🅧🅧🅘🅥
Spojrzałam na talerz nie koniecznie przekonana czy chce to zjeść. Nie byłam głodna. A widok i intensywny zapach mięsa jakoś mnie odpychał. Było mi lekko niedobrze, co pewnie było winą stresu. Dlatego teraz dziękowałam niebiosom za to, że zabrałam jedzenie do siebie. Nie chciałabym, by ktoś czuł się urażony. Zjadłam kilka kawałków mięsa i było naprawdę dobre. Jednak nie było opcji, bym to dojadła. Mój żołądek zacisnął się i odmawiał przyjmowania jedzenia.
A może to znowu moje wewnętrzne zwierzę? Była to dosyć odważna myśl. I szczerze wolałam ją wykluczyć. Nigdy nie zapomnę jak ten kundel ciągał mnie po dziwnych miejscach, kiedy zasypiałam. To był zdecydowanie dziwny okres w moim życiu. Nie trwał na szczęście długo i wolałam do tego nigdy nie wrócić.
Wstałam z krzesła i odeszłam od biurka. Stanęłam na czerwonej marynarce która spadła z oparcia krzesła. Podniosłam ją z ziemi i zawiesiłam na oparciu krzesła. Z jej kieszeni wyjęłam telefon. Odblokowałam urządzenie i spojrzałam na tapetę, za którą robiło zdjęcie moje i Brendana. Weszłam w kontakty i wybrałam numer do mężczyzny. Z każdym kolejnym sygnałem z nie do końca znanych mi powodów stresowałam się coraz bardziej.
- Hej wilczku. - Rzucił od razu po odebraniu. - Miałaś zadzwonić, zaraz jak przyjedziesz. Na czym ci tak zeszło?
- Zaraz po przyjeździe poszłam spać, a rano wstałam dopiero na zebranie. Potem pracowałam i ustalałam parę rzeczy. Dopiero teraz znalazłam chwilę. - Oświadczyłam, chociaż to nie była tak do końca prawda. - A ty jak bawisz się beze mnie?
- No wiesz, nie muszę się martwić o to, czy wrócisz najebana, czy nie wrócisz w ogóle, więc wypoczywam. - Stwierdził a ja oczami wyobraźni, wiedziałem ten jego cwaniacki uśmiech. Dobra punkt dla niego. - A tak serio to jestem w pracy. Ani chwili wytchnienia.
- Więc widzę, że Ty też sobie nie odpoczniesz. Nadrobimy to sobie, kiedy wrócę. - Obiecałam, kładą się na łóżku. - Może dostanę to wolne, jeśli poradzę sobie z tym problemem. Lub w ogóle zmienię pracę.
- Niby dlaczego miałabyś to zrobić? - Spytał, a po chwili usłyszałam jakiś trzask i ciąg przekleństw płynących z ust mojego przeznaczonego.
- Może znajdę pracę z miększą ilością godzin? Nasza relacja cierpi na tym, że oboje bez przerwy pracujemy. - Oznajmiłam, poprawiając się na łóżku. Z jakiego powodu było mi cholernie nie wygodnie. A rano ledwo z niego wyszłam. - No i wiesz, przestanę wychodzić sama... Nie mam już piętnastu lat i chyba czas zacząć myśleć dojrzałej i mniej egoistycznie.
- Nie miałaś czasy zadzwonić, ale myśleć o takich rzeczach to już tak? - Dopytał rozbawiony, a ja parsknęłam śmiechem. - A tak serio to miło będzie spędzić razem więcej czasu. Jednak nie chce, żebyś przez to rezygnowała z pracy którą lubisz.
- Nie wiem, czy aż tak ja lubię. - Rzuciłam i w końcu wstałam z łóżka. - No, ale jeszcze to przemyśle. Teraz nie mam do tego głowy.
Zaczęłam kręcić się po pokoju. Nie miałam co ze sobą zrobić i to było flustrujace. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo nie umiałem znaleźć sobie miejsca. Może to przez to, że jestem w nowym miejscu? Może to ten stres? Lub inne gówno, które w tej chwili nawet nie przychodzi mi do głowy.
- Jeśli tego właśnie chcesz. - Mruknął, przewracając jakieś kartki. Byłam pewna, że przeszkadzam mu w pracy, jednak nie zamierza mnie spławić. - I wiesz co? Moi rodzice mają domek w lesie. Tam możemy pojechać, jak ogarniemy to wolne.
- I będziemy jak szczyle jeździć do domku twoich rodziców? - Dopytałam podnosząc z podłogi porozrzucane rzeczy. Jednak mam duszę bałaganiary. - W sumie to całkiem dobry pomysł. Tylko mam nadzieję, że Twoja matka przez przypadek nie wpadnie na podobny pomysł.
- Wiem, że jej nie lubisz, ale nie przesadzaj. - Poprosił, na co ja jedynie parsknęłam. - Ona nie jest aż taka wścibska, jak ci się wydaje.
- Mogłaby być jak Twój ojciec. Widziałam go zaledwie kilka razy w życiu. Poza tym wydaje się mieć na wszystko równo wyjebane. - Otworzyłam szafę i wrzuciłam do niej ubrania.
- Jest mało rodzinny. - Przyznał brunet a ja skinęłam głową zapominając, że nie mógł tego zobaczyć. - Nie jestem nawet pewniej czy zechce przyjść na nasz ślub.
- Już nie przesadzaj. Mimo wszystko to nadal twój ojciec i jestem pewna, że bardzo cię kocha. Tylko nie umie tego dobrze okazać. - Zapewniłam, przeglądając zawartość szafy. Po co ja w ogóle zabierałam swoje ubrania? - Może dlatego mnie nie lubi? Uważa, że mogę cię tylko zranić, a chce dla ciebie jak najlepiej.
- Cieszę się, że chociaż jednego z moich rodziców lubisz chociaż trochę. - Przyznał a ja mogę przysiądź, że się uśmiechnął. - Chociaż rozumiem, dlatego nie lubisz mojej matki. Jest dla ciebie suką.
- Kiedyś może w końcu mnie zaakceptuje. - Stwierdziłam, bo jak to mawiają nadzieja matką głupich. - Nigdy mnie nie polubi, ale może pogodzi się z tym, że jesteśmy razem.
- Sam nie wiem. Moja matka jest uparta i nigdy nie daje za wygraną. Pod tym względem jesteście bardzo podobne. - Zauważył, a ja skrzywiłam się lekko. Chyba powinnam się za to obrazić. - Nawet jak urodzisz mi dziecko to ona będzie mnie namawiać, żebym Ci je zabrał i odszedł, bo na pewno jesteś chujową matką.
- Ta, bo ona to jest matką roku od momentu twoich narodzin nieustannie. - Warknęłam, zamykając szafę nieco zbyt mocno. - Już wolę twojego ojca. On, chociaż się nie wpierdala.
- Tego akurat zarzucić mu nie można. - Przyznał, a ja skinęłam głową.
-... Nigdy cię o to nie zapytałam... I to pewnie cholernie głupie. - Zauważyłam przygryzając dolną wargę. - Jednak czy ty chciałbyś już mieć dzieci? Wiem, że to głupie. - Wtrąciłam szybko, by ten nie zdołał mi przerwać. - Jednak pierwszy raz od dawna otaczają mnie małe dzieci i kobiety w ciąży i ci wszyscy zadowoleni faceci i jakoś tak mnie naszło.
- Będziesz miała okres w przyszłym tygodni, więc się nie dziwię. - Walker parsknął śmiechem tak samo, jak ja. To, że pamiętam jak wygląda mój cykl, było na swój sposób urocze. - I szczerze to nie. Jestem jeszcze za młody na ojcostwo. W końcu mamy czas prawda?
- Tak masz racje. Potrzebujemy trochę czasu dla siebie. Spytałam, bo... W sumie sama nie wiem. Może po prostu chciałam wiedzieć.
- Będziemy o tym myśleć za jakiś czas. Teraz nie czuję się gotowy. I myślę, że Ty też nie jesteś gotowa by być matką.
- Masz rację. - Przyznałam i uśmiechnęłam się lekko.
Cieszyłam się, że mamy na ten temat podobne zdanie. Głupio by było, gdybym ja chciała a on nie lub na odwrót. Zwłaszcza że moim zdanie, jeśli jeden z partnerów nie jest gotowy, to nie ma o czym rozmawiać. Dziecko to za duża odpowiedzialność, by porywać się na to nie czując się gotowym.
- Brendan klient czeka. - Po drugiej stronie mogłam usłyszeć głos jego sekretarki.
- Dobrze już idę. - Oświadczył, a ja westchnęłam cicho. - Muszę już kończyć. Porozmawiamy później.
- Jasne. Kocham cię vir.
- Ja ciebie bardziej wilczku. - Zapewnił i rozłączył się, nie dając mi czasu na odpowiedź.
Naprawdę mi na nim zależało. I nie chciałam tego wszystkiego spieszyć. Dlatego przysięgłam sobie, że teraz zrobię wszystko, by już nic się nie spieszyło.
Szkoda tylko, że los miał nieco inne plany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top