Rozdział 7

Chris zacisnął zęby z furstracji. Jego życie nie mogło być jeszcze bardziej pokręcone! Nie dość, że jego uprzedzona matka go wydziedziczyła za przyjaźń z mugolami i potwierdzeniem, że nie dba o czystą krew, to musi płaszczyć się przed Voldemortem 2.0 . Bagno. Po prostu bagno. I jeszcze ten dupek Arrow kręcił coś z Eleną. Wściekłość zawrzała w nim. Pieprzyć hierarchię Slytherinu, jeśli ją skrzywdzi... Postanowi wykorzystać te czarnomagiczne klątwy z ksiąg jego matki. Zetrze ten zarozumiały uśmieszek z przystojnej twarzy Castiela. Ugh... Miał nadzieję, że panna Blackthorn nie była nim zauroczona... O nie, Max padnie na zawał.

- Idziemy, na błonie do Teddy'ego. Chris... Chris! - Dobiegł go głos przyjaciela. Zamrugał, posyłając rozkojarzone spojrzenie w stronę Blackthorn'a.

- Sorry, zamyśliłem się.

Oboje podążyli w kierunku Lupina, dyskutując co chłopak ma im do pokazania. Metamoformag siedział pod drzewem. Przywołał ich ruchem ręki. W jego dłoni widniał kawałek pergaminu.

- Eee... To ma nam pomóc?

Teddy spiorunował wzrokiem blondyna. Skierował różdżkę na pergamin

- Przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Max wytrzeszczył oczy, a Avenque wydał zdławiony dźwięk.

- To... Mapa? - spytał się niepewnym głosem.

- Tak. Ścislej mówiąc Hogwartu. Pokazuję wszystko. Wszystkich, bez wyjątku.

- Wow. Czadowe - powiedział Chris, z szerokim uśmiechem. - Możemy obserwować tego drania i Elenę! Zmieniam zdanie! Ale... Kim byli ci cali Huncwoci?

Max zmarszczył brwi... No tak Ellie coś kiedyś o nich wspominała. Na twarzy Lupina pojawił się smutny uśmiech.

- Mój chrzestny, Harry mi ją dał. Powiedział mi, że byli nimi James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i... Peter Petigriew.

Chris zachłysnął się powietrzem, z kolei Blackthorn analizował wszystko powoli.

- Ojciec Harrego Potteta był huncwoten?! Syriusz Black?! Twój stary i na dodatek ten zdrajca?!

Chłopiec pokiwał głową.

- Pokręcone - wykrztusił Max

Na twarzy Chrisa pojawił się uśmiech.

- Chłopaki!  Co wy na to... Jeśli przejmiemy działkę Huncwotów? Będziemy nową generacją Huncwotów. Zwłaszcza, że jeden z nas jest potomkiem...

- Zgadzam się - wtrącił Lupin.

- Ja... No nie wiem. Jeśli nam się uda będziemy legendą jak oni. No... Zgadzam się.

Avenque zatarł ręce.

- Co powiecie na Nocnych Łowców? - Wlepili wzrok w zielonookiego.

- Genialne... Nocni Łowcy, następcy Huncwotów.

Cała trójka wymieniła uśmiechy.

- Jeszcze pozostały nam ksywy. Ja będę diabłem, Max ty będziesz bazyliszkiem - powiedział Avenque.

- Zaraz co?! Czemu akurat bazyliszkiem?!

- Twój wzrok mógłby czasami zabijać. No kiedy jesteś wkurzony. No, a ty Teddy po prostu będziesz huncwotem. Jako potomek jednego z nich będziesz huncwotem.

Nastała poruszająca chwila.
Trójka, dumnych z siebie dzieci podążyła do zamku. Od teraz byli Nocnymi Łowcami, następcami Huncwotów.

******************************

Elena z uśmiechem pokiwała głową.

- Tak, Max to mój brat.

- W ogóle
nie jesteście do siebie podobni - powiedział Castiel Arrow. Chłopak z pewnością był przystojny. Wysokie kości policzkowe, prosty nos, pełne, ładne wykrojone usta i oczy tak ciemne, że trudno było określic ich kolor. Czarne włosy okalały jego twarz.

- Przyjaźni się z Avenque'em i tym... Lupinem tak?

- Tak, Chris dosiadł się do nas w przedziale.

Rudowłosa nie zauważyła, jak wyraz twarzy chłopaka pociemniał.

- Chris. Więc nazywasz go Chrisem?

- No tak przecież to jego imię. - posłał jej czarujący uśmiech.

- Cała trójka wydaje się mnie... Nie lubić - powiedział, ostrożnie dobierając słowa.

Elena wydała się zaskoczona tym faktem.

- Wydaję ci się! Przecież, jesteś taki miły. Co powiesz na spotkanie z nimi? Może na błoniach w piątek? Wtedy lepiej cię poznają jak ja i przekonają się do ciebie.

- Mam taką nadzieję Ellie.

Na jego ustach pojawił się okrutny uśmieszek.
Wracając do pokoju wspólnego Slytherinu czuł satysfakcję. Elena mu ufa. Już od paru dni widział te spojrzenia posyłane przez trójkę chłopców. I ten Avenque. Zdaje się za bardzo lubić Elenę. Jego Elenę. Zamierzał rozprawić się z nimi. Zdawał sobie sprawę, że zawsze, gdy rozmawiał z gryfonką, to jeden z nich pojawia się na horyzoncie. Jakby stale byli informowani o miejscu, w którym jest on albo Ellie. O tak, rozprawi się z nimi i pokaże im gdzie jest ich miejsce.

Z mrocznym wyrazem twarzy podążył do dormitorium.

******************************

Max czuł się jakby miał zemdleć. Patrzył się na siostrę z niedowierzeniem.

- Słucham?

- W piątek po zajęciach, przy jeziorze ty, Teddy, Chris, Castiel i ja. Spotkamy się abyście mogli go lepiej poznać.

- P - po co? - wyjąkał przerażony.

- Cas zauważył, że go nie lubicie, ale to raczej niemożliwe. On jest bardzo sympatyczny i uprzejmy. - Uśmiechnęła się rozmarzona - Zaproponowałam to spotkanie.

Świat zawirował mu przed oczami. On wie. Nie dał nic po sobie poznać. Na Merlina! Jugson... A co jeśli go jakoś ukarał? Czy on zna całą prawdę?
Musiał się uspokoić.

- Muszę już wracać. Mam lekcje do odrobienia. Pa Max. - Odwróciła się, nucąc pod nosem.

- Pa - odparł cichutko.

Musiał znaleźć Chrisa i Teddy'ego! Gorączkowo pognał w stronę biblioteki. Oczywiście nie obyło się bez potknięć i potrącenia uczniów z jego rocznika. Wparował do czytelni, rozglądając się za Lupinem i Avenque'em.

- Ciszej! - syknęła pani Pince.

Podparł się o najbliższy regał, łapiąc oddech. Teddy i Chris zmarszczyli brwi, widząc w jakim stanie był Blackthorn.

Obaj chłopcy siedzieli pod oknem.

- Nie jest za dobrze - wysapał, siadając naprzeciwko nich.

- Co się stało? Max? - spytał się zaniepokojony Teddy.

- Arrow coś podejrzewa! I - wziął głęboki oddech. - Elena jest w niego totalnie zapatrzona! Rozmawiałem z nią przed chwilą, i powiedziała, że Cas uważa, że go nie lubimy! Wymyśliła jakiś durny piknik w piątek, żebyśmy się do siebie przekonali! Bo przecież Castiel Arrow, to sympatyczny druch! - powiedział głosem przesiąkniętym sarkazmem. - On naprawdę coś podejrzewa! 

- Jak? - wykrztusił Chris.

- Najwidoczniej potrafi wszystko dostrzec - powiedział blady, jak ściana Ted.

- Musimy być teraz wyjątkowo ostrożni.

- I do tego ten cholerny piątek - wymamrotał Lupin.

Chris zacisnął zęby. Czyli jednak jego życie mogło być jeszcze gorsze. Teraz książe Slytherinu domyśla się czegoś, przez co jest jeszcze bardziej niebiezpieczny. Jaką rewelacyjną wiadomość jeszcze otrzyma? Może profesor Colden robi ciastka z ludzi? A fetyszem Slughorna są stopy?!
Zaśmiał się bez humoru.

- Wygląda na to, że jesteśmy w niezłych kłopotach. No cóż, najwyżej zamówicie mi pogrzeb na Wawelu - powiedział Avenque.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top