Jet Black Heart - Callista10

Pamiętacie ten dzień, w którym Dean Winchester kompletnie oszalał? Zabijając śmierć przyczynił się do serii nieszczęśliwych zdarzeń, o których nie śniło mu się nawet w najmroczniejszych koszmarach. Kto by wcześniej pomyślał, że ten cios, jedna spontaniczna decyzja, tak odmieni bieg planety.

Jakie przyniosło to skutki? Oczywistą rzeczą jest, że zaklęcie rzucone przez Rowenę, matkę Crowleya, zadziałało. Znamię Caina znikło z przedramienia Winchestera, jakby było dziecięcym tatuażem. Ciemna chmura spłynęła na Ziemię niczym fala tsunami. Wyglądało to jak armia żądnych mordu demonów, jednak to było coś znacznie gorszego.

Ciemność.

Siostra Boga.

Z początku Winchesterowie uważali, że będzie to ich jedyne zmartwienie. Sam i Dean, nieustraszeni łowcy gotowi stawić czoła całemu światu. Bracia, którzy od najmłodszych lat jeździli z ojcem na polowania. Nie mieli domu, a jedyną rzeczą, która stale im towarzyszyła, była czarna, niezawodna Impala z 67' roku, zwana przez Deana Dzieciną.

Z czasem jednak zaczęło się dziać coś dziwnego, dziwniejszego niż nieustanne powracanie z martwych dwojga braci. Dean zaczął widywać ubrane na czarno postacie, których z kolei nie dostrzegał Sam. Brat zaczął podejrzewać go o obłąkanie i nawet zaproponował wizytę u psychologa bądź psychiatry.

Mogłoby się wydawać, że w tym fachu nic już nie powinno ich zadziwić. A jednak. Któregoś dnia, gdy mieli przerwę od polowania i obmyślania planu pokonania Amary, Dean odważył się w końcu podejść do jednej z tajemniczych postaci.

Nie spodziewał się jednak odpowiedzi, jaką usłyszał. Kosiarz, którym okazała się być ubrana w ciemne szaty postać, poinformował go, że Dean został śmiercią. Świat nie mógł bowiem istnieć bez takowego stworzenia. Równowaga zostałaby zachwiana, a ludzie staliby się nieśmiertelni po tym, jak reszta Żniwiarzy postanowiłaby zwyczajnie rzucić pracę.

Winchester zaczął pić częściej niż zwykle. Nie poinformował Sama ani Castiela, jaki był wynik rozmowy. Nie mieli pojęcia, co się działo z Deanem. Łowca zamienił się w bestię, na którą polował. W odrażającą bestię, która była niezdolna do uczuć i stworzona do zabijania.

Z czasem wszystkie emocje wyparowały z niego, niczym woda na pustyni. Ulotniły jak para. Stał się bezlitosnym stworzeniem. Nie obchodziło go, że krzywdzi bliskich. Efekt był wręcz przeciwny. Sprawiało mu to cholerną radość.

Pewnego wieczoru uciekł od nich. Tygodniami włóczył się po świecie, odbierając życie niewinnym śmiertelnikom. Pierścień lśnił na jego palcu zwiastując rychły koniec. Jego serce stało się czarne, zatrute przez miliony śmierci, które zadał.

Po pół roku, Sam i Castiel w końcu go odnaleźli. Był wtedy w jednym ze szpitali. Wybierał losowo pacjentów, pożerając ich dusze. Gdy ich dostrzegł, zaśmiał się tylko, wiedząc, że i tak nie dadzą mu rady.

Mylił się. Został związany przez Castiela zaklęciem i teleportowali do bunkra. Dean starał się uciec, jednak był bezradny.

- Dean - zaczął anioł, gdy umieścili go w lochu.

Winchester splunął mu w twarz. Uśmiechnął się kpiąco, unosząc wyżej podbródek.

- Sądzisz, że mi pomożesz, co? - zaśmiał się niczym rasowy psychopata. - Jestem Śmiercią. Na to nie ma lekarstwa.

Sam stał w progu, przyglądając się wszystkiemu z bezpiecznej odległości. Naprawdę chciał pomóc, jednak w starciu z Żniwiarzem nie miał szans. Wampiry, wilkołaki, demony... to była pestka. Jednak Śmierć?

- Nieprawda, Dean - zaprzeczył Cas z wyraźnym smutkiem wymalowanym na twarzy. Oczy miał podkrążone, a włosy wyglądały jakby rozwiał je huragan. Był wyczerpany całymi poszukiwaniami, a teraz, gdy w końcu odnalazł Deana, nie miał sił, by się z nim użerać.

Łowca wywrócił oczami.

- To może trochę zaboleć - uprzedził anioł, chwytając go za rękę.

Dean syknął z bólu, gdy coś zaczęło krążyć w jego żyłach. Dziwna substancja paliła go od środka, powodując niewyobrażalny ból.

- Co robisz? - syknął przez zaciśnięte zęby, próbując się wyrwać.

- Serce Śmierci spowite jest przez mrok. Czarne niczym smoła. Odbieram ci jego część, abyś odzyskał dawnego siebie - odparł, jakby recytował jakąś regułkę z podręcznika.

- Zabijesz go! - wykrzyknął Sam w jednej chwili doskakując do anioła.

Na skórze pojawiły się czarne linie, które kierowały się w stronę miejsca, gdzie Cas trzymał swoją dłoń.

- Wyjdź, Sam.

Cas wzdrygnął się z bólu, gdy substancja zaczęła przepływać z ciała Winchestera do jego. Minęło kilka minut, aż w końcu anioł się od niego odsunął. Zachwiał się i omal nie upadł na kamienną podłogę.

- Cas? - wyszeptał zdezorientowany łowca, rozglądając się po pomieszczeniu. - Co się stało?

Anioł uśmiechnął się lekko.

- Uratowałem cię na pewien czas. Jeśli nie będę robić tego regularnie ponownie zmienisz się w zimnokrwistego mordercę.

- Dlaczego to robisz? - zapytał.

Castiel milczał.

- Cas? - naciskał Dean.

Anioł spuścił wzrok i przełknął ślinę.

- Bo... ja... Nie wiem jak to wytłumaczyć.

Westchnął zrezygnowany i miał zamiar odejść, gdy usłyszał głos łowcy.

- Nie rozwiążesz mnie?

Cas pospiesznie wykonał to, o co poprosił, a potem szybko opuścił pomieszczenie.

Minęło kilka tygodni, a Deanowi znowu się pogorszyło. Miewał wahania nastrojów, a żądza mordu stała się silniejsza. Castiel ponownie go wyleczył, lecz nie obeszło się bez skutków ubocznych. Mimo że jego organizm starał się zwalczać obcą moc, nie potrafił sobie do końca z tym poradzić.

Z czasem anioł zrezygnował całkowicie z wychodzenia z bunkra. Całymi dniami przesiadywał u siebie w pokoju i oglądał kolejne seriale. Wychodził tylko wtedy, gdy Deanowi się pogarszało.

- Nie możesz już tego robić, Cas - powiedział za którymś razem blondyn.

- Ale chcę. Nie mogę patrzeć jak zabijasz ludzi.

Dean przeczesał dłonią włosy. Cała ta sytuacja go przerastała. Bycie Śmiercią? To brzmiało jak jakiś cholernie kiepski żart. Kto by pomyślał, że zabicie jednego z Jeźdźców Apokalipsy doprowadzi do czegoś takiego.

- Wytłumacz mi coś, Cas. Czemu to robisz? Możecie mnie zwyczajnie zabić. Jestem na to gotowy.

Castiel skulił się w fotelu na słowa Deana. Czy byłby w stanie go zabić? Zdecydowanie nie. Nie, gdy coś do niego czuł.

- Kocham cię, Dean - wyrzucił z siebie te trzy słowa, które od dawna ciążyły mu na sercu.

Łowca zamrugał zaskoczony. Początkowo chciał uciec, jednak opamiętał się. Sam przecież czuł się niepokojąco dobrze w towarzystwie anioła. Nie chciał wierzyć, że to miłość, lecz słowa Casa sprawiły, że wymiękł.

- Tym bardziej powinieneś odpuścić. Twoja śmierć nie przyniesie niczego dobrego. - Spróbował się uśmiechnąć, jednak niezbyt mu to wyszło.

- Dean...

Nie dokończył, gdyż łowca zamknął mu usta pocałunkiem. Castiel zamrugał zdezorientowany, jednak szybko odwzajemnił pocałunek.

- Po prostu to zrób, Cassie - wyszeptał prosto w jego usta. - Zabij mnie, by ocalić innych.

- Ja cię ocalę. - Głos mu zadrżał. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że miałby rozstać się z miłością swojego życia.

- W końcu umrzesz, a ja nadal będę zabijał. Nie chcę przechodzić tego ponownie.

Castiel wykrzywił wargi w geście niezadowolenia. Po jego policzku spłynęła łza, którą prędko otarł Dean. Brunet wyciągnął anielskie ostrze i cały drżąc, przebił nim klatkę piersiową ukochanego. Cały czas wpatrywał się w oliwkowo-zielone oczy Deana, dodając mu otuchy.

W końcu Winchester wyzionął ducha, a Castiel w geście rozpaczy, przebił swoje złamane serce tym samym ostrzem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top