2.12
Max i Chris w ciszy przebierali się w szaty szkolne, co jakiś czas zerkając na Jugsona. Chłopak w tej chwili próbował zakryć malinkę, kołnierzem mundurka szkolnego.
- Cholera jasna - zaklął. Blackthorn odchrząknął.
- Nie myślałeś o... Zaklęciu Glamour? - Andy pacnął się w czoło, wzdychając ciężko.
- Jestem idiotą - stwierdził, kierując koniec swojej różdżki na szyję.
- Jesteś idiotą - zawtórował mu Avenque. Andy spiorunował go wzrokiem, a Chris podniósł ręce w obronnym geście.
- No co?
- Nic. Kompletnie nic.
- Eee... Jugson? - Cała trójka odwróciła się w stronę dobiegającego głosu. Za nimi stał Rory Parkinson. Chłopak patrzył się niepewnie na Andy'iego.
- Czy... Czy to prawda, że... No... Zrobiłeś to z Lisą Gray? - Parkinson'owi odpłynęła krew z twarzy, na widok morderczego spojrzenia Andy'iego. Chris położył dłoń na ramieniu Jugsona. Szmaragdowe oczy spoczęły na wątłym ślizgonie. Avenque uśmiechnął się kpiąco.
- Lepiej spadaj frajerze, jeśli nie chcesz wylądować w skrzydle szpitalnym - Parkinson pokiwał głową, niemalże wybiegając z dormitorium. Max wbił swoje spojrzenie w blondyna, zakładając ręce na piersi.
- O nie, bazyliszku. Nie osądzaj mnie, tymi swoimi ślepiami - powiedział, odwracając się w stronę lustra. Blackthorn przymknął oczy, licząc do dziesięciu. Z Chris'em często puszczały mu nerwy. Za często.
- Serio? Musiałeś, aż tak na niego warknąć? To przecież Parkinson!
- Parkinson czy nie Parkinson, poleciałby do kogoś takiego jak Castiel Arrow - Avenque splunął to imię, z jawną nienawiścią. - Albo Don West i wygadał wszystko. W Slytherinie nie można ufać nikomu... Ja przynajmniej nie ufam... Poza wami i Lupinem.
- Wzruszyłem się - powiedzial Andy, wycierając niewidzialną łzę. Czarnowłosy syknął, gdy Avenque uderzył go w ramię. Pomasował obolałe miejsce, zapamiętując sobie, żeby nie wkurzać Christopher'a. Jego uderzenia były cholernie mocne.
Jedząc śniadanie Clara przyglądała się swojej przyjaciółce. W jej srebnych oczach można było dostrzec zaniepokojenie i troskę. Elena bardzo się zmieniła od rozpoczęcia roku szkolnego. Jej skóra, która miała zdrowy, rumiany odcień stała się szara, niczym owsianka, którą teraz przeżuwała. Pod oczami pojawiły się cienie. Nawet włosy straciły dawny blask.
Jej szata szkolna zdawała się wisieć na niej, jak na wieszaku. Wielu gryfonów posyłało pytające spojrzenia w stronę Blackthorn, jednak ona zupełnie to ignorowała. Patrzyła się tępo w półmisek z kiełbaskami, nie zwracając uwagi na nikogo.
Nagle zadzwonił dzwonek, który obwieszczał rozpoczęcie zajęć. Rudowłosa wstała, szurając nogami w stronę wyjścia. Castiel Arrow zrównał się z nią. Mówił coś do niej, a ona potakiwała. Patrzyła się na niego tak obojętnie. To było do niej niepodobne. Gdy Elena przebywała z jej chłopakiem na jej twarzy zawsze była odmalowana radość. Wszyscy im zazdrościli, bo byli idealną parą. Szczęście po prostu od nich emanowało. Jednak teraz Elena zdawała się duchem samej siebie.
Clara upiła łyk herbaty, zanim poszła na OPCM z profesor Stark.
Max ziewnął słuchając monotonnego głosu profesorki. Dzisiaj uczyli się o wilkołakach. Stark starała się przykuć uwagę wszystkich uczniów, jednak jej działania szły na marne. Większość gryfonów wolała grać w wisielca albo w " Państwa, miasta". Pokręcił głową. Na sumach odechce im się tych gier.
Zerknął przez okno na jesienny krajobraz. Drzewa w większości straciły swoje liście, które przybrały piękną złocistą barwę. Chłopak poczuł natychmiastowe przygnębienie, gdy jego wzrok spoczął na siostrze bliźniaczce. Od września nie zamienili ze sobą słowa, kiedy Elena spławiła go w skrzydle szpitalnym. Było mu bardzo przykro, gdy tak po prostu kazała mu iść, tym bardziej, że później go ignorowała. W końcu Max stwierdził, że ma swoją godność i nie będzie się narzucał skoro jest taki "nieznośny".
Jednak mimo tego, że nie odzywali się do siebie, mógł zauważyć co się z nią dzieje. Przez te kilka miesięcy wymizerniała. Nie przypominała już tej wesołej dziewczyny. Chris chciał z nią porozmawiać, ale Max mu to odradził. Elena zdawała się nie gadać teraz z nikim prócz Castiela lub Clary. Choć czasami miała dni, że ich także ignorowała. Potrafiła zamknąć się w dormitorium na cały weekend i nie wychodzić, nawet jeśli w niedzielę jest mecz Quidditcha. Jeśli przestała chodzić na rozgrywki jej ulubionego sportu, to naprawdę działo się coś złego.
Westchnął, zapisując notatki z lekcji. Nie miał pojęcia jak mógłby spróbować z nią porozmawiać, zanim ona ucieknie i zacznie izolować się jeszcze bardziej.
Następnego ranka, gdy Max przestąpił próg wejścia do WS wiedział, że coś się stało. Uczniowie szeptali między sobą, co jakiś czas zerkając na gazetę. Podszedł do stołu Slytherinu, zastanawiając się o co chodzi. Usiadł obok Andy'iego, naprzeciwko Christopher'a, który wczytywał się artykuł. Teddy siedział obok blondyna, zerkając przez jego ramię na Proroka Codziennego.
- Czy ktoś wyjaśni mi, co to za zamieszanie? - spytał się Blackthorn. Avenque bez słowa podał mu gazetę.
MASOWA UCIECZKA Z WĘGIERSKIEGO AZKABANU
Z węgierskiego Azkabanu uciekła piątka wampirów, niegdyś czarodziei. Jedną z uciekinierów jest krwawa hrabina, Elżbieta Batory, siostrzenica króla mugolskiej Polski. Kolejnym zbiegiem jest mąż Batory, Ferenc Nádasdy.
Pozostała trójka to Anna Dravulia, Dorothea Szantes i Gábriel Nemes - Farkas. Po sześciuset latach piątka najbardziej krwiożerczych i bezwzględnych wampirów jest na wolności. Jeśli ktokolwiek zobaczy tych zbiegów, musi to niezwłocznie zgłosić Ministerstwu.
Więcej na str. 8
Max przewrócił kartki na stronę ósmą. Pierwsze co zobaczył, to kobieta o podłużnej twarzy i czarnych, długich włosach. Miała ciemne oczy, otoczone wachlarzem rzęs. Jej pełne usta były wykrzywiony w grymasie, jakby patrzyła się na fotografa z pogardą. Więzienne szmaty nie odejmowały jej szlacheckiego wyglądu. Pod spodem zdjęcie było podpisane.
Elżbieta Batory
Kolejne zdjęcia przedstawiały jej męża, Annę i Dorotheę. Blackthorn przeleciał po nich wzrokiem. Nie wywarli na nim... Tego wrażenia co Elżbieta. Gdy doszedł do piątego zdjęcia, nie mógł oderwać wzroku. Mężczyzna miał hebanowe, kręcone włosy, wysokie kości policzkowe i klasyczny, prosty nos. Jego usta były cienkie i ładnie wykrojone. Jednak największą uwagę przykuwały oczy o ciemno niebieskim kolorze.
Gábriel Nemes - Farkas
- Dlaczegi ci źli muszą być tak przystojni? - jęknęła ślizgonka z ich roku. Jej koleżanka pokiwała głową, patrząc się rozmarzona na twarz Gábriela. Andy posłał im spojrzenie pełne niedowierzenia, na co obie oblały się wściekłym rumieńcem.
- Tracę wiarę w ludzkość - wymamrotał Jugson.
- Na bank za tym stoi Katarzyna - powiedział Lupin, ściszając głos. - Ministerstwo nie chce siać paniki... Zwłaszcza po tym co się stało w św. Mungu. - Andy prychnął.
- Ludzie nie są durni. Łatwo można dodać jedno do drugiego.
- Elżbieta Batory jest uznawana za najbardziej krwiożerczą zwolenniczkę Katarzyny... Ale Farkas jest bardziej niepokojący... - Cała trójka zwróciła swoją uwagę na Chris'a. - On... Jest kimś pokoju Bellatrix Lestrange. Można tak powiedzieć, że Bellatrix mogła się na nim wzorować. - Blackthorn poczuł dreszcze przebiegające po kręgosłupie. - Mówi się, że lubił obdzierać swoje ofiary ze skóry...
- Dość - przerwał zielony na twarzy Ted. - Ja tu jem Christopher.
Resztę śniadania spędzili w milczeniu. Każdy z nich zastanawiał się jaki będzie następny ruch Czarnej Damy.
Padał deszcz. Dość ulewny. Wszyscy znajdowali się w domach nawet nie śniąc, aby w taką pogodę wystawić głowę za drzwi. Oprócz pewnej dwójki.
Dziewczyna o ognisto rudych włosach opierała się o ścianę opuszczonego budynku. Ręce miała przytknięte do brzucha, z którego sączyła się krew. Jednak pomimo tego na jej ustach igrał uśmiech. Jej czarne oczy miały w sobie drwiące ogniki. Po chwili zakasłała, plując krwią.
Chłopak o czarnych włosach i nienaturalnie fioletowych oczach, przyglądał się temu z obojętnością.
- Teraz... Naprawdę jesteś moim bratem - wycharczała, uśmiechając się do niego przez łzy. Źrenice czarnowłosego chłopaka rozszerzyły się.
- Co... Co ty pieprzysz?
- Kiedyś mówiłam ci, że jestem twoją siostrą, ale nie naprawdę... Bo nie jesteś taki jak ja... Ale... Ja umieram... Zabiłeś mnie... Zabiłeś... Teraz jesteś naprawdę moim bratem... - powiedziała z dziwnym uwielbieniem wypisanym na twarzy.
- To jest sprawiedliwość, za to co zrobiłaś osobom, na których mi zależy! - przerwał jej ostro. - Nie jestem taki jak ty! Nie jestem twoim bratem!
- Ależ jesteś - wyszeptała, powoli tracąc siły - jesteś zabójcą. - Po tych słowach zsunęła się po ścianie, lądując w kałuży deszczu. Patrzyła się tępo w pochmurne niebo. Umarła. Chłopak cofnął się, kręcąc głową.
- Nie... Nie! Nie jestem taki jak ona! - wrzasnął. Patrzył się przerażony na ciało jego domniemanej siostry. Po kilku sekundach rozległ się trzask.
Fioletowooki aportował się, zostawiając martwą dziewczynę, która umarła z uśmiechem na ustach. W końcu miała brata. Który ją zabił. Jej ukochany brat, który ją zabił.
Max obudził się, ciężko dysząc. Złapał się za głowę, próbując odgonić niechciane obrazy. To była jego pierwsza wizja od wakacji. Podskoczył, wydając zdławiony dźwięk, gdy zobaczył stojących Chris'a i Andy'iego u nóg jego łóżka.
- Kolejna wizja? - spytał się Avenque. Blackthorn pokiwał głową, zabierając się za opowiadanie.
Ktoś ma pomysły o kogo chodziło w wizji Max'a ? ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top