Rozdział 17

Karolina Gutowska z satysfakcją patrzyła na kontrakt małżeństwa pomiędzy dwoma rodami. Gutowskich i Karpińskich. Jako głowa rodziny miała prawo decydować o takich sprawach.

Ten bachor sprawiał zbyt dużo problemów jej kuzynce, a ona znalazła sposób aby go utemperować i sprowadzić na dobrą drogę. Z racji tego, że nie mogła mieć dzieci, nie było takiej opcji, aby pozwolić odejść jedynemu prawowitemu dziedzicowi.

- Nie dzisiaj chłopcze. Nie dzisiaj. - Z jej ust wydobył się zimny, wysoki śmiech. Podniosła puchar z winem do ust. W jej szmaragdowych oczach czaiła się dzika radość i okrucieństwo. Jak u wszystkich Gutowskich, jednego z wielkich rodów Europy.

******************************

Christhoper dźwignął się do pozycji siedzącej. Przerwa świąteczna się kończyła, a oni nie pomogli Andy'emu. Jednak chłopak wiedział, że trzeba być uzbrojonym w cierpliwość. Od początku wiedział, że nie będzie łatwo.

Słońce raziło go w oczy. Westchnął, po czym postanowił zejść na dół do jadalni. Jego ojciec już tam siedział, co nie było zdziwieniem. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie i  oburzenie... Cholera. Przecież nic nie zrobił! Prawda? - myślał gorączkowo Chris.

- Coś się stało? ‐ spytał niepewnie.

Brązowe oczy Vince'a Avenque zwróciły się w stronę syna.

- Miałem rację. Gutowscy nie dadzą nam spokoju Chris. Znaleźli sposób, aby cię zabrać. Twoja ciotka Karolina, podpisała kontrakt. ‐ Chris uniósł brwi, czując niepokój. - Od dziś jesteś narzeczonym Amelii Karpińskiej - dokończył gorzko jego ojciec.

Krew odpłynęła mu z twarzy. Na Merlina! Karolina była głową rodziny! Nie miał prawa jej się sprzeciwiać! Zaklął siarszyście. Więc tak to ukartowali! Chytre kruki. Cali Gutowscy!

- Ile mam czasu? - spytał się drżącym głosem.

- Parę miesięcy. Jesteś największym manipulatorem jakiego znam Chris. Niezwykłe z ciebie dziecko. Wiem, że poruszysz piekło i ziemię, aby nie dopuścić do tego małżeństwa. Znasz wielu ludzi, którzy chętnie ci pomogą. Wielu nawet obstawia, że z tymi swoimi przekrętami i sprytem, gdy dorośniesz mógłbyś mieć Polskę i Anglię w garści. - przerwał, wbijając swoje spojrzenie w blondyna - Nie możesz się ożenić z tą dziewczyną! Dobrze wiesz co to oznacza. Musisz być cały czas w Hogwarcie. Tam,
te żmije cię nie dosięgną. Postaram się wszystko spowolnić. Musz³ skontaktować się z Dorotą, doradczynią Gutowskich. Jako, że jesteś także jednym z nich na pewno spróbuje ci pomóc. Pomagała nam już tak wiele razy  - powiedział, jakby sam próbował siebie przekonać.

- Nie martw się. Czasami miałem wrażenie, że ona była wierna wyłącznie mi.

Powoli wypuścił powietrze z płuc. To była zemsta. Za wszystkie problemy, które im sprawiał. Na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech. Było warto zobaczyć wściekłość na twarzy Karoliny, gdy na przyjęciu znakomitych rodów, on ośmieszył elficką księżniczkę związując ją do końca życia z Królem trolów. Od tamtego czasu księżniczka Hiacynt była bratnią duszą i kochanką trolla. To był skandal! A Chris tego nie żałował, a sama Hiacynt była pod wrażeniem jak silne zaklęcie wiążące rzucił bez różdżki. Zaśmiał się pod nosem bez cienia humoru. Karma wraca.

******************************

- Nie wierzę - oznajmił oniemiały Max, siedząc w przedziale. - Będziesz żonaty mając dwanaście lat!

- Ucisz się Blackthorn - warknął blondyn, chowając twarz w dłoniach.

- Twój ojciec nie może się sprzeciwić? - spytał się spokojnym głosem Teddy.

- Nie. Ona jest Lordem Gutowskich. Mój ojciec jedyne co może zrobić to wsadzić kij w tyłek. Obiecał to spowolnić, nic więcej.

- No to masz przerąbane chłopie. Kiedy możemy spodziewać się dzieci? Dwa lata? Może trzy? - spytał się kpiąco Max. Christopher skrzywił się z pogardą.

- Nie będe miał dzieci z tą dziewczyną. To nie tak, że nie mógłbym ich wychować. Wychowałbym je genialnie - powiedział z typową dla niego arogancją. -  Po prostu nie jestem głupi. Poza tym, jeśli nie spłodzę potomka to zrobię na złość Karolinie - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Uh, oh -  Max wymienił spojrzenie z Teddy'im.

******************************

- Zachowuj się dobrze pod moją nieobecność Delphi.

- Kiedy oficjalnie powrócisz, moja pani? Tu jest tak pusto, gdy ciebie nie ma... - kobieta o złotych oczach posłała jej krzywy uśmiech.

- Niedługo moja ptaszyno. Masz słuchać się Arii. Ona jest moją prawą ręką.

- Oczywiście, moja pani - odparła pokornie.

- Już niedługo nadejdzie czas wolności Delphini. Magia będzie wolna. Nie będzie żadnych zakazów. Wszystko będzie takie, jakie powinno być.

Blondwłosa dziewczynka podniosła swoje duże, ciemne oczy.

- A co z czystokrwistymi? -
Czarna Dama zaśmiała się mrocznie.

- Są zaślepieni głupimi przekonaniami. Albo wysłuchają i zrozumieją, albo zginą. Nikt mi nie przeszkodzi. Nikt.

******************************

Po sześciu wiekach z popiołów i cieni powstała. Krew odmieni.  A gdy medium, kruk, i potomek razem siły złączą, gdy słońce zajdzie na zachodzie i wzejdzie na wschodzie, powróci dziedzic.

- Nowa przepowiednia - rozległ się wysoki, melodyjny głos.
Mężczyzna o szarych oczach i złotych włosach zaśmiał się z drwiącym uśmiechem na twarzy.

- Niech rozpocznie się gra o wszystko.

******************************

Kruk

Medium

Potomek

Raz, dwa, trzy! Obudź się! Raz, dwa, trzy ! Max! Obudź się!

Otworzył oczy, gwałtownie biorąc powietrze do płuc.

- Niech rozpocznie się gra - wyszeptał drżącym głosem.

- Co? - powiedział zdezorientowany Avenque.

Posłał brunetowi zaniepokojone spojrzenie.

- Zaczęło się. Wszyscy zginą. Muszą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top