Rozdział 14

Max w ciszy podążył za Chris'em, szeleszcząc przy tym swoją peleryną do kostek. Blond włosy Chris'a w świetle księżyca miały srebrno złoty kolor, a skóra zdawała się blada niczym kość słoniowa. Wzdrygnął się, czując powiew zimowego wiatru.
Nagle Avenque zatrzymał się, rozglądając się dookoła. Oboje znajdowali się na skraju Zakazanego Lasu.

- Powinna niedługo być - powiedział cicho Christopher. Max kiwnął głową, na znak zrozumienia. - Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiał pójść sam do tego domu? Amarys nie będzie chciał nic mówić, jeśli zobaczy mnie, albo Dorotę. Zwłaszcza mnie. Od razu by mnie rozpoznał po zielonych oczach - Max wziął głęboki oddech, starając się uspokoić.

- Rozumiem - wykrztusił.

Chris odetchnął z ulgą, gdy zobaczył zbliżającą się sylwetkę.

- Dzięki Merlinowi - wymamrotał blondyn. Kobieta o fioletowych oczach stanęła przy dwójce chłopców, z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Chris, Max.

- Witaj Doroto - powiedział Chris, ściskając jej dłoń.

- Jesteście gotowi? - Obaj chłopcy pokiwali głowami. Dorota wyciągnęła ramię. Max otworzył usta.

- Nie aportujesz się tutaj. Jesteśmy na terenie Hogwartu... - urwał, na widok rozbawionej twarzy staruszki.

- Max. Dorota ma ponad trzysta lat. Jest bardzo silna i Dumbledore był jej uczniem... Z pewnością przełamie bariery szkoły - powiedział Chris, próbując ukryć uśmiech. Blackthorn zachłysnął się powietrzem.

- Dumbledore był twoim uczniem?!

- W tej chwili to nie jest ważne - powiedziała fioletowooka. - Musimy się aportować do Blackthorn Manor. Nie mamy całej nocy - ponownie wyciągnęła ramię. Avenque złapał ją za przedramię, podobnie jak Blackthorn. Po zaledwie kilku sekundach zniknęli z trzaskiem.


Max krzyknął, lądując na ziemi. Syknął z bólu, gdy jego ręka uderzyła o twardy kamień.

- Jasna cholera - zaklnął, powoli wstając. - Zawsze muszę zaliczyć glebę - Chris zachichotał, pomagając mu wstać. Kiedy Max doszedł do siebie, jego oczom ukazała się posiadłość w gotyckim stylu. Ściany domu były ciemne, a okna wysokie. Ganek zdobiły białe kolumienki, które podtrzymywały balkon. Ogród był otoczony żelaznym ogrodzeniem. Gdy Blackthorn podszedł bliżej na bramie wisiała srebrna tabliczka z napisem "Thornhill".
Dorota machnęła różdżką, a brama otworzyła się z zgrzytem.

- Rany julek... Jak w jakimś horrorze - wymamrotał Avenque.

Max przełknął ślinę, spoglądając na frontowe drzwi. Niegdyś musiały być wypolerowane i zadbane, jednak teraz łuszczyła się z nich czarna farba i widoczne były na nich ślady pazurów. Wolał nie wiedzieć, jak to mogło się stać.
Podskoczył, wydając cichy okrzyk, kiedy ktoś położył mu dłoń na plecach.

- Ktoś tu ma stracha - powiedział Christopher. Czarnowłosy prychnął.

- Dziwisz mi się? Ten dom wygląda jakby był nawiedzony...

- Dość gadania - przerwała im Dorota. - Portret Amarysa znajduje się na pierwszym piętrze. Pamiętaj, że łatwo można go obrazić. Musisz ostrożnie dobierać słowa.

- Okay... Jestem gotowy - Max z bijącym odwrócił się w stronę upiornej posiadłości.

Gdy przestąpił próg drzwi, poczuł nagły chłód. Siłą woli powstrzymał się od natychmiastowej ucieczki. Chłopak znalazł się w ciemnym holu. Max wyszeptał cicho " Lumos". Światło z różdżki nadało korytarzowi jeszcze bardziej przerażający wygląd. Ściany miały krwistoczerwony kolor, i wisiały na nich portrety jego przodków. Ich szare oczy przyglądały mu się z podejrzliwością. Po chwili jego dziadkowie zaczęli między sobą szeptać, a niektórzy nawet wyszli z ram swojego portretu. Podłoga była marmurowa i miała motyw szachownicy. Po prawej stronie znajdowały się dębowe drzwi, które najprawdopodobniej były od salonu. Na końcu znajdowały się schody, które prowadziły na pierwsze piętro. Max wziął głęboki oddech, po czym podążył w głąb korytarza.

Chris westchnął, chodząc w tę i z powrotem. Czas dłużył się niemiłosiernie. Wyciągnął swój kieszonkowy zegarek, aby sprawdzić godzinę. Jęknął, chowając go do kieszeni. Max był już w tym cholernym domu dwadzieścia pięć minut. Zerknął na Dorotę. Kobieta stała, z zamkniętymi oczami. Jej twarz była zwrócona ku nocnemu niebu. Zdawała się medytować. Blondyn wydął usta, wpatrując się w dal. W jego głowie kotłowało się wiele myśli. Bał się cholernie, że nie zdołają uratować Eleny. Chris nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nie potrafił myśleć o tym, że mogło jej zabraknąć... Że już nigdy nie zobaczy jej siedzącej przy stole gryfonów, jej uśmiechu i pięknych czarnych oczu ze złotą obwódką.
Odwrócił się gwałtownie, na dźwięk otwieranych drzwi. Max szedł w ich stronę, z poważną. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Była nieczytelna.

- I co? - spytał się Avenque. Max obdarzył go ponurym spojrzeniem.

- Właśnie nic - odpowiedział chłodno. Brwi Christopher'a podjechały, aż po samą linię włosów.

- Jak to nic?

- Gadałem z nim przez ponad pół godziny, próbując coś z niego wyciągnąć, zmanipulować, ale stary dziad ciągle rzucał jakimiś tekstami, żebym się odpieprzył, albo zaczynał mnie wyzywać - powiedział, patrząc się tępo w przestrzeń. - Totalna porażka.

- Słyszałam o tym, że William Amarys był bardzo niemiły za życia, tak samo jego portret... Sądziłam, że może nieco przychylniej potraktuje swojego potomka - Dorota westchnęła, pocierając skronie. - No cóż, z pewnością mamy utrudnione zadanie, skoro nie wiemy kto rzucił tą klątwe... Jednak nie jest ono niemożliwe. Nie pozostaje mi nic innego, jak odstawić was do Hogwartu - Wyciągnęła swoje ramię. Po zaledwie kilku sekundach już ich nie było.

Elena przetarła swoje zmęczone oczy. Siedziała na Starożytnych Runach, i walczyła ze sobą, aby nie zasnąć. Od kilku dni sobowtór nie pozwalała jej spać. To była "kara" za powiedzenie Max'owi prawdy. Bliźniaczka Eleny była wściekła. Przez resztę dnia Ellie zmagała się z potwornym bólem głowy, a w nocy koszmarem rodem z horroru. Sobowtór nawiedziła ją w śnie, torturując ją. Elena do tej pory pamiętała dotyk ostrza na jej skórze. Nawet jeśli to był sen.
Wychodząc z klasy, została zaciągnięta w ciemny korytarz. Serce podeszło jej do gardła. Instyktownie zamknęła oczy.

- Eleno - dobiegł ją cichy szept Christopher'a.

- Chris?

- Hej - uśmiechnął się słabo. W dłoniach trzymał drewnianą szkatułkę. Zmarszczyła brwi.

- Co to? - chłopak uniósł wieko. Jej oczom ukazały się kolorowe fiolki.

- Te eliksiry przyrządziła Dorota. Są na twój... Problem. Oczywiście nie będą działały wiecznie, ale wykupią nam trochę czasu - Elena wzięła głęboki oddech.

- Nie wiem, jak wam dziękować - wykrztusiła. Twarz Chris'a złagodniała.

- Nie musisz. Nawet gdybyś nie prosiła o pomoc, to i tak bym ci pomógł. Dla ciebie zrobię wszystko. Sama wiesz, dlaczego - wcisnął jej w rękę jedną z buteleczek.

- Wypij. Teraz - Elena odkorkowała fiolkę. Wypiła substancję duszkiem. Przez chwilę nic się nie działo, jednak po chwili poczuła ucisk w piersi. Wrzasnęła, upadając na kolana.

NIE! Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!

Elena złapała się za głowę, słysząc skrzekliwy krzyk sobowtóra.

Pożałujesz... Gorzko...

Po kilku sekundach głos osłabł, aż w końcu jej obecność stała się całkowicie niewyczuwalna. Na twarz Eleny wystąpił szeroki uśmiech. Odrazu humor jej się poprawił, a samopoczucie wzrosło.

- Co się z nią stało? - na twarzy Chrisa pojawił się złośliwy uśmieszek.

- Powiedzmy, że jest w śpiączce. Pamiętaj, musisz brać eliksir dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Wtedy wszystko powinno być okay... Kiedy zaczną się kończyć, natychmiast do mnie przyjdź. Zawiadomię Dorotę, a ona uwarzy nową porcję.

Chris ziewnął. Przewrócił się na bok, zerkając na łóżko Max'a. Zmarszczył brwi widząc, iż było puste. Wstał, rozglądając się po dormitotrium. Wszyscy współlokatorzy spali, lekko pochrapując, oprócz Max'a. Blondyn sięgnął, po swoją pelerynę, różdżkę i mapę Huncwotów, którą Teddy pożyczył mu w tym tygodniu. Po zaledwie kilku sekundach, zauważył kropkę z napisem Maxon Blackthorn, która zmierzała w stronę błoń. Wzrok Chris'a zatrzymał się na innym imieniu. Serce Christopher'a zamarło. Gabriel Némes - Farkas.

- Andy! Wstawaj! Na Merlina, wstawaj, Max jest w niebezpieczeństwie!


Jugson i Avenque biegli, ile sił w nogach.

- Max! - wrzasnął Chris, gdy dostrzegł sylwetkę przyjaciela. Andy zatrzymał się gwałtownie. Blackthorn stał obok Farkas, przyglądając się im, swoimi chłodnymi oczami.

- Dlaczego tu jesteś ? - spytał się drżącym głosem Avenque. Némes uśmiechnął się diabolicznie.

- Mógłbym spytać was o to samo - powiedział, patrząc się na nich z nieczytelnym wyrazem twarzy.

- Co? Jaja sobie robisz Blackthorn? - wysyczał groźnie Andy. Gabriel uniósł swoją różdżkę, z kpiącym wyrazem twarzy.

- A, a, a! Uspokój się, chłopczyku - Farkas przechylił głowę, niczym zaciekawione dziecko. - Nie możemy wywołać zamieszania. Nie, kiedy Anna nie wróciła - Christopher odwrócił się w stronę Max'a, czując rosnące przerażenie.

- Co mu zrobiliście?! Może to Imperius? - spytał się Jugsona. W jego głosie była dostrzegałna desperacja i niedowierzenie. Andy zerknął ponuro na Max'a, który przyglądał się im beznamiętnie. Nie wyglądał na osobę, która byłaby pod wpływem Imperio. Do Chris'a zdawało się to docierać, ponieważ chłopak zaczął płakać.

- Dlaczego? - spytał się, ledwo co powstrzymując szloch. - Jak długo jesteś po jej stronie? - Farkas roześmiał się, jakby usłyszał wyjątkowo śmieszny żart.

- Oh, jakież to wzruszające! - powiedział chichocząc, jak szaleniec. Avenque uparcie wpatrywał się w liliowookiego. Max odwrócił wzrok. Chris zacisnął zęby, czując nagły przypływ złości.

- Odpowiedz mi! - wrzasnął. - Ty draniu! Poświęcałem się dla ciebie! Stałem za tobą murem! Zakon Feniksa ryzykuje życie dla twojej ochrony.... OMAŁO NIE STRACIŁEM ŻYCIA ZA CIEBIE! TO NIC DLA CIEBIE NIE ZNA-

- Drętwota - Gabriel machnął leniwie różdżką, a ciało Christopher'a stężało, padając na ziemię z głuchym odgłosem. Andy wyciągnął swoją różdżkę, gotów walczyć, jednak Farkas rozbroił go i zrobił to samo co z blondynem. W tym samym czasie Anna Dravulia pojawiła się z lewitującym ciałem. Elena miała zamknięte oczy i wyglądała jakby spała.

- Chodźmy - powiedziała brązowowłosa wampirzyca. - Helena czeka.

- Czarna Dama dobrze wiedziała, że zechcesz uratować siostrę... Jako stwórca klątwy, może wcześniej ją uaktywnić, a także zdjąć... Musisz zadecydować... Poświęcić Elenę, czy siebie.... Dołączyć do ciemnej strony, ratując siostrę i tym samym stracić tak wiele... Sprzedać swój honor za jej życie.

"ta lwia część, która tęskni za Tobą, która we mnie jest"*****



***** Fragment piosenki " Lwia część" zespołh LemON. Ta piosenka kojarzy z Max'em... Ślizgon, który ma w sobie lwią część, gryfońską część. Więc tak... Max jest oficjalnie po stronie Heleny, w zamian za życie Eleny. Helena zrobiła to specjalnie, po to żeby miec po swojej stronie animusa. Po raz kolejny widzimy, jak okrutną osobą jest Czarna Dama.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top