwie kilka minut potem była już na miejscu, gdzie zastała zniecierpliwionego Philipsa.

- Ostatnio masz dziwną tendencję do spóźniania się moja droga. - Prychnął Darren, witając się z przyjaciółką.

- Wybacz - zajęła miejsce przy stoliku. - coś mnie zatrzymało.

- Mniejsza już o to. Grunt, że w końcu dotarłaś i można pogadać o tych dziwnych papierach.

Adira skinęła głową, patrząc jak Darren wyciąga z torby, którą miał przy sobie plik dokumentów. Mężczyzna umieścił kartki na stole, po czym oboje utkwili w nich spojrzenia.

- Cały czas mnie zastanawia, co skłoniło go do zmiany decyzji. - Mruknęła porucznik.

- Może stwierdził, że fochy na dłuższą metę nie mają sensu.

- Albo ktoś go do tego skłonił.

- Przekonamy się w przyszłym tygodniu, po powrocie. - Westchnęła wilczyca, wodząc wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu.

***

Stał na moście, umiejscowionym nad zanieczyszczoną rzeką, przepływającą przez miasto. Patrzył w stronę centrum miasta, gdzie wysokie oświetlone wieżowce zdawały się niemal dotykać chmur. W pewnym momencie poczuł wibracje swojego telefonu, wydobył go więc z kieszeni skórzanej kurtki i odebrał, widząc kto dzwoni.

- To nie jej szukamy - mruknął do urządzenia, po drugiej stronie lini padło głośne przekleństwo. - wydaje mi się, iż tym kim powinniśmy się zainteresować jest ktoś z jej otoczenia.

- Skąd ten wniosek panie Montes? - Prychnął jego rozmówca.

- Sam widziałeś akta tej kobiety, poza tym jeśli Ci, którzy przy tym pracowali mówią prawdę, to nasza prowokacja powinna przynieść zadowalające efekty.

- Czyli odnalazła drugiego z nich?

- Tak, odnalazła i wykonała zadanie. - Mruknął Montes.

- Mam nadzieję, że się jej potem pozbyłeś.

- Oczywiście.

- Świetnie Montes, miej ich na oku. Ja skontaktuje się z Labrasem. Do usłyszenia.

Połączenie zostało zakończone. Montes rzucił okiem na telefon, po czym przejechał językiem po wysuniętych kłach i ruszył na łowy. Tej nocy dokonał już rozlewu krwi, lecz pragnął jej znacznie więcej. Skorzystał więc z okazji, iż mnóstwo pijanych ludzi przetaczało się ulicami miasta, byli łatwym celem, a ich krew była wśród wampirów wręcz rarytasem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top