Mocno i głęboko, czyli jest supernaturalnie! - Black0River
Na początku tego opowiadania chciałabym was ostrzec. NIE JEST TO (TYM RAZEM) NIC SMUTNEGO - mam raczej nadzieję, że wybuchniecie idiotycznie głupawym śmiechem, więc macie się czego bać.
Opowiadanie nie ma w sobie żadnej dozy ciekawej, supernaturalnej fabuły (niech was tytuł nie zwiedzie). Zostało stworzone na trzeciej godzinie języka polskiego (rozszerzenie z moją polonistką) i powstało, jako wynik wolnego gotowania się mojego mózgu po napisaniu interpretacji Wielkiej Improwizacji Konrada. Jest zatem swego rodzaju kolejną, chorą twórczością, której jestem (nie)chlubnym autorem.
UWAGA! Głupota wypływa z tej pracy marginesami. Za wszelkie uszkodzenia fizyczne i psychiczne po przeczytaniu "Mocno i głęboko, czyli jest supernaturalnie!" odpowiadacie sami. Ja umywam ręce, gdyż zostaliście ostrzeżeni.
___
- Cas - zaczął Dean, patrząc na anioła z rozbawieniem - To jest...
- Na pewno nie coś, na co powinien patrzeć boski sługa - wtrącił Bobby, z ledwością opanowując śmiech.
- Do czego to służy? - zapytał znów Castiel, z niepokojem obserwując dziwną, wydłużoną, czarną rzecz leżącą na podłodze.
Przedmiot nic sobie jednak nie robił z jego ostrego wzroku i nadal leżał tam, gdzie powinien. No, a raczej nie powinien. Takie rzeczy na ogół znajdowały swoje miejsce gdzieś indziej.
- Może któryś to stąd zabierze, co? - mruknął w końcu Bobby. Kątem oka dostrzegł, jak Sam pokłada się ze śmiechu na jednym ze zniszczonych łóżek. - Podobne przedmioty nie mogą leżeć na środku pokoi. Trzeba powiedzieć właścicielom, żeby sprzątali po klientach.
- Co to jest? Czy to jest niebezpieczne, Bobby? - pytał dalej Cas, zupełnie nie rozumiejąc tej dezorientującej wesołości, panującej w pomieszczeniu.
Wreszcie Dean zebrał się na odwagę i podniósł rzecz. Przyjrzał jej się niepewnie. Zauważył, że wciąż jest dobra do użytku.
- Wygląda nowo - powiedział, gdy pewien pomysł zaświtał mu w głowie.
- Chcesz tego użyć? - podsunął Sam, bezbłędnie odgadując jego myśli - Nie wiedziałem, że wiesz w ogóle, jak tego używać. Poza tym, nie lepiej będzie zadzwonić po jakąś kobietę? One się przecież, według ciebie, najlepiej do tego nadają...
Dean posłał mu wściekłe spojrzenie i Sam umilkł.
- Okay, toaleta jest tam. Miłej zabawy, cowboyu - rzucił ostatecznie.
- Nadal nie rozumiem... - szepnął czarnowłosy anioł, widząc, jak Dean wchodzi do łazienki i zamyka za sobą drzwi. Jakieś piętnaście minut później dało się słyszeć charakterystyczne pluski oraz przyspieszony oddech łowcy, który naprawdę wziął się "do roboty".
- Tylko mocno i głęboko! - zachichotał młodszy Winchester. - Świetna z ciebie kobitka, Dean!
- Bitch! - doleciało do niego sapnięcie zza drzwi.
- Jerk! - parsknął Sam. Sytuacja wydawała mu się naprawdę komiczna. Tym bardziej, że nawet Bobby był nieźle zdziwiony zachowaniem jasnowłosego. - Przyłóż się do tego!
- Zamknij się, bo zaraz coś ci zrobię! - powtórny wrzask mężczyzny okazał się ostatnim ostrzeżeniem dla Sama, ale, jako że Łoś był wówczas w dobrym nastroju, nie mógł nie wykorzystać okazji do żartów:
- E... Wsadzisz?
W tym momencie Dean warknął. Wybiegł z kibla, przeskoczył nad jednym z łóżek i wyciągnął ku Sammiemu mokrą, czarną i długą... szczotkę do czyszczenia toalet.
- Ou garde! - rzucił się na brata, celując "bronią" prosto w twarz Łosia.
- Idjits - westchnął Bobby, poprawiając swoją czapkę z daszkiem. Chłopcy poczęli się bić, tarzając się po dywanie, niczym rozkrzyczane dzieciaki (szczotka dawno wylądowała gdzieś w kącie). - Klopa spokojnie wyczyścić nie umieją. Szczotka niezgody, kurna.
- Nie rozumiem tego odniesienia - wymamrotał Castiel, by zaraz potem pomyśleć, że najprawdopodobniej owa "szczotka" jest przeklęta i to przez nią jego towarzysze zaczęli się kłócić.
I chyba nie bardzo się mylił. Z Winchesterami bowiem nawet mycie zwyczajnej muszli klozetowej stawało się czymś supernaturalnym. Miejmy tylko nadzieję, że sedes to wytrzymał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top