🅧🅧🅥
Stałam w sali obrad, słuchając kłótni zgromadzonych. Wszyscy przekrzykiwali się, starając się zdobyć uwagę innych. Każdy z nich twierdził, że jego plan jest najlepszy. Co wcale nie sprawiało, że byliśmy bliżej rozwiązania naszego problemu. Cholernie bolała mnie już głową od tych krzyków i chciałam już tylko stąd wyjść. Filip, który właśnie doszedł do tego, że te krzyki nic nie dają patrzył na mnie wymownie oczekując mojej reakcji. Westchnęłam cicho dochodząc do wniosku, że albo spróbuję ich ogarnąć lub w życiu nie wrócę do domu. Rozejrzałam się więc po sali, po chwili uderzając dłońmi w stół. Tyle wystarczyło, żeby zwrócić na siebie uwagę wszystkich. Tylko co ja mam teraz kurwa powiedzieć? Chyba tego nie przemyślałam.
- Wszyscy macie jakieś swoje racje. Każdy ma plan, który w jego mniemaniu jest najlepszy. Tylko problem w tym, że takie przekrzykiwanie się do niczego nas nie doprowadzi. - Obeszłam stół, by stanąć na środku sali. Normalnie pewnie bym go przeskoczyła, jednak na stopach miałam szpilki i byłam ubrana w granatowy garnitur i biały golf. Więc ten skon mógłby mi się nie udać i wolałam nie ryzykować. - To nie jest łatwe. Wszyscy pochodzimy z innych rzeczywistości. Jesteśmy inny, przez co niemożliwym jest by jeden plan zadowolił wszystkich w pełni. Jednak musimy się dogadać i ustalić jeden spójny plan. Inaczej buntownicy osiągną swoje, a my nadal będziemy tutaj siedzieć i się przekrzykiwać. - Stwierdziłam kręcąc się jak wariatka, by móc sprawdzić reakcje wszystkich.
Na moment wszelkie rozmowy ucichły, a ja czułam się cholernie niekomfortowo. Było mi głupio tak stać pośrodku świadoma, że wszyscy na mnie patrzą i nic nie mówią. Nie byłam pewna czy teraz mnie wyśmieją, czy raczej poprą moje podejście.
- Więc co proponujesz? - Spytał Victor przerywając chwilę niezręcznego milczenia.
- Nie przekrzykujmy się i spróbujmy porozmawiać normalnie. W końcu do czegoś dojdziemy. Tylko na miłość księżyca nie zachowujcie się jak dzieci w przedszkolu. - Warknęłam, na co niektórzy spojrzeli na mnie złowrogo. Ta byłam najlepszym przykładem dojrzałości. - Więc od czegoś musimy zacząć. Część z nas jest gotowa ujawnić się przed światem, a druga część chce tego uniknąć. Więc zacznijmy od tego, czy jesteśmy gotowi się ujawnić. Kiedy to już ustalimy będziemy mogli dojść do tego, jak poradzimy sobie z tym problemem.
Czułam się nieco dziwnie pouczając wilkołaki i wampiry, które rządziły od lat. Jednak wychodziło na to, że oni wszyscy potrzebują kogoś, kto ich ogarnie. Bo jak przywódcami bez wątpienia byli świetnymi tak z dzieleniem się władza, były delikatnie mówiąc do dupy. Nie potrafili uszanować zdania innych i każdy miał się za tego najmądrzejszego. Dlatego potrzebowali kogoś, kto ich ogarnie. Pewnie nie byłam do tego najodpowiedniejszą osobą jednak byłam jedyną chętną. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Jeśli się ujawnimy, skończy się ten cały cyrk z ukrywaniem. Przyznam, że sam mam go momentami dosyć. - Wyznał mój bliźniak, zaczynając dyskusje.
- Przecież to się źle skończy. - Stwierdził Jack, który był jednym z alf. - Zaczną się polowania i eksperymenty. To może nas zniszczyć.
- To w końcu i tak się stanie. - Wtrącił Eko jeden z radnych. - Nie możemy ukrywać się przed światem w nieskończoność. Zwłaszcza w tych czasach.
- Zgadzam się z Eko. - Przyznał mój starszy brat.
- Więc to przegłosujmy. - Zasugerowałam czując, że w końcu idziemy naprzód. - Kto jest gotowy się ujawnić? - Spytałam i ponownie się obróciłam licząc, ile osób podniosło ręce. Takie proste, a jednak działa. Kiedy już wszystkich podliczyłam, stanęłam na chwilę czują jak kręci mi się w głowie. - Mamy większość. - Podsumowałam całkiem zadowolona z tego wyniku.
Mimo wszystko ten wynik był mi na rękę. Jeśli będę mogłam się ujawnić, wszystko będzie łatwiejsze. Dłużej nie będę musiała się ukrywać. Co na dłuższą metę było cholernie męczące. Poza tym łatwiej było wyjaśnić rodzinie Brendana czym jestem, dlaczego chodziłam w ciąży trzy miesiące i urodziłam zdrowe dziecko. No i jeszcze kilka innych spraw takich jak dziwne zwyczaje weselne czy inny tryb życia i pracę. Te sekrety serio były uciążliwe. Chociaż muszę przyznać, że tłumaczenie Brendana skąd wzięła się u nich w domu psia sierść, było dosyć zabawne.
- To chujowy pomysł. - Warknął jeden z radnych, któremu ten pomysł ewidentnie się nie podobał.
- Wiesz, na czym polega demokracja? - Spytałam spoglądając na wampira, który mierzył mnie niezadowolonym spojrzeniem. - Na zadowoleniu większości, bo wszystkich nikt nie zadowoli. Jesteś w mniejszości przykro mi. Życie jest niesprawiedliwe i do dupy i trzeba się z tym pogodzić.
- A kto w ogóle mianował cię przywódcą? - Spytał oburzony alfa Rosji.
- Ja sama, bo wy zachowujecie się jak dzieci i nie umiecie się dogadać. - Warknęłam, na co ten odpowiedział mi tym samym. - Chcesz walczyć o te pozycje? - Spytałam wkurzona, a ten wyglądał jakby naprawdę zamierzał się ze mną bić.
- Spokój. - Krzyknął mój ojciec, zwracając na siebie uwagę Alfy. Chyba nigdy nie spotkałam kogoś tak porywczego, jak Dimitra. On serio był gotowy komuś wyjebać, bo ten mrugał nie tak jak mu się podobało. - Moja córka ma rację. I nie mówię tego dlatego, że jestem jej ojcem. Wreszcie doszliśmy do jakiegoś porozumienia i powinniśmy się tego trzymać.
- Zagłosujmy co do przywództwa Antwanette. - Zasugerował Filip, na co reszta przystaknęła. Kurwa Filip użył mojego pełnego imienia. Robi się serio poważnie.
Przymknęłam oczy widząc, jak pojawiają się przed nimi czarne plamki. Czułam się dosyć słabo. Ten stres w końcu mnie wykończy. Wzięłam głębszy wdech licząc, że to mi pomoże i przyjrzałam się głosującym. Wychodzi na to, że zostałam przywódca. Oni serio chcą umrzeć w męczarniach.
- Ustalone. - Podsumował król wampirów, puszczając do mnie oczko. On to jednak umiał ogarniać ludzi.
Zrobiłam niepewny krok do przodu słysząc dziwny szum. Już kiedyś tak się czułam. I serio nie miałam ochoty powtarzać ten sytuacji. Dlatego odgarnęłam pasmo włosów za ucho, starając się ignorować suchość w ustach.
- Więc teraz pozostaje nam ustalić jak przekażemy ludzie wieść o naszym istnieniu. - Stwierdziłam robiąc krótką przerwę spowodowaną moim słabym samopoczuciem. - Potem jednak zacznie się prawdziwe piekło politycy z całego... Z całego świata się na nas rzucą i...
- Toni wszystko dobrze? Słabo wyglądasz. - Oświadczyła moja mama, wbijając się w moją piękną przemowę. A tak mi dobrze szło.
Skinęłam jedynie głową chcąc kontynuować. Nie było to jednak możliwe. W momencie obraz przed moimi oczami został zastąpiony przez rozmazane plamy. Poczułam, jak brakuje mi oddechu i nie jestem w stanie utrzymać się na nogach. Położyłam dłoń chyba na stole, po chwili czując jak ktoś mnie łapie. Chyba ktoś coś do mnie mówił, jednak nie byłam w stanie zrozumieć co takiego. Potem straciłam kontakt z rzeczywistością.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top