Rozdział 14
Chris i Teddy w ciszy szli w stronę skrzydła szpitalnego. Pomimo, iż Nocni Łowcy mieli szlaban, to i tak byli zadowoleni. No w pewnym sensie. Po tym jak Max spektakularnie stracił przytomność, Teddy potraktował wszystkich przeciwników upiorgackiem. Krzyczeli jak jakieś panienki. Wygrali ten pojedynek.
Jednakże, po kilkunastu minutach, kiedy to Avenque i Lupin lewitowali ciało Maxa, pojawił się Slughorn i Longbottom. Wtedy zaczęła się gównoburza. Gryfoni zrobili z siebie biedne ofiary, które były napastowane przez dwójkę super złych ślizgonów i zbuntowanego puchona. Gryfoni, Ślizgoni jak i puchon zarobili tygodniowy szlaban. Po prostu cud miód.
Przekroczyli próg drzwi. Oboje rozejrzeli się. Madame Pomfrey nie było w zasięgu wzroku. W końcu zauważyli Max'a. Blackthorn leżał, czytając książkę. Powoli podniósł głowę, napotykając ich spojrzenie. Posłał im blady uśmiech.
- Hej Diable, Huncwocie. - Jego głos był szorstki, jakby dawno go nie używał.
- No hej Bazyliszku! - powiedział wesoło Chris - Jak się czujesz?
Czarnowłosy wzruszył ramionami.
- Nie najgorzej. - Chris mógł stwierdzić, że coś było nie tak.
Jakby coś trapiło Max'a.
- Na pewno jest ok? Nam możesz powiedzieć wszystko. - Teddy poklepał Max'a po ramieniu, posyłając mu pokrzepiający uśmiech.
Niebieskooki pokiwał głową.
- Ee... No to... Mamy duże kłopoty?
Na twarzy Chris'a wystąpił łobuzerski uśmiech.
- Tydzień szlabanu z Filch'em. Mogło być gorzej.
Blackthorn wydał jęk.
- Chłopaki. To nasz pierwszy szlaban - powiedział powoli Teddy.
Cała trójka wymieniła się spojrzeniami.
- Napawamy dumą Huncwotów - stwierdził Chris.
Wyszczerzyli się, a w ich oczach można było dostrzec rozbawienie.
******************************
Elena ciągnęła swój kufer. Szła tuż za Lupinem, Chrisem i jej bratem. Dziś był dzień wyjazdu na święta. Teddy był na tyle miły, aby zaprosić ją i Max'a. Jednak Avenque spędzał już je ze swoim ojcem.
W końcu znaleźli się na stacji w Hogsmede. Posłała całej trójce swój słynny uśmiech. Bardzo się cieszyła, że spędzała święta gdzieś indziej niż w Sierocińcu. Napawało ją to radością.
Po chwili wsiedli do pociągu, w poszukiwaniu przedziału. Przechodzili wąskim korytarzem, niosąc swoje rzeczy. Po paru minutach poszukiwań znaleźli wolny. Elena natychmiast usiadła przy oknie. Naprzeciwko niej usiadł Teddy, a obok niego Avenque. Max przysiadł się po jej lewej.
Chłopcy zaczęli rozmawiać o Qudditchu. Przekręciła głowę w stronę okna. Obserwowała krajobraz Szkocji, pokryty puchem śniegu. Wyglądało to niezwykle zjawiskowo.
Poczuła znużenie. Powoli wstała, wymyślając jakąś wymówkę. Wychodząc z przedziału, stawiała szybkie kroki. Znalazła się w wąskim korytarzu. Przepychała się między uczniami, poszukując Castiela.
Rozglądała się, aż w końcu go znalazła. Siedział, otoczony przez grupkę ślizgonów. Nieśmiało zapukało w szybę. Kiedy ją zauważył, na jego twarzy pojawił się czarujący uśmiech. Odwzajemniła go z błyszczącymi oczami.
******************************
Max podążył wzrokiem za wychodzącą Eleną. Gdy drzwi zamknęły się, Chris zaczął grzebać w swojej torbie. Po chwili wyciągnął dość grubą książkę. Teddy zmarszczył swoje fioletowe brwi.
- "Sen a jawa" Arabella Cranchit. Po co ci to?
Na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. Przekartkował strony na odpowiednim rozdziale. "Komunikacja podczas snu."
- Mój stary pracuje w św. Mungu, jako uzdrowiciel. I tak się składa, że zajmuję się przypadkiem Andy'iego. Więc będe mógł pójśc do Munga pod pretekstem, że jestem jego przyjacielem i go odwiedzam. Porzmawiam z nim, ale podczas snu. On jest w śpiączce. Przecież nic mi nie zrobią, jak "przypadkiem" zasnę na krześle. Jugson powie mi co tam się stało i czy to był na pewno Castiel. Wiadomo, że to była klątwa pozbawiająca zmysłów. Jednak, jest wiele takich klątw, w zależności, jak są silne i skuteczne. Andy na bank słyszał inkantację! To może pomóc mu w dojściu do zdrowia! - Max zamyślony zmarszczył nos.
- Chwila moment. To nie będzie podejrzane, gdy nagle wyskoczysz z tą inkantacją? To będzie wyglądać, jakby ty go zaatakowałeś.
- Powiem tacie po wszystkim. Będzie zły, że zrobiłem coś tak ryzykownego...
Teddy wybałuszył oczy.
- Co masz na myśli... Ryzykownego, Christhoper?
Chłopak zaczął się wiercić, z niezręcznym wyrazem twarzy.
- Jest szansa, że mogę zostać na zawsze w umyśle Jugsona. Sam mogę się nie wybudzić...
- Nie ma mowy! - wykrzyknął Lupin. - Nie! Znajdziemy inny sposób! Albo niech najlepiej zajmą się tym dorośli! Dlaczego oni na coś takiego nie wpadli?
Chris westchnął.
- Dlatego że, komunikacja jest bardzo ryzykownana i delikatna. To zbyt duże niebezpieczeństwo dla obu stron.
- Więc, po cholerę na Merlina to robisz?! - wykrzyknął wściekły Teddy.
- Czy kiedykolwiek słyszałeś o rodzie Gutowskich? Naszą umiejętnością klanową jest komunikacja podczas snu... Między umysłowa. Nie każdy z naszej rodziny to potrafi, jednak niektórym idzie to łatwiej. Kiedyś próbowałem to na... Na mojej mugolskiej przyjaciółce. Jako mugol, nie jest istotą magiczną, więc komunikacja z jej umysłem była łatwiejsza. Pomimo tego, że nie była czarownicą to byłem bardzo wyczerpany. Może to zależało od mojego wieku, sam nie wiem. Miałem wtedy dziesięć lat. A teraz mam już prawię dwanaście ... - Chris odchrząknął. - Jugson jest czarodziejem, więc z nim będzie trudniej. Ryzyko też będzie większe.
Nastała cisza. Max do tej pory siedział cicho.
Liliowe oczy spotkały się z szmaragdowymi.
- Jesteś pewien?
Chris pokiwał głową.
- Tak - odparł hardo. - Andy nie zasłużył na taki los. Czasami dostrzegam w nim samego siebie. Oboje wiemy co znaczy odrzucenie i strata. Jesteśmy wyrzutkami w naszych rodzinach, bo nie podzielamy ich poglądów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top