3.5

Teddy powoli jadł owsiankę, patrząc się na rozkojarzonego Conana DeCerto. Chłopak wyglądał okropnie, jakby nie spał wiele dni. Cienie pod jego złotymi oczami pogłębiały się z dnia na dzień. Czuł wyrzuty sumienia za to, jak go potrkatował kilka dni temu. Trzeźwe myślenie ustąpiło miejsca idiotycznej zazdrości. Jednak mimo tego postanowił zachować dystans. Aura Conana była dziwna, wywołująca niepokój. Tak sie przynajmniej czuł Teddy.

Wejście Christopher'a do kuchni przerwało jego rozmyślania natychmiastowo. Blondyn usiadł przy stole z nieczytelnym wyrazem twarzy. Westchnął, jakby sam próbując odgonić niechciane myśli. Teddy uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się w twarz chłopaka. Chris wydoroślał tak bardzo przez ostatni rok, że aż momentami nie mógł sam uwierzyć, iż to był ten sam chłopiec którego poznał pięć lat temu w pociągu Hogwart Express. Spojrzenie Lupina powędrowało w stronę dłoni chłopaka zauważając, że były w nienagannym stanie.
Andromeda musiała go uzdrowić, pomyślał z uczuciem lekkiego przygnębienia. Wybuch Chris'a wyrył mu się w pamięci i z pewnością nie zniknie szybko.

- Stworek - zawołał nagle Chris. Elf pojawił się dosłownie w ułamku sekundy, patrząc się wyczekująco na Christophera.

- Jak Stworek może służyć paniczowi Avenque? - Chris obdarzył go delikatnym uśmiechem, przy którym jego szmaragdowe oczy rozbłysły młodzieńczym blaskiem. Przez chwilę wygladał jak beztroski piętnastolatek, jednak wraz z mrugnięciem oka ta iluzja rozpłynęła się, ukazując człowieka pełnego zmartwień.

- Prosiłbym jedynie o kremowe piwo i dwa tosty z serem. - Stworek ukłonił się, po czym z cichym trzaskiem zniknął. Teddy pokręcił żartobliwie głową, posyłając uśmieszek w stronę przyjaciela.

- No, no Avenque. Piwo o poranku. Twoje maniery są rażące.

Christopher zaśmiał się, zerkając na Lupina.

- Staram się jak mogę, Huncwocie. - Serce Teddy'iego zamarło, słysząc przezwisko którego użył Chris. Od prawie roku nie używali swoich pseudonimów, odkąd Max odszedł. Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Być może jeszcze nie wszystko było stracone i potrafiliby wrócić do normalności.

Chris obdarzył Lupina spojrzeniem pełnym zrozumienia. Po chwili jego uwaga skupiła się na prawie zapomnianym Conanie, ktory już dawno skończył swoje śniadanie. Ciemnowłosy pił herbatę, z której unosił się lekki zapach eliksiru uspokajającego.
Chris uniósł brwi, wbijając wzrok zielonych oczu w młodego francuza.

- Nie wyglądasz najlepiej Conan. Wszystko w porządku?

Chłopak zesztywniał, unikając spojrzeń Lupina i Avenque.

- To tylko koszmary i insomnia. Poradzę sobie - odparł szorstko. Teddy westchnął, czując wyrzuty sumienia.

- Conan, przepraszam za to co powiedziałem. Tak naprawdę nie miałem tego na myśli. Wszyscy jesteśmy teraz zmęczeni i sfurstrowani. Sam rozumiesz.

Conan pokiwał głową, przyjmując przeprosiny Lupina. Po chwili nieśmiale się odezwał.

- Wiem, że to nie moje zdanie ani rola aby wam to mówić, ale bedąc w tym domu kilka tygodni widziałem co się z wami działo. Odcięcie was od tego wszystkiego, spraw związanych z Zakonem Feniksa, jest najlepszym rozwiązaniem. Jesteśmy młodzi. Powinniście usunąć się w cień i zająć się swoim życiem, zadbać o siebie.

- To nie tak proste - wymamrotał Lupin. - Trudno jest się wycofać, gdy jest się w niemalże samym centrum wydarzeń.

Chris jedynie zacisnął zęby, decydując się na milczenie.

- Pani Tonks ma rację myśląc, że nie powinniście ingerować. Zgadzam się z nią. Obserwując sytuacje na politycznej arenie międzynarodowej łatwo można się domyślić, że spokój zostanie niedługo kompletnie zburzony. To są ostatnie chwile, być może lata albo miesiące... Ostatnie chwile na przyjaźń, miłość. I naukę - dodał tonem, który pasowałby do pupilka nauczyciela. - Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila to podejmiemy się walki. Jako następne pokolenie to nasz obowiązek.

- On ma rację - powiedziała nowoprzybyła Elena. Chris wybałuszył oczy, wyraźnie zaskoczony widokiem rudowłosej. Elena rzadko wychodziła ze swojego pokoju. Jej czarne oczy lśniły od powstrzymywanych łez. - Musimy zająć się sobą i bliskimi. On dokonał wyboru i nic z tym się nie da zrobić.

Za jej plecami stała Alexa, która patrzyła się na swojego młodszego brata z dumą.

Nastała niezręczna cisza, którą przerwał Teddy.

- Powinniśmy zacząć pakować rzeczy do Hogwartu i wybrać się na Pokatną.

- Tak, tak - odparł zirytowany Chris. - Zajmiemy się tym, ale do cholery gdzie podziewa się ten leniwy elf?


●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Chris z pewnym sentymentem wpatrywał się w ruchliwą ulicę Pokątną. Wszystko wydawało się takie jak dawniej, czarodzieje robili zakupy bądź pośpiesznie dreptali do pracy w swoich różnobarwnych szatach. Po zakupieni książek, mundórków i innych niezbędnych rzeczy, udali sie do lodziarni Floriana Fortescue'a, która po wojnie znów została otwarta i prowadzona przez jego siostrzeńca.

Usiedli w środku, chroniąc się przed okroponym upałem. Andromeda miała kilka spraw do załatwienia na Pokątnej, dlatego kazała im kupić sobie lody (uprzednio dała im pieniądze) i czekać na nią.
Teddy leniwie jadł swojego loda o smaku słonego karmelu, jednocześnie obserwując jego towarzyszy. Chris zdecydował się na kawę z sosem czekoladowym, podobnie jak Conan. Tylko Alexa, Teddy i Elena zajadali się przyjemnie chłodzacymi lodami. Teddy co jakiś czas zerkał na Elenę, upewniając się czy aby na pewno było z nią wszystko w porządku. Jednak młoda Blackthorn wydawała się silniejsza niż kiedykolwiek. Teddy widział w jej oczach determinację i walkę.

Chris odchrząknął, zwracając na siebie uwagę całego towarzystwa.

- No więc Conan, zastanawiałeś się do którego Domu w Hogwarcie chciałbyś zostać przydzielony?

Złotooki przechylił lekko głowę.

- Myślałem o tym już wiele razy i dalej nie jestem pewien. Slytherin i Ravenclaw brzmią zachęcająco.

- Zarówno Ravenclaw jak i Slytherin pasowałyby do ciebie - powiedziała Alexa, spoglądając na brata swoimi szarymi oczami. - Jednakże każdy Dom w Hogwarcie jest dobry.

- Otóż tak - dopowiedział Teddy, który jako jedyny z towarzystwa był puchonem.

- Dokładnie - dodała panna Blackthorn.

Chris uśmiechnął się przebiegle.

- Miałem wam tego nie mówić - powiedział konspiracyjnym tonem. - ale wiem kto będzie naszym nowym nauczycielem Obrony przed czarną magią w tym roku. Nie uwierzycie!

Teddy przewrócił oczami.

- No mów Diable - powiedział używając jego ksywki. Chris uśmiechnął z zawadiackim błyskiem w zielonych oczach.

- Ex- wybranic. Harry Potter.

- Co?! - Alexa wytrzeszczyła oczy.

- Żartujesz!

- Harry nic mi o tym nie mówił - mruknął pod nosem Lupin. - Skąd o tym wiesz?

- No jak od kogo? Od mojego tatulka. Tylko nic nie wiecie, zrozumiano?

Cała czwórka pokiwała głowami, po czym umilkła widząc Andromedę wchodzącą do lodziarni. Razem z nią weszła bardzo wysoka blondynka o dużych, brązowych oczach. Teddy był pewien, że była jedynie kilka centymetrów niższa od niego i Chris'a. Była ubrana w różową, koktajlową sukienkę na ramiączkach. Jej kręcone włosy opadały lekko na ramiona i łopatki dziewczyny. Gdy zbliżyła się do ich stolika wraz z Andromedą, Teddy miał wrażenie ze czas zwolnił, a jego magia wydała delikatny szum. Dobrze wiedział kim ona była, jednakże nigdy nie znajdowała się tak blisko niego. Widywał ją jedynie z daleka na korytarzach Hogwartu i nawet wtedy czuł dziwne pragenienie bycia w pobliżu dziewczyny, którego nie rozumiał.

Gdy Andromeda i ona zblizyły się do ich stolika, jego babcia uśmiechnęła się od ucha do ucha, obejmując jednym ramieniem blondynkę.

- Dzieci, poznajcie Delphini Morensten.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top